Wiem, że zdecydowanie za długo nie wstawiałam nowych rozdziałów, ale muszę poinformować was, że nic się na tym blogu do przerwy świątecznej nie pojawi.
Jeżeli kogoś interesuje bardziej dogłębne i dokładne wytłumaczenie, to mam ich nawet kilka.
Brak czasu to moja główna wymówka. Profil biol-chem z rozszerzonym angielskim
i francuskim jest wymagający. Jako osoba, która myśli w przyszłości o karierze lekarza, powinnam uczyć się na okrągło... i jeszcze więcej. Nie robię tego, bo... ha, nie, ja nie piszę. Przynajmniej nie dotyczy to "Życie za życie". Od września rozpoczęłam pisanie pięciu opowiadań po angielsku, kompletnie różnych od siebie. Łączy je tylko jeden wątek - Baggishield. Żadne z nich nie jest skończone. Zamiast tego czytam Bagginshieldy innych autorów na różnych stronach internetowych. (Żeby poprawić sobie humor, czasem myślę sobie, że jestem trochę jak da Vinci, który w swoich notatkach żalił się nie raz - "czy ja coś kiedykolwiek skończyłem?"). Jestem taka leniwa, a szkoła nie pomaga. Mój profil dobitnie udowadnia mi, jak bardzo niewystarczająco inteligenta jestem, żeby stać się jakąś znaczącą jednostką w moim przyszłym zawodzie. A to znowu zniechęca mnie do tknięcia "Życie za życie". Rzecz w tym, że pomimo mojego kpienia, że opowieść ta to moje "dzieło życia", jej ukończenie ma dla mnie ogromne znaczenie. Nie mogę tego zepsuć. Po prostu nie.
Ostatnio doszłam do konkluzji dotyczącej mojego stylu pisania. On jest taki okropnie... adekwatny. Mam na myśl to, że, moim zdaniem, w sposobie, w jakim opisuję wydarzenia, nie ma nic odkrywczego czy zaskakującego (oczywiście, są może ze dwa wyjątki). Sama fabuła jest niczego sobie i czasem wciąż mnie zaskakuje, ale moja pisanina jest taka... brutalna, ciężka i nieprzyjemna, kiedy powinna być, a lekka, bez wysiłkowa
i przyjemna, gdy należy. Zawsze brakuje mi "tego czegoś", zawsze odnoszę wrażenie, że zawodzę oczekiwania. Nieustannie towarzyszy mi to dręczące uczucie gdzieś na krańcach mojego umysłu, że mogłam napisać to lepiej, że to nie jest wystarczająco dobre, że ja jestem niewystarczająco dobra. Jako, że jestem istotą niedorzecznie dumną, mocno zabolało mnie dojście do powyższego wniosku. Zapragnęłam coś zmienić - zacząć zaskakiwać, kokieteryjnie oczarowywać, bawić się z czytelnikiem, przybrać ciekawy, nowszy i bardziej fascynujący punkt widzenia na sprawy, sprawić, że czytelnik będzie musiał usiąść. I tutaj pojawia się kolejny problem. W moim przypadku dystans pomiędzy "chcę" a "mogę" jest jak droga między Krakowem a Zakopanem z zahaczeniem o RPA. Autostopem. Natomiast między "chcę i mogę" a "zrobię" mam do przebycia odległość podobną do tej pomiędzy Warszawą a Berlinem z uprzednim zdobyciem Mount Everestu
i zejściem na same dno Rowu Mariańskiego.
Najśmieszniejsze jest to, że, kiedy o coś się staram i wkładam w to całe serce, to skutek nigdy nie jest zadowalający, a w niektórych sytuacjach jestem na najgorszym miejscu drugim. Chcę być najlepsza, a nigdy nie jestem. A gdy nie chcę i zupełnie się nie staram, kiedy robię wszystko "na odwal się" i padam na łóżko/kanapę/podłogę/ziemię z myślą "pie*dolę to wszystko" to albo efekt jest poniżający, albo... znów jestem druga.
W dużym skrócie możemy przyjąć, że mam pisarską blokadę i dokuczają mi humory mojej artystycznej duszy.
Moim "prezentem" dla was na święta Bożego Narodzenia będzie kolejny rozdział 10.,
a przed 7 stycznia pojawią się ostatnie dwa rozdziały, mam taką nadzieję.
- Nadzieja matką głupców.
- Tak, ale każdą matkę trzeba kochać!
~*~+~*~
PS.Mój blog niedawno przekroczył 2500 wyświetleń! Jak to mój zawsze kochający młodszy brat powiada "niektórzy to tyle dziennie mają", ale chciałam wam wszystkim ogromnie podziękować! Zaczynając publikować rozdziały na tym blogu, myślałam sobie "no, może pod koniec trzeciej księgi dojdę do dwóch tysięcy wyświetleń", a tutaj bach! Jesteście niesamowici! Czuję się zaszczycona i, och, prze szczęśliwa, waszym tak dużym zainteresowaniem. Wyśmiejcie mnie albo mi pogratulujcie, cokolwiek, doprawdy. Dla mnie to ogromny sukces!
DZIĘKUJĘ WAM!
Za wszystko. Za dodawanie mi wiary w siebie, za cierpliwość ze mną i za przypominanie mi, że są ludzie, którzy czekają na zakończenie tej historii.
Która tak naprawdę będzie tylko początkiem...
Zdradzę wam pewien tyci, tyci sekret. Na tym blogu szczegóły mają ogromne znaczenie. Piosenki grające w tle są tutaj nie tylko dlatego, że brzmią świetnie i budują pożądany przeze mnie nastrój. Zdjęcie w tle nie zostało wybrane tylko dlatego, że jest bardzo ładne. Dorian i Sybil nie zostali kilkakrotnie przyrównani do ognia i wiatru bezpodstawnie.
By sytuacja podobna zaginięciu Jedynego Pierścienia, kiedy to wiele z tego, co nie powinno być zapomniane, przepadło, Valarowie (oczywiście tylko w moim wyobrażeniu) doszli do wniosku, że świat potrzebuje żywych dowodów historii wieków, które wkrótce miały przeminąć. Dorian i Sybil są "Ostatnim Powiewem, podsycającym Iskrę" ...
"Życie za życie" jest tak naprawdę drugą częścią większej trylogii opowiadającej
o rodzie Peryár, co w Quenyi znaczy "Półkrwi", których godłem są Dwa Drzewa Valinoru, zawołaniem rodowym jest Życie za życie, a jednym z elementów ich dziedzictwa jest miecz wykuty przez Thorina II Dębową Tarczę...
A reszta... w swoim czasie.
Czy w zamian za uchylenie rąbka tajemnicy mogę liczyć na to, żeby każdy, kto przeczytał ten post, zostawił pod nim swój komentarz? Bardzo zależy mi na waszych opiniach o mojej opowieści, pisaniu, moim blogu. Nie oczekuję jakichś rozpraw czy dogmatów, wystarczy nawet jedno czy dwa zdania. Tak pięknie proszę!
Która tak naprawdę będzie tylko początkiem...
Zdradzę wam pewien tyci, tyci sekret. Na tym blogu szczegóły mają ogromne znaczenie. Piosenki grające w tle są tutaj nie tylko dlatego, że brzmią świetnie i budują pożądany przeze mnie nastrój. Zdjęcie w tle nie zostało wybrane tylko dlatego, że jest bardzo ładne. Dorian i Sybil nie zostali kilkakrotnie przyrównani do ognia i wiatru bezpodstawnie.
By sytuacja podobna zaginięciu Jedynego Pierścienia, kiedy to wiele z tego, co nie powinno być zapomniane, przepadło, Valarowie (oczywiście tylko w moim wyobrażeniu) doszli do wniosku, że świat potrzebuje żywych dowodów historii wieków, które wkrótce miały przeminąć. Dorian i Sybil są "Ostatnim Powiewem, podsycającym Iskrę" ...
"Życie za życie" jest tak naprawdę drugą częścią większej trylogii opowiadającej
o rodzie Peryár, co w Quenyi znaczy "Półkrwi", których godłem są Dwa Drzewa Valinoru, zawołaniem rodowym jest Życie za życie, a jednym z elementów ich dziedzictwa jest miecz wykuty przez Thorina II Dębową Tarczę...
A reszta... w swoim czasie.
Czy w zamian za uchylenie rąbka tajemnicy mogę liczyć na to, żeby każdy, kto przeczytał ten post, zostawił pod nim swój komentarz? Bardzo zależy mi na waszych opiniach o mojej opowieści, pisaniu, moim blogu. Nie oczekuję jakichś rozpraw czy dogmatów, wystarczy nawet jedno czy dwa zdania. Tak pięknie proszę!