Mamy tutaj dużo wydarzeń z punktu widzenia Kiliego, który robi głupotę życia, która to nie wychodzi mu na dobre oraz pokazuje mój brak logistycznego i realistycznego myślenia.
______________________________
Nie potrafił skupić się na walce. Jakieś dziwne uczucie prześladowało go przez cały czas. W jego sercu nie było już pustki. Ona była gdzieś w pobliżu. Jego Jedyna także brała udział w bitwie. Gdzieś blisko…
Nie widział Jej tyle długich dni i zimnych nocy. Ileż by dał, by znów usłyszeć Jej głos, albo chociaż Ją ujrzeć…
Ona była gdzieś niedaleko.
Obiecał Filiemu, że będą trzymać się razem. Musiał pozostać u boku brata i wuja. Jednak jego serce twierdziło zupełnie co innego.
Wiedział, gdzie miał iść, doskonale znał kierunek. Musiał ją odnaleźć.
Zaczął biec.
- KILI! - Fili wrzasnął za nim. - CO TY ROBISZ?! WRACAJ!
- Muszę znaleźć Tauriel! - krzyknął przez ramię, nie dbając o to, czy brat go usłyszał.
Biegł, był coraz bliżej, już naprawdę niewiele brakowało…
Właśnie wtedy jego wzrok padł na Doriana i Sybil.
***
„Za tobą, na czwartej, dziesięć jardów, na cętkowanym wargu”. Wspomniany ork wraz z wierzchowcem został zabity znajomymi strzałami.
Goblin po twojej lewej, ork po prawej. Zaatakują za trzy, dwa…
Nigdy nie zdążyli zadać ciosu. Dorian nadział ich na miecz, najpierw orka, później goblina.
Zabrakło mi strzał.
„Osłaniam cię”.
Skupił wszystkie myśli na tym zadaniu. Musiał się niemal rozdwoić, by zapewnić siostrze bezpieczeństwo. Nie było łatwo, ale udawało mu się to.
Odgłosy bitwy zaczynały go przytłaczać. Dźwięki towarzyszące gruchotanym kościom, ciałom rozpruwanym na kawałki, wrzaski cierpienia i rozpaczy, jęki, powarkiwania
i skomlenia, wycie, okrzyki tryumfu, przekleństwa. Powoli stawał się zdezorientowany.
„Sybil, pospiesz się”.
Zerknęła na niego, a jej oblicze zastygło w wyrazie strachu. Błyskawicznie wyjęła długi nóż zza pleców i rzuciła w Doriana. On wiedział, co to oznaczało. Nie ważył się zmienić swojej pozycji. Odwrócił się i nabił orka, atakującego go od tyłu, na swoją klingę.
Już jestem.
Kiwnął głową, po czym odwrócił się do niej plecami. Nie był przygotowany na to, co ujrzał.
Nieopodal, Kili stał w bezruchu, wśród innych walczących krasnoludów. Był sam i gapił się na nich jak zaklęty. Co za głupiec! A wtedy Dorian zauważył…
„SYBIL! KILI!”
Pochylił się, kiedy siostra uwolniła strzałę lecącą prosto w kierunku ich brata.
***
Kili zamarł w bezruchu i obserwował. Jakże absurdalne zachowanie w trakcie bitwy.
Nic nie mógł na to poradzić. Nie wierzył w to, co widział. Był w szoku, był pod
wrażeniem, był tym widokiem zachwycony i jednocześnie przerażony. „Kim oni są?” - pytał sam siebie po raz setny. Odpowiedź brzmiała: Dorian i Sybil.
„Ale nie, tak naprawdę”.
Stali odwróceni do siebie plecami i zabijali każdego orka, który się do nich zbliżył.
Z czasem odważnych było coraz mniej. Powód tego był prosty - śmiałkowie zostawali natychmiastowo zabici.
Umysły Doriana i Sybil zdawały się być połączone. Patrząc na nich teraz, wydawało się, że obydwoje doskonale wiedzieli, jakie każde z nich wykonywało ruchy, chociaż siebie nie widzieli. Co więcej, oni przewidywali, co zaraz zrobią. Uzupełniali się w jedno. Sybil trzymała orków na dystans, wystrzeliwując ich z łuku, Dorian przebijał mieczem każdego, który podszedł.
Kili trafił na moment, kiedy Sybil zabrakło strzał. Krasnolud nie mógł nawet dojrzeć, czy oni w ogóle coś mówili między sobą. Dorian tak po prostu zaczął osłaniać siostrę, kiedy ona kluczyła pomiędzy trupami swoich ofiar, odzyskując strzały. Przecież nawet nie dała mu żadnego znaku…
Jakiś ork chciał zaatakować Doriana od tyłu. Chłopak nie zauważył tego, i już prawie było za późno, gdy Sybil dobyła długiego noża i rzuciła prosto w stronę brata. On nawet nie drgnął. Jedyne co zrobił, to odwrócił się i nadział napastnika na swój miecz w tym samym momencie, kiedy nóż wbił się w głowę orka.
To było po prostu… niewiarygodne.
„Kim oni są?”
Nie mogli być zwykłymi ludźmi. Większość ludzi, jakich poznał, byli słabi, chciwi, małostkowi. Chociaż Dorian i Sybil należeli do tej rasy, pierwiastka ludzkiego było w nich najmniej. Te dwie istoty wyglądały jak niezwykła kombinacja trzech ras. Posiadali elficką mądrość, dobroć, umiejętności, a także krasnoludzki upór i odporność, i jeszcze ludzką waleczność. Byli zbyt piękni jak na normalnych ludzi, ale niewystarczająco na elfów. Zbyt wysocy jak na krasnoludy, zbyt niscy jak na typowych przedstawicieli swojego plemienia. Byli po trochu wszystkimi i zarazem żadnymi. A przy tym jeszcze tak okropnie młodzi! Czy urodzili się tacy? Trudno orzec. Od małego doskonale się dogadywali i uzupełniali. Ale byli tylko przeuroczymi dziećmi, a stali się… Czym? Czym byli?
„W tym momencie?”
Gniewem. Potęga. Zwycięstwem.
Zemstą. Strachem. Śmiercią.
Kili miał zaszczyt przekonać się, jak czuli się ich wrogowie. Poczuł na sobie gniew, potęgę i chęć zemsty rodzeństwa. Kili poczuł strach i bliskość śmierci, gdyż Sybil celowała prosto w niego. Ona naprawdę mierzyła do niego z łuku.
Po chwili uwolniła strzałę. Bez wahania.
Świat zwolnił. Kili patrzył na siostrę z niedowierzaniem, zdradzony. Jej wargi układały się w słowa: „KILI, PADNIJ!”
Zrobił to natychmiastowo. Zamknął oczy i czekał. Nadal słyszał zgiełk bitwy. Śpiew stali, krzyki walczących, jęki konających. Nie umarł! Otworzył oczy i podniósł się powoli. Był cały i zdrowy. Tuż za nim leżało ciało goblina przeszyte znajomą strzałą. Kiliego przeszedł dreszcz.
„Drżyjcie jej wrogowie”.
Podziwiałby Doriana i Sybil dłużej, gdyby nie nagląca chęć zobaczenia swojej Jedynej. Zostawił swoje rodzeństwo bez obaw, nie patrząc na nich po raz kolejny.
***
Walka trwała już długo, lecz jeszcze nie odczuwał zmęczenia. Nakierował całą
swoją uwagę na przetrwanie tego piekła. Ale wtedy go zobaczył.
Ta twarz.
Twarz mordercy.
Pomimo ośmiu lat od tamtego dnia Dorian zapamiętał to oblicze.
Ten ork.
„On zabił mamę”.
On ją zabił. Zastrzelił ją, trafiając w łono. Była w siódmym miesięcy ciąży. Nosiła pod sercem bliźnięta, rodzeństwo, o które rodzice starali się ponad dziesięć lat. A on ją zabił, gdy zasłaniała jego i Sybil własnym ciałem.
Nagle przez jego umysł zaczęły przemykać urywki rozmów.
Z jej rany popłynęła rzeka krwi, tak intensywna, że miałam wtedy wrażenie, że nana jest jej źródłem… Ada leżał w kałuży ciemnej krwi, jego martwe członki groteskowo powykręcane, a nana, dygocząc w agonii lecz uparcie czołgając się do taty, swoją krwią dosłownie zalała niemały kawałek jadalni… moje buty były nią potem przesiąknięte…
A teraz powiedz mi… po tym wszystkim, powiedz mi, czego chcesz... Zemsty.
Zemsty.
Zemsty. Zimnej, wyrachowanej, okrutnej.
Dorian zapragnął odebrania tysiąca istnień w zamian za te dwa.
Ale najbardziej pożądał ukrócić tylko jedno.
Morderca będzie błagać o litość. I nie dostanie jej.
Rozdzielenie się to naprawdę najgorsze, co możemy zrobić.
Pamiętajcie, nie możecie się rozdzielać, pod żadnym pozorem!
Jesteśmy w tym razem. I razem pozostańmy, nieważne do jakiego końca.
Dorian odsunął od siebie ostatni głos rozsądku. Gniew oraz żądza pomszczenia Brandona i Kory były zbyt silne. Nawet nie próbował się im oprzeć.
- Wybacz mi, Sybil - wyszeptał, gdy przerwał połączenie między nimi i odszedł, zostawiając ją kompletnie samą.
Patrzył tylko na tego orka. Reszta otaczającej go rzeczywistości była niewyraźna. Raczej nieświadomie torował sobie drogę do przeciwnika. Nic nie mogło go zatrzymać. Wrogowie umykali przed jego spojrzeniem z podkulonymi ogonami.
Kochał to.
Coraz większa siła zaczęła wzrastać w jego ciele. Przetaczała się przez niego potężna fala energii. Przyspieszył kroku, a w końcu zaczął biec. Uniósł miecz. Ostrze odbijało refleksy świetlne niczym kryształ, jak zawsze. Teraz jednakże, w odbitym świetle przeważała czerwień. Czerwień wszechobecnej krwi, śmierci, gniewu. Klinga zapłonęła ogniem. Ogniem wojny i zemsty, złości
i zawiści, wrogości i zniszczenia. Ostrze jaśniało przykuwając uwagę wszystkich dokoła. Zatrzymywali się wpół ruchu, a on czuł na sobie ciężar ich spojrzeń, ale nie zwracał na to uwagi.
Miał wrażenie, że płomienie lizały jego skórę, przyjemnie ją łaskocząc. Płonął.
Był Ogniem. Był śmiercią.
Był ostatnim przeciwnikiem tego mordercy, który już dawno ulokował swój wzrok na Dorianie.
Ich miecze skrzyżowały się z hukiem.
- Co ty robisz na bitwie, chłopczyku? - morderca spytał kpiąco.
- Zabijam - warknął Dorian. - Jak ty.
Ork uśmiechnął się drwiąco, a potem złączyli się w śmiertelnym tańcu.
***
„Dlaczego przestałeś?” Specyficzny stan umysłu, który osiągała walcząc razem z Dorianem, został przerwany. Nie miała czasu na głębsze zastanowienie nad tym, gdyż wrogowie znów napierali. Bez brata za swoimi plecami czuła się jakoś nieswojo, jakby bezbronna.
„Nie jestem bezbronna”.
Zabiła dwóch goblinów jednym strzałem. Miała przeczucie, że coś chciało ją zaatakować od tyłu. Odwróciła się i błyskawicznie zastrzeliła oddalonego o pięć jardów warga. W tamtym momencie nie miała nawet na względzie brata, który powinien stać za nią. Zawsze wiedział, kiedy ona zamierzała tak zrobić i od razu kucał, ratując głowę.
Jednak teraz Doriana nigdzie nie było. Sybil rozejrzała się dookoła zdezorientacją, ale nie mogła wychwycić jego znajomej sylwetki wśród ogólnego chaosu. Jej serce przeszyło lodowate ostrze strachu. Nie chciała stracić brata po raz kolejny. Przyglądała się uważnie otoczeniu, ze szczególnym uwzględnieniem sterty ciał usłanej wokoło. Nadal ani śladu brata. Zaczęła wpadać w panikę. Krzyczała jego imię, truchtając to w tę, to we w tę.
Zostawił ją. Obiecał, że będą trzymać się razem, a porzucił ją. Ufała mu, a on…
„Lepiej żebyś miał jakieś dobre wytłumaczenie, bo gdy cie znajdę, to…”
Kiedy już była bliska szaleństwa, dostała odpowiedź.
Był kilkanaście jardów dalej, po jej lewej stronie. Biegł z uniesionym mieczem, którego ostrze zalśniło gniewem. Klinga odbijała to, co Dorian właśnie czuł, Sybil była tego pewna. Jej brat nacierał na orka. Tego orka.
„On zabił mamę”.
Sybil zaczęła torować sobie drogę do brata, by się do niego przyłączyć.
„Zemsto, będziesz słodka”.
Nic nie mogło jej powstrzymać. Bezwzględnie zabijała każdego, kto stanął jej na drodze do pomszczenia Kory, a wrogowie umykali przed jej wzrokiem. Była już blisko, tak bardzo blisko, kiedy usłyszała głos. Głęboki, silny głos, potrafiący wznieść się ponad zgiełk bitwy
i wedrzeć do jej świadomości, pomimo ogarniającej ją wściekłości.
- Do mnie! - krzyczał Thorin. - Do mnie! Do mnie, ludzie i elfy! Do mnie moi krewniacy!
Serce Sybil zadrżało na widok Króla pod Górą. Prezentował się tak wspaniale. Jego zbroja jaśniała złotem, a z postawy bił majestat oraz potęga. Nagle dziewczyna zapragnęła znaleźć się blisko niego, walczyć dla niego do ostatniej kropli krwi. Odwróciła się od brata. Zaczęła iść w stronę Thorina. Jej oczy były skupione tylko na nim. Nic więcej nie widziała, nic więcej się nie liczyło. Rwała się do niego całą sobą. Serce biło jej coraz szybciej,
w miarę, jak się zbliżała.
W pewnej chwili wyczuła zagrożenie po swojej prawej stronie. Jej wzrok padł prosto na jakiegoś orka dosiadającego szarego warga. Znajdował się około dwadzieścia jardów dalej i nakładał strzałę na cięciwę, wzrok skupiając na swoim celu.
Na Filim.
Jej ukochany narzeczony walczył u boku Króla, niczego nieświadomy.
Świat zwolnił w swoim szaleńczym biegu. Sybil patrzyła, jak ork powoli naciągał cięciwę…
Sięgnęła do kołczanu. Okazał się być pusty. Panicznie rozejrzała się dookoła, lecz wszystkie strzały, jakie zauważała, były uszkodzone, niezdolne do ponownego użycia.
Przerażenie, jakiego nie czuła jeszcze nigdy, opanowało całą jej istotę.
To nie może się wydarzyć.
Pozostało już tylko jedno.
Przyspieszyła kroku, po czym zerwała się do najszybszego w jej życiu biegu, który był zarazem ostatnim.
***
W końcu ją odnalazł. Nie podszedł do Niej
od razu, gdyż nie mógł oderwać od Niej wzroku… taka piękna i groźna. Chyba
niemożliwym było, aby ktoś był bardziej pełen podziwu niż Kili w tamtym momencie.
Patrzył na walczącą Tauriel jak oczarowany, kiedy Ona zabijała przeciwników z nieziemską gracją. - Tauriel… - wyszeptał. Uwielbiał wymawiać to imię. Brzmiało bardzo ładnie.
Spojrzała prosto na niego. Czy to możliwe, że go usłyszała? Jakim cudem?
Uśmiechnęła się i przyglądała, jak Kili bronił się przed atakującymi go właśnie orkami. Kiedy z nimi skończył, zobaczył, że elfka uśmiechała się szerzej. Mrugnął do Niej, a Ona się zaśmiała.
Wrogowie wykorzystali chwilę Jej nieuwagi. Dziesiątki goblinów, wrargów i orków runęło na Nią jednocześnie, ze wszystkich stron. Nikt nigdy nie mógłby się obronić przed czymś takim.
Tauriel patrzyła Kiliemu prosto w oczy, kiedy uginała się pod nawałnicą mieczy.
Do końca życia nie potrafił wymazać z pamięci Jej wzroku - przepraszającego, przepełnionego bezbrzeżnym smutkiem.
Jak długo gwiazdy świecą na niebie, tak długo to ty zawsze będziesz mi najmilszym, Kili. A kiedy nadejdzie czas, byś odszedł do komnat twych przodków, ja zabiorę naszą miłość do nieśmiertelnych krain, gdzie nigdy nie wygaśnie.
Ona była masakrowana, a on bezradnie patrzył. Być może krzyczał, być może płakał. Tego nie pamiętał. Zapamiętał jedynie szok i niedowierzanie, ból oraz rozpacz.
Ona jeszcze żyła, dogorywała, gdy oni skądś wytrząsnęli ogień. Płonęła, a on bezradnie patrzył. Potem chyba biegł. Na oślep. Nie miał pojęcia, co się z nim działo.
Niespodziewanie tuż przed nosem mignęła mu znajoma sylwetka. Zrzucił mu się w oczy długi, brązowy warkocz.
Sybil. Co ona tu robiła? Gdzie tak pędziła?
Instynktownie podążył za nią, lecz trudno było mu dotrzymać jej kroku.
Z oddali zobaczył, jak dziewczyna zasłoniła plecy Filiego własnym ciałem, a później upadła, trafiona strzałą.
_____________________________
Normalnie Kili dawno by zginął. Ale nie, ja musiałam sprawić, żeby ujrzał śmierć swojej Jedynej.
To przecież było oczywiste, że Tauriel zginie.
A Sybil...
Nie odczytaliście znaków?
ja to znam, ja cię zabiję, ja cię uduszę i zakopię za to co ty tu napisałaś... Morderczni! Spalić ją na stosie!
OdpowiedzUsuńPozwól mi dokończyć, jeszcze dostarczę ci powodów, by mnie spalić.
Usuńnie przeżyjesz mego ataku !!
Usuń