z najwyższym trudem brnę prze te tematykę. O zgrozo, będzie tej miłości jeszcze więcej! Chyba mnie wiosna opętała. Pocieszam się tym, że od 5. rozdziału w końcu zacznie się coś dziać. Tymczasem poniższy tekst był miejscami pisany pod ogromnym natchnieniem,
a czasem tak bardzo wymyślany na siłę… mam nadzieje, że nie przynudzam na śmierć.
______________________________
„To ja w końcu umarłem czy nie?”
Uchylił powieki i ujrzał szare, zachmurzone niebo. Lekki, chłodny powiew musnął jego policzki. Poczuł niedalekie źródło ciepła. Odkrył, że leży przy ognisku, zawinięty w koce tak mocno, że nie mógł się poruszyć. Co więcej, znajdował się na otwartej przestrzeni,
a ułożony został na twardym i skalistym podłożu, czego nie mogła ukryć sterta ubrań.
Usłyszał ciche nucenie gdzieś bardzo blisko. Jak przez mgłę przypomniał sobie wezwanie Tauriel, na które zawrócił, a także piosenkę siostry. Uśmiechnął się i odwrócił głowę w kierunku melodii.
- Sy... - urwał.
To nie była Sybil. Tej dziewczyny nie znał. Albo może? Jej głos wydawał się znajomy, lecz twarz ani trochę. Nieznajoma zaśmiała się radośnie.
- Witaj z powrotem wśród żywych! - wykrzyknęła.
- Ú-iston i nîf lîn - mruknął.
Ona zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc.
- Nie znam twojej twarzy - powiedział głośniej.
Miał kłopoty z pamięcią.
- Zatem nie poznajesz mnie? - spytała smutno.
- Nie za bardzo - przyznał.
Westchnęła.
- Mam na imię Sigrid. - Przedstawiła się. - To mnie uratowałeś z pożaru.
Pożar. Iskry. Trzepot skrzydeł Smauga. Jego ryk. Ogień. Głos.
Tak, teraz wszystko sobie przypomniał. Rozdzielili się z Sybil i słusznie pożałowali tego.
Sybil.
,,Gdzie ona jest?”
Gdzie?
No gdzie?!
,,Dlaczego jej tu nie ma?”
Przecież powinna być przy nim. To na pewno ona śpiewała kołysankę mamy. Ale od tamtej chwili mogło minąć dużo czasu oraz wydarzyć się wiele. A co jeśli coś jej się stało? Gdy w pełni dotarła do niego ta możliwość, jego serce przeszyło lodowate ostrze strachu. Zupełnie spanikował. Zaczął gwałtownie wiercić się, próbując wydostać się z kokonu.
- GDZIE JEST MOJA SIOSTRA?! - wrzasnął.
- Szszsz! - Sigrid uklękła tuż obok i położyła palec na jego ustach, a on zastygł
w bezruchu na ten gest. - Poszła gdzieś na moment, zaraz powinna wrócić.
Odetchnął z ulgą i przestał się szamotać, opadły z sił. Ogień i Głos nieprzerwanie tłukł się na końcu jego umysłu, osłabiając go. Ciągle czuł na sobie Jego potęgę oraz gniew,
a ciało chłopaka zdawało się wciąż nim płonąć. To było wykańczające. Zrozumiał, że powinien zająć myśli czymś innym i oto Sigrid, jak na zawołanie, odezwała się:
- Bardzo ją kochasz. - Ni to spytała, ni stwierdziła.
Zmarszczył brwi ze zdziwienia. Niby dlaczego to ją interesowało? Nie miał ochoty odpowiedzieć jej ani spoufalać się z nią zbytnio, lecz uznał, że mógł sobie pozwolić na szczerość.
- Tak - odparł. - Nade wszystko.
Uśmiechnęła się, lecz milczała. Patrzyła na niego bez przerwy, nic nie mówiąc. Jej zachowanie po dłuższym czasie stało się dość dziwne, a ponadto krępujące. Dorian spojrzał dziewczynie prosto w oczy z wyrzutem, a ona długo tak nie wytrzymała i spuściła wzrok, zarumieniwszy się. Spodobały mu się jej intensywnie niebieskie tęczówki. Przypominały odrobinę te Filiego.
- Zaraz... a co z Kilim i Filim? - spytał, trochę obawiając się odpowiedzi.
- Wszystko z nimi w porządku. Oin, Bofur i Turiel też są cali i zdrowi.
- To wspaniale - odetchnął z ulgą. - A ten chłopak i dziewczynka... to twoje rodzeństwo?
- Tak.
- Co z nimi?
- Żyją i mają się dobrze. Dzięki tobie i Sybil.
- Nie mówmy już o tym - westchnął z irytacją. Nie lubił, kiedy robiło się z niego bohatera.
- Ale...
- Nie - przerwał. - Nie zrobiliśmy tego ze względu na was. Chcieliśmy przede wszystkim ocalić Filiego i Kiliego.
- Zakładam, iż wiele dla ciebie i twojej siostry znaczą?
- Są nam jak bracia - odparł, po czym zachichotał na widok jej szoku. Takiej odpowiedzi się z pewnością nie spodziewała. - Nie są braćmi z krwi, oczywiście - wyjaśnił.
Poczuł się zobowiązany, żeby opowiedzieć jej więcej, ale nagle odnalazł jedynie niejasne przebłyski i wielkie luki we wspomnieniach, dotyczących tego, jak to się wszystko zaczęło. Z tego powodu szybko zagadnął Sigrid na inny temat:
- A wasi rodzice?
Po jej twarzy przemknął cień.
- Mama umarła dawno temu - powiedziała cicho.
- Och, przepraszam! Nie wiedziałem...
- Nic nie szkodzi - mruknęła.
- A… twój tata?
- Wszyscy myśleli, że poległ...
- Ale?
- On się nie dał - stwierdziła, wyraźnie pękając z dumy. - Niespodziewanie wyłonił się
z wody, a jego oczy błyszczały...! A teraz mówią na niego „król Bard”.
Dorian wyobrażał sobie, jak mogło wyglądać ich powitanie - dzieci przeciskają się przez tłum, a potem cała trójka staje jak wryta na widok ojca. Wpadają sobie w ramiona i płaczą ze wzruszenia, przytulając się.
Oczy mu się zaszkliły. Ileż by dał, żeby jego tata nagle powrócił z martwych... Ileż by dał, żeby znów móc go uściskać. Usłyszeć jego piękny śmiech albo po prostu patrzeć, jak pracuje w skupieniu.
Łzy popłynęły mu po policzkach. Wytarł je szybkim, gniewnym ruchem. Przecież był pewny, że już nie miał w sobie łez. Miał wrażenie, że tamten Ogień wypalił cały jego żal
i w ogóle wszystko…
Nie, o Nim był w stanie rozmyślać, dlatego powiedział:
- To pewnie jego nazywają Bardem Łucznikiem, Zabójcą Smoka.
Sigrid wytrzeszczyła oczy.
- Skąd o tym wiesz?
- Po prostu wsłuchałem się w to, co mówią elfy.
- Ty je... rozumiesz?!
- Oczywiście! - zaśmiał się. - Większość z tych tu obecnych znam bardzo dobrze.
Zamrugała z niedowierzaniem.
- To długa historia - wyszeptał.
- Chciałabym ją kiedyś usłyszeć.
Miał już coś powiedzieć, lecz mu przerwano.
- Mamy do pogadania, bracie - stwierdziła Sybil srogo.
Spojrzał w jej stronę. Z trudem rozpoznał utęsknione oblicze siostry.
- Z ust mi to wyjęłaś - odparł równie wrogo, po czym oboje parsknęli śmiechem.
Sybil podbiegła do niego i ujęła w mocny uścisk. Milczeli, obejmując się, a Dorian napawał się upragnioną bliskością siostry, lecz ona po chwili oderwała się od niego
i zaczęła nim potrząsać.
- Ty! Obiecałeś! Obiecałeś, że już mnie nie zostawisz! - krzyczała załamującym się głosem. - Dlaczego to zrobiłeś?!
- Ciebie też nie było przy mnie, kiedy się obudziłem! - odparł.
- Chciałam tylko sprawdzić, co u reszty! Poza tym, zostawiłam cię pod dobrą opieką!
- Och, w to akurat nie wątpię.
Dorian i Sybil spojrzeli na Sigrid, a jego siostra powiedziała:
- Z całego serca dziękuję ci, że się nim zajęłaś. Teraz powinnaś odpocząć.
Dziewczyna kiwnęła głową, po czym oddaliła się.
- Więc wytłumacz się - warknęła siostra. - Gdzież ty się podziewałeś? I jakim cudem cię nie znalazłam? Przecież szukałam cię wszędzie, i to godzinami!
