Tytuł to data, kiedy ma miejsce akcja. Dorian budzi się po przyjęciu urodzinowym, wspólnym jego i siostry, i cóż, może jednak zacznie słuchać Sybil...
______________________________
Naprawdę, naprawdę powinien był wziąć tę oczywistość pod uwagę. I, chociaż urażało to jego dumę do samego jej rdzenia, posłuchać siostry. Oczywiście nigdy tego nie przyzna. Tak samo jak nie przyzna się do rzeczy, które inni będą mu wmawiać, że robił minionej nocy. A fakt, że od pewnego momentu uczty nie mógł sobie nic przypomnieć, wcale nie ułatwiał sprawy.
Jako, że zawsze może być gorzej, nieodpowiednio okrutnie szybko zdał sobie sprawę ze swojej kondycji. Wyczynem porównywalnym z wdarciem się do lochów Morgotha wydawało mu się teraz otworzenie oczu, wstanie z łóżka i zwykłe funkcjonowanie.
Chyba po raz pierwszy zaczął żałować, że nie żył wśród ludzi na tyle długo, by poznać przekleństwa mogące dostatecznie obrazowo wyjaśnić, jak fatalnie się czuł.
„O Mahal” - pomyślał, drżącymi dłońmi uwalniając się z plątaniny pościeli. - „Tym razem rzeczywiście przeholowałem”.
Zasłużył na nauczkę, prawda, ale czy aż taką? Kac-morderca, który go dopadł, był raczej przesadą, przynajmniej w jego osobistym mniemaniu. Co więcej, straszna perspektywa powrotu do życia była tylko kwestią czasu. Nawet jeżeli reszta biesiadników też musiała się pozbierać, to z pewnością już to zrobiła. Nie mógł równać się z elfami
w wytrzymałości na działanie alkoholu. Nawet nie potrzebował upewnienia, że potwierdził to zeszłej nocy. Jednak nic nie uratuje go przed codziennymi obowiązkami, a już szczególnie nie sami mieszkańcy Leśnego Pałacu.
Jęknął na samą myśl o nadchodzących docinkach. O Eru…
Natychmiastowo pojął, że musiał zrobić cokolwiek, by chociaż stworzyć pozory, że ma się lepiej niż w rzeczywistości. Inaczej nie przestaną mu dokuczać przynajmniej do początku zimy.
Mógł by na przykład…
Wstać.
Znów jęknął.
W istocie, musiał zwlec się ze swojego ukochanego, miękkiego, ciepłego łóżka.
Gdy pogodził się z ową tragedią, ostrożnie uchylił powieki.
Dziękował samemu Iluvatarowi, że w jego pokoju nie było źródła światła słonecznego, gdyż okazało się, że promienie kilku świec palących się na szafce nocnej wystarczyły, by przez jego gałki oczne dźgnięcie bólu wdarło się aż do mózgu. Syknął i już miał się odwrócić, kiedy zauważył kubek postawiony obok świec, wypełniony jakimś jasnym płynem. Wydał z siebie nieartykułowany okrzyk szczęścia. Valarowie okazali się łaskawi. Miał tak sucho w ustach, że czuł wyimaginowane ziarenka piasku na języku. Z radości nie rozważył swojego następnego ruchu. Szybko podniósł się na łokciach i wtedy to się stało.
Uderzenie nieopisanego bólu poraziło jego czaszkę z mocą tak ogromną jak połączona siła taty i Thorina walących młotem w kowadło. Krzyknął w cierpieniu, łapiąc się za głowę. Opadł na poduszki, wciąż wyjąc z bólu. Nareszcie zrozumiał, co Fili i Kili mieli na myśli mówiąc, że „słyszysz jakby sam Aulë zrobił sobie kuźnię w twojej głowie”. Tortury trwały
i trwały, gdy nagle przez fale cierpienia przedarła się myśl, że może napój w kubku mu pomoże, cokolwiek to było. Z trudem człowieka będącego w agonii, jakimś cudem chwycił naczynie. Nie zastanawiając się wiele, zaczął pić wielkimi haustami.
Ciecz była cudownie chłodna oraz doskonale gasiła pragnienie. Miała w sobie delikatność jesiennego poranka i bardzo szybko łagodziła ból. Dorian wypił wszystko za jednym razem. Skrzywił się z niezadowoleniem, kiedy napój się skończył. Potem powoli usiadł na skraju łóżka i przez czas jakiś wpatrywał się w kubek ze słabym uśmiechem.
- Och Gilraen - w końcu wypowiedział swoje myśli na głos. - Słońce ty moje, czy już kiedyś mówiłem jak bardzo cię kocham?
- Wspomniałeś o tym zeszłej nocy - odparł aksamitny głos od strony wejścia.
Podskoczył z zaskoczenia, po czym odwrócił się w jej stronę. Uzdrowicielka opierała się o futrynę. No tak. Pewnie przyszła tutaj zaalarmowana jego krzykami. Jak zwykle biła od niej lekka słoneczna poświata, a biorąc pod uwagę jego aktualnie wyczulony zmysł wzroku, Dorian musiał zmrużyć oczy, by móc na nią patrzeć. Unosiła brwi, a w jej zielonych oczach migotały iskierki rozbawienia.
- Mówiłem coś takiego? - spytał.
- O tak, po nadmiarze wina stajesz się wyjątkowo wylewny - odparła elfka. - Wyznałeś mi, jak bardzo mnie cenisz, jak bardzo jesteś wdzięczny za opiekę…
Ukrył twarz w dłoniach z jękiem upokorzenia. Jeżeli język aż tak bardzo mu się rozplątał…
Tylko szelest szat i ciepło, które zawsze biło od jej ciała, zdradzały, że Gilraen podeszła blisko.
- Czy żałujesz tego, co powiedziałeś? – zapytała cicho.
Gwałtownie podniósł głowę. Elfka klęczała przy łóżku z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Nie! - zaprzeczył ostro. - Moje słowa były jak najbardziej szczere, tylko… od dawna chciałem ci to powiedzieć, ale w inny sposób, nie będąc…
- Epicko pijanym? - podpowiedziała słowa, których mu brakowało.
- Tak, właśnie - przyznał niechętnie.
Westchnęła, kładąc rękę na jego ramieniu.
- Zasługujesz na porządną reprymendę, Dorianie, synu Brandona - powiedziała surowo. - Lecz ja nie jestem tą, która ci ją da.
- Co masz na myśli? - zmarszczył brwi.
- Sybil… - odparła, a jego serce zamarło na dźwięk imienia siostry. - Ona jest… cóż, wściekła.
Głośno przełknął ślinę.
- Bardzo? - szepnął, odrobinę przestraszony.
Jaśniejące oczy Gilraen przeszyły jego własne.
- Nawet nie masz pojęcia.
Wzdrygnął się na samo wyobrażenie Sybil tak bardzo złej. A oprócz tego, że będzie musiał stawić jej czoła, to jeszcze przeprosić i przyznać jej rację. Tak, to wygląda na wystarczającą karę.
- Mi zrobiło się ciebie żal na samo wyobrażenie, co będziesz czuł, gdy się obudzisz… dlatego przygotowałam ci ten napar.
- Tak, odgadłem to - nie mógł powstrzymać uśmiechu wdzięczności. - Jesteś wspaniała, wiesz?
Jego Słońce odwzajemniło uśmiech, po czym elfka wstała.
- Zdajesz sobie sprawę, że jest już późne popołudnie?
Wytrzeszczył oczy.
- Niemożliwe…
- A jednak - odpowiedziała Gilraen z powagą. - Lepiej szybko zbierz się i pokaż
w kuchniach. Spałeś za długo.
Energicznie pokiwał głową i zerwał się na nogi. Syknął, kiedy w jego głowie rozległy się uderzenia młotów.
Gilraen zachichotała.
- Zaraz powinieneś poczuć się o wiele lepiej. Lek jeszcze nie do końca zaczął działać.
Znów kiwnął głową, tym razem mniej gwałtownie. Przymknął oczy, próbując powstrzymać wirujący świat.
- Dobrze, już ubieram się i idę - wymamrotał. - Guren glassui, Gilraen.
- Nie ma za co, henig - z tymi słowami wyszła, pozbawiając pokój jej błogosławionego ciepła i światła.
Westchnął ciężko, po czym powoli, ostrożnie przystąpił do zdejmowania ubrań. Miał na sobie piękne, wyjściowe szaty, podarunek od Króla, które zwyczajnie zrujnował.
W tamtej chwili był zdenerwowany sam na siebie. Przecież Sybil go ostrzegała…
- Dorian, do cholery, zachowujesz się w tej chwili jak rozbrykany dzieciak, którym
w istocie jesteś! - wysyczała, pochylając się nad nim. - Próbujesz pokazać jakiś to ty dorosły, a odnosisz skutek zupełnie odwrotny do zamierzonego!
- Daj mi spokój - odwarknął. - Przecież…
- Co? - wtrąciła kpiąco. - Skończyłeś piętnaście lat? Cóż, widziałeś zaprawdę pokaźną ilość wiosen w porównaniu do reszty zgromadzonych - szydziła.
Najwyższym wysiłkiem woli powstrzymał się przed uderzeniem jej w twarz. Mocniej zacisnął palce wokół kielicha i zabijał siostrę wzrokiem, gdy przysiadła się obok niego.
