niedziela, 30 listopada 2014

JA. ŻYJĘ.

JA. ŻYJĘ. Jeszcze. Ledwo co. Profil biol-chem to koszmar. Wchodzenie w dorosłość to koszmar. Życie to koszmar.

Wiem, że zdecydowanie za długo nie wstawiałam nowych rozdziałów, ale muszę poinformować was, że nic się na tym blogu do przerwy świątecznej nie pojawi.

Jeżeli kogoś interesuje bardziej dogłębne i dokładne wytłumaczenie, to mam ich nawet kilka.

Brak czasu to moja główna wymówka. Profil biol-chem z rozszerzonym angielskim
i francuskim jest wymagający. Jako osoba, która myśli w przyszłości o karierze lekarza, powinnam uczyć się na okrągło... i jeszcze więcej. Nie robię tego, bo... ha, nie, ja nie piszę. Przynajmniej nie dotyczy to "Życie za życie". Od września rozpoczęłam pisanie pięciu opowiadań po angielsku, kompletnie różnych od siebie. Łączy je tylko jeden wątek - Baggishield. Żadne z nich  nie jest skończone. Zamiast tego czytam Bagginshieldy innych autorów na różnych stronach internetowych. (Żeby poprawić sobie humor, czasem myślę sobie, że jestem trochę jak da Vinci, który w swoich notatkach żalił się nie raz - "czy ja coś kiedykolwiek skończyłem?"). Jestem taka leniwa, a szkoła nie pomaga. Mój profil dobitnie udowadnia mi, jak bardzo niewystarczająco inteligenta jestem, żeby stać się jakąś znaczącą jednostką w moim przyszłym zawodzie. A to znowu zniechęca mnie do tknięcia "Życie za życie". Rzecz w tym, że pomimo mojego kpienia, że opowieść ta to moje "dzieło życia", jej ukończenie ma dla mnie ogromne znaczenie. Nie mogę tego zepsuć. Po prostu nie.

Ostatnio doszłam do konkluzji dotyczącej mojego stylu pisania. On jest taki okropnie... adekwatny. Mam na myśl to, że, moim zdaniem, w sposobie, w jakim opisuję wydarzenia, nie ma nic odkrywczego czy zaskakującego (oczywiście, są może ze dwa wyjątki). Sama fabuła jest niczego sobie i czasem wciąż mnie zaskakuje, ale moja pisanina jest taka... brutalna, ciężka i nieprzyjemna, kiedy powinna być, a lekka, bez wysiłkowa
i przyjemna, gdy należy. Zawsze brakuje mi "tego czegoś", zawsze odnoszę wrażenie, że zawodzę oczekiwania. Nieustannie towarzyszy mi to dręczące uczucie gdzieś na krańcach mojego umysłu, że mogłam napisać to lepiej, że to nie jest wystarczająco dobre, że ja jestem niewystarczająco dobra. Jako, że jestem istotą niedorzecznie dumną, mocno zabolało mnie dojście do powyższego wniosku. Zapragnęłam coś zmienić - zacząć zaskakiwać, kokieteryjnie oczarowywać, bawić się z czytelnikiem, przybrać ciekawy, nowszy i bardziej fascynujący punkt widzenia na sprawy, sprawić, że czytelnik będzie musiał usiąść. I tutaj pojawia się kolejny problem. W moim przypadku dystans pomiędzy "chcę" a "mogę" jest jak droga między Krakowem a Zakopanem z zahaczeniem o RPA. Autostopem. Natomiast między "chcę i mogę" a "zrobię" mam do przebycia odległość podobną do tej pomiędzy Warszawą a Berlinem z uprzednim zdobyciem Mount Everestu
i zejściem na same dno Rowu Mariańskiego.

Najśmieszniejsze jest to, że, kiedy o coś się staram i wkładam w to całe serce, to skutek nigdy nie jest zadowalający, a w niektórych sytuacjach jestem na najgorszym miejscu drugim. Chcę być najlepsza, a nigdy nie jestem.  A gdy nie chcę i zupełnie się nie staram, kiedy robię wszystko "na odwal się" i padam na łóżko/kanapę/podłogę/ziemię z myślą "pie*dolę to wszystko" to albo efekt jest poniżający, albo... znów jestem druga.

W dużym skrócie możemy przyjąć, że mam pisarską blokadę i dokuczają mi humory mojej artystycznej duszy.

Moim "prezentem" dla was na święta Bożego Narodzenia będzie kolejny rozdział 10.,
a przed 7 stycznia pojawią się ostatnie dwa rozdziały, mam taką nadzieję.

- Nadzieja matką głupców. 

- Tak, ale każdą matkę trzeba kochać! 

~*~+~*~ 
PS.
Mój blog niedawno przekroczył 2500 wyświetleń! Jak to mój zawsze kochający młodszy brat powiada "niektórzy to tyle dziennie mają", ale chciałam wam wszystkim ogromnie podziękować! Zaczynając publikować rozdziały na tym blogu, myślałam sobie "no, może pod koniec trzeciej księgi dojdę do dwóch tysięcy wyświetleń", a tutaj bach! Jesteście niesamowici! Czuję się zaszczycona i, och, prze szczęśliwa, waszym tak dużym zainteresowaniem. Wyśmiejcie mnie albo mi pogratulujcie, cokolwiek, doprawdy. Dla mnie to ogromny sukces!
DZIĘKUJĘ WAM! 
Za wszystko. Za dodawanie mi wiary w siebie, za cierpliwość ze mną i za przypominanie mi, że są ludzie, którzy czekają na zakończenie tej historii.
Która tak naprawdę będzie tylko początkiem...

Zdradzę wam pewien tyci, tyci sekret. Na tym blogu szczegóły mają ogromne znaczenie. Piosenki grające w tle są tutaj nie tylko dlatego, że brzmią świetnie i budują pożądany przeze mnie nastrój. Zdjęcie w tle nie zostało wybrane tylko dlatego, że jest bardzo ładne. Dorian i Sybil nie zostali kilkakrotnie przyrównani do ognia i wiatru bezpodstawnie.

By sytuacja podobna zaginięciu Jedynego Pierścienia, kiedy to wiele z tego, co nie powinno być zapomniane, przepadło, Valarowie (oczywiście tylko w moim wyobrażeniu) doszli do wniosku, że świat potrzebuje żywych dowodów historii wieków, które wkrótce miały przeminąć. Dorian i Sybil  "Ostatnim Powiewem, podsycającym Iskrę" ...
"Życie za życie" jest tak naprawdę drugą częścią większej trylogii opowiadającej
o rodzie Peryár, co w Quenyi znaczy "Półkrwi", których godłem są Dwa Drzewa Valinoru, zawołaniem rodowym jest Życie za życie, a jednym z elementów ich dziedzictwa jest miecz wykuty przez Thorina II Dębową Tarczę...
A reszta... w swoim czasie.

Czy w zamian za uchylenie rąbka tajemnicy mogę liczyć na to, żeby każdy, kto przeczytał ten post, zostawił pod nim swój komentarz? Bardzo zależy mi na waszych opiniach o mojej opowieści, pisaniu, moim blogu. Nie oczekuję jakichś rozpraw czy dogmatów, wystarczy nawet jedno czy dwa zdania. Tak pięknie proszę! 

11 komentarzy:

  1. Żyjesz :) ta dorosłość jest brutalna.
    A teraz opieprz, jak śmiesz tak podle o sobie myśleć i o swojej "pisaninie"!!!!
    Mało oryginalne, mało wnoszące? Ja ostatnio doszłam do wniosku, że moja druga fanfikcja, jest właściwie powielaniem pierwszej, chociaż ukazała się jako pierwsza, a teraz ta pierwsza jest drugą, więc wszyscy pomyślą na odwrót. Jak to rozkminisz, to ci piwo postawie :)
    Wracając do ciebie, to wow dziewczyno, bo się zaharujesz. Wiem czasem trudno się skupić na jednym opowiadaniu, no góra 2... 6. Ale to okrutne zadanie pisarza, niektóre dzieła musi unicestwić zanim się narodzą.
    Rety, jak ja bardzo, bardzo czekam na kolejny rozdział (równie mocno, jak na trzecią część Hobbita).
    No tak też od początku czułam, że coś tu musi być z czymś powiązane.
    Demeter19 pozdrawia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Demeter19! :D
      O Mahal, tak niedopuszczalnie długo się ze sobą nie kontaktowałyśmy!
      Co do moich ponurych myśli o mojej pisaninie - to jest właśnie to, co biol-chem robi z ludźmi.,
      Starałam się tę zagadkę rozwiązać, ale nie wyszło za wiele. Nie rozumiem NIC. (A propos - przyrzekam, że znajdę czas i przeczytam "Porzucone dziecko" i przekażę Ci swoją opinię! Stanie się to najprawdopodobniej w magicznym czasie Świąt).
      Kolejny rozdział 10. wydaje mi się już na obecnym wczesnym etapie tworzenia dosyć... dziwny. I zdecydowanie przeznaczony dla zwolenników Bagginshielda. ;p
      [Dla wszystkich zainteresowanych: link do fanfikcji Hobbita autorstwa Demeter pot. "Porzucone dziecko" - http://demeter19.deviantart.com/art/Porzucone-dziecko-hobbit-fanfiction-Rozdzial-1-483732792 ]
      Gorąco pozdrawiam,
      ~~ Madeline ;)

      Usuń
    2. A no tak czasem bywa, że brak czasu i tak dalej :)
      Dziękuję za reklamę, ja sama nie śmiałam :)
      No dobra to wyjaśnię, to normalnie. "Porzucone dziecko" napisałam jako pierwsze (ba nawet je skończyłam). Potem jednak zaczęłam pisać "Lwie serce" i stwierdziłam, że "Porzucone..." mi się nie podoba więc je usunęłam.
      I tak, z ręką na sercu, zupełnie nieświadomie w "lwim sercu" umieściłam parę podobnych motywów.
      Teraz ponownie wróciłam do "porzuconego dziecka" tylko, że wstawiam nieco polepszoną wersję, no i tu mamy rozwiązanie. "Porzucone" było pierwsze, ale jest wstawiane jako drugie (niczym, jak z filmami. Najpierw powinni nakręcić "Hobbita", a nakręcili "Władce"). Więc, można by pomyśleć, że to "Porzucone", ściąga od "Lwiego", a jest na odwrót.
      A tak na marginesie, ja zamierzam wkrótce powrócić do "Lwiego serca" i je zakończyć, co nastąpi za jakieś 4-5 rozdziałów :)
      Ja tam Bagginshield lubię <3

      Usuń
    3. Aha... to takie intrygi. :P Przyznam, że jestem zaskoczona, że nie podobało Ci się "Porzucone...". Przecież pomysł jest bardzo fajny!
      (Ale wiadomo jak większość osób patrzy na swoje pomysły z własnej perspektywy).
      [Być może ja jestem wyjątkiem, bo gdy, szczerze, olśniło mnie i w jednym momencie wymyśliłam ród Peryár, ich historię, przeznaczanie, dziedzictwo, zawołanie rodowe, siedzibe, godło, a nawet ich drzewo rodowe (!) to pomyślałam sobie:
      "O ku*wa... jestem genialna".
      Hahaha, ja taka skromna xD].
      Ja znalazłam się w dosyć podobnej sytuacji - w trakcie pisania "Życie za życie" odkryłam, że jest ono drugą częścią trylogii. Na jej podstawie zaczęłam tworzyć część pierwszą i trzecią (niechronologicznie, tak romantycznie, zupełnie jak Mickiewicz hahaha xD) . A jeszcze lepsze jest to, że w trakcie pisania pierwszej księgi w ogóle nie znałam życiorysów Doriana i Sybil. Ich historia powstawała równolegle z pierwszą księgą, co więcej, ja nadal ją tworzę, ale to już tylko (aż) szlifowanie szczegółów.
      Co za wspaniała wiadomość, że wracasz do "Lwiego..."! (Czy już wspominałam, że rozdział 25. jest niesamowity? Pierwsze zdanie DOSŁOWNIE zatrzymało mi na moment akcję serca).
      Ahahaha, pochwalam, Bagginshield jest najlepszym pairingiem na świecie! <3 Bilbo i Thorin są dla siebie stworzeni. Osoba, która mnie przekona, że tak nie jest będzie mistrzem świata.

      Usuń
  2. Skromność przede wszystkim :) Mi czasami zdarza się, że po napisaniu jakiegoś rozdziału, bądź fragmentu zaczynam łazić dumna, jak paw, co to nie ja :)
    Ja za to niechronologicznie pisze rozdziały. U mnie to normalne, że na przykład rozdział 26 jest napisany w 50%, 27 w 100%, a 25 nie ma w ogóle :D
    Cieszę, że się podobał. Pierwsze zdanie zostało napisane w tak specyficzny sposób, bo sama nie byłam pewna, jak zakończę rozdział, ale potem zajrzałam do "szafki" zwanej przeze mnie "zapomniane postacie" i wygrzebałam Lirę mówiąc "Chodź, chodź, nie bój się nic złego ci nie zrobię" ehehe Uwierzyła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohaha, dobre! Tak szczerze to za Lirą nie tęsknię.

      Usuń
    2. No cóż, nikt za nią nie tęskni, tak jak za Serafinem, ale ja się ostatnio rozkręciłam. To nie koniec ofiar w "Lwim sercu".

      Usuń
    3. Ooo, no nieźle ^^. Czy są powody do obaw?

      Usuń
    4. Hmm, leciutkie, ale nie zrobię nic gorszego niż ty u siebie ;) A tak przy okazji: Nowy rozdział Lwiego już jest :) W wolnej chwili zapraszam.

      Usuń
  3. Tak dawno post został wstawiony, a ja dopiero dnia dzisiejszejszego go czytam... Ehh... ten rok nikogo jak widać nie szczędził.
    Zabiję cię!!!
    Jak śmiałaś w ogóle się tak obrażać?! Ta zniewaga krwii wymaga!
    To ja powinnam tak o sobie pisać! Ehhh... dawne moje rozdziały to tragedia, a poprawianie ich to jak prace na wysypisku śmieci. A dodadtkowo muszę kupić sobie taki mały młoteczek, bo jak znów ta mała cholera pociągnie mnie za włosy, doprowadzj do siwizny lub szepenie coś do ucha to ją kulturalnie jebne (wena).
    A co do bycia dumnym ze swojego jakiegoś opowiadania, to też tak mam, czy to w Kompanii, czy w Upadłych, chociaż przyznam, że rozdział, który dzisiaj wstawiłam do Kompanii irytuje mnie, bo wolałabym aby był lepszy... ech, ale takie już jest życie.
    A TY spróbuj jeszcze raz siebie tak obrazić, a wyślę na ciebie moich chłopców (Demeter19 powinna ci to wyjaśnić, jak sama załapie) a wiedz mi, że wtedy żadne mury cię nie obronią. ~ Kama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, ok, przepraszam, już nie będę, przepraszam....
      Dawne rozdziały to chyba zmora każdego, naprawdę. Jak ja czasem zerknę na to, co napisałam kiedyś, to walę głową w biurko...
      Ok, już nic nie mówię.
      Dzięki Ci za grożenie mi, to mnie... tak jakby... motywuje. xD

      Usuń