- Ja naprawdę nie pamiętam - jęknął. - Ostatnie, co sobie przypominam, to jak skoczyłem do wody, a zaraz potem wszystko jakby eksplodowało. Wyrzuciło mnie gdzieś daleko, mocno mnie poobijało, ale potem znalazłem jakiś kawałek drewna i się go uczepiłem. Później… - nie chciał kontynuować.
- Dorian… co się stało? - szepnęła zmartwiona Sybil.
- Najpierw było gorąco - zaczął. - Wszystko płonęło i ja płonąłem. Całe moje ciało
i umysł trawił ogień… miałem wrażenie, że to ja wszystko rozpalam, niszczę, pożeram. Byłem potężny, zły, nic nie mogło mnie powstrzymać. Słyszałem, jak On mówił… coś
w Czarnej Mowie. Ty byś pewnie zrozumiała.
- Cóż to było?
- Ash nazg durbatulûk, ash nazg gimbatul… i więcej nie pamiętam.
- Jeden, by wszystkimi rządzić, jeden, by wszystkie odnaleźć… - Zmarszczyła brwi. - Nie rozumiem.
- Ani ja. Ale On ciągle to mówił i mówił, był taki wściekły, tak bardzo wściekły, a cała jego złość spływała na mnie. Bardzo mnie to wykończyło. Zacząłem zapadać się
w ciemność. Zakręciło mi się w głowie, po czym odleciałem. Dosłownie. Widziałem świat
z góry, miałem wielkie skórzane skrzydła. Później chyba czymś dostałem i wpadłem do wody, na samo dno. Od tamtej pory było zimno, lodowato. Cały czas panował mrok. Byłem ogromny. Wiłem się wśród mułu. Wszystko się ruszało, czułem na sobie przemieszczające się masy wody. Byłem jakby… we wszystkim, wszędzie, a zarazem nigdzie.
Siostra zagwizdała.
- Proszę, proszę, braciszku, nie próżnowałeś! Słyszałeś głosy, byłeś smokiem, prastarym węgorzem stworzonym przez Ulma i jak on krążyłeś we wszystkich żyłach świata!
- Taa, jasne - prychnął. - Moim zdaniem zwyczajnie miałem omamy spowodowane gorączką.
- Skoro tak mówisz… kontynuuj. Za ciekawiłeś mnie.
- Potem była walka. Woda zwalczała ogień, a ogień wodę. Zagubiłem się w tym wszystkim... och, jak to dobrze ująć? Ja… wyparowywałem.
Zamilkł. Uśmiechnął się szeroko na wspomnienie tego, co było później.
- Co cię tak bawi? - zdumiała się Sybil.
- Tata.
- CO?!
- Tata do mnie mówił.
- COOO? - Wytrzeszczyła oczy.
- A to! Mówił mi to, co powtarzał mi często: „nie poddawaj się, synu”. Jak mógłbym go nie posłuchać? Walczyłem. Ale byłem już słaby, czułem wszechogarniający chłód. I wtedy usłyszałem hymn do Elbereth. W pełni odzyskałem świadomość. Coś kazało mi odśpiewać. Poznałem twój głos… potem rozpoznałem ciebie. Byłem pewien, że w końcu jestem bezpieczny, że jestem uratowany. Chyba dlatego pozwoliłem sobie odpłynąć. Szedłem jakąś ciemną doliną, ale Tauriel mnie wezwała. Zawróciłem w stronę światła. Znalazłem się w jakimś miłym, ciepłym miejscu. Chyba po prostu… spałem.
- Tak, spałeś. Przez cały dzień, noc, aż do teraz, a mamy późne popołudnie!
„A i tak nie wypocząłem”.
- Dobrze wiedzieć - mruknął. - A tak w ogóle… gdzie ja jestem?
- Nad brzegiem Jeziora. Esgaroth zostało doszczętnie zniszczone po tym, jak runął na nie Smaug, trafiony Czarną Strzałą.
- Zaraz, chwila, moment! To jakim cudem wy wszyscy żyjecie? - zapytał, będąc w nie małym szoku. - Przecież czekaliście w porcie, prawda?
- No… nie wszyscy. Kiedy Sigrid wróciła sama, ja wybiegłam po ciebie. Nagle wszystko zawaliło mi się na głowę i wpadłam do wody.
- Wariatka!
- Sam jesteś wariat! W dodatku cholerny z ciebie bohater, bracie. Uratowałeś Sigrid, sam narażając się na śmierć - zapiała, jakby opowiadała balladę o starożytnych herosach.
- No co?! Miałem ją tak tam zostawić, żeby spłonęła?
- Nie, jasne, że nie. Chodzi mi tylko o to, że w ogóle jej nie znałeś, a jednak pomogłeś. To takie… romantyczne.
- Skończ - syknął. - To może ty też czujesz coś do tego chłopaka, brata Sigrid, skoro wyprowadziłaś jego i tę małą, oraz krasnoludy i Tauriel oczywiście, z pożaru…
- Och tak! Bain to miłość od pierwszego wejrzenia! - zakpiła.
- OOO, czekaj, zawołam Filiego! - zagroził.
- No śmiało - odparła bez cienia strachu. - I tak ci nie uwierzy.
- Czyli zbliżyliście się do siebie - stwierdził Dorian.
- Wracając do wyjaśnień - odchrząknęła siostra. - Dryfowałam sobie w Jeziorze, na pół przytomna, kiedy reszta mnie znalazła. Okazało się, że ich tylko mocno poturbowało, nic więcej. Ja ponadto miałam… eee… sporo drzazg w ciele. Wiem, że to wszystko dziwne, bo raczej nie powinniśmy ocaleć, lecz widocznie było to nam dane.
- Oczywiście. Jesteśmy już u celu. Wszystkie koszmary muszą mieć kiedyś swój koniec, a szczęśliwe czasy nadejść.
Tym optymistycznym akcentem zakończyli rozmowy. Dorian poczuł się zmęczony, wiec zamknął oczy i powoli zasypiał, a siostra trzymała go za rękę. W pewnym momencie jak
z oddali usłyszał Sigrid:
- To on, tato.
Zza parawanu wyłonił się wysoki mężczyzna o kruczoczarnych włosach i ponurym wyrazie twarzy. Sybil wstała za równe nogi.
- Bardzie - skłoniła się lekko.
On bez słowa kiwnął głową, lecz nie zaszczycił jej spojrzeniem. Uważnie przyglądał się Dorianowi, który szybko przerwał ciszę:
- Wybacz mi, Zabójco Smoka, że ci się nie ukłonię, lecz nie mam siły wstać.
- Nie musisz mi się kłaniać - odparł. - To samo dotyczy ciebie, córko Kory. Nie po tym, co zrobiliście dla moich dzieci.
- Nie mówmy już o tym. - Chłopak niemal nie powstrzymał się przed przewróceniem oczami.
- Jeżeli takie jest twoje życzenie - rzekł król Bard. - Jest jeszcze tylko jedna sprawa: podziękowanie. Muszę ci się jakoś odwdzięczyć.
- Nie ma takiej potrzeby, doprawdy.
- Ależ jest - ciągnął mężczyzna uparcie. - Śmiało wkroczyłeś w pożar, by uratować moją ukochaną Sigrid… Ucierpiałeś przez to niemało. Potrzebujesz opieki i odpowiednich warunków, by wyzdrowieć. Thranduil nadchodzi tu ze swoimi wojskami…
„O jasna cholera!” - pomyślał ze strachem.
- … lecz wysłał kilka elfów przodem. Są już tutaj i od razu zabrali się za stawianie chat dla moich ludzi. Ty, twoja siostra oraz reszta waszych kompanów otrzymacie pierwszą
z nich.
Dorian zaniemówił na gest tak wielkiej wspaniałomyślności. Na szczęście odezwała się Sybil:
- Dziękujemy ci za twoją szczodrość. Jesteśmy ci bezgranicznie wdzięczni.
- Nie ma o czym mówić - mruknął Bard.
Nagle na scenę jak burza wpadły dwa młode krasnoludy. Nie zwracając uwagi na żadne maniery podbiegli do Doriana i bez słowa przytulili go mocno. Chłopak poczuł się dziwnie. Skądś ich znał. I to bardzo dobrze.
Kiedy odkleili się od niego, starszego rozpoznał po lodowato niebieskich oczach…
- Fili!
… a młodszego po uroczym uśmiechu i kołtunach brązowych włosów.
- Kili!
Zanim zdążyli coś powiedzieć, usłyszał Súriona:
- Dorian, melui mellon!
To na pewno był jego najlepszy przyjaciel. Tylko dlaczego poznaje jego twarz z takim trudem? Uściskali się serdecznie. Potem zjawiła się elfka, lecz dopiero po głosie zrozumiał, że to Tauriel.
- Przybyłem na twoje wezwanie - powiedział do niej.
Uśmiechnęła się pięknie. Z tego, co sobie przypominał, ten uśmiech powinien zrobić na nim piorunujące wrażenie. Ale nie. Dziwne, lecz nic już nie czuł do Tauriel. To pewnie przez Ogień.
Potem przyszedł Oin i Bofur, później Dorian poznał Baina i Tildę, odwiedziła go reszta elfów z Mrocznej Puszczy, nawet ludzie z Esgaroth.
Był oszołomiony. Wszędzie naokoło przewalał się radosny tłum, zewsząd był klepany po ramieniu, słyszał pochwały, zapanowała ogólna wesołość.
Kiedy w końcu zostawiono go w spokoju był już późny wieczór. Ognisko trzaskało wesoło, a Dorian leżał przy nim, będąc wykończonym do granic. Bliskość ognia dawała mu siłę, lecz jednocześnie przypominała o Głosie, co go męczyło. Musiało to być po nim widać, bo siostra, cały czas czuwająca u jego boku, zapytała z troską:
- Dorian, źle się czujesz?
- Nie, nic, to nic - odparł szybko. - Tylko… może… zaśpiewasz mi?
Zmarszczyła brwi, wyraźnie zdziwiona, jednak bez dalszego zadawania pytań położyła się po jego lewej stronie, tej dalszej od ognia, i zanuciła kołysankę mamy.
O tak, to pomagało. Dzięki tej piosence mógł zapaść w sen bez żadnych koszmarów. To był dobry, długi, regenerujący sen. Gdy obudził się rano, znów ujrzał Sigrid, ale nikogo innego. Każdy wpadał od czasu do czasu, lecz tylko na chwilę. Wszyscy pomagali w budowie chat. Efekt tego był taki, że Dorian został przeniesiony do jednej z nich tego samego dnia, pod wieczór. Potem od razu dorwał się do niego Oin.
- Elfom nie można do końca ufać, to pewne - powiedział. - Nawet jeżeli ta Tauriel ci pomogła, to nic nie zaszkodzi, żebym i ja sprawdził, czy wszystko w porządku. Wolę się upewnić. Twoja siostra wyglądała jak jeż po tym, jak wyciągnęliśmy ją z wody. Wyjęcie tuzinów tych drzazg to była istna udręka!
Dorian zachichotał i bez słowa poddał się długiemu, wnikliwemu badaniu. Gdy zostało ono zakończone, stary krasnolud stwierdził:
- Nie znalazłem nic niepokojącego. Potrzebujesz przede wszystkim ciszy i spokoju.
Do tego ostatniego każdy stosował się jak do jakiegoś świętego przykazania. Owszem, odwiedzali go często, lecz nie na długo. Ciągle byli zajęci. Dorianowi to nawet pasowało. Potrzebował wypoczynku, ale z drugiej strony nie chciał zostawać sam. Sam na sam ze swoimi rozważaniami o Ogniu i Głosie.
Lecz nie był sam. Uparcie czuwała przy nim jedna osoba.
Sigrid.
Dorian bardzo ją polubił. Była miła, przyjazna, dobrze im się rozmawiało. Co więcej, dokonał ważnego odkrycia. Kiedy ta dziewczyna była blisko, wszystkie ponure myśli znikały. Ogień i Głos zostawali zepchnięci do najdalszych zakątków jego umysłu, tracąc na znaczeniu. Nawet Sybil nie wywierała na nim takiego efektu.
Dorian zrozumiał, że potrzebował Sigrid.
Jej zachowanie po krótkim czasie się zmieniło - stała się bardziej nieśmiała oraz małomówna, lecz mimo to ciągle troskliwie się nim opiekowała. Postanowił sobie, że za wszelką cenę pozna przyczyny tej odmiany.
Również teraz przyglądał się jej uważnie, kiedy dokładnie okrywała go kocem. Nic jednak nie mówiła, starając się unikać jego wzroku. Miał już tego dość, a najbardziej chyba tego, że od jej dotyku przechodziły go dreszcze.
- Sigrid… dlaczego tak o mnie dbasz?
Znieruchomiała. Nadal nie patrzyła prosto w jego kierunku, a w dal, najwyraźniej zastanawiając się na odpowiedzią. Powili zbliżył rękę do twarzy dziewczyny i ujął dłonią jej podbródek, zmuszając do spojrzenia w oczy. Zobaczył w nich panikę, jakby coś ukrywała. Chłopak już dobrze wiedział, co. Ale ona nadal milczała. Cóż, jeżeli Sigrid nie chce tego wyznać, Dorian ją zmusi. Podniósł się do pozycji siedzącej.
- Wiesz, co mogłabyś dla mnie zrobić?
- Co? - spytała ochoczo.
- Usiądź przy mnie.
Widać było po niej, że się waha.
- Proszę, usiądź przy mnie - powtórzył.
Ostrożnie przysiadła obok niego tak, że stykali się ciałami. Rzucił jej uśmiech, ten
z rodzaju rozbrajających, a Sigrid zarumieniła się uroczo. Na ten widok stracił samokontrolę. Zobaczył, że jego dłonie wbrew woli oplotły jej twarz, a on przybliżał się do niej. Przynajmniej skutek był zadowalający - Sigrid porzuciła nieśmiałość i również zaczęła przysuwać się bliżej. Tylko dlaczego serce biło mu tak szybko? Przecież robił to już nie raz, nie dwa... Bardzo powoli, wręcz z namaszczeniem, złożył delikatny pocałunek na jej policzku. Później odsunął się odrobinę, żeby zobaczyć jej reakcję. Z satysfakcją ujrzał, że dziewczyna rozchyliła usta i przymknęła powieki, co oznaczało głód oraz apetyt na więcej. Jak mógłby być tak okrutny i go nie zaspokoić? Ich wargi musnęły się niemal niewyczuwalnie, a i tak miał przez to elektryzujące dreszcze. Dorian najbardziej na świecie zapragnął poczuć to jeszcze raz. Ich usta złączyły się w pocałunku, a doznania były niespotykanie intensywne - chłopak jeszcze nigdy nie czuł tak fascynującego... czegoś. Zechciał dowiedzieć się, co to dokładnie było, lecz z drugiej strony miał ochotę odkrywać Sigrid powoli. Nie spieszył się zatem i cieszył się tym, co miał. A było czym. Całowali się, jakby byli dla siebie stworzeni, a pomimo to przestali. Pocałunek był słodki, za krótki jak na jego gust, lecz piękny w swojej niewystarczalności. Wymienili uśmiechy, jakby rozumiejąc się bez słów. Pogładził ją po policzku. Miała delikatną, miłą w dotyku skórę. Patrzyli sobie głęboko w oczy, nic się nie odzywając. Po niedługim czasie Dorian zniecierpliwił się trochę. Na szczęście Sigrid nachyliła się ku niemu, czytając w jego myślach. W tym momencie przy wejściu do chaty usłyszał krzyk siostry:
- Mamy wspaniałe nowiny, braciszku!
Dorian i Sigrid odskoczyli od siebie jak poparzeni. Tak cudowna chwila musiała zostać przerwana, oczywiście.
- Och! - Jego kochana siostrzyczka stanęła w drzwiach jak wryta i patrzyła raz na niego, raz na dziewczynę, po czym przez jej twarz przemknął uśmieszek.
- Sybil, do jasnej cholery, czy ty nigdy nie nauczysz się pukać?! - warknął.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo dołączył do nich Fili.
- Powiedziałaś mu już? - spytał od razu.
- Co? Co miała mi powiedzieć? - zapytał zdezorientowany Dorian.
Sybil przewróciła oczami. Podbiegła do brata, uklękła przy nim i z uśmiechem pokazała mu swoją lewą dłoń.
Szczerozłoty pierścień Dis lśnił na jej serdecznym palcu.
____________________________
Cokolwiek
znaczy ostatnie zdanie, nie powiem, bo to mi zniszczy efekt.
Dorianie, co ty brałeś?
Czy miał tylko omamy, czy też naprawdę przeżył to wszystko… to już własna interpretacja.
Zdaje sobie sprawę, że to z tym ash nazg durbatulûk, ash nazg gimbatul to przegięcie, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać.
Jak łatwo zauważyć, naszemu bohaterowi coś się stało w głowę- rozpoznaje ludzi
w większości po głosach, nie po twarzach.
Ulmo - jeden z Valarów, pan wód Ardy.
Dorianie, co ty brałeś?
Czy miał tylko omamy, czy też naprawdę przeżył to wszystko… to już własna interpretacja.
Zdaje sobie sprawę, że to z tym ash nazg durbatulûk, ash nazg gimbatul to przegięcie, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać.
Jak łatwo zauważyć, naszemu bohaterowi coś się stało w głowę- rozpoznaje ludzi
w większości po głosach, nie po twarzach.
Ulmo - jeden z Valarów, pan wód Ardy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz