Drodzy państwo, wracamy do gry.
Oto więc jest początek końca - pierwszy rozdział ostatniej księgi. Historia
niedorzecznym kołem się zatacza (co wydarzy się również
w mojej opowieści, i to kilkakrotnie) - znów wyrażam nadzieję, że nie przyśniecie przy tym rozdziale. Ogólnie, będzie dużo o nadziei. I miłości. Co najmniej dwóch rodzajów. Rzygam tęczą, ale tylko tak trochę.
Wiosła z trudem przecinały przemarznięte wody Jeziora. Przedzieranie się przez tafle lodu przychodziło jej z coraz większym wysiłkiem, lecz nadzieja ciągle tliła się w sercu Sybil i to dodawało jej energii.
„Nadzieja matką głupców”.
Przypływała na Cmentarzysko Smoka dzień w dzień. Całymi godzinami kluczyła wśród ruin Esgaroth, wokół martwego Smauga. To miejsce było przerażające. Ziało zawiścią, złem oraz śmiercią. Jak każdy, bardzo bała się tu zapuszczać. Pomimo wszystko, robiła to. Niestrudzenie wołała, krzyczała, błagała, żeby brat dał jej jakiś znak, cokolwiek, żeby mogła go odnaleźć.
- Dorian! Sí! Im sí!
Cisza.
- Melui hawn!
Cisza.
- Dorian, melui hawn! A chéneg! - nawoływała. - A ionneg!
Cisza.
Niezmącona, śmiertelna, ciężka, przytłaczająca, potworna.
„Obiecałeś! Obiecałeś, że już mnie nie zostawisz!”
Rozpierała ją rozpacz i wściekłość, spowodowana bezradnością. Gwałtownie zerwała się na nogi, aż łódka się zakołysała.
- TY TCHÓRZU! - wyryczała na całe gardło, a jej krzyk niósł się daleko. - MYŚLISZ, ŻE TAK PO PROSTU SOBIE UMRZESZ I MNIE ZOSTAWISZ?! OOO NIE! ZNAJDĘ CIĘ I SPRAWIĘ, ŻE ZGINIESZ JESZCZE RAZ ZA TO, JAK TERAZ CIERPIĘ!
Upadła na kolana, wyzuta z sił. Poddała się i płakała. Dla Doriana nigdy się nie poddawała. Po tym dniu starała się przezwyciężyć własny ból oraz cierpienie dla niego. Istniała dla niego, pracowała dla niego, walczyła dla niego, robiła wszystko, by żył i miał się dobrze. Jednak tak nie było. Starała się tak bardzo, a mimo to on zapadał się w ciemność. Wychodziła do pracy o świcie, a gdy wracała o zmierzchu wciąż robił to samo - siedział skulony w łóżku, ściskając mocno miecz taty, a z jego oczu płynęły ciche łzy. Nic nie mówił, nic nie jadł. W dodatku krzyczał i płakał przez sen. Tamten czas był koszmarem. Tak bardzo się bała, że i jego straci, lecz nie poddawała się - szukała sposobu, by przywrócić go z powrotem. Dopiero elfom się to udało.
„Kiedy potrzebuję ich najbardziej, elfów nie ma”.
Znów przepełniały ją negatywne emocje. Nie chciała tego. Pragnęła, żeby jej mały braciszek znów był przy niej. Pragnęła poczuć jego bliskość, usłyszeć jego śmiech. Czuła się jak połowa siebie bez Doriana. Połowa, która nie może funkcjonować bez tej drugiej. Często zastanawiało ją, jakim cudem funkcjonowała przez pierwsze dwa lata na świecie bez niego… Musiała być bardzo samotna. Tak jak teraz. Życie straciło dla niej sens, bo nie miała dla kogo istnieć.
„Masz jeszcze Thorina, Kiliego… Ach, a Fili?” - odezwał się wredny głosik w jej głowie. Fili… był wspaniały. Akceptował ją w pełni taką, jaka była. Wyszczególniał jej pozytywne cechy, a z wad czynił zalety. On trzymał ją w szachu, to on sprawiał, że zło w niej nie wygrywało. Przy nim była dobra. Dla reszty świata był groźnym wojownikiem, a dla niej - łagodny, troskliwy i czuły. Kochała go za to, jak i za wszystko inne. Lecz teraz nie potrafiła. W tej chwili była… pusta. Nie potrafiła czuć miłości bez brata. Nie potrafiła czuć bez niego niczego pozytywnego.
Desperacki zamiar kwitł w jej głowie od dawna, ale dopiero w piątym dniu bezowocnych poszukiwań postanowiła go zrealizować. Nadzieja wygasła. Nikt, nawet Dorian, nie przeżyłby dryfowania tyle dni w lodowatej wodzie.
„Fili, kiedy dzisiaj żegnałam się z tobą, stwierdziłam, że będę szukać Doriana choćby
i do końca życia. Mówiłam poważnie...”
Chwyciła sztylet oburącz i wycelowała prosto w serce. Szarość zimowego nieba odbiła się w ostrzu, a stal wydała się jej tak chłodna oraz wyrachowana jak sama śmierć. Ponadto zawierała w sobie obietnicę. Kuszącą obietnicę ponownego i wiecznego połączenia się
z bratem.
Jej ręce drżały, a na klingę skapnęły łzy. Bała się tego, co miało zaraz nastąpić, ale wpatrywała się w sztylet jak zaklęta. Zdawało jej się, że do niej przemawiał. Albo to głos
w jej głowie…
Zrób to, nie wahaj się, na co czekasz? Po prostu… jedno szybkie, proste pchnięcie i po wszystkim…
Podjęła decyzję. Jej serce przyspieszyło niewiarygodnie, cała zaczęła dygotać. Wzięła kilka głębokich oddechów, a przez jej umysł w szalonym tempie przetaczały się najróżniejsze myśli. Miała wrażenie, że zwariowała.
Cztery…
Do końca życia bez Doriana wcale nie musi być tak długim czasem…
Trzy…
Ostrze było takie zimne, tak zimne… było tak pewną śmiercią …
Dwa…
Jej miłość do brata jest od niej silniejsza, zaraz to udowodni.
Jede…
Nagle coś ją tknęło. Zechciała zaśpiewać ten ostatni raz.
W oddali usłyszała niewyraźne:
o menel aglar elenath!
Z uwagą wsłuchiwała się w otoczenie. Po chwili dostała odpowiedź:
Błyskawicznie chwyciła za wiosła. Kontynuowała, śpiewając dwa wersy, a znajomy głos odpowiadał dwoma kolejnymi. Kierowała się w stronę dźwięku. Znalazła się przy samym truchle smoka. Słyszała ten głos, lecz nie mogła zobaczyć osoby, do której należał. Pieśń dobiegała końca, Sybil kiedy go nareszcie dostrzegła.
Dorian.
Był tam.
Dryfował na sporym kawale drewna, który mógł być kiedyś dużymi drzwiami. Podpłynęła tuż obok niego, niemal przecierając oczy z niedowierzaniem.
„Czy ja śnię?”
Nie, to nie był sen. Jej brat naprawdę żył i potrzebował pomocy. Wciągnęła go do łódki. Był cały przemoczony, siny oraz zesztywniały. Kiedy zdał sobie sprawę z jej obecności, przeczołgał się na najdalszy skrawek rufy ze strachem. Nie poznawał jej. Patrzył na nią obłąkanym wzrokiem. Sybil spojrzała na niego uważniej i od razu zauważyła, że trawiła go gorączka.
- Av-'osto. Udulen an edraith angin - powiedziała, klękając przy nim powoli.
Przyjrzał się jej i zmarszczył brwi.
- Iston i nîf lîn… - wyszeptał, ujmując dłonią jej policzek.
Wpatrywał się w nią przez, zdawało się, wieczność. Widać było po nim, że
z najwyższym wysiłkiem przywoływał wspomnienia.
- Neth? - spytał niepewnie.
Pokiwała głową ze łzami w oczach. On uśmiechnął się słabo i zapłakał.
- Melui neth! - wykrzyknął. - Ni 'lassui!
W odpowiedzi przytuliła go mocno i obydwoje płakali, nie wierząc jeszcze we własne szczęście.
- Gi melin, Sybil… - załkał cichutko.
- Gi melin, Dorian… - odparła ze wzruszeniem.
Cały czas drżał. Jego ciało było śmiertelnie zimne. Narzuciła na niego futro, które dostała od mieszkańców Esgaroth oraz koc, który miała przygotowany specjalnie na tę okazję, po czym objęła go mocno i kołysała w ramionach.
- Tolo na rengy nin! Beriathon!
- No… - wyszeptał.
Milczeli przez dłuższy czas. Kiedy Sybil oprzytomniała, zdała sobie sprawę, że jej brat przestał się poruszać.
- Dorian…
Nie odpowiedział.
- Dorian!
Potrzęsła nim, ale on nie reagował. Jego puls był słaby i ledwo wyczuwalny, oddech praktycznie niezauważalny.
- Nie, nie! Błagam, nie teraz!
Zdjęła bluzę i okryła go nią, przez co została się w samej koszuli na mrozie. Zimno dopadło ją natychmiastowo, lecz nie zważała na to. Postanowiła rozgrzać się przez wiosłowanie. Do dziś nie wiedziała, że potrafiła robić to tak szybko. Jednakże, nie ważne jak bardzo się starała, port zdawał się nie zbliżać ani o cal. Czas stanął w miejscu. Wiosłowała i wiosłowała, patrząc na nieruchomego brata ze strachem. Opadała z sił ze świadomością, że każde uderzenie serca Doriana może być tym ostatnim. To był horror. Już naprawdę nie dawała rady, ale zamknęła oczy i z determinacją parła do przodu. Kiedy już myślała, że zaraz zemdleje z wysiłku, a ręce jej odpadną, dobiła do brzegu. Dziwne, ale w dokach nie było nikogo. Tłum był zgromadzony wokół jakiejś grupy. Wytężyła wzrok i aż krzyknęła z zaskoczenia, gdyż ujrzała wysokie, smukłe sylwetki elfów. Zauważyła nawet Súriona rozmawiającego z Filim.
„A więc szczęśliwa passa trwa”.
Z ogromnym trudem wyciągnęła Doriana z łódki. Zebrała w sobie resztki sił i krzyknęła jak potrafiła najgłośniej:
- Boe de nestad!
Wszystkie elfy odwróciły głowy w jej stronę. Najlepszy przyjaciel jej brata zjawił się tuż obok w mgnieniu oka.
- Ai, Súron! Mae g’ovannen! - powiedziała słabo, po czym zachwiała się i upadłaby, gdyby Fili jej nie złapał.
- Sybil! - wykrzyknął z niepokojem. - Co się dzieje?!
„To przez dziecko” - pomyślała.
Istota, która się w niej rozwijała, zabierała jej bardzo dużo energii. Z powodu „tego małego pasożyta”, jak jego/ją pieszczotliwie określała, szybko się męczyła. Złościło ją to. Normalnie taki rejs nie powinien ją kosztować tyle wysiłku.
- Nie martw się, to nic - wydyszała, a potem dźwignęła się na nogi.
Ujrzała, jak Tauriel torowała sobie drogę przez tłum gapiów. Elfka zastygła w bezruchu, gdy zobaczyła nieprzytomnego Doriana, a na jej pięknej twarzy odmalował się jednocześnie szok, radość oraz strach.
- Êl síla erin lû e-govaned vîn, Tauriel - wyszeptała Sybil z ulgą.
Elfka jakby oprzytomniała i spojrzała na nią przeciągle. Po chwili pokiwała głową. Dała znak Súrionowi, a ten wziął chłopca w ramiona, po czym odeszli w stronę obozowiska. Od tamtego momentu Sybil już się nie bała o los brata. Tauriel odznaczała się dużymi zdolnościami uzdrowicielskimi, na pewno wyleczy Doriana.
Dziewczyna usiadła na ziemi, sapiąc ciężko, nie zważając na spojrzenia innych. Myślała tylko o tym, żeby odpocząć momencik i biec do brata. Do rzeczywistości przywróciło ją niespodziewane uczucie ciepła. Zauważyła, że Fili zarzucił na nią swoje futro.
- Ale z ciebie wariatka - wyszeptał z niedowierzaniem.
Nic nie odpowiedziała, tylko przytuliła się do niego. Wdychała zapach krasnoluda
i wczuwała się w to, jak jego oddech zwalnia. Wsłuchała się w bicie jego serca, powoli odzyskując spokój. Nie miała pojęcia, jak długo tak trwali. Gdy znów otworzyła oczy, naokoło panował typowy gwar - ludzie krzątali się, zbierając resztki ich dobytku, jakie woda wyrzuciła na brzeg. Słychać było odgłosy pracujących narzędzi, płacz dzieci, czasem lamenty kobiet. Ocalali po napadzie Smauga nie czekali; od razu zabrali się do organizacji obozowiska, zdobywania jedzenia i wszystkich potrzebnych rzeczy, aby nie umrzeć z głodu czy zimna w ciągu najbliższych dni. Sybil wyczuwała wśród nich coś nowego - nadzieję, która pojawiła się z pewnością wraz z przybyciem wesołych leśnych elfów.
Nadzieja odżyła także w jej sercu. Uniosła głowę i spojrzała prosto w lodowate oczy Filiego, teraz pełne czułości i podziwu.
- Dziękuję - szepnęła cicho.
- Zawsze do usług, wariatko - zaśmiał się delikatnie. - Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać.
- I co… boisz się? - zażartowała.
- Ani trochę - odparł z uśmiechem. - Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Sam już straciłem nadzieję, a ty uparcie trwałaś przy swoim… I jednak ci się udało!
- Tego jeszcze nie wiem - odparła.
- Co?
- Przecież nie wiem, czy Dorian żyje. - Zerwała się na nogi. - Gdzie on jest? Gdzie on jest?! Oooj, będzie mi się musiał gęsto tłumaczyć! - Wykrzykiwała pod adresem brata najróżniejsze groźby, kierując się w stronę miejsca, w którym z pewnością był. - Jeżeli uważa, że doprowadzanie mnie do szaleństwa ujdzie mu na sucho, to…
Gdy weszła za prowizoryczny parawan i spojrzała na scenę wokół ogniska, urwała
w pół słowa. Pierwszym, co zobaczyła, był Kili z troską oraz niepokojem patrzący na Tauriel. Ona z kolei wydawała się być czymś bardzo zmęczona, a twarz Súriona była pełna napięcia, kiedy nieprzerwanie wpatrywał się w nieprzytomnego Doriana ułożonego na stercie ubrań.
- Co się stało? - spytała Sybil, niemało przestraszona.
- Prawie go straciliśmy - odparł elf grobowym tonem.
Poczuła, że jej słabo.
„Przecież to niemożliwe!”
- Jak to?!
- Nie wiem…- rzekła elfka z zadumą. - Nie rozumiem… z trudem sprowadziłam go
z powrotem… musiało zdarzyć się coś strasznego…
- Czyli? - dociekała dziewczyna.
- Sybil, on jest śmiertelnie wyczerpany. Nie tylko fizycznie oczywiście, ale i psychicznie. Nie pojmuję, co mogło mu wyrządzić aż taką krzywdę.
Zaniemówiła. Przyjrzała się bratu i znalazła odpowiedź.
„Ogień i woda” - pomyślała od razu.
Uklękła przy Dorianie, po czym złapała go za rękę. Jego puls nadal był wolny, lecz już mocniejszy. Wyraźnie widziała, jak jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Zapomniała o całym świecie, obserwując go. Z zamyślenia wyrwał ją Kili, który stanął obok, kładąc rękę na jej ramieniu. Uśmiechnęła się smutno.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział.
- Oczywiście - mruknęła.
- Sybbie, połóż się, odpocznij.
- A co z Dorianem?
- Ja z nim zostanę.
- Nie. Przykro mi odbierać ci tę przyjemność, Ki, ale teraz nie odejdę od niego nawet na krok.
Kili przewrócił oczami.
- Skoro tak mówisz - westchnął i odszedł, kulejąc odrobinę.
Dopiero teraz zauważyła, że nieopodal cały czas był jeszcze Fili, a Tauriel oraz Súrion zniknęli.
Zdjęła z siebie futro krasnoluda i podała mu. Nie chciał go wziąć.
- Tobie będzie bardziej potrzebne. - Z tymi słowami narzuciła ubranie na niego. Znowu dopadło ją zimno, ale szybko temu zaradziła, kładąc się przy Dorianie i opatulając się kocem. Zamknęła oczy i powiedziała:
- Możesz zostawić nas samych?
Usłyszała, że Fili się oddalił. Została sam na sam z bratem. Szybko zapadła w sen bez żadnych koszmarów.
Obudziła się nagle. Dorian niespokojnie wiercił się i mamrotał:
- Ogień… ogień… on… woda, woda… onnnaa…
- Cii, nic nie mów - szepnęła. Zaczęła nucić kołysankę, którą nauczyła ją mama.
Chłopak uspokoił się niemal natychmiastowo. Śpiewała jeszcze długo, po czym znów usnęła.
Gdy ponownie otworzyła oczy, ujrzała młodą dziewczynę patrzącą prosto na nich.
- Witaj Sigrid.
Córka Barda Łucznika spłonęła rumieńcem.
- Wybacz… n-nie chciałam cię budzić - wyjąkała.
- Nic nie szkodzi… - Sybil zmarszczyła brwi po chwili zastanowienia. - Dlaczego tu jesteś?
- Chciałam zobaczyć mojego wybawcę - odpowiedziała Sigrid nieśmiało.
Sybil uśmiechnęła się. Wstała i opatuliła słodko śpiącego Doriana kocem, po czym narzuciła na siebie bluzę. Odeszła od brata parę kroków, a potem powiedziała:
- Oto i on.
Sigrid powoli podeszła bliżej. Ostrożnie usiadła obok chłopaka, wpatrując się w niego
z niekrytą fascynacją.
- Zostaniesz z nim? - zapytała Sybil.
- Ja?- wykrztusiła dziewczyna, rzucając jej szybkie, zszokowane spojrzenie. - Zawsze.
Sybil zaśmiała się cicho odchodząc. Miała dobre przeczucia co do Sigrid. Postanowiła zostawić swojego brata pod jej opieką na jakiś czas i przekonać się, jak sytuacja się rozwinie.
Dziewczyna skierowała się prosto do łódki, w której dziś płynęła. Leżący w niej nagi sztylet lśnił w mroku już z daleka. Sybil Wzięła przedmiot ostrożnie do ręki. Był naprawdę piękny i doskonale wykonany. Łamała sobie głowę, dlaczego Elrond je im podarował. Często wracała myślami do Imladris. W końcu przeżyła tam niezapomniane chwile.
Zastanawiającym było to, że pochwa jej sztyletu różniła się od tej Doriana. Jej była wykonana z bordowej skóry, na brzegach wysadzana licznymi, drobniutkimi, jasnymi klejnotami, mieniącymi się kolorami tęczy. Tworzyły one subtelny, a zarazem dziwny wzór, który w odpowiednim świetle jakby imitował ruch powietrza. Pochwa należąca do jej brata była zrobiona z czarnej skóry, w podobny sposób udekorowana, tyle że jej czerwono-złote kamienie zdawały się być płomieniami ognia. Same sztylety natomiast były identyczne.
Wpatrywała się w ostrze jak zahipnotyzowana. Wszystko wokół znikło. Było tylko światło zachodzącego słońca tańczące na krawędziach klingi, która nagle wydała się jej niesamowicie ostra, jak nigdy wcześniej. Śmiertelnie ostra. Ale przy tym tak piękna…
Potrzęsła głową. Trzeźwo spojrzała na trzymaną w rekach rzecz i zobaczyła jedynie sztylet.
- Będę musiała na ciebie uważać - mruknęła, chowając broń głęboko.
w mojej opowieści, i to kilkakrotnie) - znów wyrażam nadzieję, że nie przyśniecie przy tym rozdziale. Ogólnie, będzie dużo o nadziei. I miłości. Co najmniej dwóch rodzajów. Rzygam tęczą, ale tylko tak trochę.
______________________________
Księga III
Rozdział 1.Wiosła z trudem przecinały przemarznięte wody Jeziora. Przedzieranie się przez tafle lodu przychodziło jej z coraz większym wysiłkiem, lecz nadzieja ciągle tliła się w sercu Sybil i to dodawało jej energii.
„Nadzieja matką głupców”.
Przypływała na Cmentarzysko Smoka dzień w dzień. Całymi godzinami kluczyła wśród ruin Esgaroth, wokół martwego Smauga. To miejsce było przerażające. Ziało zawiścią, złem oraz śmiercią. Jak każdy, bardzo bała się tu zapuszczać. Pomimo wszystko, robiła to. Niestrudzenie wołała, krzyczała, błagała, żeby brat dał jej jakiś znak, cokolwiek, żeby mogła go odnaleźć.
- Dorian! Sí! Im sí!
Cisza.
- Melui hawn!
Cisza.
- Dorian, melui hawn! A chéneg! - nawoływała. - A ionneg!
Cisza.
Niezmącona, śmiertelna, ciężka, przytłaczająca, potworna.
„Obiecałeś! Obiecałeś, że już mnie nie zostawisz!”
Rozpierała ją rozpacz i wściekłość, spowodowana bezradnością. Gwałtownie zerwała się na nogi, aż łódka się zakołysała.
- TY TCHÓRZU! - wyryczała na całe gardło, a jej krzyk niósł się daleko. - MYŚLISZ, ŻE TAK PO PROSTU SOBIE UMRZESZ I MNIE ZOSTAWISZ?! OOO NIE! ZNAJDĘ CIĘ I SPRAWIĘ, ŻE ZGINIESZ JESZCZE RAZ ZA TO, JAK TERAZ CIERPIĘ!
Upadła na kolana, wyzuta z sił. Poddała się i płakała. Dla Doriana nigdy się nie poddawała. Po tym dniu starała się przezwyciężyć własny ból oraz cierpienie dla niego. Istniała dla niego, pracowała dla niego, walczyła dla niego, robiła wszystko, by żył i miał się dobrze. Jednak tak nie było. Starała się tak bardzo, a mimo to on zapadał się w ciemność. Wychodziła do pracy o świcie, a gdy wracała o zmierzchu wciąż robił to samo - siedział skulony w łóżku, ściskając mocno miecz taty, a z jego oczu płynęły ciche łzy. Nic nie mówił, nic nie jadł. W dodatku krzyczał i płakał przez sen. Tamten czas był koszmarem. Tak bardzo się bała, że i jego straci, lecz nie poddawała się - szukała sposobu, by przywrócić go z powrotem. Dopiero elfom się to udało.
„Kiedy potrzebuję ich najbardziej, elfów nie ma”.
Znów przepełniały ją negatywne emocje. Nie chciała tego. Pragnęła, żeby jej mały braciszek znów był przy niej. Pragnęła poczuć jego bliskość, usłyszeć jego śmiech. Czuła się jak połowa siebie bez Doriana. Połowa, która nie może funkcjonować bez tej drugiej. Często zastanawiało ją, jakim cudem funkcjonowała przez pierwsze dwa lata na świecie bez niego… Musiała być bardzo samotna. Tak jak teraz. Życie straciło dla niej sens, bo nie miała dla kogo istnieć.
„Masz jeszcze Thorina, Kiliego… Ach, a Fili?” - odezwał się wredny głosik w jej głowie. Fili… był wspaniały. Akceptował ją w pełni taką, jaka była. Wyszczególniał jej pozytywne cechy, a z wad czynił zalety. On trzymał ją w szachu, to on sprawiał, że zło w niej nie wygrywało. Przy nim była dobra. Dla reszty świata był groźnym wojownikiem, a dla niej - łagodny, troskliwy i czuły. Kochała go za to, jak i za wszystko inne. Lecz teraz nie potrafiła. W tej chwili była… pusta. Nie potrafiła czuć miłości bez brata. Nie potrafiła czuć bez niego niczego pozytywnego.
Desperacki zamiar kwitł w jej głowie od dawna, ale dopiero w piątym dniu bezowocnych poszukiwań postanowiła go zrealizować. Nadzieja wygasła. Nikt, nawet Dorian, nie przeżyłby dryfowania tyle dni w lodowatej wodzie.
„Fili, kiedy dzisiaj żegnałam się z tobą, stwierdziłam, że będę szukać Doriana choćby
i do końca życia. Mówiłam poważnie...”
Chwyciła sztylet oburącz i wycelowała prosto w serce. Szarość zimowego nieba odbiła się w ostrzu, a stal wydała się jej tak chłodna oraz wyrachowana jak sama śmierć. Ponadto zawierała w sobie obietnicę. Kuszącą obietnicę ponownego i wiecznego połączenia się
z bratem.
Jej ręce drżały, a na klingę skapnęły łzy. Bała się tego, co miało zaraz nastąpić, ale wpatrywała się w sztylet jak zaklęta. Zdawało jej się, że do niej przemawiał. Albo to głos
w jej głowie…
Zrób to, nie wahaj się, na co czekasz? Po prostu… jedno szybkie, proste pchnięcie i po wszystkim…
Podjęła decyzję. Jej serce przyspieszyło niewiarygodnie, cała zaczęła dygotać. Wzięła kilka głębokich oddechów, a przez jej umysł w szalonym tempie przetaczały się najróżniejsze myśli. Miała wrażenie, że zwariowała.
Cztery…
Do końca życia bez Doriana wcale nie musi być tak długim czasem…
Trzy…
Ostrze było takie zimne, tak zimne… było tak pewną śmiercią …
Dwa…
Jej miłość do brata jest od niej silniejsza, zaraz to udowodni.
Jede…
Nagle coś ją tknęło. Zechciała zaśpiewać ten ostatni raz.
A Elbereth Gilthoniel,
silivren penna míriel…
W oddali usłyszała niewyraźne:
o menel aglar elenath!
Czy jej się zdawało? Czy już zaczęła słyszeć to, czego pragnęła? Czy do reszty odeszła od zmysłów? Pozwalając sobie na odrobinę nadziei, Sybil zaśpiewała raz jeszcze, głośniej:
Na-chaered palan-díriel
o galadhremmin ennorath...
Fanuilos, le linnathon
nef aear, sí nef aearon!
Błyskawicznie chwyciła za wiosła. Kontynuowała, śpiewając dwa wersy, a znajomy głos odpowiadał dwoma kolejnymi. Kierowała się w stronę dźwięku. Znalazła się przy samym truchle smoka. Słyszała ten głos, lecz nie mogła zobaczyć osoby, do której należał. Pieśń dobiegała końca, Sybil kiedy go nareszcie dostrzegła.
Dorian.
Był tam.
Dryfował na sporym kawale drewna, który mógł być kiedyś dużymi drzwiami. Podpłynęła tuż obok niego, niemal przecierając oczy z niedowierzaniem.
„Czy ja śnię?”
Nie, to nie był sen. Jej brat naprawdę żył i potrzebował pomocy. Wciągnęła go do łódki. Był cały przemoczony, siny oraz zesztywniały. Kiedy zdał sobie sprawę z jej obecności, przeczołgał się na najdalszy skrawek rufy ze strachem. Nie poznawał jej. Patrzył na nią obłąkanym wzrokiem. Sybil spojrzała na niego uważniej i od razu zauważyła, że trawiła go gorączka.
- Av-'osto. Udulen an edraith angin - powiedziała, klękając przy nim powoli.
Przyjrzał się jej i zmarszczył brwi.
- Iston i nîf lîn… - wyszeptał, ujmując dłonią jej policzek.
Wpatrywał się w nią przez, zdawało się, wieczność. Widać było po nim, że
z najwyższym wysiłkiem przywoływał wspomnienia.
- Neth? - spytał niepewnie.
Pokiwała głową ze łzami w oczach. On uśmiechnął się słabo i zapłakał.
- Melui neth! - wykrzyknął. - Ni 'lassui!
W odpowiedzi przytuliła go mocno i obydwoje płakali, nie wierząc jeszcze we własne szczęście.
- Gi melin, Sybil… - załkał cichutko.
- Gi melin, Dorian… - odparła ze wzruszeniem.
Cały czas drżał. Jego ciało było śmiertelnie zimne. Narzuciła na niego futro, które dostała od mieszkańców Esgaroth oraz koc, który miała przygotowany specjalnie na tę okazję, po czym objęła go mocno i kołysała w ramionach.
- Tolo na rengy nin! Beriathon!
- No… - wyszeptał.
Milczeli przez dłuższy czas. Kiedy Sybil oprzytomniała, zdała sobie sprawę, że jej brat przestał się poruszać.
- Dorian…
Nie odpowiedział.
- Dorian!
Potrzęsła nim, ale on nie reagował. Jego puls był słaby i ledwo wyczuwalny, oddech praktycznie niezauważalny.
- Nie, nie! Błagam, nie teraz!
Zdjęła bluzę i okryła go nią, przez co została się w samej koszuli na mrozie. Zimno dopadło ją natychmiastowo, lecz nie zważała na to. Postanowiła rozgrzać się przez wiosłowanie. Do dziś nie wiedziała, że potrafiła robić to tak szybko. Jednakże, nie ważne jak bardzo się starała, port zdawał się nie zbliżać ani o cal. Czas stanął w miejscu. Wiosłowała i wiosłowała, patrząc na nieruchomego brata ze strachem. Opadała z sił ze świadomością, że każde uderzenie serca Doriana może być tym ostatnim. To był horror. Już naprawdę nie dawała rady, ale zamknęła oczy i z determinacją parła do przodu. Kiedy już myślała, że zaraz zemdleje z wysiłku, a ręce jej odpadną, dobiła do brzegu. Dziwne, ale w dokach nie było nikogo. Tłum był zgromadzony wokół jakiejś grupy. Wytężyła wzrok i aż krzyknęła z zaskoczenia, gdyż ujrzała wysokie, smukłe sylwetki elfów. Zauważyła nawet Súriona rozmawiającego z Filim.
„A więc szczęśliwa passa trwa”.
Z ogromnym trudem wyciągnęła Doriana z łódki. Zebrała w sobie resztki sił i krzyknęła jak potrafiła najgłośniej:
- Boe de nestad!
Wszystkie elfy odwróciły głowy w jej stronę. Najlepszy przyjaciel jej brata zjawił się tuż obok w mgnieniu oka.
- Ai, Súron! Mae g’ovannen! - powiedziała słabo, po czym zachwiała się i upadłaby, gdyby Fili jej nie złapał.
- Sybil! - wykrzyknął z niepokojem. - Co się dzieje?!
„To przez dziecko” - pomyślała.
Istota, która się w niej rozwijała, zabierała jej bardzo dużo energii. Z powodu „tego małego pasożyta”, jak jego/ją pieszczotliwie określała, szybko się męczyła. Złościło ją to. Normalnie taki rejs nie powinien ją kosztować tyle wysiłku.
- Nie martw się, to nic - wydyszała, a potem dźwignęła się na nogi.
Ujrzała, jak Tauriel torowała sobie drogę przez tłum gapiów. Elfka zastygła w bezruchu, gdy zobaczyła nieprzytomnego Doriana, a na jej pięknej twarzy odmalował się jednocześnie szok, radość oraz strach.
- Êl síla erin lû e-govaned vîn, Tauriel - wyszeptała Sybil z ulgą.
Elfka jakby oprzytomniała i spojrzała na nią przeciągle. Po chwili pokiwała głową. Dała znak Súrionowi, a ten wziął chłopca w ramiona, po czym odeszli w stronę obozowiska. Od tamtego momentu Sybil już się nie bała o los brata. Tauriel odznaczała się dużymi zdolnościami uzdrowicielskimi, na pewno wyleczy Doriana.
Dziewczyna usiadła na ziemi, sapiąc ciężko, nie zważając na spojrzenia innych. Myślała tylko o tym, żeby odpocząć momencik i biec do brata. Do rzeczywistości przywróciło ją niespodziewane uczucie ciepła. Zauważyła, że Fili zarzucił na nią swoje futro.
- Ale z ciebie wariatka - wyszeptał z niedowierzaniem.
Nic nie odpowiedziała, tylko przytuliła się do niego. Wdychała zapach krasnoluda
i wczuwała się w to, jak jego oddech zwalnia. Wsłuchała się w bicie jego serca, powoli odzyskując spokój. Nie miała pojęcia, jak długo tak trwali. Gdy znów otworzyła oczy, naokoło panował typowy gwar - ludzie krzątali się, zbierając resztki ich dobytku, jakie woda wyrzuciła na brzeg. Słychać było odgłosy pracujących narzędzi, płacz dzieci, czasem lamenty kobiet. Ocalali po napadzie Smauga nie czekali; od razu zabrali się do organizacji obozowiska, zdobywania jedzenia i wszystkich potrzebnych rzeczy, aby nie umrzeć z głodu czy zimna w ciągu najbliższych dni. Sybil wyczuwała wśród nich coś nowego - nadzieję, która pojawiła się z pewnością wraz z przybyciem wesołych leśnych elfów.
Nadzieja odżyła także w jej sercu. Uniosła głowę i spojrzała prosto w lodowate oczy Filiego, teraz pełne czułości i podziwu.
- Dziękuję - szepnęła cicho.
- Zawsze do usług, wariatko - zaśmiał się delikatnie. - Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać.
- I co… boisz się? - zażartowała.
- Ani trochę - odparł z uśmiechem. - Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Sam już straciłem nadzieję, a ty uparcie trwałaś przy swoim… I jednak ci się udało!
- Tego jeszcze nie wiem - odparła.
- Co?
- Przecież nie wiem, czy Dorian żyje. - Zerwała się na nogi. - Gdzie on jest? Gdzie on jest?! Oooj, będzie mi się musiał gęsto tłumaczyć! - Wykrzykiwała pod adresem brata najróżniejsze groźby, kierując się w stronę miejsca, w którym z pewnością był. - Jeżeli uważa, że doprowadzanie mnie do szaleństwa ujdzie mu na sucho, to…
Gdy weszła za prowizoryczny parawan i spojrzała na scenę wokół ogniska, urwała
w pół słowa. Pierwszym, co zobaczyła, był Kili z troską oraz niepokojem patrzący na Tauriel. Ona z kolei wydawała się być czymś bardzo zmęczona, a twarz Súriona była pełna napięcia, kiedy nieprzerwanie wpatrywał się w nieprzytomnego Doriana ułożonego na stercie ubrań.
- Co się stało? - spytała Sybil, niemało przestraszona.
- Prawie go straciliśmy - odparł elf grobowym tonem.
Poczuła, że jej słabo.
„Przecież to niemożliwe!”
- Jak to?!
- Nie wiem…- rzekła elfka z zadumą. - Nie rozumiem… z trudem sprowadziłam go
z powrotem… musiało zdarzyć się coś strasznego…
- Czyli? - dociekała dziewczyna.
- Sybil, on jest śmiertelnie wyczerpany. Nie tylko fizycznie oczywiście, ale i psychicznie. Nie pojmuję, co mogło mu wyrządzić aż taką krzywdę.
Zaniemówiła. Przyjrzała się bratu i znalazła odpowiedź.
„Ogień i woda” - pomyślała od razu.
Uklękła przy Dorianie, po czym złapała go za rękę. Jego puls nadal był wolny, lecz już mocniejszy. Wyraźnie widziała, jak jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Zapomniała o całym świecie, obserwując go. Z zamyślenia wyrwał ją Kili, który stanął obok, kładąc rękę na jej ramieniu. Uśmiechnęła się smutno.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział.
- Oczywiście - mruknęła.
- Sybbie, połóż się, odpocznij.
- A co z Dorianem?
- Ja z nim zostanę.
- Nie. Przykro mi odbierać ci tę przyjemność, Ki, ale teraz nie odejdę od niego nawet na krok.
Kili przewrócił oczami.
- Skoro tak mówisz - westchnął i odszedł, kulejąc odrobinę.
Dopiero teraz zauważyła, że nieopodal cały czas był jeszcze Fili, a Tauriel oraz Súrion zniknęli.
Zdjęła z siebie futro krasnoluda i podała mu. Nie chciał go wziąć.
- Tobie będzie bardziej potrzebne. - Z tymi słowami narzuciła ubranie na niego. Znowu dopadło ją zimno, ale szybko temu zaradziła, kładąc się przy Dorianie i opatulając się kocem. Zamknęła oczy i powiedziała:
- Możesz zostawić nas samych?
Usłyszała, że Fili się oddalił. Została sam na sam z bratem. Szybko zapadła w sen bez żadnych koszmarów.
Obudziła się nagle. Dorian niespokojnie wiercił się i mamrotał:
- Ogień… ogień… on… woda, woda… onnnaa…
- Cii, nic nie mów - szepnęła. Zaczęła nucić kołysankę, którą nauczyła ją mama.
Dlaczego nie śpisz?
Dlaczego płaczesz?
Dlaczego kulisz się w swym łóżku?
Uspokój się, maluszku.
Pomogę ci dotrzeć do krainy,
gdzie leżą najwspanialsze góry i doliny.
Już cicho, oczęta zmruż…
Ach, spójrz!
Biegasz wśród zielonych wzgórz.
Już dobrze, najukochańszy…
Odkrywaj swój cudowny świat.
Czy słyszysz?
Wodospad toczy wokół białej piany kwiat.
Już w porządku, najdroższy…
Zatrać się w świecie snu.
Czy czujesz?
Tak, to przesłodki zapach bzu.
Chłopak uspokoił się niemal natychmiastowo. Śpiewała jeszcze długo, po czym znów usnęła.
Gdy ponownie otworzyła oczy, ujrzała młodą dziewczynę patrzącą prosto na nich.
- Witaj Sigrid.
Córka Barda Łucznika spłonęła rumieńcem.
- Wybacz… n-nie chciałam cię budzić - wyjąkała.
- Nic nie szkodzi… - Sybil zmarszczyła brwi po chwili zastanowienia. - Dlaczego tu jesteś?
- Chciałam zobaczyć mojego wybawcę - odpowiedziała Sigrid nieśmiało.
Sybil uśmiechnęła się. Wstała i opatuliła słodko śpiącego Doriana kocem, po czym narzuciła na siebie bluzę. Odeszła od brata parę kroków, a potem powiedziała:
- Oto i on.
Sigrid powoli podeszła bliżej. Ostrożnie usiadła obok chłopaka, wpatrując się w niego
z niekrytą fascynacją.
- Zostaniesz z nim? - zapytała Sybil.
- Ja?- wykrztusiła dziewczyna, rzucając jej szybkie, zszokowane spojrzenie. - Zawsze.
Sybil zaśmiała się cicho odchodząc. Miała dobre przeczucia co do Sigrid. Postanowiła zostawić swojego brata pod jej opieką na jakiś czas i przekonać się, jak sytuacja się rozwinie.
Dziewczyna skierowała się prosto do łódki, w której dziś płynęła. Leżący w niej nagi sztylet lśnił w mroku już z daleka. Sybil Wzięła przedmiot ostrożnie do ręki. Był naprawdę piękny i doskonale wykonany. Łamała sobie głowę, dlaczego Elrond je im podarował. Często wracała myślami do Imladris. W końcu przeżyła tam niezapomniane chwile.
Zastanawiającym było to, że pochwa jej sztyletu różniła się od tej Doriana. Jej była wykonana z bordowej skóry, na brzegach wysadzana licznymi, drobniutkimi, jasnymi klejnotami, mieniącymi się kolorami tęczy. Tworzyły one subtelny, a zarazem dziwny wzór, który w odpowiednim świetle jakby imitował ruch powietrza. Pochwa należąca do jej brata była zrobiona z czarnej skóry, w podobny sposób udekorowana, tyle że jej czerwono-złote kamienie zdawały się być płomieniami ognia. Same sztylety natomiast były identyczne.
Wpatrywała się w ostrze jak zahipnotyzowana. Wszystko wokół znikło. Było tylko światło zachodzącego słońca tańczące na krawędziach klingi, która nagle wydała się jej niesamowicie ostra, jak nigdy wcześniej. Śmiertelnie ostra. Ale przy tym tak piękna…
Potrzęsła głową. Trzeźwo spojrzała na trzymaną w rekach rzecz i zobaczyła jedynie sztylet.
- Będę musiała na ciebie uważać - mruknęła, chowając broń głęboko.
______________________________
Sindarin:
- Sí! Im sí! - Here! I'm here! -
Tutaj! Tutaj jestem!
- Melui hawn!- Lovley little brother! - Kochany/Piękny braciszku!
- A chéneg! A ionneg! - Little boy! Little one! - Mały chłopcze! Maleńki!
- Av-'osto. Udulen an edraith angin. - Don't be afraid. I'm here to safe you. - Nie bój się. Jestem tu, by się uratować.
- Iston i nîf lîn. - I know your face. - Znam twoją twarz.
- (Melui) Neth - (Lovley) little sister - (Kochana/Piękna) siostrzyczka
- Ni 'lassui! - Thank you! - Dziękuję!
- Gi melin. - I love you. - Kocham cię.
- Tolo na rengy nin! Beriathon! - Come into my arms! Let me hold you safe - Schroń się
w moich ramionach. Pozwól mi cię ochronić.
- Melui hawn!- Lovley little brother! - Kochany/Piękny braciszku!
- A chéneg! A ionneg! - Little boy! Little one! - Mały chłopcze! Maleńki!
- Av-'osto. Udulen an edraith angin. - Don't be afraid. I'm here to safe you. - Nie bój się. Jestem tu, by się uratować.
- Iston i nîf lîn. - I know your face. - Znam twoją twarz.
- (Melui) Neth - (Lovley) little sister - (Kochana/Piękna) siostrzyczka
- Ni 'lassui! - Thank you! - Dziękuję!
- Gi melin. - I love you. - Kocham cię.
- Tolo na rengy nin! Beriathon! - Come into my arms! Let me hold you safe - Schroń się
w moich ramionach. Pozwól mi cię ochronić.
- No. - Yes. - Tak.
- Boe de nestad! - He/she needs healing! - On/ona potrzebuje pomocy (medycznej)!
- Mae g’ovannen! - Well met! - Szczęśliwe spotkanie!
- Êl síla erin lû e-govaned vîn. - A stars shines in a hour of our meeting. - Gwiazdy świecą nad godziną naszego spotkania.
#Co do tej kołysanki... cóż, tamta lekcja religii była wyjątkowo "porywająca". Miałam ją usunąć, ale w końcu zostawiłam. Dla Oli, która była kiedyś ciekawa, jak mi wychodzi układanie wierszy (tak, to dla Ciebie, mój Skarbie, narażam się na pośmiewisko).
Sigrid i Dorian... tak, kolejna śliczna parka nam się tu wykluwa. ^^
- Boe de nestad! - He/she needs healing! - On/ona potrzebuje pomocy (medycznej)!
- Mae g’ovannen! - Well met! - Szczęśliwe spotkanie!
- Êl síla erin lû e-govaned vîn. - A stars shines in a hour of our meeting. - Gwiazdy świecą nad godziną naszego spotkania.
#Co do tej kołysanki... cóż, tamta lekcja religii była wyjątkowo "porywająca". Miałam ją usunąć, ale w końcu zostawiłam. Dla Oli, która była kiedyś ciekawa, jak mi wychodzi układanie wierszy (tak, to dla Ciebie, mój Skarbie, narażam się na pośmiewisko).
Sigrid i Dorian... tak, kolejna śliczna parka nam się tu wykluwa. ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz