niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 3.

Wszystko wręcz tonie w tęczy! TYLE miłości! Nie, pomocy, ja już nie chcę o tym pisać, ale wiem, że muszę, jeżeli mam osiągnąć swój cel.

AAA! THILBO BAGGINSHIELD!
______________________________

 
     Erebor był taki rozczarowujący. To była tylko ogromna, zimna góra, wypchana po brzegi jeszcze zimniejszym złotem. 
Skarbu było tak mnóstwo, że aż można było dostać zawrotów głowy. Bilbo nie mógł zrozumieć - po co komu tyle bogactw? Pozostawało to sprawą niepojętą dla jego zdrowego hobbickiego rozsądku. Tak samo jak zachowanie całej Kompanii. Żądza złota zabierała ich, jednego po drugim, a pan Baggins bezradnie się temu przyglądał. Jak oni mogli bez przerwy zachwycać się tymi wszystkimi diamentami, szafirami, szmaragdami, rubinami? Przecież to na dłuższą metę nużące 
i bezsensowne. Najbardziej pozbawione sensu było jednakże ich szukanie Arcykamienia. Hobbitowi zachciało mu się histerycznie śmiać. Co by było, gdyby odkryli, że najwspanialszy, najpyszniejszy z klejnotów Góry spoczywał zawinięty w jego śpiworze? 
     Thorin pewnie by go zabił. Na niego skarb zdawał się oddziaływać najbardziej. Bilbu zdawało się, że Król zapomniał nawet o swoich siostrzeńcach! Nic o nich nie wspominał,
a przecież nie wiadomo nawet, czy przeżyli atak smoka!
 Bilba zżerał niepokój z tego powowdu, a na dokładkę nic już do Thorina nie docierało. Jego Król bardzo się zmienił. 
     Hobbici nie mieli królów ani władców, lecz Bilbo był dumny, mogąc nazywać Thorina Dębową 
Tarczę swoim królem. 
     Był. 

     Do tej pory Bilbo postrzegał go jako wspaniałego, dostojnego krasnoluda, ze szlachetną misją odzyskania bestialsko odebranego królestwa. 
Prawda, na początku podróży źle go traktował, ale później, na Carrock, tak pięknie przeprosił. Potem Bilbo nie raz udowodnił swoją wartość, zyskując szacunek Króla. Miał nawet wrażenie, że stał się jego numerem jeden. Niestety, gdy wkroczyli do Ereboru, jak złodzieje, w istocie, w sposób raczej niegodny pieśni, wszystko uległo zmianie. Ten moment, gdy Thorin mierzył do niego mieczem… to było straszne. Nie widział już tej samej osoby, którą tak szanował, za którą był gotów zginąć, którą… kochał. 
     Tak, Bilbo nie mógł tego się dłużej wypierać. Pokochał Thorina Dębową Tarczę. Król pod Górą był kimś, obok kogo nie dało się przejść obojętnie. Wzbudzał miłość w sercach poddanych i Hobbit był więcej niż pewien, że każdy członek Kompanii kochał ich przywódcę na swój sposób.  
     Ale w tamtej przerażającej chwili Bilbo widział jedynie jakiegoś potwora przepełnionego żądzą Królewskiego Klejnotu. Co za rozczarowanie. Myślał, że Thorin był na tyle silny, by przezwyciężyć klątwę swego rodu. 

     Po raz nie wiadomo który Niziołek zadawał sobie pytanie, po co w ogóle wyszedł
z domu? Co on w ogóle tutaj robił? To były wszystko wielkie rzeczy, niedotyczące takiego zwykłego hobbita jak on. 

     Jednakże nie zmieniało to faktu, że Bilbo nie godził się, by patrzeć, jak Thorina trawi 

i na dobre zabiera choroba. Postanowił zrobić wszystko, by temu zapobiec.
  
 ***
     Na temat momentu, w którym Jedyny zostaje wybrany, krążyły niezliczone poematy oraz najwznioślejsze pieśni, na jakie stać było krasnoludów. Krasnoludy nawet w wyborze partnera były uparte. Kiedy zdecydowały się na kogoś, już nigdy nie zmieniały zdania. Często zdarzało się, że miłość była nieodwzajemniona, dlatego też bardzo dużo
z plemienia Durina nie zaprzątało sobie głowy takimi rzeczami i poświęciło się doskonaleniu rzemiosła.

     Wszystko, co wiązało się z Sybil, było dla Filiego niespodziewane. Pojawiła się w jego życiu nagle i pokochał ją jako małą dziewczynkę. Potem, kiedy odeszli z Ettinor, nierzadko zastanawiał się, jak się miała jego siostrzyczka. Ich pierwsze spotkanie po latach było takim szokiem. Wyrosła na piękną wojowniczkę, która dzielnie znosiła tyle krzywd dla niego, Kiliego i Thorina. Nie mógł przestać myśleć o tym, kim się stała. Była dla niego jedną wielką niespodzianką, niewyczerpaną kopalnią tajemnic. Ciekawiła go. Jego uczucie do niej było dziwne. Tak naprawdę nie mógł tego określić. To była z pewnością troska, wdzięczność, och, zdecydowanie pociąg i coś jeszcze, coś nowego. Lecz to nie była tego rodzaju miłość. Jeszcze nie. Czuł również tęsknotę, gdy godzinami rozmyślał o niej w celi w Leśnym Pałacu, wiedząc, że znajdowała się gdzieś blisko… Ale potem nieoczekiwanie zjawiła się w domu Barda i wtedy to się stało.
     Wyłoniła się z płomieni. Wymieniła kilka słów z Dorianem, a później wszystko zwolniło. Fili stanął w bezruchu i jak urzeczony przyglądał się Sybil kroczącej ku niemu. Ogień nadawał jej niesamowitego wyglądu. Jej skóra zdawała się płonąć. Jej twarz iluminowała
z niesamowitymi refleksami. Światło ognia ukazało na jej obliczu zachwycające blaski oraz cienie, które sprawiały, że wyglądała jak istota nie z tego świata. A jej oczy stały się bezdenną otchłanią czerni. Z całej jej postawy biła potęga, Fili miał wrażenie, że była to moc samych Valarów. I gniew. Straszny, zniewalający gniew. 

     Zanim otrząsnął się z pierwszego szoku, gorący podmuch naleciał od jej strony i uderzył
w Filiego, niemal zwalając go z nóg. To stało się dokładnie w tamtej chwili. Wszystko nagle znalazło swoje miejsce, nabrało sensu. A ona była tym sensem. Było tak jak w pieśniach - poczuł ogromną więź z Sybil, poczucie przynależności i owo niesamowite uczucie miłości. Niepohamowanej, wiecznej, cudownej.
     Potem podeszła do niego i przytuliła go mocno. Wtedy przewaliła się przez niego potężna fala ulgi oraz ciepła. Miał wrażenie, że w tamtej chwili wszystko było właśnie tak, jak należy. 
     Od tamtej pory wiedział już, do kogo należało jego serce.
     Wybrał Ją.
     Doskonale wiedział, że nie miał na to żadnego wpływu, lecz mimo to beształ się za to. Sybil to człowiek - nie przeżyje z nim nawet połowy życia. Chociaż Fili był pewien, że Ona była kimś znacznie więcej niż tylko człowiekiem, a mimo to, patrząc na to, jak szybko urosła, równie szybko zestarzeje się i… Myśl o tym, co nieuniknione, sprawiała, że ogarniał go strach. Gdy tylko pomyślał o tym, że Sybil kiedyś… umrze... To była najgorsza rzecz, jaką potrafił sobie wyobrazić.
     Nie mógł wybrać jednocześnie lepiej i gorzej. 

     Teraz podziwiał Ją z oddali. Pomagała elfom w stawianiu chat dla ocalałych. Wymieniała z nimi wesołe uwagi w ich języku od czasu do czasu. Właśnie pochylała się po jakiś kawał drewna, a Jej włosy dotknęły ziemi. Znów miała je rozpuszczone. Fili to uwielbiał. Zapragnął podejść do Niej i bez słowa Ją pocałować, zatopić dłonie w tych miękkich falach. Powstrzymał się jednak. Musiał się upewnić, że wszystko dobrze sobie przypomniał. Nie znał się za dobrze na sposobach, w jaki oświadczały się inne rasy. Niespokojnie przesuwał pierścień mamy między palcami. Miał tremę. Był absolutnie pewny tego, co chciał zrobić, ale nie miał pewności co do odpowiedzi, jaką otrzyma.  
     Sybil przestała pracować. Podparła się o pobliski bal i zamknęła oczy, łapiąc szybkie, urywane oddechy. Wyglądało to, jakby zakręciło Jej się w głowie. Fili zmartwił się nie na żarty. Wcześniej wytłumaczyła mu, że pędzili do Mrocznej Puszczy, bo zauważyła, że była chora i tylko jedna elfka mogła Jej pomóc. Uparcie nie chciała wyjaśnić, co Jej dolegało. Utrzymywała, że już Jej lepiej, że prawie wyzdrowiała. Nie wierzył Jej do końca. Teraz dotknęła się za lekko wystający brzuch. Nie uszło jego uwadze, że przytyła. Nie była już tak przeraźliwie wychudzona i nabrała odrobiny kształtów, co sprawiało, że pociągała go jeszcze bardziej, jeżeli, o Mahal, to w ogóle możliwe.
     Nie mógł wytrzymać już ani chwili dłużej. Zjawił się tuż obok Niej. Zapewne wyczuła jego obecność, bo otworzyła oczy i spojrzała prosto na niego, uśmiechając się.
     Ten uśmiech. Pełen dobroci i ciepła. Sprawiał, że jego serce biło mocniej. Ten uśmiech był dla niego balsamem na wszelkie rany. Kiedy Sybil się uśmiechała, wszelkie wątpliwości i smutki znikały. Wszystko znów miało sens, gdy była blisko. A Jej oczy… zastanawiało go, jak to możliwe, że ktoś, kto przeszedł tyle złego, mógł zachować tyle niewinności. Patrząc
w ciemnobrązowe oczy Sybil, zdawała mu się być nietknięta przez zło. Wiedział doskonale, że to nieprawda - nie miała oporów przed zabijaniem. Lecz nie kiedy była przy nim. Dla reszty świata mogła być groźną wojowniczką, ale dla niego była zawsze spokojna
i łagodna. A czasem wręcz dziecinnie niegrzeczna, łobuzerska. Była zmienna, lecz nie niepokoiło go to. Fascynowało. Raz delikatna i miła jak lekki wietrzyk, kiedy indziej silna oraz straszna jak huragan.

     - Sybil, powiesz mi w końcu, co się dzieje? - spytał. 
     Pochyliła się nad nim i, ujmując dłonią jego policzek, wyszeptała:
     - Przecież już mówiłam. Wszystko w porządku. Nie masz się o co martwić.
     - Nie potrafię się nie martwić.
     Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, trochę uspokajająco.
     - Naprawdę nie ma ku temu powodu.
     - Ależ jest.
     Spojrzała na niego pytająco, a on uklęknął na jedno kolano. Sybil zamarła. Naokoło rozległy się gwizdy.  
     - Sybil, nie obchodzi mnie to, że jesteś człowiekiem. Poza tym, dla mnie jesteś kimś znacznie więcej.
     - To znaczy? - pisnęła.
     - Wybrałem cię. 
     Nagle wyprostowała się. Zrobiła jeden krok w tył, wytrzeszczając oczy. Zasłoniła usta dłońmi i kręciła głową z niedowierzaniem. Fili wyszeptał:
     - Men lananubukhs menu, Sybil.
     Zaśmiała się, a w Jej oczach zalśniły łzy. 
     - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
     Sybil wyraźnie zabrakło tchu. Milczała przez czas jakiś, lecz gdy się opanowała, wykrzyczała:
     - Tak, po stokroć tak!
     Zalała go fala ogromnego szczęścia. Uśmiechnął się szeroko, po czym wstał szybko.
     - Daj mi lewą rękę.
     Opadła Jej szczęka, ale posłusznie zrobiła, o co poprosił. Po chwili pierścień Dis zalśnił na Jej serdecznym palcu.
     - Fili… to jest… - Sybil wyglądała tak uroczo, będąc zszokowaną.
     - Pierścień mojej matki. - Kiwnął głową, potwierdzając Jej domysły. - Dała mi go, oczywiście, jako oznak przynależności do rodu królewskiego, a ponadto jako symbol obietnicy.
     Zamrugała, nie rozumiejąc.
     - Obiecałem, że wrócę do niej. I wrócę… z tobą. Pierścień należy do ciebie. Jesteś panią mojego serca i wiedz, że zatrzęsę całym Śródziemiem w posadach, byleby tylko znaleźć sposób, żebyśmy zestarzeli się razem, lub nawet więcej; żebyś mnie przeżyła.
     Załkała cicho. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, wpadła mu w objęcia i trzymała go mocno, nic nie mówiąc. Po paru minutach zachowanie to stało się dość dziwne, lecz, jakby czytając w jego myślach, wyjaśniła:
     - Fili, ja… nie zasługuję na to wszystko - wyszeptała, wzruszona.
     - Nonsens. Nikt nie zasługuje na to bardziej od ciebie. Tyle przeżyłaś, żeby mnie chronić… Jestem pewien, że oddałabyś wszystko dla mnie, nawet własne życie… ale nie, ty już to zrobiłaś.
     Milczała.
     - Puścisz mnie kiedyś? - spytał.
     - Nie - mruknęła.
     - Sama tego chciałaś - odparł złowieszczo.
     Błyskawicznie złapał Ją za nogi i wziął w ramiona, a Ona aż krzyknęła z zaskoczenia. Zaczął obracać się z Nią w kółko. Obydwoje śmiali się jak szaleni, a dookoła rozległy się okrzyki z gratulacjami oraz wiwaty, ktoś zanucił weselną melodię. Byli bezgranicznie szczęśliwi, więc kręcili się w kółko, nie przestając się śmiać, nie zwracając uwagi na resztę świata. Gdy w końcu przestał Nią obracać, spytał:
     - No może w końcu mnie pocałujesz, moja królowo?
     Zachichotała, po czym pocałowała go tak namiętnie, że aż się przeraził. Było cudownie. Zapragnął, by mogli tak zostać na zawsze, lecz Sybil nagle przestała.
     - Myślę, że nasi bracia powinni się dowiedzieć, zanim kompletnie stracimy panowanie nad sobą.
     - Słusznie - przytaknął. - To któremu powiemy najpierw?
     - I tutaj mamy problem - westchnęła. - Ty w pierwszej kolejności chciałbyś iść do Kiliego, a ja do Doriana.
     - No faktycznie…
     Przez chwilę panowała cisza.
     - Ach! Mam pomysł! - wykrzyknęła. - Pamiętasz grę w kamień, papier, nożyce?
     - Oczywiście. Ludzie grają w nią bez przerwy.
     - Zagrajmy zatem, do trzech.
     Uwolnił Sybil ze swoich ramion, po czym zaczęli grać. Jako pierwszy obydwoje pokazali kamień, później nożyce, a potem papier. Pod koniec parsknęli gromkim śmiechem.
     - Fi, wygląda na to, że mamy takie same myśli! - Sybil zachichotała.
     - To dobrze czy źle? - zażartował.
     - Przekonamy się. - Mrugnęła łobuzersko. - Więc… a może… moglibyśmy im powiedzieć będąc osobno. Ja poszłabym do Doriana, a ty do Kiliego.
     - To trochę dziwne… - zmarszczył brwi. - Powinniśmy poinformować ich wspólnie.
     - Tak, wiem, ale… wydaje mi się, że inaczej tego nie rozwiążemy.
     - Chyba tak - przyznał, lecz nie miał najmniejszej ochoty rozstawać się z Nią choćby na sekundę, dlatego też pocałował Ją bez jakiegoś większego ostrzeżenia. Ona z uśmiechem odwzajemniła pocałunek. Całowali się powoli, długo i słodko. W końcu oderwali się od siebie, a Fili zaśmiał się.
     - Naprawdę będziemy musieli nauczyć się panować nad sobą.
     - Jeszcze nie teraz - szepnęła z uśmiechem, dając mu pstryczka w nos, a potem odeszła.
     Długo odprowadzał Ją wzrokiem. Gdy oprzytomniał, zdał sobie sprawę z tego, że nie wiedział, gdzie podziewał się Kili. Lecz odpowiedź na tę zagadkę była prosta - z Tauriel. Gdzie była ta elfka, tam był i jego młodszy brat. Fili z niepokojem obserwował poważne zaangażowanie Kiliego. To nie był zwykły flirt jak
w przypadku poprzednich kobiet różnych ras. Trzeba przyznać, że jego braciszek miał gust. Jednakże… krasnolud i elfka? To nierealne. Nienawiść między tymi rasami była nie do przeskoczenia. Biedny Kili mierzy zbyt wysoko.
     Kiedy Fili odnalazł swojego młodszego brata i Tauriel, oddalonych od reszty, siedzących nad brzegiem Jeziora, doznał szoku.
     To. Jakiś. Żart.
     Kili plótł Tauriel warkocza.
     „Ki... żartujesz sobie ze mnie”.
     Nic tylko pogratulować.
     Przez gest plecenia warkocza Kili publicznie pokazywał swoje głębokie przywiązanie
i uczucie, według krasnoludzkiej tradycji, oczywiście. Ciekawe, czy Tauriel w ogóle miała
o tym pojęcie.
     Fili nawet w najbardziej szaleńczych przypuszczeniach nie zakładałby, że sprawy zajdą tak daleko w tak zawrotnym tempie.

     Będzie miał z Kilim do pogadania. Lecz nie teraz. Fili nie chciał być taki okropny
i przeszkodzić młodszemu bratu w tym intymnym momencie. Szybko zawrócił, starając się nie myśleć
o niemałym skandalu, którego przed chwilą był świadkiem.
     Jak się później przekonał, sam również mógł zostać posądzony o aferę. Po tym jak Sybil pokazała lewą dłoń, Dorian patrzył to na niego, to na Sybil, znów na niego, znowu na Sybil. Pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć. Był wyraźnie, delikatnie rzecz ujmując, zbulwersowany.
     - Wy się… zaręczyliście?! - krzyknął, kiedy odzyskał mowę.
     - Dokładnie - potwierdziła jego siostra.
     - Ale, ale… skąd ten pośpiech? - Przeszył Filiego wzrokiem. - Nie mogliście się wstrzymać? Nie lepiej byłoby zrobić wszystko jak należy, po tym, jak to całe szaleństwo się skończy?    
     Każde pytanie chłopaka brzmiało jak oskarżenie.

     - Nie, wybacz, ale kiedy wybrałem Sybil nie chciałem czekać. Dotarło do mnie, że chce z nią spędzić resztę życia… i nic tego nie zmieni - odparł krasnolud chłodno.
     - Nie zrozum mnie na opak, Fili - Dorian powiedział szybko. - Nie życzę wam źle,
a wręcz przeciwnie, bardzo się cieszę, tylko, że…  trudno mi cię zaakceptować jako przyszłego szwagra, skoro traktuję cię jak brata.

     - Tak, dla mnie to też będzie odrobinę dziwne - przyznał Fili.
     - Zanim przejdziemy do świętowania… - Chłopak rzucił mu ostre spojrzenie. - Dbaj
o nią, Fili. Jeżeli ją skrzywdzisz, to wiedz, że nie będę miał skrupułów.

     „Wolę nie wiedzieć przed czym” - pomyślał.
     Cała sytuacja wydała się Filiemu groteskowa. Dorian, szesnastoletni młody człowiek, groził jemu, dziedzicowi Durina, temu, który nauczył go walki na miecze, temu, który śpiewał mu kołysanki, temu, z którym układali plany uwolnienia świata od firankowego potwora. Zachciało mu się parsknąć śmiechem, lecz nie zrobił tego, widząc poważną minę Doriana. Pokiwał głową tylko, nic nie odpowiadając. Chłopak serdecznie uściskał siostrę,
a później krasnoluda.

     - Gratuluję wam - nagle odezwała się milcząca do tej pory Sigrid.
     Sybil wstała, po czym przytuliła dziewczynę.
     - Wam również - powiedziała jego Ukochana.
     Córka Barda Łucznika zarumieniła się niczym piwonia, a Dorian rzucił Sybil mordercze spojrzenie. Ona odwróciła się do Filiego z łobuzerskim uśmieszkiem. Zapytał ją wzrokiem, o co chodziło, a jej gesty mówiły: „później ci wyjaśnię” .
     - Robi się późno - Dorian odchrząknął. - Może pójdźmy na miejsce spotkań?
     - Moim zdaniem jeszcze za wcześnie na to, ale możemy iść, jeśli chcesz - rzekła Sybil.
     Chłopak kiwnął głową z zadowoleniem, a potem, ku ogólnemu zaskoczeniu, wstał
o własnych nogach i szedł, wspierając się tylko na siostrze i Sigrid.

     Zostało wyznaczone miejsce, gdzie wszyscy ocalali oraz elfy spotykali się w porze wieczerzy. Każdemu rozdzielano wtedy zapasy pozostałego jedzenia, najbardziej sprawiedliwie jak to możliwe. Wielkie ognisko, które co wieczór rozpalano, zawsze ściągało wszystkich wokół siebie. Jedzono, odpoczywano, opowiadano historie, czasem nawet śpiewano.
     Kiedy tam dotarli, nie było jeszcze nikogo oprócz tych mających pieczę nad żywnością. Ludzie poskarżyli się, że zapasy topniały jak śnieg na wiosnę, jednak pocieszali się myślą, że nadchodzą wojska Thranduila, a ich przybycie to kwestia jednego dnia - Pan Lasu
z pewnością przywiezie coś ze sobą.

     „Żebyście się nie zdziwili” - pomyślał Fili ponuro, gdyż doskonale wiedział, jak władca Mrocznej Puszczy traktuje potrzebujących.
     Chwilę później zjawili się Oin i Bofur, od razu zabierając się za rozpalanie ogniska. Wkrótce zapłonęło wesoło, a naokoło zaczął gromadzić się tłum. Mizerną kolację podano, a po niedługim czasie wszyscy pochłonęli ją, nie zaspokajając zbytnio głodu. Dziwnie milcząco było tamtego dnia. Niewiele się odzywano, większość osób bez słowa wpatrywała się w płomienie. Fili siedział na ziemi, oparty o nogi swojej Ukochanej i cieszył się Jej bliskością.
     - Fi, chciałabym zapleść ci mojego własnego warkocza - oświadczyła nagle.
     Na początku nie wierzył w to, co usłyszał, a później poczuł się bezgranicznie szczęśliwy. Odwrócił się do Niej, a ona wzięła kosmyk jego włosów będący blisko twarzy i zaczęła pleść dziwny warkocz, jakiego jeszcze nie widział.  Nie mógł przestać wpatrywać się w Nią, gdy plotła w skupieniu.
     - Niestety, nie mam żadnego koralika, którym mogłabym zakończyć, ale mam nadzieję, że wkrótce będę mogła taki zrobić - powiedziała po skończeniu plecenia. 
     - Oczywiście, w Ereborze znajdziesz wszystkie materiały, jakich tylko zapragniesz - odparł, przesuwając warkocz między palcami. - Sybil, co to jest? Nie spotkałem się jeszcze z takim warkoczem.
     - Jego inna nazwa to kłos. Wybrałam go, bo wyróżnia się wyglądem.
     - Dziękuję, jest piękny. - Z tymi słowami pocałował Ją krótko. - No, teraz moja kolej.
     Gdy skończył, kłos identyczny jak jego znalazł się przy jej lewym policzku.
     - I ja nie mam koralika - powiedział. - Na razie.
     Sybil dotknęła swojego nowego warkocza i zachichotała.
     - Jestem pod wrażeniem! Ot tak nauczyłeś się robić kłosa!
     - Dla ciebie wszystko - szepnął Jej do ucha, po czym napotkał Jej gorące spojrzenie.
     Cóż, najpewniej złączyliby się namiętnym pocałunku, gdyby naprzeciw nie stanął Kili.
     - Czy ja o czymś  nie wiem? - zapytał zirytowany, z rękami na biodrach.
     - Tak, coś cię ominęło - stwierdził Fili. - Zaręczyliśmy się.
     Naokoło rozległy się okrzyki zaskoczenia, a jednocześnie zgorszenia. Dziwne, że elfy widzące ich zaręczyny nie rozgadały o tym całemu światu.
     Jego młodszy brat wyraźnie znalazł się w stanie potężnego szoku.
     - Fi… żartujesz sobie ze mnie.
     - To samo mógłbym powiedzieć tobie, Ki - odparł, znacząco patrząc na ładny, zgrabny warkoczyk przy jego prawym uchu, którego wcześniej nie było. Sybil też musiała go zauważyć, gdyż zerwała się na nogi. Wzięła warkoczyk w rękę, po czym spojrzała na Tauriel, by zobaczyć u niej identyczny.
     - Zwariowaliście! - wykrzyknęła jego Jedyna, a zaraz później parsknęła cudnym, zaraźliwym śmiechem. Przytuliła mocno Kiliego i uściskała elfke. Teraz wszyscy się śmiali
i radowali.

     - Och, Aulë, gdybyż na świecie było wystarczająco piwa, by odpowiednio opić taką okazję! - krzyknął Bofur i spotkał się z gwałtownym aplauzem ludzi. Potem Oin zanucił wesołą melodię, którą dużo osób podchwyciło. Elfy włączyły się do zabawy, tworząc cudowną muzykę z samych swych głosów.              
     Wielu zerwało się do tańca, a Fili uśmiechnął się, gdy powróciły do niego wspomnienia.
     - Wiesz już, co zatańczymy? - mruknęła, nie odrywając wzroku od Doriana i Kiliego.
     - Nie mam pojęcia - odparł. - Ale to musi być coś powalającego, tak bardzo, żebyśmy wygrali. 
     - Zatem to musi być elfi taniec! 
     - Elfi? To ty znasz elfie tańce? - spytał, zaskoczony.
     - A znam - powiedziała, po czym szybko zapytała:
     - Ale ty pewnie nie, prawda?
     - Tak się składa, że umiem jeden.
     - CO?! SKĄD?
     Zachichotał.
     - Bywało się tu i tam… w dodatku ten taniec bardzo mi się podoba, tylko błagam cię, nie mów nikomu. Nazywa się „Pogoń Tiliona za Arieną”.
     - Och, Fili, on jest naprawdę piękny!
     - Więc zwycięstwo należy do nas - mrugnął.
     Wszyscy naokoło tańczyli, a Fili wymienił spojrzenie z Sybil i już wiedział. Razem wyszli na środek i zaczęli tańczyć wbrew obowiązującej melodii. Każda para zatrzymywała się, jedna po drugiej, muzyka ucichła, a Fili czuł ogromną intensywność spojrzeń, które na nich spoczęły. Mimo to kontynuowali, podczas gdy elfy zanuciły do „Pogoni Tiliona za Arieną”. Taniec ten mógłby być tańczony w nieskończoność, tak jak wieczne były ruchy księżyca oraz słońca, lecz po długim, długim, pięknym czasie Fili i Sybil przestali. Grom oklasków niemal zwalał z nóg. Para ukłoniła się i odeszła na bok. Fili zauważył, że Sigrid odprowadzała Doriana do chaty, Kili i Tauriel gdzieś zmykali, a Oin i Bofur bawili się razem z Súrionem.
     Lepszej okazji nie będzie.
     - Sybil… wiesz, widziałem małą, przyjemną, ustronną zatoczkę nieopodal… może masz ochotę na orzeźwiającą kąpiel?
     - Nie każ mi czekać - zażądała, a on z uśmiechem zaczął prowadzić ją w tamto miejsce.
     Kiedy zniknęli, by cieszyć się sobą, Filiemu przypomniała się pieśń, którą jego Jedyna śpiewała u Beorna razem z Dorianem, a w szczególności jeden jej fragment.  

Tinuvel, najpiękniejsza wśród
Odwiecznych elfów grona-
Zarzuca nań swych włosów sieć
I srebrne swe ramiona.     

______________________________
Men lananubukhs menu - kocham cię po krasnoludzku. 
Ariena to strażniczka Słońca, a Tilion księżyca. Odsyłam do Sillmarillionu.
Och, Aulë, gdybyż na świecie było wystarczająco piwa, by odpowiednio opić taką okazję!
Słusznie, Bofurze, nie ma na tyle alkoholu, by uczcić te wydarzenia.
No miłość.
Ach!
(rychło w czas)
Wesołych Świąt wszystkim! 

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 2.

W KOŃCU napisałam ten przeklęty rozdział! Dwa tygodnie! Jak mi mogło zejść nad nim dwa tygodnie? Chyba dlatego, że znowu jest cholernie mnóstwo miłości, a ja
z najwyższym trudem brnę prze te tematykę. O zgrozo, będzie tej miłości jeszcze więcej! Chyba mnie wiosna opętała.  Pocieszam się tym, że od 5. rozdziału w końcu zacznie się coś dziać. Tymczasem poniższy tekst był miejscami pisany pod ogromnym natchnieniem,
a czasem tak bardzo wymyślany na siłę… mam nadzieje, że nie przynudzam na śmierć.

______________________________

     Kiedy odzyskał świadomość, nie otworzył oczu od razu. Wsłuchiwał się w otoczenie. Wszędzie naokoło rozlegały się odgłosy jakiejś pracy budowlanej. Rozpoznał dźwięki charakterystyczne dla rąbania drewna, a ponadto do jego uszu dobiegło słodkie brzmienie Sindarinu. Elfy z Mrocznej Puszczy! Cóż one wyprawiały? I gdzie on w ogóle się znalazł? Dlaczego wokół było także dużo ludzi?
     „To ja w końcu umarłem czy nie?”
     Uchylił powieki i ujrzał szare, zachmurzone niebo. Lekki, chłodny powiew musnął jego policzki. Poczuł niedalekie źródło ciepła. Odkrył, że leży przy ognisku, zawinięty w koce tak mocno, że nie mógł się poruszyć. Co więcej, znajdował się na otwartej przestrzeni,
a ułożony został na twardym i skalistym podłożu, czego nie mogła ukryć sterta ubrań.

     Usłyszał ciche nucenie gdzieś bardzo blisko. Jak przez mgłę przypomniał sobie wezwanie Tauriel, na które zawrócił, a także piosenkę siostry. Uśmiechnął się i odwrócił głowę w kierunku melodii.
     - Sy... - urwał.    
     To nie była Sybil. Tej dziewczyny nie znał. Albo może? Jej głos wydawał się znajomy, lecz twarz ani trochę. Nieznajoma zaśmiała się radośnie.

     - Witaj z powrotem wśród żywych! - wykrzyknęła.
     - Ú-iston i  nîf lîn - mruknął.
     Ona zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc.
     - Nie znam twojej twarzy - powiedział głośniej.
     Miał kłopoty z pamięcią.
     - Zatem nie poznajesz mnie? - spytała smutno.
     - Nie za bardzo - przyznał.
     Westchnęła.
     - Mam na imię Sigrid. - Przedstawiła się. - To mnie uratowałeś z pożaru.
     Pożar. Iskry. Trzepot skrzydeł Smauga. Jego ryk. Ogień. Głos.
     Tak, teraz wszystko sobie przypomniał. Rozdzielili się z Sybil i słusznie pożałowali tego.
     Sybil.
     ,,Gdzie ona jest?
 
     Gdzie?
     No gdzie?! 
     ,,Dlaczego jej tu nie ma?

     Przecież powinna być przy nim. To na pewno ona śpiewała kołysankę mamy. Ale od tamtej chwili mogło minąć dużo czasu oraz wydarzyć się wiele. A co jeśli coś jej się stało? Gdy w pełni dotarła do niego ta możliwość, jego serce przeszyło lodowate ostrze strachu. Zupełnie spanikował. Zaczął gwałtownie wiercić się, próbując wydostać się z kokonu.
     - GDZIE JEST MOJA SIOSTRA?! - wrzasnął.
     - Szszsz! - Sigrid uklękła tuż obok i położyła palec na jego ustach, a on zastygł
w bezruchu na ten gest. - Poszła gdzieś na moment, zaraz powinna wrócić.
     Odetchnął z ulgą i przestał się szamotać, opadły z sił. Ogień i Głos nieprzerwanie tłukł się na końcu jego umysłu, osłabiając go. Ciągle czuł na sobie Jego potęgę oraz gniew,
a ciało chłopaka zdawało się wciąż nim płonąć. To było wykańczające. Zrozumiał, że powinien zająć myśli czymś innym i oto Sigrid, jak na zawołanie, odezwała się:
     - Bardzo ją kochasz. - Ni to spytała, ni stwierdziła.
     Zmarszczył brwi ze zdziwienia. Niby dlaczego to ją interesowało? Nie miał ochoty odpowiedzieć jej ani spoufalać się z nią zbytnio, lecz uznał, że mógł sobie pozwolić na szczerość.
     - Tak - odparł. - Nade wszystko.
     Uśmiechnęła się, lecz milczała. Patrzyła na niego bez przerwy, nic nie mówiąc. Jej zachowanie po dłuższym czasie stało się dość dziwne, a ponadto krępujące. Dorian spojrzał dziewczynie prosto w oczy z wyrzutem, a ona długo tak nie wytrzymała i spuściła wzrok, zarumieniwszy się. Spodobały mu się jej intensywnie niebieskie tęczówki. Przypominały odrobinę te Filiego.
     - Zaraz... a co z Kilim i Filim? - spytał, trochę obawiając się odpowiedzi.
     - Wszystko z nimi w porządku. Oin, Bofur i Turiel też są cali i zdrowi.
     - To wspaniale - odetchnął z ulgą. - A ten chłopak i dziewczynka... to twoje rodzeństwo?
     - Tak.
     - Co z nimi? 
     - Żyją i mają się dobrze. Dzięki tobie i Sybil.
     - Nie mówmy już o tym - westchnął z irytacją. Nie lubił, kiedy robiło się z niego bohatera.
     - Ale...
     - Nie - przerwał. - Nie zrobiliśmy tego ze względu na was. Chcieliśmy przede wszystkim ocalić Filiego i Kiliego.
     - Zakładam, iż wiele dla ciebie i twojej siostry znaczą?
     - Są nam jak bracia - odparł, po czym zachichotał na widok jej szoku. Takiej odpowiedzi się z pewnością nie spodziewała. - Nie są braćmi z krwi, oczywiście - wyjaśnił.
     Poczuł się zobowiązany, żeby opowiedzieć jej więcej, ale nagle odnalazł jedynie niejasne przebłyski i wielkie luki we wspomnieniach, dotyczących tego, jak to się wszystko zaczęło. Z tego powodu szybko zagadnął Sigrid na inny temat:
     - A wasi rodzice?
     Po jej twarzy przemknął cień.
     - Mama umarła dawno temu - powiedziała cicho.
     - Och, przepraszam! Nie wiedziałem...
     - Nic nie szkodzi - mruknęła.
     - A… twój tata?
     - Wszyscy myśleli, że poległ...
     - Ale?
     - On się nie dał - stwierdziła, wyraźnie pękając z dumy. - Niespodziewanie wyłonił się
z wody, a jego oczy błyszczały...! A teraz mówią na niego „król Bard”.
     Dorian wyobrażał sobie, jak mogło wyglądać ich powitanie - dzieci przeciskają się przez tłum, a potem cała trójka staje jak wryta na widok ojca. Wpadają sobie w ramiona i płaczą ze wzruszenia, przytulając się.
     Oczy mu się zaszkliły. Ileż by dał, żeby jego tata nagle powrócił z martwych... Ileż by dał, żeby znów móc go uściskać. Usłyszeć jego piękny śmiech albo po prostu patrzeć, jak pracuje w skupieniu.
     Łzy popłynęły mu po policzkach. Wytarł je szybkim, gniewnym ruchem. Przecież był pewny, że już nie miał w sobie łez. Miał wrażenie, że tamten Ogień wypalił cały jego żal
i w ogóle wszystko…
     Nie, o Nim był w stanie rozmyślać, dlatego powiedział:
     - To pewnie jego nazywają Bardem Łucznikiem, Zabójcą Smoka.
     Sigrid wytrzeszczyła oczy.
     - Skąd o tym wiesz?
     - Po prostu wsłuchałem się w to, co mówią elfy.
     - Ty je... rozumiesz?!
     - Oczywiście! - zaśmiał się. - Większość z tych tu obecnych znam bardzo dobrze.
     Zamrugała z niedowierzaniem.
     - To długa historia - wyszeptał.
     - Chciałabym ją kiedyś usłyszeć.
     Miał już coś powiedzieć, lecz mu przerwano.
     - Mamy do pogadania, bracie - stwierdziła Sybil srogo.
     Spojrzał w jej stronę. Z trudem rozpoznał utęsknione oblicze siostry.
     - Z ust mi to wyjęłaś - odparł równie wrogo, po czym oboje parsknęli śmiechem.
     Sybil podbiegła do niego i ujęła w mocny uścisk. Milczeli, obejmując się, a Dorian napawał się upragnioną bliskością siostry, lecz ona po chwili oderwała się od niego
i zaczęła nim potrząsać.
     - Ty! Obiecałeś! Obiecałeś, że już mnie nie zostawisz! - krzyczała załamującym się głosem. - Dlaczego to zrobiłeś?!
     - Ciebie też nie było przy mnie, kiedy się obudziłem! - odparł.
     - Chciałam tylko sprawdzić, co u reszty! Poza tym, zostawiłam cię pod dobrą opieką!
     - Och, w to akurat nie wątpię.
     Dorian i Sybil spojrzeli na Sigrid, a jego siostra powiedziała:
     - Z całego serca dziękuję ci, że się nim zajęłaś. Teraz powinnaś odpocząć.
     Dziewczyna kiwnęła głową, po czym oddaliła się.
     - Więc wytłumacz się - warknęła siostra. - Gdzież ty się podziewałeś? I jakim cudem cię nie znalazłam? Przecież szukałam cię wszędzie, i to godzinami!
     - Ja naprawdę nie pamiętam - jęknął. - Ostatnie, co sobie przypominam, to jak skoczyłem do wody, a zaraz potem wszystko jakby eksplodowało. Wyrzuciło mnie gdzieś daleko, mocno mnie poobijało, ale potem znalazłem jakiś kawałek drewna i się go uczepiłem. Później… - nie chciał kontynuować.
     - Dorian… co się stało? - szepnęła zmartwiona Sybil.
     - Najpierw było gorąco - zaczął. - Wszystko płonęło i ja płonąłem. Całe moje ciało
i umysł trawił ogień… miałem wrażenie, że to ja wszystko rozpalam, niszczę, pożeram. Byłem potężny, zły, nic nie mogło mnie powstrzymać. Słyszałem, jak On mówił… coś
w Czarnej Mowie. Ty byś pewnie zrozumiała.
     - Cóż to było?
     - 
Ash nazg durbatulûk, ash nazg gimbatul… i więcej nie pamiętam.
     - Jeden, by wszystkimi rządzić, jeden, by wszystkie odnaleźć… - Zmarszczyła brwi. - Nie rozumiem.
     - Ani ja. Ale On ciągle to mówił i mówił, był taki wściekły, tak bardzo wściekły, a cała jego złość spływała na mnie. Bardzo mnie to wykończyło. Zacząłem zapadać się
w ciemność. Zakręciło mi się w głowie, po czym odleciałem. Dosłownie. Widziałem świat
z góry, miałem wielkie skórzane skrzydła. Później chyba czymś dostałem i wpadłem do wody, na samo dno. Od tamtej pory było zimno, lodowato. Cały czas panował mrok. Byłem ogromny. Wiłem się wśród mułu.  Wszystko się ruszało, czułem na sobie przemieszczające się masy wody. Byłem jakby… we wszystkim, wszędzie, a zarazem nigdzie.

     Siostra zagwizdała.
     - Proszę, proszę, braciszku, nie próżnowałeś! Słyszałeś głosy, byłeś smokiem, prastarym węgorzem stworzonym przez Ulma i jak on krążyłeś we wszystkich żyłach świata!
     - Taa, jasne - prychnął. - Moim zdaniem zwyczajnie miałem omamy spowodowane gorączką.
     - Skoro tak mówisz… kontynuuj. Za ciekawiłeś mnie.
     - Potem była walka. Woda zwalczała ogień, a ogień wodę. Zagubiłem się w tym wszystkim... och, jak to dobrze ująć? Ja… wyparowywałem.
     Zamilkł. Uśmiechnął się szeroko na wspomnienie tego, co było później.
     - Co cię tak bawi? - zdumiała się Sybil. 
     - Tata.
     - CO?!
     - Tata do mnie mówił.
     - COOO? - Wytrzeszczyła oczy. 
     - A to! Mówił mi to, co powtarzał mi często: „nie poddawaj się, synu”. Jak mógłbym go nie posłuchać? Walczyłem. Ale byłem już słaby, czułem wszechogarniający chłód. I wtedy usłyszałem hymn do Elbereth. W pełni odzyskałem świadomość. Coś kazało mi odśpiewać. Poznałem twój głos… potem rozpoznałem ciebie. Byłem pewien, że w końcu jestem bezpieczny, że jestem uratowany. Chyba dlatego pozwoliłem sobie odpłynąć. Szedłem jakąś ciemną doliną, ale Tauriel mnie wezwała. Zawróciłem w stronę światła. Znalazłem się w jakimś miłym, ciepłym miejscu. Chyba po prostu… spałem.
     - Tak, spałeś. Przez cały dzień, noc, aż do teraz, a mamy późne popołudnie!
     „A i tak nie wypocząłem”. 
     - Dobrze wiedzieć - mruknął. -  A tak w ogóle… gdzie ja jestem?
     - Nad brzegiem Jeziora. Esgaroth zostało doszczętnie zniszczone po tym, jak runął na nie Smaug, trafiony Czarną Strzałą.
    - Zaraz, chwila, moment! To jakim cudem wy wszyscy żyjecie? - zapytał, będąc w nie małym szoku. - Przecież czekaliście w porcie, prawda?
     - No… nie wszyscy. Kiedy Sigrid wróciła sama, ja wybiegłam po ciebie. Nagle wszystko zawaliło mi się na głowę i wpadłam do wody.
     - Wariatka!
     - Sam jesteś wariat! W dodatku cholerny z ciebie bohater, bracie. Uratowałeś Sigrid, sam narażając się na śmierć - zapiała, jakby opowiadała balladę o starożytnych herosach.
     - No co?! Miałem ją tak tam zostawić, żeby spłonęła?
     - Nie, jasne, że nie. Chodzi mi tylko o to, że w ogóle jej nie znałeś, a jednak pomogłeś. To takie… romantyczne.
     - Skończ - syknął. - To może ty też czujesz coś do tego chłopaka, brata Sigrid, skoro wyprowadziłaś jego i tę małą, oraz krasnoludy i Tauriel oczywiście, z pożaru…
     - Och tak! Bain to miłość od pierwszego wejrzenia! - zakpiła.
     - OOO, czekaj, zawołam Filiego! - zagroził.
     - No śmiało - odparła bez cienia strachu. - I tak ci nie uwierzy.
     - Czyli zbliżyliście się do siebie - stwierdził Dorian.
     - Wracając do wyjaśnień - odchrząknęła siostra. - Dryfowałam sobie w Jeziorze, na pół przytomna, kiedy reszta mnie znalazła. Okazało się, że ich tylko mocno poturbowało, nic więcej. Ja ponadto miałam… eee… sporo drzazg w ciele. Wiem, że to wszystko dziwne, bo raczej nie powinniśmy ocaleć, lecz widocznie było to nam dane.
     - Oczywiście. Jesteśmy już u celu. Wszystkie koszmary muszą mieć kiedyś swój koniec, a szczęśliwe czasy nadejść.
     Tym optymistycznym akcentem zakończyli rozmowy. Dorian poczuł się zmęczony, wiec zamknął oczy i powoli zasypiał, a siostra trzymała go za rękę. W pewnym momencie jak
z oddali usłyszał Sigrid:

     - To on, tato.
     Zza parawanu wyłonił się wysoki mężczyzna o kruczoczarnych włosach i ponurym wyrazie twarzy. Sybil wstała za równe nogi.
     - Bardzie - skłoniła się lekko.
     On bez słowa kiwnął głową, lecz nie zaszczycił jej spojrzeniem. Uważnie przyglądał się Dorianowi, który szybko przerwał ciszę:    
     - Wybacz mi, Zabójco Smoka, że ci się nie ukłonię, lecz nie mam siły wstać.

     - Nie musisz mi się kłaniać - odparł. - To samo dotyczy ciebie, córko Kory. Nie po tym, co zrobiliście dla moich dzieci.
     - Nie mówmy już o tym. - Chłopak niemal nie powstrzymał się przed przewróceniem oczami.
     - Jeżeli takie jest twoje życzenie - rzekł król Bard. - Jest jeszcze tylko jedna sprawa: podziękowanie. Muszę ci się jakoś odwdzięczyć.
     - Nie ma takiej potrzeby, doprawdy.
     - Ależ jest - ciągnął mężczyzna uparcie. - Śmiało wkroczyłeś w pożar, by uratować moją ukochaną Sigrid… Ucierpiałeś przez to niemało. Potrzebujesz opieki i odpowiednich warunków, by wyzdrowieć. Thranduil nadchodzi tu ze swoimi wojskami…
     „O jasna cholera!” - pomyślał ze strachem.  
     - … lecz wysłał kilka elfów przodem. Są już tutaj i od razu zabrali się za stawianie chat dla moich ludzi. Ty, twoja siostra oraz reszta waszych kompanów otrzymacie pierwszą
z nich.

     Dorian zaniemówił na gest tak wielkiej wspaniałomyślności. Na szczęście odezwała się Sybil:
     - Dziękujemy ci za twoją szczodrość. Jesteśmy ci bezgranicznie wdzięczni.
     - Nie ma o czym mówić - mruknął Bard.
     Nagle na scenę jak burza wpadły dwa młode krasnoludy. Nie zwracając uwagi na żadne maniery podbiegli do Doriana i bez słowa przytulili go mocno. Chłopak poczuł się dziwnie. Skądś ich znał. I to bardzo dobrze.
      Kiedy odkleili się od niego, starszego rozpoznał po lodowato niebieskich oczach…
     - Fili!
     … a młodszego po uroczym uśmiechu i kołtunach brązowych włosów.
     - Kili!
     Zanim zdążyli coś powiedzieć, usłyszał Súriona:
     - Dorian, melui mellon!
     To na pewno był jego najlepszy przyjaciel. Tylko dlaczego poznaje jego twarz z takim trudem? Uściskali się serdecznie. Potem zjawiła się elfka, lecz dopiero po głosie zrozumiał, że to Tauriel.
     - Przybyłem na twoje wezwanie - powiedział do niej.
     Uśmiechnęła się pięknie. Z tego, co sobie przypominał, ten uśmiech powinien zrobić na nim piorunujące wrażenie. Ale nie. Dziwne, lecz nic już nie czuł do Tauriel. To pewnie przez Ogień.
     Potem przyszedł Oin i Bofur, później Dorian poznał Baina i Tildę, odwiedziła go reszta elfów z Mrocznej Puszczy, nawet ludzie z Esgaroth.
     Był oszołomiony. Wszędzie naokoło przewalał się radosny tłum, zewsząd był klepany po ramieniu, słyszał pochwały, zapanowała ogólna wesołość.
     Kiedy w końcu zostawiono go w spokoju był już późny wieczór. Ognisko trzaskało wesoło, a Dorian leżał przy nim, będąc wykończonym do granic. Bliskość ognia dawała mu siłę, lecz jednocześnie przypominała o Głosie, co go męczyło. Musiało to być po nim widać, bo siostra, cały czas czuwająca u jego boku, zapytała z troską:
     - Dorian, źle się czujesz?
     - Nie, nic, to nic - odparł szybko. - Tylko… może… zaśpiewasz mi?
     Zmarszczyła brwi, wyraźnie zdziwiona, jednak bez dalszego zadawania pytań położyła się po jego lewej stronie, tej dalszej od ognia, i zanuciła kołysankę mamy.
     O tak, to pomagało. Dzięki tej piosence mógł zapaść w sen bez żadnych koszmarów. To był dobry, długi, regenerujący sen. Gdy obudził się rano, znów ujrzał Sigrid, ale nikogo innego. Każdy wpadał od czasu do czasu, lecz tylko na chwilę. Wszyscy pomagali w budowie chat. Efekt tego był taki, że Dorian został przeniesiony do jednej z nich tego samego dnia, pod wieczór. Potem od razu dorwał się do niego Oin.
     - Elfom nie można do końca ufać, to pewne - powiedział. - Nawet jeżeli ta Tauriel ci pomogła, to nic nie zaszkodzi, żebym i ja sprawdził, czy wszystko w porządku. Wolę się upewnić. Twoja siostra wyglądała jak jeż po tym, jak wyciągnęliśmy ją z wody. Wyjęcie tuzinów tych drzazg to była istna udręka!
     Dorian zachichotał i bez słowa poddał się długiemu, wnikliwemu badaniu. Gdy zostało ono zakończone, stary krasnolud stwierdził:
     - Nie znalazłem nic niepokojącego. Potrzebujesz przede wszystkim ciszy i spokoju.
     Do tego ostatniego każdy stosował się jak do jakiegoś świętego przykazania. Owszem, odwiedzali go często, lecz nie na długo. Ciągle byli zajęci. Dorianowi to nawet pasowało. Potrzebował wypoczynku, ale z drugiej strony nie chciał zostawać sam. Sam na sam ze swoimi rozważaniami o Ogniu i Głosie.
     Lecz nie był sam. Uparcie czuwała przy nim jedna osoba.
     Sigrid.
     Dorian bardzo ją polubił. Była miła, przyjazna, dobrze im się rozmawiało. Co więcej, dokonał ważnego odkrycia. Kiedy ta dziewczyna była blisko, wszystkie ponure myśli znikały. Ogień i Głos zostawali zepchnięci do najdalszych zakątków jego umysłu, tracąc na znaczeniu. Nawet Sybil nie wywierała na nim takiego efektu.
     Dorian zrozumiał, że potrzebował Sigrid.
     Jej zachowanie po krótkim czasie się zmieniło - stała się bardziej nieśmiała oraz małomówna, lecz mimo to ciągle troskliwie się nim opiekowała. Postanowił sobie, że za wszelką cenę pozna przyczyny tej odmiany.
Również teraz przyglądał się jej uważnie, kiedy dokładnie okrywała go kocem. Nic jednak nie mówiła, starając się unikać jego wzroku. Miał już tego dość, a najbardziej chyba tego, że od jej dotyku przechodziły go dreszcze.
     - Sigrid… dlaczego tak o mnie dbasz?
     Znieruchomiała. Nadal nie patrzyła prosto w jego kierunku, a w dal, najwyraźniej zastanawiając się na odpowiedzią.  Powili zbliżył rękę do twarzy dziewczyny i ujął dłonią jej podbródek, zmuszając do spojrzenia w oczy. Zobaczył w nich panikę, jakby coś ukrywała. Chłopak już dobrze wiedział, co. Ale ona nadal milczała. Cóż, jeżeli Sigrid nie chce tego wyznać, Dorian ją zmusi. Podniósł się do pozycji siedzącej.
     - Wiesz, co mogłabyś dla mnie zrobić?
     - Co? - spytała ochoczo.
     - Usiądź przy mnie.
     Widać było po niej, że się waha.
     - Proszę, usiądź przy mnie - powtórzył.
     Ostrożnie przysiadła obok niego tak, że stykali się ciałami. Rzucił jej uśmiech, ten
z rodzaju rozbrajających, a Sigrid zarumieniła się uroczo. Na ten widok stracił samokontrolę. Zobaczył, że jego dłonie wbrew woli oplotły jej twarz, a on przybliżał się do niej. Przynajmniej skutek był zadowalający - Sigrid porzuciła nieśmiałość i również zaczęła przysuwać się bliżej. Tylko dlaczego serce biło mu tak szybko? Przecież robił to już nie raz, nie dwa... Bardzo powoli, wręcz
z namaszczeniem, złożył delikatny pocałunek na jej policzku. Później odsunął się odrobinę, żeby zobaczyć jej reakcję. Z satysfakcją ujrzał, że dziewczyna rozchyliła usta i przymknęła powieki, co oznaczało głód oraz apetyt na więcej. Jak mógłby być tak okrutny i go nie zaspokoić? Ich wargi musnęły się niemal niewyczuwalnie, a i tak miał przez to elektryzujące dreszcze. Dorian najbardziej na świecie zapragnął poczuć to jeszcze raz. Ich usta złączyły się w pocałunku, a doznania były niespotykanie intensywne - chłopak jeszcze nigdy nie czuł tak fascynującego... czegoś. Zechciał dowiedzieć się, co to dokładnie było, lecz z drugiej strony miał ochotę odkrywać Sigrid powoli. Nie spieszył się zatem i cieszył się tym, co miał. A było czym. Całowali się, jakby byli dla siebie stworzeni, a pomimo to przestali. Pocałunek był słodki, za krótki jak na jego gust, lecz piękny w swojej niewystarczalności. Wymienili uśmiechy, jakby rozumiejąc się bez słów. Pogładził ją po policzku. Miała delikatną, miłą w dotyku skórę. Patrzyli sobie głęboko w oczy, nic się nie odzywając. Po niedługim czasie Dorian zniecierpliwił się trochę. Na szczęście Sigrid nachyliła się ku niemu, czytając w jego myślach. W tym momencie przy wejściu do chaty usłyszał krzyk siostry:
     - Mamy wspaniałe nowiny, braciszku!
     Dorian i Sigrid odskoczyli od siebie jak poparzeni. Tak cudowna chwila musiała zostać przerwana, oczywiście.
     - Och! - Jego kochana siostrzyczka stanęła w drzwiach jak wryta i patrzyła raz na niego, raz na dziewczynę, po czym przez jej twarz przemknął uśmieszek.
     - Sybil, do jasnej cholery, czy ty nigdy nie nauczysz się pukać?! - warknął.
     Nie zdążyła odpowiedzieć, bo dołączył do nich Fili.
     - Powiedziałaś mu już? - spytał od razu.
     - Co? Co miała mi powiedzieć? - zapytał zdezorientowany Dorian.
     Sybil przewróciła oczami. Podbiegła do brata, uklękła przy nim i z uśmiechem pokazała mu swoją lewą dłoń.
     Szczerozłoty pierścień Dis lśnił na jej serdecznym palcu.

____________________________
Cokolwiek znaczy ostatnie zdanie, nie powiem, bo to mi zniszczy efekt.
Dorianie, co ty brałeś?
Czy miał tylko omamy, czy też naprawdę przeżył to wszystko… to już własna interpretacja.
Zdaje sobie sprawę, że to z tym ash nazg durbatulûk, ash nazg gimbatul to przegięcie, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać.
Jak łatwo zauważyć, naszemu bohaterowi coś się stało w głowę- rozpoznaje ludzi
w większości po głosach, nie po twarzach.
Ulmo - jeden z Valarów, pan wód Ardy. 

wtorek, 1 kwietnia 2014

Księga III

Drodzy państwo, wracamy do gry. Oto więc jest początek końca - pierwszy rozdział ostatniej księgi. Historia niedorzecznym kołem się zatacza (co wydarzy się również
w mojej opowieści, i to  kilkakrotnie) - znów wyrażam nadzieję, że nie przyśniecie przy tym rozdziale. Ogólnie, będzie dużo o nadziei. I miłości. Co najmniej dwóch rodzajów. Rzygam tęczą, ale tylko tak trochę.

______________________________

Księga III

Rozdział 1.
     Wiosła z trudem przecinały przemarznięte wody Jeziora. Przedzieranie się przez tafle lodu przychodziło jej z coraz większym wysiłkiem, lecz nadzieja ciągle tliła się w sercu Sybil i to dodawało jej energii.
     „Nadzieja matką głupców”. 
     Przypływała na Cmentarzysko Smoka dzień w dzień. Całymi godzinami kluczyła wśród ruin Esgaroth, wokół martwego Smauga. To miejsce było przerażające. Ziało zawiścią, złem oraz śmiercią. Jak każdy, bardzo bała się tu zapuszczać. Pomimo wszystko, robiła to. Niestrudzenie wołała, krzyczała, błagała, żeby brat dał jej jakiś znak, cokolwiek, żeby mogła go odnaleźć.
     - Dorian! Sí! Im sí!    
     Cisza.

     - Melui hawn!

     Cisza.
     - Dorian, melui hawn! A chéneg! - nawoływała. - A ionneg
     Cisza.
     Niezmącona, śmiertelna, ciężka, przytłaczająca, potworna.
     „Obiecałeś! Obiecałeś, że już mnie nie zostawisz!”
     Rozpierała ją rozpacz i wściekłość, spowodowana bezradnością. Gwałtownie zerwała się na nogi, aż łódka się zakołysała.
     - TY TCHÓRZU! - wyryczała na całe gardło, a jej krzyk niósł się daleko. - MYŚLISZ, ŻE TAK PO PROSTU SOBIE UMRZESZ I MNIE ZOSTAWISZ?! OOO NIE! ZNAJDĘ CIĘ SPRAWIĘ, ŻE ZGINIESZ JESZCZE RAZ ZA TO, JAK TERAZ CIERPIĘ!
     Upadła na kolana, wyzuta z sił. Poddała się i płakała. Dla Doriana nigdy się nie poddawała. Po tym dniu starała się przezwyciężyć własny ból oraz cierpienie dla niego. Istniała dla niego, pracowała dla niego, walczyła dla niego, robiła wszystko, by żył i miał się dobrze. Jednak tak nie było. Starała się tak bardzo, a mimo to on zapadał się w ciemność. Wychodziła do pracy o świcie, a gdy wracała o zmierzchu wciąż robił to samo - siedział skulony w łóżku, ściskając mocno miecz taty, a z jego oczu płynęły ciche łzy. Nic nie mówił, nic nie jadł. W dodatku krzyczał i płakał przez sen. Tamten czas był koszmarem. Tak bardzo się bała, że i jego straci, lecz nie poddawała się - szukała sposobu, by przywrócić go z powrotem. Dopiero elfom się to udało.
     „Kiedy potrzebuję ich najbardziej, elfów nie ma”.
     Znów przepełniały ją negatywne emocje. Nie chciała tego. Pragnęła, żeby jej mały braciszek znów był przy niej. Pragnęła poczuć jego bliskość, usłyszeć jego śmiech. Czuła się jak połowa siebie bez Doriana. Połowa, która nie może funkcjonować bez tej drugiej. Często zastanawiało ją, jakim cudem funkcjonowała przez pierwsze dwa lata na świecie bez niego… Musiała być bardzo samotna.  Tak jak teraz. Życie straciło dla niej sens, bo nie miała dla kogo istnieć.
     „Masz jeszcze Thorina, Kiliego… Ach, a Fili?” - odezwał się wredny głosik w jej głowie. Fili… był wspaniały. Akceptował ją w pełni taką, jaka była. Wyszczególniał jej pozytywne cechy, a z wad czynił zalety. On trzymał ją w szachu, to on sprawiał, że zło w niej nie wygrywało. Przy nim była dobra. Dla reszty świata był groźnym wojownikiem, a dla niej - łagodny, troskliwy i czuły. Kochała go za to, jak i za wszystko inne. Lecz teraz nie potrafiła. W tej chwili była… pusta. Nie potrafiła czuć miłości bez brata. Nie potrafiła czuć bez niego niczego pozytywnego.    
     Desperacki zamiar kwitł w jej głowie od dawna, ale dopiero w piątym dniu bezowocnych poszukiwań postanowiła go zrealizować. Nadzieja wygasła. Nikt, nawet Dorian, nie przeżyłby dryfowania tyle dni w lodowatej wodzie.
     „Fili, kiedy dzisiaj żegnałam się z tobą,  stwierdziłam, że będę szukać Doriana choćby
i do końca życia. Mówiłam poważnie...” 

     Chwyciła sztylet oburącz i wycelowała prosto w serce. Szarość zimowego nieba odbiła się w ostrzu, a stal wydała się jej tak chłodna oraz wyrachowana jak sama śmierć. Ponadto zawierała w sobie obietnicę. Kuszącą obietnicę ponownego i wiecznego połączenia się
z bratem.

     Jej ręce drżały, a na klingę skapnęły łzy. Bała się tego, co miało zaraz nastąpić, ale wpatrywała się w sztylet jak zaklęta. Zdawało jej się, że do niej przemawiał. Albo to głos
w jej głowie…

     Zrób to, nie wahaj się, na co czekasz? Po prostu… jedno szybkie, proste pchnięcie i po wszystkim…
     Podjęła decyzję. Jej serce przyspieszyło niewiarygodnie, cała zaczęła dygotać. Wzięła kilka głębokich oddechów, a przez jej umysł w szalonym tempie przetaczały się najróżniejsze myśli. Miała wrażenie, że zwariowała.
     Cztery…
     Do końca życia bez Doriana wcale nie musi być tak długim czasem…
     Trzy…
     Ostrze było takie zimne, tak zimne… było tak pewną śmiercią …
     Dwa…
     Jej miłość do brata jest od niej silniejsza, zaraz to udowodni. 
     Jede…          
     Nagle coś ją tknęło. Zechciała zaśpiewać ten ostatni raz.

 A Elbereth Gilthoniel,
silivren penna míriel
   
     W oddali usłyszała niewyraźne:

o menel aglar elenath! 

    Czy jej się zdawało? Czy już zaczęła słyszeć to, czego pragnęła? Czy do reszty odeszła od zmysłów? Pozwalając sobie na odrobinę nadziei, Sybil zaśpiewała raz jeszcze, głośniej:

Na-chaered palan-díriel
o galadhremmin ennorath... 

     Z uwagą wsłuchiwała się w otoczenie. Po chwili dostała odpowiedź:

Fanuilos, le linnathon
nef aear, sí nef aearon!

     Błyskawicznie chwyciła za wiosła. Kontynuowała, śpiewając dwa wersy, a znajomy głos odpowiadał dwoma kolejnymi. Kierowała się w stronę dźwięku. Znalazła się przy samym truchle smoka. Słyszała ten głos, lecz nie mogła zobaczyć osoby, do której należał. Pieśń dobiegała końca, Sybil kiedy go nareszcie dostrzegła.
     Dorian.
     Był tam.
     Dryfował na sporym kawale drewna, który mógł być kiedyś dużymi drzwiami. Podpłynęła tuż obok niego, niemal przecierając oczy z niedowierzaniem. 
     „Czy ja śnię?”
     Nie, to nie był sen. Jej brat naprawdę żył i potrzebował pomocy.
Wciągnęła go do łódki. Był cały przemoczony, siny oraz zesztywniały. Kiedy zdał sobie sprawę z jej obecności, przeczołgał się na najdalszy skrawek rufy ze strachem. Nie poznawał jej. Patrzył na nią obłąkanym wzrokiem. Sybil spojrzała na niego uważniej i od razu zauważyła, że trawiła go gorączka.
     - Av-'osto. Udulen an edraith angin - powiedziała, klękając przy nim powoli.
     Przyjrzał się jej i zmarszczył brwi.
     - Iston i nîf lîn… - wyszeptał, ujmując dłonią jej policzek.
     Wpatrywał się w nią przez, zdawało się, wieczność. Widać było po nim, że
z najwyższym wysiłkiem przywoływał wspomnienia. 
      - Neth? - 
spytał niepewnie.    
     Pokiwała głową ze łzami w oczach. On uśmiechnął się słabo i zapłakał.
     - Melui neth! - 
wykrzyknął. - Ni 'lassui!
     W odpowiedzi przytuliła go mocno i obydwoje płakali, nie wierząc jeszcze we własne szczęście.
     - Gi melin, 
Sybil… - załkał cichutko.
     - Gi melin, 
Dorian… - odparła ze wzruszeniem.
     
Cały czas drżał. Jego ciało było śmiertelnie zimne. Narzuciła na niego futro, które dostała od mieszkańców Esgaroth oraz koc, który miała przygotowany specjalnie na tę okazję, po czym objęła go mocno i kołysała w ramionach.
     - Tolo na rengy nin! Beriathon!
     - No… - 
wyszeptał.   
     Milczeli przez dłuższy czas. Kiedy Sybil oprzytomniała, zdała sobie sprawę, że jej brat przestał się poruszać.
     - Dorian…
     Nie odpowiedział.
     - Dorian!
     Potrzęsła nim, ale on nie reagował. Jego puls był słaby i ledwo wyczuwalny, oddech praktycznie niezauważalny.
     - Nie, nie! Błagam, nie teraz!
     Zdjęła bluzę i okryła go nią, przez co została się w samej koszuli na mrozie. Zimno dopadło ją natychmiastowo, lecz nie zważała na to. Postanowiła rozgrzać się przez wiosłowanie. Do dziś nie wiedziała, że potrafiła robić to tak szybko. Jednakże, nie ważne jak bardzo się starała, port zdawał się nie zbliżać ani o cal. Czas stanął w miejscu. Wiosłowała i wiosłowała, patrząc na nieruchomego brata ze strachem. Opadała z sił ze świadomością, że każde uderzenie serca Doriana może być tym ostatnim. To był horror. Już naprawdę nie dawała rady, ale zamknęła oczy i z determinacją parła do przodu. Kiedy już myślała, że zaraz zemdleje z wysiłku, a ręce jej odpadną, dobiła do brzegu. Dziwne, ale w dokach nie było nikogo. Tłum był zgromadzony wokół jakiejś grupy. Wytężyła wzrok i aż krzyknęła z zaskoczenia, gdyż ujrzała wysokie, smukłe sylwetki elfów. Zauważyła nawet Súriona rozmawiającego z Filim.
     „A więc szczęśliwa passa trwa”.
     Z ogromnym trudem wyciągnęła Doriana z łódki. Zebrała w sobie resztki sił i krzyknęła jak potrafiła najgłośniej:
     - Boe de nestad!
     Wszystkie elfy odwróciły głowy w jej stronę. Najlepszy przyjaciel jej brata zjawił się tuż obok w mgnieniu oka.
     - Ai, Súron! Mae g’ovannen! - powiedziała słabo, po czym zachwiała się i upadłaby, gdyby Fili jej nie złapał.
     - Sybil! - wykrzyknął z niepokojem. - Co się dzieje?!
     „To przez dziecko” - pomyślała.
     Istota, która się w niej rozwijała, zabierała jej bardzo dużo energii. Z powodu „tego małego pasożyta”, jak jego/ją pieszczotliwie określała, szybko się męczyła. Złościło ją to. Normalnie taki rejs nie powinien ją kosztować tyle wysiłku.
     - Nie martw się, to nic - wydyszała, a potem dźwignęła się na nogi.
     Ujrzała, jak Tauriel torowała sobie drogę przez tłum gapiów. Elfka zastygła w bezruchu, gdy zobaczyła nieprzytomnego Doriana, a na jej pięknej twarzy odmalował się jednocześnie szok, radość oraz strach.
     - 
Êl síla erin lû e-govaned vîn, Tauriel wyszeptała Sybil z ulgą. 
     Elfka jakby oprzytomniała i spojrzała na nią przeciągle. Po chwili pokiwała głową. Dała znak Súrionowi, a ten wziął chłopca w ramiona, po czym odeszli w stronę obozowiska. Od tamtego momentu Sybil już się nie bała o los brata. Tauriel odznaczała się dużymi zdolnościami uzdrowicielskimi, na pewno wyleczy Doriana.
     Dziewczyna usiadła na ziemi, sapiąc ciężko, nie zważając na spojrzenia innych. 
Myślała tylko o tym, żeby odpocząć momencik i biec do brata. Do rzeczywistości przywróciło ją niespodziewane uczucie ciepła. Zauważyła, że Fili zarzucił na nią swoje futro.
     - Ale z ciebie wariatka - wyszeptał z niedowierzaniem.
     Nic nie odpowiedziała, tylko przytuliła się do niego. Wdychała zapach krasnoluda
i wczuwała się w to, jak jego oddech zwalnia. Wsłuchała się w bicie jego serca, powoli odzyskując spokój. Nie miała pojęcia, jak długo tak trwali. Gdy znów otworzyła oczy, naokoło panował typowy gwar - ludzie krzątali się, zbierając resztki ich dobytku, jakie woda wyrzuciła na brzeg. Słychać było odgłosy pracujących narzędzi, płacz dzieci, czasem lamenty kobiet. Ocalali po napadzie Smauga nie czekali; od razu zabrali się do organizacji obozowiska, zdobywania jedzenia 
i wszystkich potrzebnych rzeczy, aby nie umrzeć z głodu czy zimna w ciągu najbliższych dni. Sybil wyczuwała wśród nich coś nowego - nadzieję, która pojawiła się z pewnością wraz z przybyciem wesołych leśnych elfów.
     Nadzieja odżyła także w jej sercu. Uniosła głowę i spojrzała prosto w lodowate oczy Filiego, teraz pełne czułości i podziwu.
     - Dziękuję - szepnęła cicho.
     - Zawsze do usług, wariatko - zaśmiał się delikatnie. - Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać.
     - I co… boisz się? - zażartowała.
     - Ani trochę - odparł z uśmiechem. - Muszę  przyznać, że jestem pod wrażeniem. Sam już straciłem nadzieję, a ty uparcie trwałaś przy swoim… I jednak ci się udało!
     - Tego jeszcze nie wiem - odparła.
     - Co?
     - Przecież nie wiem, czy Dorian żyje. - Zerwała się na nogi. - Gdzie on jest? Gdzie on jest?! Oooj, będzie mi się musiał gęsto tłumaczyć! - Wykrzykiwała pod adresem brata najróżniejsze groźby, kierując się w stronę miejsca, w którym z pewnością był. - Jeżeli uważa, że doprowadzanie mnie do szaleństwa ujdzie mu na sucho, to…
     Gdy weszła za prowizoryczny parawan i spojrzała na scenę wokół ogniska, urwała
w pół słowa. Pierwszym, co zobaczyła, był Kili z troską oraz niepokojem patrzący na Tauriel. Ona z kolei wydawała się być czymś bardzo zmęczona, a twarz Súriona była pełna napięcia, kiedy nieprzerwanie wpatrywał się w nieprzytomnego Doriana ułożonego na stercie ubrań.

     - Co się stało? - spytała Sybil, niemało przestraszona.
     - Prawie go straciliśmy - odparł elf grobowym tonem.
     Poczuła, że jej słabo.
     „Przecież to niemożliwe!”

     - Jak to?!
     - Nie wiem…-  rzekła elfka z zadumą. - Nie rozumiem… z trudem sprowadziłam go
z powrotem… musiało zdarzyć się coś strasznego…

     - Czyli? - dociekała dziewczyna.
     - Sybil, on jest śmiertelnie wyczerpany. Nie tylko fizycznie oczywiście, ale i psychicznie. Nie pojmuję, co mogło mu wyrządzić aż taką krzywdę.
     Zaniemówiła. Przyjrzała się bratu i znalazła odpowiedź.
     „Ogień i woda” - pomyślała od razu.

     Uklękła przy Dorianie, po czym złapała go za rękę. Jego puls nadal był wolny, lecz już mocniejszy. Wyraźnie widziała, jak jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Zapomniała o całym świecie, obserwując go. Z zamyślenia wyrwał ją Kili, który stanął obok, kładąc rękę na jej ramieniu. Uśmiechnęła się smutno.
     - Wszystko będzie dobrze - powiedział.
     - Oczywiście - mruknęła.
     - Sybbie, połóż się, odpocznij.
     - A co z Dorianem?
     - Ja z nim zostanę.
     - Nie. Przykro mi odbierać ci tę przyjemność, Ki, ale teraz nie odejdę od niego nawet na krok.
     Kili przewrócił oczami.
     - Skoro tak mówisz - westchnął i odszedł, kulejąc odrobinę.
     Dopiero teraz zauważyła, że nieopodal cały czas był jeszcze Fili, a Tauriel oraz Súrion zniknęli.
     Zdjęła z siebie futro krasnoluda i podała mu. Nie chciał go wziąć.

     - Tobie będzie bardziej potrzebne. - Z tymi słowami narzuciła ubranie na niego. Znowu dopadło ją zimno, ale szybko temu zaradziła, kładąc się przy Dorianie i opatulając się kocem. Zamknęła oczy i powiedziała:
     - Możesz zostawić nas samych?
     Usłyszała, że Fili się oddalił. Została sam na sam z bratem. Szybko zapadła w sen bez żadnych koszmarów.
     Obudziła się nagle. Dorian niespokojnie wiercił się i mamrotał:
     - Ogień… ogień… on…  woda, woda… onnnaa…
     - Cii, nic nie mów - szepnęła. Zaczęła nucić kołysankę, którą nauczyła ją mama.


Dlaczego nie śpisz?
Dlaczego płaczesz?
Dlaczego kulisz się w swym łóżku?

Uspokój się, maluszku.
Pomogę ci dotrzeć do krainy,
gdzie leżą najwspanialsze góry i doliny.

Już cicho, oczęta zmruż…
Ach, spójrz!
Biegasz wśród zielonych wzgórz.

Już dobrze, najukochańszy…
Odkrywaj swój cudowny  świat.
Czy słyszysz?
Wodospad toczy wokół białej piany kwiat.

Już w porządku, najdroższy…
Zatrać się w świecie snu.
Czy czujesz?
Tak, to przesłodki zapach bzu.

     Chłopak uspokoił się niemal natychmiastowo. Śpiewała jeszcze długo, po czym znów usnęła.
     Gdy ponownie otworzyła oczy, ujrzała młodą dziewczynę patrzącą prosto na nich.
     - Witaj Sigrid.
     Córka Barda Łucznika spłonęła rumieńcem.
     - Wybacz… n-nie chciałam cię budzić - wyjąkała.
     - Nic nie szkodzi… - Sybil zmarszczyła brwi po chwili zastanowienia. - Dlaczego tu jesteś?
     - Chciałam zobaczyć mojego wybawcę - odpowiedziała Sigrid nieśmiało.
     Sybil uśmiechnęła się. Wstała i opatuliła słodko śpiącego Doriana kocem, po czym narzuciła na siebie bluzę. Odeszła od brata parę kroków, a potem powiedziała:
     - Oto i on.
     Sigrid powoli podeszła bliżej. Ostrożnie usiadła obok chłopaka, wpatrując się w niego 
z niekrytą fascynacją.
     - Zostaniesz z nim? - zapytała Sybil.
     - Ja?-  wykrztusiła dziewczyna, rzucając jej szybkie, zszokowane spojrzenie. - Zawsze.
     Sybil zaśmiała się cicho odchodząc. Miała dobre przeczucia co do Sigrid. Postanowiła zostawić swojego brata pod jej opieką na jakiś czas i przekonać się, jak sytuacja się rozwinie.
     Dziewczyna skierowała się prosto do łódki, w której dziś płynęła. Leżący w niej nagi sztylet lśnił w mroku już z daleka. Sybil Wzięła przedmiot ostrożnie do ręki. Był naprawdę piękny i doskonale wykonany. Łamała sobie głowę, dlaczego Elrond je im podarował. Często wracała myślami do Imladris. W końcu przeżyła tam niezapomniane chwile.
     Zastanawiającym było to, że pochwa jej sztyletu różniła się od tej Doriana. Jej była wykonana z bordowej skóry, na brzegach wysadzana licznymi, drobniutkimi, jasnymi klejnotami, mieniącymi się kolorami tęczy. Tworzyły one subtelny, a zarazem dziwny wzór, który w odpowiednim świetle jakby imitował ruch powietrza. Pochwa należąca do jej brata była zrobiona z czarnej skóry, w podobny sposób udekorowana, tyle że jej czerwono-złote kamienie zdawały się być płomieniami ognia. Same sztylety natomiast były identyczne.
     Wpatrywała się w ostrze jak zahipnotyzowana. Wszystko wokół znikło. Było tylko światło zachodzącego słońca tańczące na krawędziach klingi, która nagle wydała się jej niesamowicie ostra, jak nigdy wcześniej.   Śmiertelnie ostra. Ale przy tym tak piękna…
     Potrzęsła głową. Trzeźwo spojrzała na trzymaną w rekach rzecz i zobaczyła jedynie sztylet.
     - Będę musiała na ciebie uważać - mruknęła, chowając broń głęboko.

______________________________
Sindarin:
- Sí! Im sí! - Here! I'm here! - Tutaj! Tutaj jestem!
- Melui hawn!-  Lovley little brother! - Kochany/Piękny braciszku!
- A chéneg! A ionneg
! - Little boy! Little one! - Mały chłopcze! Maleńki!
- Av-'osto. Udulen an edraith angin. - Don't be afraid.
I'm here to safe you. - Nie bój się. Jestem tu, by się uratować.
- Iston i nîf lîn. - I know your face. -
Znam twoją twarz.
- (Melui) Neth - (Lovley) little sister - (Kochana/Piękna) siostrzyczka
- Ni 'lassui! - Thank you! - 
Dziękuję!
- Gi melin. - I love you. - Kocham cię.
- Tolo na rengy nin!
Beriathon! - Come into my arms! Let me hold you safe - Schroń się
w moich ramionach. Pozwól mi cię ochronić.
- No. - Yes. - Tak.
- Boe de nestad! - He/she needs healing! - On/ona potrzebuje pomocy (medycznej)!
- Mae g’ovannen! - Well met! - S
zczęśliwe spotkanie!
- Êl síla erin lû e-govaned vîn. - A stars shines in a hour of our meeting. -
Gwiazdy świecą nad godziną naszego spotkania. 
  
#Co do tej kołysanki... cóż, tamta lekcja religii była wyjątkowo "porywająca". Miałam ją usunąć, ale w końcu zostawiłam. Dla Oli, która była kiedyś ciekawa, jak mi wychodzi układanie wierszy (tak, to dla Ciebie, mój Skarbie, narażam się na pośmiewisko).

Sigrid i Dorian... tak, kolejna śliczna parka nam się tu wykluwa. ^^