- Sybil, choć raz daj mi święty spokój! To jest nasze przyjęcie urodzinowe, mam prawo się zabawić!
- A ty choć raz mnie posłuchaj! Czy nie widzisz, że nie masz hamulców? Już wypiłeś za dużo, a wyobrażasz sobie, co będzie potem?! Skompromitujesz się jak nigdy!
- Czy ty nie przesadzasz? - przyłożył dłoń do jej czoła. - Może to ty przeholowałaś
i teraz widzisz rzeczy, których nie ma?
Gwałtownie odtrąciła jego rękę, po czym ujęła ją w żelazny uścisk pod stołem.
- Nie dostrzegasz, że pijesz za dużo, żeby to było normalne, Dorian? - szepnęła.
Parsknął szyderczym śmiechem.
- Tutaj wszyscy piją - wykrztusił, kiedy jako tako się opanował.
- To nie jest wymówka - powiedziała chłodno.
Skrzywił się.
- Wiesz co? Po prostu… idź sobie. Psujesz mi zabawę.
Potem wolną ręką sięgnął po kielich i pociągnął z niego długi łyk, patrząc siostrze prosto w oczy, a jego usta wykrzywił wyzywający uśmieszek. Widział po niej, że była niemal zaślepiona furią. Aż usłyszał, jak mocno zazgrzytała zębami. Poczuł, że jej paznokcie wpijają się w skórę na jego ręce prawie do krwi. Była bliska uduszenia go na miejscu, lecz jakimś cudem się powstrzymała.
- Pe-channas! - wycedziła przez zaciśnięte zęby, a on prychnął tylko. Wstała gwałtownie i odeszła szybkim krokiem, z twarzą wciąż pociemniałą z gniewu. Odprowadzał ją wzrokiem, kiedy mijała tańczące pary i została u wyjścia z Sali zaczepiona przez Belega. Znów prychnął, po czym wrócił do przerwanej rozmowy z Firieth.
Po przebraniu się w codzienny strój i wielu, wielu, wielu, wielu, wielu... bardzo wielu... łykach wody, Dorian znów przysiadł na łóżku, zbierając odwagę, by pokazać się reszcie. Najwyraźniej trwało to zbyt długo, bo do jego uszu dotarł znajomy głos gwiżdżący jakąś skoczną melodię. Jęknął przeciągle. Oto nadchodził początek żartów i docinek.
- Wiesz, jakie jest najczęściej powtarzane zdanie dzisiaj? - Z tymi słowami Súrion wkroczył do pokoju. - Dorian ylf ernedui.
- Ego mibo orch - burknął.
Surion zachichotał, lecz nie ruszył się z miejsca. Dorian podszedł do przyjaciela
i uściskał go.
- Mellon nìn! - Chłopak zerknął na niego błagalnie. - Powiedz mi, że nie było aż tak źle.
Elf ledwo powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem. Długo krztusił się, po czym odchrząknął i z trudno utrzymywaną powagą rzekł:
- To zależy, jak na to spojrzeć, melui mellon. Z jednej strony nie jest tragicznie, bo nie byłeś aż tak pijany jak na przykład Imlad, który zwyczajnie zasnął. Ale… ekhm… cóż, skoro blat stołu pomyliłeś z posadzką, chciałeś konkurować z Hirlinem na najlepszego tancerza… bez butów… co chwila wznosiłeś toast za zdrowie Króla… zamieniłeś role w Balladzie
o Luthien i Berenie… i ułożyłeś pieśń na cześć Firieth… Poczekaj… jak to było? - Zastanawiał się przez moment, po czym zaśpiewał:
Czterysta lat spadały liście pod wrażeniem jej urody,
a jej piękna nie podkreślą suknie żadnej mody.
Włosy jej niczym płomienie uczucia,
które rozpala w każdym bez wyczucia.
- Nie! - wykrzyknął Dorian. - Przestań!
Jego najlepszy przyjaciel ryknął potężnym śmiechem. Zaśmiewał się i nie przestawał, podczas gdy Dorian bezradnie stał pośrodku pokoju, upokorzony.
- A wiesz co jest najlepsze? - wykrztusił elf, wycierając łzy z policzków. - Lavassir spisał te słowa! Teraz wszyscy nucą twoją pieśń!
Dorianowi zachciało się jednocześnie histerycznie śmiać i płakać. Nie dość, że będzie się musiał zmierzyć z Sybil, to jeszcze przeprosić Firieth. Była ona najmłodszą mieszkanką Mrocznej Puszczy, miała niewiele ponad czterysta lat i Dorian bardzo dobrze się z nią dogadywał, ale po czymś takim…
- Thranduil powinien zabronić mi picia wina - mruknął, próbując ignorować nieustające salwy śmiechu Súriona.
- Och tak, to prawda, jesteś stanowczo za młody na takie wybryki. - Elf spoważniał na chwilę. - Obiło mi się o uszy, że twoja siostra rozmawiała już z nim na ten temat. Ponoć Król powiedział, że był pod wrażeniem twojego… „młodzieńczego wigoru”. Ale wiesz jaki on jest, ma do ciebie słabość i raczej nie odmówi ci niczego, co lubisz.
- Niestety - odpowiedział z przekąsem. - Będę musiał z nim o tym pomówić...
- O! Czyżbym był świadkiem mocnego postanowienia poprawy? - wykrzyknął Súrion.
Dorian dał mu kuksańca w ramię.
- Ała! - figlarnie krzyknął jego przyjaciel, żartobliwie masując bolące miejsce. - No co?! Niejedna osoba z radością usłyszy, że dostałeś nauczkę! Sybil, której wypsnęła się nader imponująca wiązanka nieeleganckich epitetów na twój temat… Firieth, która od wczoraj nie pokazała się nikomu na oczy… Oczywiście Thranduil… Ach, i Legolas, który bardzo chętnie wysłucha również twoich wyjaśnień, dlaczego nie stawiłeś się na wyjście na patrol…
- Co?! - przerwał Dorian. - Książę wyszedł na patrol?!
- Tak, kilka godzin temu.
Chłopak jęknął, kryjąc twarz w dłoniach. Legolas został jego dowódcą zaledwie
w zeszłym miesiącu, a Dorian już zdążył zaliczyć wpadkę.
- Dlaczego nikt mi nie powiedział?
Súrion wzruszył ramionami.
- Może myśleli, że usłyszałeś sygnał, ale nie jesteś w stanie przyjść, albo byli zbyt zajęci zachwycaniem się nad twoim poetyckim talentem.
Elf znów zanucił pieśń swoim czystym, pięknym głosem.
Czterysta lat spadały liście pod wrażeniem jej urody,
a jej piękna nie podkreślą suknie żadnej mody.
Widząc mordercze spojrzenie Doriana, Súrion szybko odwrócił się na pięcie w kierunku wyjścia. Chłopak zerwał się do biegu i gonił przyjaciela, z zamysłem spowodowania poważnego uszczerbku na zdrowiu. A Súrion tylko gromko śmiał się, uciekając mu
z łatwością. Nie minęło dużo czasu, gdy elf zniknął Dorianowi z pola widzenia. Chłopak słyszał jedynie śmiech przyjaciela, radosny niczym srebrne dzwoneczki, a także słowa śpiewane na całe gardło:
Włosy jej niczym płomienie uczucia,
które rozpala w każdym bez wyczucia.
Postanowienie na przyszłość?
Naprawdę częściej słuchać siostry.
____________________________
Sindarin:
- Guren glassui - dziękuję z całego serca,
- Henig - moje dziecko,
- Pe-channas - idiota,
- Dorian ylf ernedui - Dorian wypił za dużo wina,
- Ego mibo orch - idź pocałuj orka,
- Mellon nìn - mój przyjaciel/ mój przyjacielu,
- Melui mellon - kochany przyjaciel/ kochany przyjacielu.
Ustaliłam również kilka dat, które na pewno się przydadzą. Dorian i Sybil nie urodzili się w ten sam dzień. Dorian przyszedł na świat 02.09.2925 r., a Sybil 07.09.2923 r., dlatego też mieszkańcy Leśnego Pałacu wyprawiają jedną ucztę zamiast dwóch (powody praktyczne- jest to rozwiązanie wygodne,
a tak szczerze, to kto by zniósł tyle picia w tak krótkim odstępie czasu?).
Ten dzień był 08.02.2939 r., potem od lutego do kwietnia Dorian i Sybil żyli w sąsiedniej wiosce, Kauss. Od kwietnia bezcelowo tułali się po świecie. Dnia 17.07.2939 r. po raz pierwszy spotykają leśne elfy, błądząc w Mrocznej Puszczy. Od tamtej pory pozostali pod ich opieką i wychowaniem aż do 04.01.2941 r., kiedy to rodzeństwo wyrusza do Ered Luin, by odnaleźć Dziedziców Durina, którzy gościli w Ettinor od 16.01.2933 do 10.04.2934 r.
Kolejny rozdział już wkrótce... ale nie ma obaw, będzie raczej rozczarowujący. Zero akcji. (Na waszym miejscu zastanowiłabym się, czy chcecie, żebym przystąpiła do publikowania mojej wersji wydarzeń
z Bitwy Pięciu Armii, co zacznie się w rozdziale 8...).
Powyższy tekst opublikowałam również na deviantarcie, żeby może przyciągnąć kogoś na mojego bloga. Jak na razie nie wyszło. Trudno.
Dorian knows how to party hard.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz