Wiele z tego, co było, zostało
zatracone, bo nie żyją już ci, którzy to pamiętali.
***
Cała ta sytuacja była…
Niewiarygodna.
Kora stała w bezruchu, zszokowana.
Po raz pierwszy w życiu, żywcem i najzwyczajniej w świecie nie miała pojęcia… co.
Bo on tak po prostu…
Sobie poszedł.
Wprost niewiarygodne.
Kora nadal nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało. Nawet bardziej nie mogła uwierzyć w swoje szczęście.
Nikt nie miał dowiedzieć się o jej małym niewinnym spacerze. Nikt nie miał się nawet zorientować, że w ogóle gdzieś wyszła.
Dziewczyna przeklęła na głos.
Po obiedzie z rodziną Rządcy, Kora razem z siostrą i rodzicami udała się na spoczynek do zaoferowanych im pokoi sypialnych. Jednak Kora nie była szczególnie zmęczona po wielogodzinnej podróży. Wręcz przeciwnie, w trakcie wędrówki stawała się coraz bardziej podekscytowana z każdą milą przybliżającą ją do Ettinor. Od zawsze lubiła tę miejscowość, a jej rodzina ostatni raz gościła w niej aż dwa lata temu. Dlatego też Kora chciała jak najszybciej sprawdzić, czy coś się tu zmieniło. Nawet paskudna pogoda nie zniechęciła jej przed zamiarem krótkiej przechadzki. Mimo wszelkich przeciwności, dziewczyna wyszła potajemnie z domu Rządcy, nie mówiąc o swoich zamiarach nikomu.
A teraz, jeśli pokaże się tam w takim stanie… Kora zadrżała na samo wyobrażenie. Jeśli ktokolwiek z domu Rządcy ją zauważy, będzie skończona. Ośmieszy siebie oraz swoją rodzinę. Matka i tak ją pewnie zamorduje, gdy odkryje, co się stało z płaszczem.
O rozczarowaniu taty wolała nawet nie myśleć.
Korze zachciało się płakać. Rzeczy, o które od zawsze ją upominano, znów wydały jej się przesadą. Cóż to za niedorzeczność, by oczekiwać kłopotów z powodu takiej błahostki jak ubrudzony płaszcz.
No dobrze, bardzo ubrudzony płaszcz.
Zrujnowany bardzo drogi płaszcz.
I pomyśleć, że to wszystko przez nieuwagę jakiegoś… jakiegoś…
Do głowy przyszło jej zbyt wiele wyzwisk, aby wybrać jedno odpowiednie.
Niewiarygodna.
Kora stała w bezruchu, zszokowana.
Po raz pierwszy w życiu, żywcem i najzwyczajniej w świecie nie miała pojęcia… co.
Bo on tak po prostu…
Sobie poszedł.
Wprost niewiarygodne.
Kora nadal nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało. Nawet bardziej nie mogła uwierzyć w swoje szczęście.
Nikt nie miał dowiedzieć się o jej małym niewinnym spacerze. Nikt nie miał się nawet zorientować, że w ogóle gdzieś wyszła.
Dziewczyna przeklęła na głos.
Po obiedzie z rodziną Rządcy, Kora razem z siostrą i rodzicami udała się na spoczynek do zaoferowanych im pokoi sypialnych. Jednak Kora nie była szczególnie zmęczona po wielogodzinnej podróży. Wręcz przeciwnie, w trakcie wędrówki stawała się coraz bardziej podekscytowana z każdą milą przybliżającą ją do Ettinor. Od zawsze lubiła tę miejscowość, a jej rodzina ostatni raz gościła w niej aż dwa lata temu. Dlatego też Kora chciała jak najszybciej sprawdzić, czy coś się tu zmieniło. Nawet paskudna pogoda nie zniechęciła jej przed zamiarem krótkiej przechadzki. Mimo wszelkich przeciwności, dziewczyna wyszła potajemnie z domu Rządcy, nie mówiąc o swoich zamiarach nikomu.
A teraz, jeśli pokaże się tam w takim stanie… Kora zadrżała na samo wyobrażenie. Jeśli ktokolwiek z domu Rządcy ją zauważy, będzie skończona. Ośmieszy siebie oraz swoją rodzinę. Matka i tak ją pewnie zamorduje, gdy odkryje, co się stało z płaszczem.
O rozczarowaniu taty wolała nawet nie myśleć.
Korze zachciało się płakać. Rzeczy, o które od zawsze ją upominano, znów wydały jej się przesadą. Cóż to za niedorzeczność, by oczekiwać kłopotów z powodu takiej błahostki jak ubrudzony płaszcz.
No dobrze, bardzo ubrudzony płaszcz.
Zrujnowany bardzo drogi płaszcz.
I pomyśleć, że to wszystko przez nieuwagę jakiegoś… jakiegoś…
Do głowy przyszło jej zbyt wiele wyzwisk, aby wybrać jedno odpowiednie.
Może i jego przeprosiny były
szczere, ale pragnął złożyć obietnice, których nie
byłby
w stanie dotrzymać, czego Kora nie omieszkała mu wytknąć. Więc on warknął na nią
i zostawił. W takim stanie.
w stanie dotrzymać, czego Kora nie omieszkała mu wytknąć. Więc on warknął na nią
i zostawił. W takim stanie.
Jego zachowanie świadczyło co
najmniej o ignorancji, braku wychowania i...
I złapał ją za talię! To było
niewłaściwe. Niedozwolone. Jak on w ogóle ważył się...
Pewnie teraz ten żartowniś opowiadał swoim znajomym, jak to świetnie się zabawił
z jakąś głupiutką, nieporadną przyjezdną, a oni śmieją się, śmieją się do rozpuku...
Kora traciła panowanie nad sobą. Narastająca w dziewczynie wściekłość, frustracja oraz uczucie poniżenia wydobyły się z jej gardła w postaci głośnego, przeciągłego wrzasku. Gdy ten dziwny nawet dla jej własnych uszu dźwięk ucichł, po jej policzkach spłynęło kilka łez złości oraz bezsilności. Szybko jednak otrzęsła się i rozejrzała się wokół, aby sprawdzić, czy jej krzyk nie przykuł czyjejś uwagi. Nie dostrzegła niczego, co by na to wskazywało.
Pewnie teraz ten żartowniś opowiadał swoim znajomym, jak to świetnie się zabawił
z jakąś głupiutką, nieporadną przyjezdną, a oni śmieją się, śmieją się do rozpuku...
Kora traciła panowanie nad sobą. Narastająca w dziewczynie wściekłość, frustracja oraz uczucie poniżenia wydobyły się z jej gardła w postaci głośnego, przeciągłego wrzasku. Gdy ten dziwny nawet dla jej własnych uszu dźwięk ucichł, po jej policzkach spłynęło kilka łez złości oraz bezsilności. Szybko jednak otrzęsła się i rozejrzała się wokół, aby sprawdzić, czy jej krzyk nie przykuł czyjejś uwagi. Nie dostrzegła niczego, co by na to wskazywało.
Kora z rezygnacją zdjęła płaszcz, żeby
się bardziej nie pobrudził w razie gdyby znów upadła, po czym ruszyła z
powrotem do domu Rządcy. Najwyraźniej nie pozostało jej nic tylko zaakceptować
swój los i mentalnie przygotować się na nadchodzącą burzę. Obrała drogę
powrotną ze spuszczoną głową, kryjąc swą twarz za kurtyną długich włosów.
Poruszała się niespiesznie, ubrana w samą suknię na deszczu i wietrze. Mokła i
marzła, co sprawiało, że czuła się nawet bardziej żałośnie. Ledwo
powstrzymywała płacz, gdy brnęła przez zabłocone uliczki.
W trakcie swego potajemnego spaceru Kora nie zdołała nawet zajść daleko. Minęło tylko kilka minut i w pełnej krasie ujrzała dom Rzadcy, z którego nie tak dawno się wymknęła. Znajdował się on na wysokim, nieco oddalonym od wsi pagórku. Był to duży, kamienny, dwupiętrowy budynek z białymi ścianami i pomarańczowymi dachówkami. Na tle pozostałych domów we wsi prezentował się szczególnie bogato. Mówiło się, że został on wybudowany jeszcze za czasów świetności Ereboru, kiedy to w tej okolicy panował dużo większy dostatek. Nigdy jednak nie wzniesiono wokół niego żadnych murów, czy chociaż płotu. Stał dumnie, nieosłonięty niczym i wyglądał jakby zachęcał do przybycia do Ettinor oraz zagoszczenia w jego progi. Nawet prowadząca do niego kamienna ścieżka wyglądała w jakiś sposób zapraszająco.
Właśnie tą dróżką wspinała się teraz Kora, pogrążona w ponurym zamyśleniu. Zastanawiała się, jak wejść do domu Rządcy, by było najmniejsze prawdopodobieństwo, że zostanie przyłapana. Istniały cztery możliwe sposoby. Mogła dostać się do środka przez frontowe drzwi - te jednak były pilnowane, a na noc zamykane. Tylne drzwi również nie były najlepszą możliwością. Chociaż przeważnie pozostawały otwarte i nikt ich nie pilnował, to w tamtej części domu nieustannie przewijała się służba, o osobnym wejściu dla służących już nie wspominając. Korze pozostała ostatnia możliwość - boczne drzwi wychodzące na taras. To nimi poprzednio się wymknęła, więc zapewne wciąż były otwarte, a na taras w taką pogodę mało kto chodził.
W trakcie swego potajemnego spaceru Kora nie zdołała nawet zajść daleko. Minęło tylko kilka minut i w pełnej krasie ujrzała dom Rzadcy, z którego nie tak dawno się wymknęła. Znajdował się on na wysokim, nieco oddalonym od wsi pagórku. Był to duży, kamienny, dwupiętrowy budynek z białymi ścianami i pomarańczowymi dachówkami. Na tle pozostałych domów we wsi prezentował się szczególnie bogato. Mówiło się, że został on wybudowany jeszcze za czasów świetności Ereboru, kiedy to w tej okolicy panował dużo większy dostatek. Nigdy jednak nie wzniesiono wokół niego żadnych murów, czy chociaż płotu. Stał dumnie, nieosłonięty niczym i wyglądał jakby zachęcał do przybycia do Ettinor oraz zagoszczenia w jego progi. Nawet prowadząca do niego kamienna ścieżka wyglądała w jakiś sposób zapraszająco.
Właśnie tą dróżką wspinała się teraz Kora, pogrążona w ponurym zamyśleniu. Zastanawiała się, jak wejść do domu Rządcy, by było najmniejsze prawdopodobieństwo, że zostanie przyłapana. Istniały cztery możliwe sposoby. Mogła dostać się do środka przez frontowe drzwi - te jednak były pilnowane, a na noc zamykane. Tylne drzwi również nie były najlepszą możliwością. Chociaż przeważnie pozostawały otwarte i nikt ich nie pilnował, to w tamtej części domu nieustannie przewijała się służba, o osobnym wejściu dla służących już nie wspominając. Korze pozostała ostatnia możliwość - boczne drzwi wychodzące na taras. To nimi poprzednio się wymknęła, więc zapewne wciąż były otwarte, a na taras w taką pogodę mało kto chodził.
Kora ruszyła w stronę tamtego właśnie wejścia. Zboczyła ze ścieżki prowadzącej do frontowych drzwi, po czym podbiegła do ściany domu. Potem, pochylając się tak, aby nie było jej widać w parterowych oknach, pospiesznie okrążyła dom. Wdrapała się na taras, przeskoczyła balustradę i nareszcie znalazła się pod drzwiami. Przystanęła na moment, aby uspokoić oddech i kołatające serce. Gdy opanowała się trochę, zdjęła ubłocone buty
i wzięła je w rękę. Później uchyliła drzwi i wśliznęła się do środka. Ruszyła pustym korytarzem, a kroki jej bosych stóp odbijały się lekkim echem od kamiennej posadzki
i ścian. Szybko znalazła się w głównym hallu, w którym akurat nie było żywej duszy. Korzystając z okazji, szybko potruchtała w kierunku schodów prowadzących do sypialni na górze. Wspięła się po nich najciszej jak potrafiła. U ich szczytu znajdował się prosty korytarz, który w lewo prowadził ku pokojom rodziny Rządcy, a w prawo ku pokojom gościnnym. Kora przystanęła, sprawdzając, czy ktoś nim przechodził.
Westchnęła z ulgą. Jak na razie nie napotkała nikogo.
Oczywiście ten stan nie mógł utrzymać się na długo.
i wzięła je w rękę. Później uchyliła drzwi i wśliznęła się do środka. Ruszyła pustym korytarzem, a kroki jej bosych stóp odbijały się lekkim echem od kamiennej posadzki
i ścian. Szybko znalazła się w głównym hallu, w którym akurat nie było żywej duszy. Korzystając z okazji, szybko potruchtała w kierunku schodów prowadzących do sypialni na górze. Wspięła się po nich najciszej jak potrafiła. U ich szczytu znajdował się prosty korytarz, który w lewo prowadził ku pokojom rodziny Rządcy, a w prawo ku pokojom gościnnym. Kora przystanęła, sprawdzając, czy ktoś nim przechodził.
Westchnęła z ulgą. Jak na razie nie napotkała nikogo.
Oczywiście ten stan nie mógł utrzymać się na długo.
Kiedy tylko dziewczyna skręciła w prawo
i zrobiła parę kroków, usłyszała za sobą odgłos otwieranych drzwi, a później
przestraszony krzyk. Kora błyskawicznie odwróciła się w kierunku dźwięku i ujrzała Rosaline – młodą pokojówkę
usługującą żonie Rządcy. Stała przed drzwiami sypialni Tali z ręką na
klamce. Służka patrzyła na dziewczynę
z wytrzeszczonymi oczami, a Kora zaczęła maniacko kręcić głową, bezsłownie błagając Rosaline o zachowanie ciszy. Niestety, jej starania poszły na marne, gdyż Rosaline już otwierała usta, by coś powiedzieć. Widząc to, Kora natychmiast obróciła się na pięcie
i popędziła do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi za sobą. Potem podbiegła do łóżka
i wrzuciła płaszcz pod kołdrę, a buty cisnęła w kąt. W tym samym momencie ktoś zapukał do pokoju.
- Wejść - rzekła Kora.
Do pomieszczenia wkroczyła Rosaline, kłaniając się grzecznie.
- Panienko! - wykrzyknęła służka moment później, nie czekając nawet na pozwolenie, by się odezwać. - Cóż się stało?
Kora przewróciła oczami.
- Żadne mi ,,panienko", Rosa. - Uśmiechnęła się.
Pokojówka odwzajemniła uśmiech i spytała:
- Dlaczego jesteś cała przemoczona i bosa, Koro? Poza tym masz minę, jakbyś połknęła garść ziaren gorczycy.
Dziewczyna westchnęła z umęczeniem.
- Wyszłam stąd na chwilę, żeby... zaczerpnąć świeżego powietrza, ale... upadłam i...
Ostrożnie wyjęła płaszcz z pościeli i pokazała go Rosaline.
z wytrzeszczonymi oczami, a Kora zaczęła maniacko kręcić głową, bezsłownie błagając Rosaline o zachowanie ciszy. Niestety, jej starania poszły na marne, gdyż Rosaline już otwierała usta, by coś powiedzieć. Widząc to, Kora natychmiast obróciła się na pięcie
i popędziła do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi za sobą. Potem podbiegła do łóżka
i wrzuciła płaszcz pod kołdrę, a buty cisnęła w kąt. W tym samym momencie ktoś zapukał do pokoju.
- Wejść - rzekła Kora.
Do pomieszczenia wkroczyła Rosaline, kłaniając się grzecznie.
- Panienko! - wykrzyknęła służka moment później, nie czekając nawet na pozwolenie, by się odezwać. - Cóż się stało?
Kora przewróciła oczami.
- Żadne mi ,,panienko", Rosa. - Uśmiechnęła się.
Pokojówka odwzajemniła uśmiech i spytała:
- Dlaczego jesteś cała przemoczona i bosa, Koro? Poza tym masz minę, jakbyś połknęła garść ziaren gorczycy.
Dziewczyna westchnęła z umęczeniem.
- Wyszłam stąd na chwilę, żeby... zaczerpnąć świeżego powietrza, ale... upadłam i...
Ostrożnie wyjęła płaszcz z pościeli i pokazała go Rosaline.
Służka oniemiała.Znieruchomiała, wpatrując się w trzymane przez Korę okrycie
z rozszerzonymi w niedowierzaniu oczami.
z rozszerzonymi w niedowierzaniu oczami.
- Powiedz coś - rzekła Kora błagalnie.
Na twarzy pokojówki odmalowało się współczucie.
- Obawiam się, że możliwe, iż nie da się go uratować - stwierdziła z żalem.
Na twarzy pokojówki odmalowało się współczucie.
- Obawiam się, że możliwe, iż nie da się go uratować - stwierdziła z żalem.
Kora załamała ręce.
- Czy jesteś pewna? Naprawdę nie da się nic zrobić?
Rosaline skrzywiła się z powątpiewaniem, po czym odparła:
- I tak trzeba go uprać, ale to ja to zrobię, nie Emre.
- Ale to nie należy do twoich obowiązków, jak ktoś się dowie to obie będziemy mieć kłopoty... - odrzekła Kora.
- A ufasz Emre na tyle, żeby dać jej ten płaszcz, by spróbowała go wyczyścić? - przerwała Rosaline. - Pewnie wszyscy będą wiedzieć po godzinie, jak to Edwaldowa córka szanuje swoje drogie rzeczy!
- Masz rację - mruknęła Kora z przekąsem.
Służka nie potrzebowała dalszej zachęty. Wzięła okrycie od Kory, a potem powiedziała:
- Spróbuję sprawić, by wglądał, jak nowy, ale nic nie obiecuję. I nie obawiaj się, zrobię to na tyle dyskretnie, by nikt z Domu mnie nie zobaczył.
Kora poczuła tak wielką ulgę i wdzięczność, że przytuliła Rosaline z całych sił.
- Dziękuję - wyszeptała. - Mam u ciebie dług.
Pokojówka uwolniła się z uścisku z uśmiechem.
- Ależ nie ma o czym mówić. Kiedyś mi się odwdzięczysz. - Mrugnęła łobuzersko.
- Obiecuję - zadeklarowała poważnie.
Rosaline skierowała się w stronę wyjścia. Zanim jednak opuściła pokój, odwróciła się do Kory i z ukłonem rzekła:
- Panienko.
Kora zaśmiała się, a potem pokazała służce język. Tamta mrugnęła raz jeszcze, po czym zniknęła za drzwiami. Po tym, jak Rosaline wyszła, kora jeszcze chwilę stała pośrodku pokoju. Później westchnęła ciężko i położyła się na łóżku. Przez długi czas wpatrywała się w sufit, myślami wracając do niefortunnych wydarzeń dnia. Jednak im więcej się nad nimi zastanawiała, tym bardziej miała ochotę zapaść się pod ziemię. W jej oczach znów wzbierały łzy złości oraz upokorzenia, lecz zanim zdążyły wypłynąć, ktoś wszedł do jej pokoju. Kora poderwała się do pozycji siedzącej i ujrzała swą siostrę. Jej proste jasne włosy były rozpuszczone i potargane, suknia pomięta. Marszczyła swoje eleganckie brwi, a w jej niebieskich tęczówkach błyszczał gniew.
- Kora! - wysyczała Karen. - Gdzieś ty była?!
Młodsza siostra nie zdążyła nawet odpowiedzieć słowem, kiedy blondynka dodała:
- I co ci się u licha stało? Zniknęłaś niecałe pół godziny temu, a teraz wracasz cała przemoczona?! Co, koniecznie chciałaś wziąć lodowatą kąpiel na deszczu?
- Nie, Karen, ja... wszystko wyjaśnię.
- Och, jak miło z twojej strony! Szkoda, że nie raczyłaś poinformować chociaż mnie, że wychodzisz! Wiesz, jak trudno było mi kryć cię przed rodzicami? Właśnie od nich wyszłam. Robiłam wszystko, by ich jakoś zagadać, bo mama upierała się, że musi przyjść do ciebie!
I ten krzyk Rosaline!
Korę zalała fala paniki.
- Ale oni nie wiedzą? - wyszeptała ze strachem.
- Nie, oczywiście, że nie! - odkrzyknęła Karen wściekle.
- Przepraszam - rzekła młodsza siostra cicho. - Ja tylko chciałam...
Kora opowiedziała starszej siostrze o wszystkim. Gdy skończyła, Karen uderzyła się ręką w czoło i rzekła:
- Twój brak rozsądku nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
Korę bardzo zabolały te słowa i już miała się odszczeknąć, jednak Karen znów się odezwała:
- Ale może nie jest tak źle? Może Rosaline uda się uratować płaszcz?
Młodsza siostra pokręciła głową.
- Nie, ty go nie widziałaś. Nawet jeśli Rosa spierze całe błoto, widoczne ślady po nim pozostaną.
Karen nic nie odpowiedziała. W pokoju na czas jakiś zapanowała ponura cisza.
- I co ja mam teraz począć? - zapytała Kora w końcu.
- Przyznać się mamie i tacie do wszystkiego, najpewniej - odparła Karen.
Kora jęknęła i ukryła twarz w dłoniach, bez słów przyznając siostrze rację. Znów pogrążyły się w milczeniu, które niedługo przerwała Karen:
- Czy jesteś pewna? Naprawdę nie da się nic zrobić?
Rosaline skrzywiła się z powątpiewaniem, po czym odparła:
- I tak trzeba go uprać, ale to ja to zrobię, nie Emre.
- Ale to nie należy do twoich obowiązków, jak ktoś się dowie to obie będziemy mieć kłopoty... - odrzekła Kora.
- A ufasz Emre na tyle, żeby dać jej ten płaszcz, by spróbowała go wyczyścić? - przerwała Rosaline. - Pewnie wszyscy będą wiedzieć po godzinie, jak to Edwaldowa córka szanuje swoje drogie rzeczy!
- Masz rację - mruknęła Kora z przekąsem.
Służka nie potrzebowała dalszej zachęty. Wzięła okrycie od Kory, a potem powiedziała:
- Spróbuję sprawić, by wglądał, jak nowy, ale nic nie obiecuję. I nie obawiaj się, zrobię to na tyle dyskretnie, by nikt z Domu mnie nie zobaczył.
Kora poczuła tak wielką ulgę i wdzięczność, że przytuliła Rosaline z całych sił.
- Dziękuję - wyszeptała. - Mam u ciebie dług.
Pokojówka uwolniła się z uścisku z uśmiechem.
- Ależ nie ma o czym mówić. Kiedyś mi się odwdzięczysz. - Mrugnęła łobuzersko.
- Obiecuję - zadeklarowała poważnie.
Rosaline skierowała się w stronę wyjścia. Zanim jednak opuściła pokój, odwróciła się do Kory i z ukłonem rzekła:
- Panienko.
Kora zaśmiała się, a potem pokazała służce język. Tamta mrugnęła raz jeszcze, po czym zniknęła za drzwiami. Po tym, jak Rosaline wyszła, kora jeszcze chwilę stała pośrodku pokoju. Później westchnęła ciężko i położyła się na łóżku. Przez długi czas wpatrywała się w sufit, myślami wracając do niefortunnych wydarzeń dnia. Jednak im więcej się nad nimi zastanawiała, tym bardziej miała ochotę zapaść się pod ziemię. W jej oczach znów wzbierały łzy złości oraz upokorzenia, lecz zanim zdążyły wypłynąć, ktoś wszedł do jej pokoju. Kora poderwała się do pozycji siedzącej i ujrzała swą siostrę. Jej proste jasne włosy były rozpuszczone i potargane, suknia pomięta. Marszczyła swoje eleganckie brwi, a w jej niebieskich tęczówkach błyszczał gniew.
- Kora! - wysyczała Karen. - Gdzieś ty była?!
Młodsza siostra nie zdążyła nawet odpowiedzieć słowem, kiedy blondynka dodała:
- I co ci się u licha stało? Zniknęłaś niecałe pół godziny temu, a teraz wracasz cała przemoczona?! Co, koniecznie chciałaś wziąć lodowatą kąpiel na deszczu?
- Nie, Karen, ja... wszystko wyjaśnię.
- Och, jak miło z twojej strony! Szkoda, że nie raczyłaś poinformować chociaż mnie, że wychodzisz! Wiesz, jak trudno było mi kryć cię przed rodzicami? Właśnie od nich wyszłam. Robiłam wszystko, by ich jakoś zagadać, bo mama upierała się, że musi przyjść do ciebie!
I ten krzyk Rosaline!
Korę zalała fala paniki.
- Ale oni nie wiedzą? - wyszeptała ze strachem.
- Nie, oczywiście, że nie! - odkrzyknęła Karen wściekle.
- Przepraszam - rzekła młodsza siostra cicho. - Ja tylko chciałam...
Kora opowiedziała starszej siostrze o wszystkim. Gdy skończyła, Karen uderzyła się ręką w czoło i rzekła:
- Twój brak rozsądku nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
Korę bardzo zabolały te słowa i już miała się odszczeknąć, jednak Karen znów się odezwała:
- Ale może nie jest tak źle? Może Rosaline uda się uratować płaszcz?
Młodsza siostra pokręciła głową.
- Nie, ty go nie widziałaś. Nawet jeśli Rosa spierze całe błoto, widoczne ślady po nim pozostaną.
Karen nic nie odpowiedziała. W pokoju na czas jakiś zapanowała ponura cisza.
- I co ja mam teraz począć? - zapytała Kora w końcu.
- Przyznać się mamie i tacie do wszystkiego, najpewniej - odparła Karen.
Kora jęknęła i ukryła twarz w dłoniach, bez słów przyznając siostrze rację. Znów pogrążyły się w milczeniu, które niedługo przerwała Karen:
- Wiesz, kto to w ogóle był?
- Nie! – odrzekła ostro. – Naprawdę myślisz, że chcę wiedzieć?!
- No już dobrze, nie denerwuj się tak, tylko pytałam! – Karen uniosła dłonie
w pokojowym geście. – Pomyślałam, że może go rozpoznałaś.
Kora zastanowiła się nad uwagą siostry.
- Tak właściwie, to dosyć dziwne… - mruknęła w zadumie. – Zdawał się być mniej więcej w twoim wieku, jednak nie przypominam sobie, bym widziała go w Ettinor kiedykolwiek wcześniej, jeśli wcale.
- O. To ci ciekawostka - rzekła Karen. – A jak wyglądał? Może ja go pamiętam?
- Przecież jesteś tylko o rok starsza – burknęła młodsza siostra.
- Zawsze coś.
Kora prychnęła.
- Cóż, ten młodzieniec był… - Dziewczyna uważnie dobierała kolejne słowa. – Wysoki, przede wszystkim. Wysoki i dobrze zbudowany. Myślę, że by ci się spodobał. W końcu brunet, na dodatek z przeszywającymi jasnymi oczami!
Karen stała się wyraźnie bardziej zaintrygowana.
- Na twarzy miał lekki czarny zarost. Wyglądał zdrowo, ale był biednie odziany. Jego dłonie były spracowane, w kilku miejscach poparzone. Łatwo było po nim zauważyć, że ciężko pracuje. Widać było też to, że jest niegłupi. Niby dobrze mu z oczu patrzyło, ale jego postępowanie…
- Pokazało co innego – przerwała Karen, uciszając dalsze żale Kory machnięciem ręki.
Kora zacisnęła pięści, starając się powstrzymać złość. Nie znosiła bycia traktowaną jak dziecko, lekceważoną i uciszaną. Karen wiedziała o tym dobrze, lecz rzadko się tym przejmowała. Szczególnie nie interesowało jej to teraz, gdy miała na myśli sprawy o wiele bardziej zajmujące niż uczucia swojej młodszej siostry.
- Chłopak w moim typie, powiadasz - powiedziała blondynka w zamyśleniu.
- Tak – Kora odparła opryskliwie. – Skoro tylko to cię teraz obchodzi…
- Przestań, co? – Karen skrzywiła się z irytacją. – Jestem zwyczajnie ciekawa, kto to mógł być. A może robię już coś złego?
- Nie, nie robisz absolutnie nic złego – odrzekła młodsza siostra jadowicie. – Traktowanie mnie jak bezmyślnego dzieciaka to nic złego, nic zupełnie.
Karen zaśmiała się szyderczo.
- Twoje zachowanie tylko udowadnia, że nadal nim jesteś! – powiedziała.
W tym momencie Kora miała już naprawdę dosyć.
- Wyjdź – warknęła, ale Karen ani drgnęła. – Wyjdź! – powtórzyła z wrzaskiem. .
Blondynka wstała z łóżka powoli.
- Cóż, tak naprawdę przyszłam tu, żeby przekazać ci pewną dobrą wiadomość - rzekła, idąc w stronę drzwi. - Ale skoro mnie wyganiasz...
- Dobrą wiadomość? - Kora zdziwiła się. Jakieś dobre wieści mogły ją czekać tego okropnego dnia? – O co chodzi?
- Przecież nie chcesz wiedzieć - odparła śpiewnym głosem Karen. - W końcu wolisz, żebym wyszła...
Kora wzięła uspokajający wdech, w myślach modląc się o cierpliwość.
- Skończ - powiedziała stanowczo. - Dobrze wiem, jak bardzo chcesz, abyś to ty była tą, która przekaże mi ową wieść.
Karen odwróciła się do siostry z kpiącym uśmieszkiem.
- Och, jak ty dobrze mnie znasz - rzekła sarkastycznie.
Kora tylko uniosła brwi, nieporuszona tą drwiną.
- Więc? - spytała. - Co takiego chcesz mi powiedzieć?
Starsza siostra westchnęła i odpuściła Korze dalszych docinek. Przez moment nic nie mówiła, robiąc dramatyczną pauzę, po czym wykrzyczała z tryumfem:
- Możemy iść dzisiaj do gospody!
Kora rozdziawiła usta ze zdziwienia i na dłuższą chwilę odebrało jej mowę.
- Co? - wykrztusiła w końcu. - Ale... jak to? Jak zdołałaś to załatwić?
Karen wzruszyła ramionami.
- Nie! – odrzekła ostro. – Naprawdę myślisz, że chcę wiedzieć?!
- No już dobrze, nie denerwuj się tak, tylko pytałam! – Karen uniosła dłonie
w pokojowym geście. – Pomyślałam, że może go rozpoznałaś.
Kora zastanowiła się nad uwagą siostry.
- Tak właściwie, to dosyć dziwne… - mruknęła w zadumie. – Zdawał się być mniej więcej w twoim wieku, jednak nie przypominam sobie, bym widziała go w Ettinor kiedykolwiek wcześniej, jeśli wcale.
- O. To ci ciekawostka - rzekła Karen. – A jak wyglądał? Może ja go pamiętam?
- Przecież jesteś tylko o rok starsza – burknęła młodsza siostra.
- Zawsze coś.
Kora prychnęła.
- Cóż, ten młodzieniec był… - Dziewczyna uważnie dobierała kolejne słowa. – Wysoki, przede wszystkim. Wysoki i dobrze zbudowany. Myślę, że by ci się spodobał. W końcu brunet, na dodatek z przeszywającymi jasnymi oczami!
Karen stała się wyraźnie bardziej zaintrygowana.
- Na twarzy miał lekki czarny zarost. Wyglądał zdrowo, ale był biednie odziany. Jego dłonie były spracowane, w kilku miejscach poparzone. Łatwo było po nim zauważyć, że ciężko pracuje. Widać było też to, że jest niegłupi. Niby dobrze mu z oczu patrzyło, ale jego postępowanie…
- Pokazało co innego – przerwała Karen, uciszając dalsze żale Kory machnięciem ręki.
Kora zacisnęła pięści, starając się powstrzymać złość. Nie znosiła bycia traktowaną jak dziecko, lekceważoną i uciszaną. Karen wiedziała o tym dobrze, lecz rzadko się tym przejmowała. Szczególnie nie interesowało jej to teraz, gdy miała na myśli sprawy o wiele bardziej zajmujące niż uczucia swojej młodszej siostry.
- Chłopak w moim typie, powiadasz - powiedziała blondynka w zamyśleniu.
- Tak – Kora odparła opryskliwie. – Skoro tylko to cię teraz obchodzi…
- Przestań, co? – Karen skrzywiła się z irytacją. – Jestem zwyczajnie ciekawa, kto to mógł być. A może robię już coś złego?
- Nie, nie robisz absolutnie nic złego – odrzekła młodsza siostra jadowicie. – Traktowanie mnie jak bezmyślnego dzieciaka to nic złego, nic zupełnie.
Karen zaśmiała się szyderczo.
- Twoje zachowanie tylko udowadnia, że nadal nim jesteś! – powiedziała.
W tym momencie Kora miała już naprawdę dosyć.
- Wyjdź – warknęła, ale Karen ani drgnęła. – Wyjdź! – powtórzyła z wrzaskiem. .
Blondynka wstała z łóżka powoli.
- Cóż, tak naprawdę przyszłam tu, żeby przekazać ci pewną dobrą wiadomość - rzekła, idąc w stronę drzwi. - Ale skoro mnie wyganiasz...
- Dobrą wiadomość? - Kora zdziwiła się. Jakieś dobre wieści mogły ją czekać tego okropnego dnia? – O co chodzi?
- Przecież nie chcesz wiedzieć - odparła śpiewnym głosem Karen. - W końcu wolisz, żebym wyszła...
Kora wzięła uspokajający wdech, w myślach modląc się o cierpliwość.
- Skończ - powiedziała stanowczo. - Dobrze wiem, jak bardzo chcesz, abyś to ty była tą, która przekaże mi ową wieść.
Karen odwróciła się do siostry z kpiącym uśmieszkiem.
- Och, jak ty dobrze mnie znasz - rzekła sarkastycznie.
Kora tylko uniosła brwi, nieporuszona tą drwiną.
- Więc? - spytała. - Co takiego chcesz mi powiedzieć?
Starsza siostra westchnęła i odpuściła Korze dalszych docinek. Przez moment nic nie mówiła, robiąc dramatyczną pauzę, po czym wykrzyczała z tryumfem:
- Możemy iść dzisiaj do gospody!
Kora rozdziawiła usta ze zdziwienia i na dłuższą chwilę odebrało jej mowę.
- Co? - wykrztusiła w końcu. - Ale... jak to? Jak zdołałaś to załatwić?
Karen wzruszyła ramionami.
- Po prostu w odpowiedni sposób spytałam o pozwolenie rodziców i użyłam właściwych argumentów do przekonania ich. - Starsza siostra nie starała się nawet ukryć zwycięskiego uśmiechu. - Po niedługich namowach... zgodzili się. Naprawdę.
- Matka też? – Kora spytała sceptycznie.
- Tak, mama też – wycedziła Karen. – Obydwoje powiedzieli, że potrzebujemy choć trochę… prostej rozrywki. – W jej oczach pojawił się łobuzerski błysk, który Kora znała doskonale. – Pójdziemy tam, napijemy się czegoś, porozmawiamy z ludźmi…
- A Rządca wie? – wtrąciła młodsza siostra.
Karen przewróciła oczami.
- Oczywiście, że wie – prychnęła. – Przecież tata nie zapomniałby uprzedzić go o czymś takim.
- Matka też? – Kora spytała sceptycznie.
- Tak, mama też – wycedziła Karen. – Obydwoje powiedzieli, że potrzebujemy choć trochę… prostej rozrywki. – W jej oczach pojawił się łobuzerski błysk, który Kora znała doskonale. – Pójdziemy tam, napijemy się czegoś, porozmawiamy z ludźmi…
- A Rządca wie? – wtrąciła młodsza siostra.
Karen przewróciła oczami.
- Oczywiście, że wie – prychnęła. – Przecież tata nie zapomniałby uprzedzić go o czymś takim.
Kora westchnęła z ulgą, po czym klasnęła w
dłonie i uśmiechnęła się radośnie.
- Na co zatem czekamy?! – Poderwała się z łóżka, a potem szybko zaczęła się ubierać. - No rusz się, już! – krzyknęła do siostry.
Karen w mgnieniu oka wstała, by również przygotować się do wyjścia.
Kiedy obie odziały się i uczesały odpowiednio, ostrożnie skierowały się do tylnego wyjścia, które wciąż było otwarte. Szczęśliwie nie napotkały nikogo na swej drodze. Wymknęły się do ogrodu bez przyciągnięcia czyjejkolwiek uwagi. Karen i Kora okrążyły budynek, po czym schodziły w dół ścieżką prowadzącą do reszty Ettinor, uważnie patrząc pod nogi. Panował już mrok, a ziemia była mokra od deszczu, co groziło pośliźnięciem się
i niefortunnym upadkiem.
Gdy szły uliczkami wioski i znajdowały się niedaleko gospody, zostały zaczepione przez grupę kilku przechodniów.
- Panienki! A dokąd to idziecie same tak późno? – spytał jeden.
- Do gospody, panie – odparła starsza siostra.
Zakapturzeni nieznajomi zbliżyli się i unieśli pochodnie, by dokładniej przyjrzeć się dwóm dziewczynom. Kora usłyszała, że Karen przeklęła pod nosem.
- Odprowadzić was nie trzeba? – zaproponował inny. – Nieładnie, żeście tak wyszły bez nikogo.
- Nie trzeba, panie, przecież to już blisko – rzekła Kora.
- Ano, blisko! – zaśmiała się jakaś kobieta. – Dlatego nie pogniewałyby się panienki, gdybyśmy się wrócili z nimi i napili czego? Toć wy są te kupcówny, co was od tak dawna po was ni widu, ni słychu!
Wśród nieznajomych podniósł się okrzyk zaskoczenia.
- Edwaldowe córki, niech mnie licho! – wykrzyknął jeden z mężczyzn. – Jużem myślał, że tego chłopa z rodziną więcej nie zobaczę! Miło, żeście wrócili.
- Dzięki ci, panie – odparła Kora z dygnięciem.
- My też się cieszymy – powiedziała Karen. – Lecz teraz naprawdę nam śpieszno. Dobrej nocy państwu. – Z tymi słowami zaczęła oddalać się szybki krokiem, ciągnąc siostrę ze sobą.
- Dobrej nocy! – Kora krzyknęła przez ramię, po czym ruszyła za Karen.
Siostry szły dalej w ciszy, nie zwracając uwagi na to, co ludzie wołali za nimi. Niedługo potem nareszcie ujrzały złoty blask lamp uwieszonych przy wejściu gospody.
- Tamtej sytuacji nie było w planie – wymamrotała Karen.
- Nie przesadzaj – fuknęła Kora. – Jutro i tak by gadali. Będą gadali. Ktoś nas pozna prędzej czy później. Taka jest cena prostej rozrywki.
- Wiem – mruknęła starsza siostra z przekąsem. – Choć wiem także, że tobie to się nie podoba tak samo jak mi.
Kora nic nie odpowiedziała, gdyż wkroczyły już w przedsionek dużego, drewnianego budynku. Kiedy znalazły się w środku, odrzuciły kaptury i zaczęły rozglądać się wokół. Kora na razie nie zauważyła nikogo znajomego, jednak dostrzegła od razu, iż ona i Karen przyciągnęły wiele ciekawskich spojrzeń. Pod ich naporem niemal natychmiast zapragnęła wyjść, ale wtedy jej wzrok padł na niewielki stół w pobliżu głównego paleniska zajmowany przez…
- Na co zatem czekamy?! – Poderwała się z łóżka, a potem szybko zaczęła się ubierać. - No rusz się, już! – krzyknęła do siostry.
Karen w mgnieniu oka wstała, by również przygotować się do wyjścia.
Kiedy obie odziały się i uczesały odpowiednio, ostrożnie skierowały się do tylnego wyjścia, które wciąż było otwarte. Szczęśliwie nie napotkały nikogo na swej drodze. Wymknęły się do ogrodu bez przyciągnięcia czyjejkolwiek uwagi. Karen i Kora okrążyły budynek, po czym schodziły w dół ścieżką prowadzącą do reszty Ettinor, uważnie patrząc pod nogi. Panował już mrok, a ziemia była mokra od deszczu, co groziło pośliźnięciem się
i niefortunnym upadkiem.
Gdy szły uliczkami wioski i znajdowały się niedaleko gospody, zostały zaczepione przez grupę kilku przechodniów.
- Panienki! A dokąd to idziecie same tak późno? – spytał jeden.
- Do gospody, panie – odparła starsza siostra.
Zakapturzeni nieznajomi zbliżyli się i unieśli pochodnie, by dokładniej przyjrzeć się dwóm dziewczynom. Kora usłyszała, że Karen przeklęła pod nosem.
- Odprowadzić was nie trzeba? – zaproponował inny. – Nieładnie, żeście tak wyszły bez nikogo.
- Nie trzeba, panie, przecież to już blisko – rzekła Kora.
- Ano, blisko! – zaśmiała się jakaś kobieta. – Dlatego nie pogniewałyby się panienki, gdybyśmy się wrócili z nimi i napili czego? Toć wy są te kupcówny, co was od tak dawna po was ni widu, ni słychu!
Wśród nieznajomych podniósł się okrzyk zaskoczenia.
- Edwaldowe córki, niech mnie licho! – wykrzyknął jeden z mężczyzn. – Jużem myślał, że tego chłopa z rodziną więcej nie zobaczę! Miło, żeście wrócili.
- Dzięki ci, panie – odparła Kora z dygnięciem.
- My też się cieszymy – powiedziała Karen. – Lecz teraz naprawdę nam śpieszno. Dobrej nocy państwu. – Z tymi słowami zaczęła oddalać się szybki krokiem, ciągnąc siostrę ze sobą.
- Dobrej nocy! – Kora krzyknęła przez ramię, po czym ruszyła za Karen.
Siostry szły dalej w ciszy, nie zwracając uwagi na to, co ludzie wołali za nimi. Niedługo potem nareszcie ujrzały złoty blask lamp uwieszonych przy wejściu gospody.
- Tamtej sytuacji nie było w planie – wymamrotała Karen.
- Nie przesadzaj – fuknęła Kora. – Jutro i tak by gadali. Będą gadali. Ktoś nas pozna prędzej czy później. Taka jest cena prostej rozrywki.
- Wiem – mruknęła starsza siostra z przekąsem. – Choć wiem także, że tobie to się nie podoba tak samo jak mi.
Kora nic nie odpowiedziała, gdyż wkroczyły już w przedsionek dużego, drewnianego budynku. Kiedy znalazły się w środku, odrzuciły kaptury i zaczęły rozglądać się wokół. Kora na razie nie zauważyła nikogo znajomego, jednak dostrzegła od razu, iż ona i Karen przyciągnęły wiele ciekawskich spojrzeń. Pod ich naporem niemal natychmiast zapragnęła wyjść, ale wtedy jej wzrok padł na niewielki stół w pobliżu głównego paleniska zajmowany przez…
Kora zamarła.
Tam siedział on.
_____________________________
Ha.
Ogólnie to... Błagam nie zabijajcie? Wiem, że dużo opisów i niewiele się dzieje... ale zawsze się dzieje, nie?
Następny rozdział za dwa tygodnie. ;)
Ogólnie to... Błagam nie zabijajcie? Wiem, że dużo opisów i niewiele się dzieje... ale zawsze się dzieje, nie?
Następny rozdział za dwa tygodnie. ;)