czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 10.

ACHTUNG! THILBO BAGGINSSHIELD!
_____________________________

     „To jest czas na ucieczkę” - pomyślał Dorian.

     Wszystko dookoła ogarniały płomienie. Zapanował chaos. Teraz mieli szansę wydostać się z niewoli. 
     Ale najpierw musiał się wyswobodzić z więzów. Razem z siostrą byli zakneblowani, ich ręce były mocno związane, a nogi przywiązane do siodła. Dorian nie miał czym przeciąć grubych lin, jednak ogień zrobił swoje. Chłopak zbliżył skrępowane ręce do pobliskiej płonącej gałęzi. Sznur zaczął się przepalać i Dorian w końcu go rozerwał. Potem przepalił też sznur na rękach Sybil.
     Ich warg zaczął biegać niespokojnie w tę i we w tę. Jego również ogarnęło szaleństwo. Już dawno oderwał się od czarnego wierzchowca Gorbaga. Ork zdawał się tym nie przejmować. Bardziej dbał o własną skórę niż o więźniów.  
     Rzeczywiście zaczęło się robić niebezpiecznie. Napierał na ich ogień, robiło się bardzo gorąco, ledwo byli w stanie oddychać. Dorian zerwał knebel z ust.
     - Umiałabyś tym kierować? - szepnął do ucha siedzącej przed nim siostry.
     Ona błyskawicznie uwolniła swoje usta.
     - Spróbuję - odparła, po czym uderzyła warga piętami w boki.
     Bestia skoczyła i wydostała się z pierścienia ognia.
     Doriana ogarnęła ekscytacja. Mogli uciec, właśnie w tej chwili!

     Ale wtedy to zobaczył.
     Thorin biegł na Azoga z uniesionym Orkristem. Płomienie nadawały mu niesamowity wygląd. Emanował potęgą oraz gniewem.
     „No tak, jeszcze pieprzona dębowa tarcza” - pomyślał Dorian, zobaczywszy,
co krasnolud dzierżył 
w drugiej ręce.
     Thorin nie miał szans, to było oczywiste.   
     Dorian wydał z siebie krzyk bólu i rozpaczy, gdy bezradnie patrzył, jak jego Król otrzymywał poważne ciosy w nierównym pojedynku.
     - THORIN, JEŻELI ZGINIESZ, TO CIĘ ZABIJĘ! - wrzasnęła Sybil z płaczem.

     Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, chyba specjalnie po to, żeby boleśnie wryć mu się w pamięć.
     „Hohoho, ktoś się tutaj wysoko ceni”, stwierdził Dorian w myślach, po tym, jak Azog rozkazał podkomendnemu przynieść mu głowę krasnoluda. Biały Ork wyraźnie nie uważał się za rzezimieszka. Nie parał się ścinaniem głów jak zwykły kat.
     Dorian prychnął. Rozpalający trunek, którym częstowali go orkowie, przywrócił mu jasność umysłu, ale ani trochę nie polepszył samopoczucia. Pomimo koszmarnego bólu głowy, chłopak mógł się już utrzymać w siodle i wyraźnie widzieć otaczającą rzeczywistość.
     Ileż by dał, żeby być teraz nieprzytomnym!
     Kiedy ork wzniósł miecz, by pozbawić głowy jego Króla, Dorian zrozumiał, że jego świat się skończył.
     Pomoc nadeszła, oczywiście, z najmniej oczekiwanej strony.

***
     Bilbo wstał, wyciągnął swój mieczyk i zbierał całą odwagę, jaką mógł odnaleźć w sercu.
     Thorin nie mógł zginąć. Nie mógł. Bilbo musiał go uratować, musiał.
      Życie takiego prostego hobbita jak on jest warte o wiele mniej niż życie takiego wspaniałego, dostojnego krasnoluda. Bilbo może swoje poświęcić.
     Poza tym, świat bez Thorina Dębowej Tarczy nie był światem, w którym Bilbo chciałby dalej istnieć.
     Na koniec pomyślał o Sybil i Dorianie. Gdziekolwiek teraz byli, ich misja nie mogła spełznąć na niczym.
     To wystarczyło.
     Poczuł strach, dopiero gdy znalazł się sam na sam z Białym Orkiem dosiadającym Białego Warga.
     Pomoc nadeszła, oczywiście, z najmniej oczekiwanej strony.

***
     Kiedy nadleciały orły, zabierając jego niedającego znaku życia Króla, nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Czuł pustkę. Było mu obojętne, czy on sam zginie, czy przeżyje.
     Jakie to miało znaczenie, skoro Thorin prawdopodobnie poległ?
     Prawdopodobnie.
     - Dorian, nie możemy się poddać - 
powiedziała Sybil z zapałem. - Musimy się dowiedzieć czy ten cholerny idiota żyje czy nie. Gdy okaże się, że tak, to przysięgam, walnę go w tę przystojną twarz.

     - Kuszące - odparł Dorian. Rozumiał rozgoryczenie siostry, z drugiej strony rozumiał też, dlaczego Thorin zaatakował Azoga. On sam miał ochotę zrobić to przez cały czas. Posiekałby Białego Orka na drobne kawałeczki swoim mieczem…
     - Miecz… Sybil, miecz! Gdzie on jest?! Nigdzie się bez niego nie ruszę! - stwierdził rozgorączkowany.
     - Gorbag go ma - burknęła siostra. - Tak jak wszystkie nasze rzeczy. Plecaków, sztyletów, kołczana i mojego łuku nawet nie tknął, bo - tutaj prychnęła - „cuchną elfami”. Ma je przywiązane do siodła. Miecz jest na jego plecach. Nawet pochwę zmienił, bo twoja była elficka.  
     Dorian wzdrygnął się z obrzydzeniem na myśl, że będzie musiał dotknąć Gorbaga.
     - Niech tego pożałuje - rzekł.    
     A zatem ruszyli i zaczęli szukać orka wśród ogólnego szaleństwa. Dorian rozglądał się bacznie dookoła, jednocześnie zastanawiając się, skąd u licha Sybil wiedziała, jak jeździć na wargu.
    - Tam jest! - krzyknął, gdy tylko zauważył oddalającego się Gorbaga. - Na trzeciej! Ucieka!

    Sybil momentalnie zawróciła bestię i skierowała ją w tamtą stronę. Zajechali Gorbaga od tyłu. Ork usłyszał ich zbyt późno, by odpowiednio zareagować. Dorian zerwał mu miecz
z pleców. Potem go wyprzedzili.  Sybil zawróciła warga i biegli prosto na niego. Bura bestia skoczyła, strącając orka z siodła. Czarny warg wdał się w bójkę ze Słabeuszem, ale Dorian ugodził go mieczem w brzuch. Wierzchowiec Gorbaga upadł z żałosnym kwikiem. Ork podniósł się na równe nogi ale został przygnieciony do ziemi przednimi łapami burego warga. Dorian przeciął więzy łączące go z siodłem. Zeskoczył na ziemię, podszedł do wzruszanego konwulsjami czarnego cielska 
i szybko podał siostrze jej plecak,  łuk, kołczan i sztylet, zabrał także swoje rzeczy. Odzyskał nawet pochwę od Elronda.
     Później zbliżył się do Gorbaga. Zapragnął go skrócić o głowę, gdy przypomniał sobie, jak bił Sybil.
     - Dorian, nie ma czasu, musimy uciekać - powiedziała szybko, odgadując zamiary brata.
     - Ale…
     - Bez dyskusji, wsiadaj!
     Ani myślał. Najpierw musi go zabić…
     W pobliżu zawaliło się ogarnięte ogniem drzewo.   
     - JUŻ! - krzyknęła.
     Zanim posłuchał, lekko drasnął odrażającą facjatę Gorbaga.
     Gdy pędzili na oślep przed siebie, usłyszeli daleki wrzask:   
     - POŻAŁUJECIE TEGO, ZDRAJCY!


***
     Gdy otworzył oczy, zobaczył zatroskaną twarz Gandalfa.
     - Niziołek?
     - W porządku. Bilbo jest cały i zdrowy - odparł z uśmiechem czarodziej.
     Kiedy wstawał, przepełniał go ból i złość. Złość związana z tym, że Azog żyje i niemal go zabił.
     Ale przede wszystkim był zły na samego siebie. Jak on mógł? Jak on mógł oceniać Bilba tak surowo? Jak śmiał uważać go za żałosnego słabeusza? Jak śmiał myśleć o nim jak o wielkiej pomyłce?
     Być może ta wściekłość oraz ból fizyczny sprawiły, że przemówił takim tonem.
     - Ty… Co ty wyprawiasz? Życie ci niemiłe? Mówiłem, że będziesz jedynie ciężarem…  Że nie przetrwasz w dziczy… Że nie pasujesz do nas.
     Zobaczył, jak sprawia Hobbitowi ból tymi niesprawiedliwymi oskarżeniami. 
Jak on mu to wszystko wynagrodzi? Tak bardzo się mylił.
     - Nigdy w życiu bardziej się nie myliłem.
     To, że przytulił Bilba było impulsem.
     Nie miał bladego pojęcia, jak inaczej wyrazić swoją bezgraniczną wdzięczność.
     Jak inaczej mógłby go przeprosić.
     Jak inaczej pokazać, że wysoko go cenił.

***
     Bilbo był nic więcej niż w szoku.  Nie wierzył, że to się dzieje naprawdę.
     Król pod Górą właśnie go przytulał.
     Przepełniało go szczęście.Bilbo zdawał sobie sprawę, jak wielkie to wyróżnienie.
     Ponadto zastanawiał się… Czyżby Thorin też…
     Kiedy krasnolud się odsunął, Hobbit wypatrywał w twarzy swojego Króla jakiegoś znaku, czegokolwiek, co potwierdziłoby jego głupią, naiwną nadzieję…
     Ale Thorin przemówił tylko z niezwykłą, jak na niego, życzliwością:
     - Przepraszam, że w ciebie wątpiłem.
     Cóż mógł na to odpowiedzieć?
     - Sam bym w siebie wątpił. Żaden ze mnie bohater, wojownik…  ani nawet włamywacz.
     Jego Król uśmiechnął się tak pięknie i ciepło.
     Kiedy patrzyli na Samotną Górę majaczącą w oddali, Bilbo pomyślał, że może jednak polubi przygody.


***
     Słabeusz rozchlapywał wodę na wszystkie strony, brnąc przez strumień.  
     Zadziwiało ją, dlaczego jest jej do tej pory posłuszny. Przecież mizerny warg musiał padać ze zmęczenia. Biegł bez ustanku całą noc, niosąc ją i Doriana przez niebezpieczne górskie szlaki.
Zmusiła bestię do wejścia do wody, żeby Azog, jeżeli jeszcze się nimi interesował, zgubił ich trop.
     Słabeusz zatrzymał się nagle.
     „Oho, zaczyna się” - pomyślała. Ale zamiast się zbuntować, warg węszył niespokojnie, zaczął skomleć i cofać się powoli.
     Nie rozumiała dlaczego tak się zachowywał, dopóki nie zobaczyła ogromnego czarnego niedźwiedzia przemykającego między niedalekimi drzewami.
     „No cudnie”.
     Niedźwiedź wyskoczył z lasu i zaczął biec prosto na nich.
     Zawróciła Słabeusza i popędziła go. Niestety, nie mieli szans na ucieczkę. Kiedy usłyszała tupot potężnych łap tuż na nimi, krzyknęła:
     - Dorian, skacz!
     Brat uczynił momentalnie, co kazała. Ona zrobiła po chwili to samo.
     Nie wiadomo czy niedźwiedź to zauważył - jedyne co zrobił, to skoczył na Słabeusza.
     Sybil podbiegła do gapiącego się na walczące bestie Doriana, złapała go za rękęi pociągnęła w stronę drzew pobliskiego lasu. Wypatrzyła odpowiednią wierzbę. Razem
z bratem znalazła 
się pod nią w tempie błyskawicy.
     - Właź - powiedziała szybko do Doriana.
     Kiedy znajdowali się na w miarę bezpiecznej wysokości, zatrzymała się i ujrzała, że niedźwiedź trzymał warga za gardło. Słabeusz szamotał się słabo przez chwilę, a potem na dobre znieruchomiał.
     Sybil posmutniała. W jakiś sposób polubiła tego warga.
     Kiedy to zrozumiała, z niedowierzaniem zastanowiła się, czy ma wszystko w porządku
z głową.

     Ucieszyła się też trochę, że ktoś wyręczył ją w zabiciu Słabeusza.
     Niedźwiedź obwąchiwał cielsko pokonanego przez dłuższy czas. Potem ruszył w ich kierunku. Ale, co było szokujące, zaczął się zmieniać.
     Pod wierzbą stanął ogromny mężczyzna i rzekł:
     - Zejdźcie na dół i opowiedzcie mi swoją historię. I lepiej módlcie się, żeby była ciekawa.
Najlepsze, co mogli zrobić, to to, czego życzył sobie Beorn.
     Tak więc zeszli na dół. I opowiedzieli mu wszystko, począwszy od przybycia Thorina do Ettinor. O tym jak się zaprzyjaźnili z Dziedzicami Durina. O tym, jak  krasnoludy nagle odeszły. O napadzie na ich wioskę. O tułaczce. O tym, jak odkryli spisek Azoga. Jak musieli wybrać między szpiegostwema śmiercią. Jak byli cieniami Kompanii. O gościnie w Imladris. Jak ich schwytano (znowu). Jak uciekli.  Jak trafili właśnie tutaj. Nie ukryli niczego ważnego przed zmiennoskórym. Zachowali dla siebie jedynie szczegóły pobytu w Rivendell. Znali Beorna tylko z opowieści innych. Wiedzieli z nich, że jeśli im życie miłe, lepiej go nie okłamywać.   
     - Ha! To była dobra historia! - wykrzyknął Beorn. - Bardzo ciekawa! Jeżeli to co mówicie jest prawdą, muszę przyznać, że jesteście niezwykli… Uważacie, że zabiliście dużo orków i nienawidzicie Azoga Plugawcy… Hmm,  możecie się schronić w moim domu i gościć w nim przez czas jakiś. Moje zwierzęta się wami zajmą. 
Z tego co opowiadacie, znacie te okolice całkiem dobrze, więc powinniście trafić tam bez większego problemu. Ja tymczasem wyruszam, żeby dopaść Białego Orka. Również mam z nim porachunki - powiedział zmiennoskóry, po czym przemienił się w niedźwiedzia i zniknął.
     Była noc, kiedy zbliżali się do Drewnianego Dworu. Na swojej drodze napotkali szajkę Azoga. OczywiścieSchronili się na drzewie i czekali, błagając Elbereth, żeby orkowie ich nie wyczuli.
     Wtedy przybył posłaniec.
     - Zebranie w Dol Guldur. Pan cię wzywa - powiedział do Azoga.
     Sybil zawsze była dobra w poznawaniu nowych języków. Może i nie było nic chwalebnego w znajomości Czarnej Mowy, ale…
     Gdy orkowie się oddalali, w jej głowie kotłowały się tylko te słowa.
     Zebranie w Dol Guldur. Pan cię wzywa.
     Pan cię wzywa…
     Chyba nie ten Pan…

     Ostrożnie dokonujcie wyborów
. Tak powiedział Elrond.
     To był właśnie ten moment, w którym trzeba było się poważnie zastanowić, co robić.
     Odnaleźć Thorina albo pójść dalej.
     Było bowiem tylko jedno miejsce, gdzie mogli się udać z informacją o Panu w Dol Guldur.

KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ

Rozdział 9.

     Thorin zaciekle walczył z ogarniającym go snem. Nie mógł zasnąć, gdyż postanowił sobie, że za wszelką cenę dowie się, co knują jego siostrzeńcy.
     Odkąd Kompania wyruszyła z Rivendell, ci dwaj co noc zgłaszali się na pełnienie warty. Nie było to dla nich normalne. Ponadto, za nic w świecie nie mógł wydusić z nich czegokolwiek prawdziwego o tych młodych ludziach. Wciskali mu tylko jakieś historyjki,
w które wyraźnie sami nie wierzyli, albo zbywali milczeniem.
     Minuty dłużyły się niemiłosiernie, a dookoła panowała jedynie spokojna cisza. Thorin już prawie zrezygnował, już praktycznie zapadł w sen, kiedy usłyszał szept Kiliego. 
     - Myślisz, że wszyscy śpią?

     - Nie mam pojęcia. Modlę się o to do Aulëgo - mruknął Fili.

     To, co Thorin usłyszał w następnym momencie, zaskoczyło go nawet bardziej niż fakt, że Fili się modlił. Strzała wbiła się w ziemię, gdzieś nieopodal.
      - Nareszcie! - westchnął Kili.
     Thorin słyszał, jak jeden z krasnoludów wstał i poszedł w kierunku strzały, a potem wrócił. Słychać było szelest pergaminu, a chwilę później cichy śmiech.
     - Co? Co napisali? - szepnął zniecierpliwiony Fili.
     - Sam przeczytaj - zachichotał jego młodszy brat.
     Jak wiele kosztowało teraz Thorina udawanie, że śpał!
     Po krótkim czasie Fili również zaśmiał się cicho, po czym zapytał:
     - Gdzie masz pióro i atrament?
     Rozległ się odgłos grzebania w plecaku.
     - Świetnie. Teraz, co im odpisać? - spytał starszy z braci.
     - Hmm… Może… Tej bitwy nie wygrają, a jeśli nadal się upierają, to będą mieli z nami do czynienia…
     - Dobre - zgodził się Fili, a potem słychać było dogłos pisania po pergaminie.
     - No i standardowo; wszyscy mają się dobrze, tęsknimy, musimy się jak najszybciej zobaczyć…

     - Tak, tak… Ach, trzeba jeszcze dopisać, że jutro się nie odzywamy.
     - Koniecznie - przytaknął Kili, po czym dodał:
     - Daj mi napisać końcówkę.
     - No dobra - mruknął Fili z niezadowoleniem.
     - Menu gamut khed, Dis - szepnął młodszy krasnolud, pisząc zapewne to, co mówił.     
     Jesteś wspaniałą osobą, Dis?
 Co to miało znaczyć, na miłość Mahal? Thorina z jednej strony zżerała ciekawość, a z drugiej nie chciał, aby siostrzeńcy odkryli, że nie śpi.

     Brzdęknęła cięciwa.
     - Chyba doleciało… - mruknął Kili, po czym ziewnął.
     - Nasza warta dobiegła końca - stwierdził Fili.
     - Taak, pora obudzić Oriego i Noriego.
     Zanim Thorin zapadł w sen, pomyślał, że jego siostrzeńcy teraz już nie wywiną się od wyjaśnień.


***
     Menu gamut khed, DiS.
     Dorian uśmiechnął się pod nosem. Zawsze tak pisali na koniec.
     To było dosyć zabawne - „Dorian i Sybil” układało się w „DiS”, zupełnie jak imię matki Filiego i Kiliego.  

     Menu tessu, Fili.   Menu tessu, Kili.

     Tymi słowami on i Sybil zawsze kończyli swoje wiadomości.

     Jesteś wszystkim, Fili.    Jesteś wszystkim, Kili.

     Na pomysł z „wystrzałowymi” liścikami wpadła Sybil. 
Kiedy żegnali się ze swoimi opuszczającymi Imladris krasnoludzkimi braćmi, wytłumaczyła im ich nowy sposób komunikacji. Gdy była pewność, że to Fili i Kili stali na warcie, krasnoludy dostawały strzałę z wiadomością. Później czytali i odpisywali na drugiej stronie pergaminu, a potem odstrzeliwali liścik w kierunku możliwie jak najbardziej zgodnym z tym, skąd przyleciał.
     Był to pomysł dosyć ryzykowny. Wśród kamiennych przełęczy strzała mogła nie znaleźć zaczepienia albo trafić aż za dobrze w ciemności. Ponadto była obwiązana pergaminem
i latała gorzej. Mimo wszystko, „wystrzałowe” liściki jak dotąd się sprawdzały. Były o wiele wygodniejsze i bezpieczniejsze niż cotygodniowe spotkania. W porozumiewaniu się korzystali trochę z szyfru. Gdyby ktoś niepowołany przeczytał liścik, mało by z niego zrozumiał. Taka forma komunikacji niestety nie była wystarczająca, aby zaspokoić tęsknotę. Nie po tym, co przeszli w Rivendell.
     Dorian posmutniał. Przypomniał sobie, jak odchodził stamtąd z siostrą. Dużo przyjaciół przyszło się z nimi pożegnać - Ireth, Lindir, Arien, Fingwid, Merenwen, Nessa, Dinendal, Culnamo… i wielu innych. Nawet Lord Elrond.
     - Żegnaj Dorianie. Żegnaj Sybil - powiedział wtedy. - Ostrożnie dokonujcie wyborów; tyle wam doradzę. A teraz idźcie, i niech towarzyszy wam błogosławieństwo wszystkich elfów. Oby gwiazdy świeciły wam z nieba!
     Patrząc na Ostatni Przyjazny Dom, jaśniejący delikatnym blaskiem lamp wśród ogarniającej świat nocy, Dorian zastanawiał się, co mieli w sobie z siostrą szczególnego. Elrond to nie pierwszy potężny władca, który niezwykle ich wyróżnił.
     A może elfy po prostu takie są?

     Dostali duże zapasy jedzenia, nieciążące jednak w plecaku, ciepłe ubrania i koce, nieprzemakalne peleryny, ekwipunek do wspinania się po górach oraz mnóstwo dobrych rad. Ponadto, ofiarowano im po jednym przepięknym sztylecie. Sybil dodatkowo dostała kołczan strzał, a Dorian nową pochwę do swojego miecza.
     Nigdy nie zdołają się odwdzięczyć za to wszystko.
     Dorian spojrzał na siostrę. Siedziała skulona, patrząc w ciemność niewidzącymi oczami. Pewnie za nim tęskniła. Dorian nie chciał wnikać, co zaszło między nią a Filim w najkrótszą noc roku. Domyślał się jedynie, że coś poważnego, bo pocałowali się na pożegnanie.
     Następnego ranka Dorian i Sybil wyruszyli po raz kolejny, by być cieniami. Odzywali się niewiele. Byli skupieni na tym, żeby nie przybliżać się zanadto do Kompanii oraz na tym, żeby wypatrywać wszelkich znaków obecności orków czy goblinów. Jak na razie - nikogo. Tylko wiatr hulał niemiłosiernie między skałami. Kiedy zaczęła szaleć burza, zrobiło się bardzo trudno. Ale, jako, że oczywiście zawsze może być gorzej, rozpętała się bitwa kamiennych olbrzymów. Piekło zdawało się nie mieć końca. Gdy już myśleli, że zaraz cały świat runie im na głowy albo spadną w przepaść, wszystko ustało.
     Ale nie było się z czego cieszyć.
     Kamienne olbrzymy w swoim szaleństwie zawaliły drogę, którą szły krasnoludy, ogromnymi głazami. Zostali, zdawałoby się, na dobre odgrodzeni od Kompanii.
     Sybil i Doriana ogarnęła beznadzieja. Cały dzień krążyli w kółko, próbując przejść przez to pobojowisko. Kiedy w końcu się poddali, usiedli na ziemi i zaczęło im się zbierać na płacz, usłyszeli krzyki orków.
     Coś trafiło Doriana w tył głowy. Zapadł się w ciemność i już nic nie pamiętał.

***
     Bicz smagnął ją po plecach. Poczuła, jak spływa po nich ciepła krew.   
     - Ruszaj się, zdrajczynio!

     „Jakbyś był przywiązany do warga i musiałbyś za nim nadążyć na piechotę, dawno byś zdechł” - pomyślała, lecz nie odważyła się powiedzieć tego na głos.
     Potknęła się i upadła. Dostała biczem, zanim zdążyła wstać.
     - Patrz jak chodzisz!
     „Nie”.
     Nie mogła patrzeć. Nie mogła otworzyć oczu. Widziała wtedy nieprzytomnego Doriana, przerzuconego przez siodło ciągnącego ją warga jakby był upolowanym jeleniem. 
Ten widok sprawiał jej nieopisany ból. Nie mogła tego znieść. A oni dobrze o tym wiedzieli.
     Została uderzona biczem po raz trzeci.
     - Azog! - wrzasnął Gorbag. - Ta dziewucha za bardzo się wlecze! Ci zdrajcy będą nas tylko spowalniać! Dlaczego nie zabijesz ich od razu?!
     Biały Ork podjechał na swoim Białym Wargu do dosiadającego czarnej bestii Gorbaga. Bury warg ciągnący Sybil momentalnie zaczął skomleć i kulić się. Zawsze tak robił
w pobliżu Białego Warga.
     - Sam wiesz, dlaczego jeszcze żyją - wycedził Azog. - Zabijając ich, zrobiłbym im tylko łaskę. Na twojej głowie jest, żeby nas nie spowalniali. Jeżeli faktycznie będą, to TY tego pożałujesz.
     Chciał odjechać, ale Biały Warg przestał słuchać komend. Zamiast tego uparcie wpatrywał się w Sybil, warcząc. Biały Ork zsunął się z siodła. Pogłaskał swoją bestię po łbie, a potem spojrzał na dziewczynę z diabelskim uśmieszkiem.
     - Mój przyjaciel wyraźnie za tobą przepada, zdrajczynio.
     Omal nie prychnęła. „Przyjaciel! To się nazywa żart roku!”.
     Wpatrywała się prosto w ślepia warga-albinosa. Dlaczego nie czuła strachu? Przecież to nienormalne, że wypełniała ją jedynie nienawiść i odraza.
     - A ja za nim nie - odparła.
     - NIE PYSKUJ! - ryknął Azog i wyrzucił ją w powietrze pacnięciem ręki. Upadła
z hukiem ze trzy metry dalej. Na więcej nie pozwalała lina.   

     „Bolało” - pomyślała, ale nawet nie jęknęła. Nie da mu tej satysfakcji.
     Biały Warg podskoczył i kłapnął szczękami, próbując ją złapać. Gdy się mu nie powiodło, w ataku złości ugryzł swojego burego poddanego w nogę. Mizerny warg nawet się nie bronił, tylko zaczął uciekać. Dorian wyleciał z siodła, a Sybil została przeciągnięta po ziemi kilka jardów. Biały Ork dosiadł swojego „przyjaciela” i odjechał na przód kolumny. Gorbag zagonił burego warga z powrotem do reszty, a Sybil biegła razem z nim. Skierowała się w stronę leżącego bezwładnie Doriana. Ku jej zaskoczeniu, mizerna bestia zrobiła to samo.
     Wzięła brata w ramiona z najwyższym wysiłkiem.
     „Kiedy on się zrobił taki ciężki?” - zdumiała się w myślach. 
     - Sybil? - jęknął.

     - Szszsz… Pojmali nas.

     - Znowu?

     - Udawaj, że jesteś nieprzytomny - szepnęła i przerzuciła go przez siodło.  

     Przyjrzała się bestii, na którą została skazana. Mniejszy od innych, kościsty, z rzadkim futrem 
i jakby łagodniejszy. Zdawało się, że reszta wargów uwzięła się na niego i wyżywa się na nim.
     „Słabeusz” - pomyślała Sybil. - „Tak, będę cię nazywać Słabeusz”.
     Bardzo się starała dotrzymać kroku biegnącemu Słabeuszowi. Reszta szajki poruszała się na wargach bardzo szybko i zwinnie. Mknęli niezmordowani wśród trudnych kamiennych szlaków.
     - Szybciej, zdrajczynio! - ryknął Gorbag, kiedy wywróciła się po raz nie wiadomo który.
     - To daj mi dosiąść warga, do jasnej cholery! - wrzasnęła. - Potrafię chodzić jeszcze wolniej, wiesz? Mogę się zapierać rękami i nogami… Jestem w stanie baaardzo spowalniać. Zgadnij, co wtedy zrobi Azog…
     Dostała biczem, tym razem w ramię.
     - Niech ci będzie - warknął. - Dosiądziesz tej miernoty, na której wisi twój tchórzliwy braciszek.  A jeśli spróbujesz jakiś sztuczek, to zgadnij, gdzie będę miał rozkazy…
     - Taa - burknęła. - Umowa stoi.
     Usadziła półprzytomnego Doriana przed sobą, podczas gdy Gorbag przywiązał Słabeusza do swojego warga. Kiedy dosiadł czarnej bestii, smagnął dziewczynę biczem po plecach.
     - Kochasz to, co? - syknęła, zwijając się z bólu.
     - Zamknij się i jedź - odpowiedział.
     Jazda na Słabeuszu była koszmarem. Sybil ciągle bała się, że Dorian osunie się
z siodła. Siedział przed nią, głowa się mu kiwała i mamrotał coś od czasu do czasu.
     Lecz najgorsze było to, co wszyscy dookoła mówili. Że zdrajcy jeszcze żyją.
     Jeszcze. 



***
     - Przyprowadźcie zdrajców - rozkazał.
     Nie musiał długo czekać. Już po chwili klęczeli przed nim, zakneblowani, ze skrępowanymi rękami i nogami. Chłopak wyglądał żałośnie - chyba za mocno oberwał
w głowę. Rozglądał się naokoło półprzytomnym, zdezorientowanym wzrokiem. Byłby pewnie i zemdlał, gdyby jego zuchy nie poczęstowały go trunkiem.
     Ale ta dziewczyna… ona doprowadzała go do szału. KAŻDY, na kogo Azog kierował swój wzrok, był śmiertelnie przerażony. Ona nie. Ona patrzyłą mu w oczy ze złością
i pogardą. Gdy tylko ją zobaczył,
z miejsca zapragnął skrócić ją o głowę. Ledwie się powstrzymał.
     Z tą zdrajczynią dopiero się zabawi. Kiedy wykończy Dębową Tarczę i jego siostrzeńców, wtedy zabije jej brata bardzo powoli i boleśnie, na jej oczach. A kiedy chłopak zginie, Azog będzie torturował dziewczynę. Sprawi, że będzie go kochała
i nienawidziła. Pragnęła i bała się. Będzie w jego władzy do końca swojego żałosnego życia... 
Napawał się przez chwilę tą wizją, po czym przemówił:
     - Zastanawiacie się pewnie, zdrajcy, dlaczego nie zabiłem was od razu. Cóż, na sam wasz widok ogarnia mnie żądza mordu. Ale… jest coś, co będzie okrutniejsze od uśmiercenia was… Otrzymałem wiadomość od Wielkiego Goblina… schwytał Dębową Tarczę i dwunastu innych krasnoludów. Chciałby dostarczyć mi jego głowę za odpowiednią zapłatą. Lecz ja pomyślałem sobie, że muszę zobaczyć na własne oczy śmierć tego śmierdzącego potomka Durina. A potem nagle pojawiliście się wy. I od tamtej pory mam dylemat - wy zginiecie na jego oczach, po tym jak dowie się, jak wiele dla niego zrobiliście, czy może to Dębowa Tarcza pierwszy straci głowę, a wy będziecie mogli jedynie patrzeć…
     Wybuchnął śmiechem na widok min zdrajców i poczuł czystą przyjemność na dźwięk ich okrzyku rozpaczy.

______________________________

Mam 
nadzieję, że zrobiło się ciekawiej.
Menu gamut khed - to po Khuzdulsku "jesteś wspaniałą osobą".
Mamy tu tego samego Gorbaga, którego znamy z "Władcy Pierścieni".
Pomyślałam sobie, dlaczego nie? 


Rozdział 8.

ATTENTION! THILBO BAGGINSSHIELD!
______________________________

     Kili siedział na ziemi, oparty plecami o nogi siedzącej na ławce Sybil. Patrzył niczym zahipnotyzowany, jak Fili uczył Doriana walki na dwa miecze.
     - Raz, dwa. Kontra. Trzy, cztery. Broń się! - komendował blondyn.
     - Zupełnie jak dawniej - powiedział Kili.
     Dorian zaśmiał się usłyszawszy to i już miał coś powiedzieć, ale dostał od Filiego po palcach. Chłopak odskoczył z krzykiem, a Kili wybuchł śmiechem. Fili był ostrym
i wymagającym nauczycielem.

     - Skup się, Dorian! - powiedział.
     Kili śmiał się z Doriana bezlitośnie, ale nagle Sybil pociągnęła go za włosy.
     - Przestań się wiercić, Ki! - warknęła. - Już prawie skończyłam.
     Plotła mu bowiem warkocze.
     Należy dodać, że wśród krasnoludów obrzęd ten miał ogromne znaczenie: pleść warkocze mogły sobie jedynie najbliższe osoby. Rytuał ten niezwykle zacieśniał więzi między nimi.
     - Fili, teraz twoja kolej - powiedziała po chwili.
     Kili wstał szybko, wziął od Filiego jeden z mieczy i powiedział:
     - No, Dorian, gotowy na porządne lanie?
     Chłopak uśmiechnął się złowieszczo. 
     - Zobaczymy. - Odparł, 
odrzucając jeden miecz. 
     Podczas gdy Sybil rozczesywała złote włosy siedzącego u jej stóp Filiego, na polance dało się słyszeć śpiew stali, lekki szum liści, delikatny szmer strumienia oraz ptasia muzyka.
     Kili znalazł to miejsce dzień po pamiętnej uczcie i błyskawicznie podzielił się swoim odkryciem z resztą. Od tamtej pory cała czwórka przesiadywała tam całymi godzinami. Czuli się bezpieczni - byli pewni, że nie dosięgną ich tam ciekawskie uszy i oczy. Co więcej, owo miejsce zdawało się być ukryte - znajdowało się na granicy parku okalającego Ostatni Przyjazny Dom i nie wiodła tam żadna ścieżka. Była to niemal idealnie okrągła polana, którą opływał niewielki strumień. Znajdowała się na niej kamienna ławka
i posąg jakiegoś elfa ubranego w zbroję, trzymającego miecz. Dookoła rosły buki, dęby
i sosny.

     Cała czwórka nadrabiała tam osiem lat rozłąki; mieli sobie wiele do wyjaśnienia.
I chociaż opowiedziane wtedy historie były w większości bardzo smutne, to wszyscy zapamiętali czas spędzony w tamtym miejscu jako bardzo szczęśliwy.

     Dorian upadł na twarz spektakularnie, potknąwszy się o nieprzypadkowo podstawioną nogę Kiliego. Młody krasnolud przycisnął klingę do pleców leżącego chłopaka. 
     - Poddajesz się? - zapytał z triumfalnym uśmieszkiem. 
     - Nigdy - usłyszał w odpowiedzi, a potem został wrzucony do strumienia.
     - Chłopcy, uspokójcie się! - krzyknęła Sybil, raczej dla zasady, nawet nie patrząc
w ich kierunku. Dwójka młodszych braci mocowała się teraz na ziemi, nie przejmując się tym, że tarzali się w wodzie strumienia.

     - Uwielbiam patrzeć na nich, gdy tak się bawią - powiedział Fili z zadumą.
     Sybil rozumiała. Wiedziała, jak to jest mieć młodszego brata i patrzeć z dumą jak bardzo wyrósł, zmężniał. Ponadto, rozpierała ją radość - pomimo tego, że przeszli tak wiele złego, ci dwaj wciąż potrafili być dziecinni oraz niewinni. Co więcej, zdumiała się, kiedy zauważyła, że Kili i Dorian byli podobni z twarzy. Wyglądali jak rodzeni bracia, gdy ganiali się między drzewami i oddalili się z krzykiem.
     Na polance zapanowała spokojna cisza, którą po jakimś czasie przerwała Sybil. 
     - Więc, wyjeżdżacie jutro?
     Zanim udzielono jej odpowiedzi, dziewczyna zmarszczyła brwi. Dlaczego jej ręce drżały? Przecież tyle razy czesała te złote włosy...
     - Tak, a wy razem z nami - odparł Fili hardo.    
     Sybil westchnęła z irytacją.
     - Fi… tłumaczyłam ci tyle razy! Nie możemy podróżować razem z wami! Możemy być jedynie waszymi cieniami i musisz się z tym pogodzić. A poza tym, bylibyśmy dodatkowym ciężarem dla Thorina…
     - Sybbie… wy nigdy nie bylibyście ciężarem. Co za absurd!
     - Ponadto, nie wiem czy masz pojęcie, jakie zamieszanie mogłaby wywołać jedna kobieta wśród tylu mężczyzn trzech różnych ras…
     Fili prychnął.
     - Sybil…
     - Wiem, że to na razie wszystko bardzo zagmatwane ale Thorin naprawdę nie może się o nas dowiedzieć…
     - Sybil
     - Mi i Dorianowi nic nie będzie, radziliśmy sobie w gorszych sytuacjach więc dlaczego mamy nie dać rady teraz…
     - PRZESTAŃ! - Fili ryknął, zrywając się na nogi. Spojrzał Sybil w twarz ze złością i od razu napotkał jej urażone spojrzenie.
     - Przepraszam… - dodał od razu. Wziął głęboki oddech, zbierając się na odwagę, po czym przemówił: 
     - Sybil, ja… nie chcę żyć w ciągłym strachu. Odkąd was spotkaliśmy boję się
o bezpieczeństwo twoje i Doriana, plus oczywiście Kiliego. Chcę, żebyśmy byli znowu wszyscy razem. Nie godzę się na kolejne rozstanie. Nie chcę was znowu stracić… ja… nie chcę stracić
ciebie.
     Dziewczyna otworzyła usta, lecz z zaskoczenia nie mogła wydobyć z siebie ani słowa,
i zarumieniła się lekko. Potem s
pojrzała mu w oczy niepewnie.
     - Fili? - szepnęła.
     - Sybil… ja… - powiedział cicho, delikatnie gładząc jej policzek. - Rzecz w tym, że…
     Ale ten intymny moment został przerwany przez młodszych braci, którzy wbiegli na polanę z mnóstwem liści we włosach i krzykiem na ustach. A jakże.
     Fili i Sybil w mgnieniu oka otrzęśli się, po czym błyskawicznie wrócili do swojego poprzedniego zajęcia.   
     - No i kto wygrał? - zapytał Fili, jak gdyby nigdy nic.

     - Remis, jak zawsze - zaśmiał się Dorian.
     Cała czwórka zamilkła, a Kili i Dorian dyszeli ciężko.   
     - Przychodzicie na dzisiejszą ucztę? - spytał Fili po chwili. 

     - Musimy - mruknęła Sybil z niezadowoleniem.
     - Jak to - „musicie”?- Kili powtórzył ze zdumieniem. 
     - A tak - odparł Dorian. - Lord Elrolnd wezwał mnie wczoraj na rozmowę. Wyraził swój
i jego ludzi smutek spowodowany tym, że nie zjawiamy się na wieczerzach. Musiałem mu powiedzieć o tym, jak przegięliśmy z Thorinem…

     - To było genialne! - wtrącił Kili. - Okrutnie się z nim zabawiliście! Teraz szuka was na każdej uczcie. On i Kompania pytają o was…
     - I co im mówicie? - przerwała Sybil, słyszalnie przestraszona. 
     - Och, po pierwsze, ja i Ki unikamy kontaktu z nimi – tłumaczył Fili. - Jeśli pytają, co robiliśmy cały dzień itd., to zbywamy ich jakimiś banalnymi wymówkami. Jeśli pytają
o was, mówimy, że jesteście znajomymi. Zwykłymi znajomymi.
Wymyślamy nawet jakieś wasze imiona i informacje o was... Może lepiej potem opowiemy wam szczegóły - dodał, widząc zaciekawienie na twarzach Doriana i Sybil. - Nie wiem jak długo jeszcze tak wytrzymamy. Znając Thorina, zrobi dosłownie wszystko, aby dowiedzieć się prawdy…
     - Wytrzymajcie jak najdłużej - niemal rozkazał Dorian. 
     - Jeśli odwalicie się tak jak ostatnio, to będzie to trudne - burknął Kili.
     - Wszystkie ubrania jakie podarował nam Lord Elrond są niezwykle piękne i zdobne - stwierdziła Sybil. - Poza tym, dzisiaj jest najkrótsza noc roku, więc będziemy musieli ubrać się bardzo odświętnie.
     - Szykuje się niezła impreza. - Dorian mrugnął łobuzersko.
     - O taaak - przytaknął Fili dosyć złowieszczym tonem.

 ***
     Nad wodą znajdowała się bardzo duża polana. Na jej brzegach zostały rozstawione liczne kamienne stoły, a na drzewach uwieszono lampy świecące czystym, białym blaskiem. Wszyscy biesiadnicy podziwiali tańczące i śpiewające elfy, a czas umilała im słodka muzyka wypełniająca polanę.  
     Ale przy stole znajdującym się na podwyższeniu nie wszyscy dobrze się bawili.
     Gandalf niemal słyszał pytania i wątpliwości przemykające przez umysł siedzącego obok Thorina Dębowej Tarczy. I wcale nie dotyczyły one run księżycowych odczytanych przez Elronda.
     - Przybyłeś w samą porę, jak zawsze, Elrondzie.
     - Tym razem zostałem ostrzeżony.

     Tak oto czarodziej dowiedział się o dzieciach Brandona i Kory. Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość: to tę dwójkę zobaczył w echach snu Kiliego. To oni byli przyczyną tak nagłej zmiany w zachowaniu synów Dis. To dlatego przez całą podróż do Rivendell wyczuwał czyjąś niedaleką obecność.  Dokuczało mu to do tego stopnia, że zostawił krasnoludy i przeszukiwał okolicę. Pożałował tego, bo w ostatniej chwili uratował Kompanię przed trollami. Jednak cała historia zakończyła się szczęśliwie, a patrzenie teraz, jak Król pod Górą się męczył, irytowało Gandalfa.
     „Tajemnice, tajemnice, za niedługo zaplączą się w nich i znikną” - pomyślał czarodziej. Nie zgadzał się bowiem z Elrondem, chcącym utrzymać obecność Doriana i Sybil
w sekrecie. Jego zdaniem Thorin powinien dowiedzieć się o swoich szalonych obrońcach. Jednakże uszanował decyzję Elronda, wiedząc, że był on osobą bardziej światłą
i doświadczoną.

     Zerknął na Filiego i Kiliego, niecierpliwie rozglądających się po polanie. Uśmiechnął się pod nosem.
     W istocie, najkrótsza noc roku będzie bardzo długa.

***
     Myśleli, że Dorian i Sybil niczym ich nie zaskoczą.
     Kiedy młodzi ludzie weszli na polanę, Fili i Kili zrozumieli jak bardzo się mylili.
     Nie obeszło się bez obryzgania twarzy winem oburzonego Balina i Dwalina.
     Gdy Sybil i Dorian szli pomiędzy stołami, Fili i Kili dławili się i mieli atak kaszlu.
     Nie no, tym razem to już przesada.
     Odwalili się jak jakieś elfie paniątka.
     Dorian miał na sobie czarne buty, tunikę podobnie skrojoną jak poprzednia, całą
w jednolitym kolorze szafirowym. Ale tak intensywnym szafirowym, jakby sam materiał był wykonany z tych kamieni. Zarzucił na siebie elfią pelerynę naszywaną mithrilem. Włosy miał uczesane jak elf, a na głowie diadem z mithrilu, z kamieniem w kształcie łzy osadzonym pośrodku. Klejnot ten świecił blaskiem gwiazd.

     Sybil była ubrana w suknię przepasaną pod biustem, luźną i powłóczystą, z delikatnego materiału w tym samym kolorze co tunika Doriana. Suknia miała naszywane mithrilem gwieździste wzory, rękawy sięgające ziemi, odkrywała też ramiona. Włosy Sybil miała uczesane w kok, który był przykryty delikatną srebrną siatką z mnóstwem maleńkich błyszczących klejnotów.
     Kiedy Fili i Kili w końcu doszli do siebie, zgodzili się, że oczekują wyjaśnień.
     Gdy Kili spojrzał na podwyższenie, zobaczył, że Thorin gapił się na Doriana i Sybil.
     Trzeba było to odpowiednio rozegrać. Młode krasnoludy nie ruszyły się z miejsca, tylko patrzyły z niedowierzaniem na swoje ludzkie rodzeństwo, posilające się kilka stołów dalej. Musieli zaczekać, aż jakieś elfy zaciągną ludzi do rozmowy. Gdy  po niedługim czasie Dorian i Sybil zaczęli krążyć między elfami, dyskutując i śmiejąc się, Fili i Kili wstali od stołu i obrali zupełnie okrężną drogę, aby dotrzeć do tych dwóch dusz towarzystwa. Dorian
i Sybil byli rozchwytywani. Zostali nawet wciągnięci do tańca.

     Kiedy młodzi ludzie rozmawiali z dwoma elfami i znajdowali się wystarczająco daleko od podwyższenia, krasnoludy przerwały im rozmowę. A gdy niejaki Fingwid oraz Dinendal odeszli…
     - Skąd ty u licha wytrzasnąłeś ten diadem, Dorian?
     - Fajny fryz Sybil.
     - Wiecie, że Thorin się gapi?
     - Wyglądacie jak elfie paniątka!
     - Nie przesadziliście przypadkiem?
     - DOŚĆ! - krzyknął Dorian.
     - Dorian dostał diadem od Elronda - wytłuczyła Sybil beztroskim tonem. - Mi fryzurę układała Ireth, jakby była zwykłą służką. Dopóki się patrzy, Thorin jest nieszkodliwy. Tak, wiemy, że wyglądamy zabójczo. Być może faktycznie troszeczkę przegięliśmy. Ale to nasza ostatnia noc tutaj, wiecie?
     - Wyjeżdżacie z nami? - głos Kiliego był pełen nadziei.
     - W tym samym dniu co wy, ale o zmierzchu - odparł Dorian.
     - Ależ się uparliście! - fuknął Fili z irytacją.
     - A zawsze myślałam, że to krasnoludy są najbardziej uparte - zachichotała Sybil.
     Wykłócali się i przekomarzali przez chwilę, po czym Fili powiedział:
     - Sybil, chciałbym z tobą porozmawiać na osobności.
     Dziewczyna zarumieniła się, a Dorian i Kili wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
     Gdy Fili razem z Sybil szedł do ich miejsca, zastanawiał się, czy wypił wystarczająco dużo, żeby powiedzieć to, co chciałby.

***
     Kili zabrał swój kielich wina i usiadł przy Dorianie, na miejscu Sybil.
     - To było do przewidzenia - stwierdził krasnolud.
     - Ale mi wygląda jak kazirodztwo! – skrzywił się chłopak.
     - Najwyraźniej będziesz musiał zmienić punkt widzenia - Kili poklepał Doriana po ramieniu.
     - Zostaliśmy sami… co robimy? - zapytał Dorian po chwili milczenia.
     - Cóż, jesteśmy otoczeni przez piękne elfki… Żal byłoby nie skorzystać - krasnolud mrugnął łobuzersko.
     Dorian kiwnął głową z porozumiewawczym uśmiechem. Wypił duży łyk wina
i powiedział:

     - Prowadź.
     Potem zaczepili pierwsze elfki z brzegu, którymi okazała się Ireth i jej przyjaciółka Arien.
     W istocie, najkrótsza noc roku będzie bardzo długa

***
     Patrzył na nich, gdy weszli na polanę i rozsiewali wokół siebie ciszę.
     Gdy tańczyli, rozmawiali i śmiali się z elfami.
     Był pewny, że ich zna. Być może… Nie, to głupie…
     W jakiś sposób bardzo przypominali mu Brandona i Korę.  
     Thorin uśmiechnął się na wspomnienie swoich przyjaciół. Byli dla niego tacy dobrzy
i wyrozumiali.
A ich dzieci... Zalała go fala ciepła, gdy przypomniał sobie, jak Sybil uparcie przesiadywała w jego kuźni, zadręczając go pytaniami, jak się robi to czy tamto. Albo gdy Dorian niemal wchodził mu na głowę każdego wieczora, gdy wracał do domu po ciężkim dniu pracy, chcąc się z nim bawić.
     Nie… ci dwoje to nie mogli być Brandon i Kora. Chociażby dlatego, że ich dom znajdował się setki mil stąd; co oni mogliby u licha robić w Rivendell? Poza tym, Brandon miał kruczoczarne włosy, nie brązowe i był znacznie wyższy. Kora natomiast nie była tak szczupła i drobna.
     Może ci dwoje to jacyś bliscy krewni tej rodziny, o których nie wiedział?
     Nie było go w Ettinor osiem lat. Musiał się dowiedzieć, jak się mieli jego przyjaciele.
     To było bardzo niegrzeczne, aby odejść od stołu przed gospodarzem, ale Thorinowi nie zależało tak bardzo na przyjaźni Elronda Półelfa.
     Thorin był bardziej niż zdumiony, gdy zobaczył, że Fili wychodził gdzieś z dziewczyną,
a przez umysł przemknęły mu myśli niegodne króla. Momentalnie wstał z krzesła.

     - Dlaczego odchodzisz, Thorinie? - spytał Gandalf, jakby urażony jego zachowaniem.
     - Idę po wyjaśnienia.

***
     Bilbo patrzył z rozbawieniem, jak chłopcy puścili w obroty cały swój urok osobisty. Zdobywali coraz większą rzeszę fanek. Jednakże Dorian miał przewagę, gdyż znał elfickie tańce, i co rusz zapraszał do niego inne elfki, co się Kiliemu wyraźnie nie podobało. Hobbit zachichotał. 
     - Co cię tak śmieszy, panie Baggins? - Bilbo usłyszał ten wspaniały, głęboki głos za plecami.
     Odwrócił się błyskawicznie i spojrzał prosto w szafirowe oczy swojego Króla.
     - N-nic…  j-ja tylko przypomniałem sobie c-coś zabawnego - wyjąkał przestraszony.      Thorina najwyraźniej nie interesowało, co Hobbit miał do powiedzenia, jak zwykle. Król
z uwagą przyglądał się
 Dorianowi i Kiliemu.
     - Czy wiesz, kim jest ten chłopak, który rozmawia z Kilim, Włamywaczu? - spytał Thorin. 
     - Nie… wiem tylko tyle, co ty; że to zwykły znajomy - skłamał Hobbit.  
     Thorin nic nie odpowiedział, tylko się oddalił. Po kilku sekundach Bilbo pojął, dokąd jego Król zmierzał.
     Och nie.  Hobbit musiał go powstrzymać. Przecież obiecał. Obiecał Sybil dyskrecję…
     - Nie możesz tam iść! - krzyknął do Thorina.
     To momentalnie zatrzymało krasnoluda. Odwrócił się i spojrzał na Niziołka wściekle.
     ,,Nie możesz! Nie możesz?! Właśnie rozkazuję Królowi pod Górą!” - Bilbo skarcił się
w myślach.
 
     - Niby dlaczego?-  syknął Thorin, zbliżając się powoli do Bilba.
     - Bo… bo… - O rany, rany, co on mógł na to odrzec? - Ponieważ… eee… zepsujesz im zabawę! - odpowiedział szybko Bilbo. - Zobacz… rozmowy z elfkami bardzo dobrze im idą!
     - Jeśli im przerwę, niewiele stracą - prychnął Thorin pogardliwie, po czym odszedł szybkim krokiem.
     Bilbo rozglądał się rozgorączkowany dookoła w poszukiwaniu ratunku, czegokolwiek... W końcu obiecał! Przecież obiecał… przecież, przecież…
     Spojrzał na podwyższenie, a oczy Elronda przeszyły go na wskroś.
     - Błagam… - szepnął.
     Pan Rivendell wstał od stołu, ogłaszając tym samym ucztę za zakończoną.
     Bilbo odetchnął z ulgą głośno. Thorin był już tak blisko celu!
     Teraz wszyscy przechodzili do Sali Ognia w stosownym porządku, a więc Król pod Górą musiał opuścić polanę jako jeden z pierwszych.
     Gdy Thorin wyszedł, Bilbo myślał tylko o tym, jakiego zrobił z siebie idiotę.

***
     Usadził ją na ławce. Było to dla niego całkiem wygodne, ponieważ mógł wtedy spojrzeć jej w twarz, nie zadzierając głowy. Utonął w jej ciepłych, ciemnobrązowych oczach. Chciałby nie musieć wyjaśniać nic. Tylko patrzeć.
     Jego lodowato niebieskie oczy spoglądały na nią z czułością i miłością. Patrzyły już tak, gdy była mała, ale… w jego spojrzeniu jest coś nowego… coś…
     Dlaczego jej serce biło tak szybko? Przecież mu ufała, do czegokolwiek zmierzał, zdejmując delikatnie siatkę z jej włosów i rozplątując kok…
     Szkoda było niszczyć tak misterną robotę, ale uwielbiał, gdy miała rozpuszczone włosy. Kiedy spłynęły falami po jej plecach, zatopił w nich dłonie. Były bardziej miękkie niż przypuszczał.
     Przyjemny dreszcz przeszedł jej ciało. Na miłość Valarów, co on wyprawiał? I dlaczego ona czuła, że płonie? Dlaczego chciała w tej chwili zrobić tylko jedno? Przecież to jej brat.
     Teraz dopiero zwrócił uwagę na jej nagie ramiona. Przesunął po nich delikatnie opuszkami palców. Jej skóra była tak gładka...
    Chwilę potem otrząsnął się z tej dziwnej fascynacji i zamarł w bezruchu. Na litość Mahal, dlaczego on to robi? Dlaczego nie może się powstrzymać? Przecież to jego siostra.    
     Fili znów spojrzał dziewczynie w oczy, wziął głęboki oddech, po czym wyrzucił z siebie:
     - Sybil, coś się zmieniło. W sposobie, w jakim o tobie myślę. Zapamiętałem cię jako moją małą upartą siostrzyczkę. Nie podejrzewałem, że ludzie dorastają tak szybko. Jesteś teraz młodą kobietą, mentalnie jesteśmy w podobnym wieku.  Kiedy to zrozumiałem, byłem w niemałym szoku. Nie byłem na to gotowy i… Sybil, przepraszam, jeżeli to co zaraz zrobię cię obrzydzi, ale muszę zrozumieć, co się ze mną dzieje... 
     Co Fili wiedział od dawna, był dobrym uwodzicielem. Cieszył się powodzeniem wśród kobiet nie tylko swojego plemienia.
    Jednak kiedy pocałował Sybil i nie czuł normalnego przy tym pożądania, był trochę zaskoczony. Tu było coś więcej… coś… co sprawiało, że mógł poprzestać na tym, że czerpał przyjemność tylko z tego.   
     Czy ją to obrzydza? Ależ skąd. A może powinno? Tego sama nie wiedziała. Wiedziała tylko, że czuła się wspaniale.
     Gdy Sybil zarzuciła ręce na jego szyję, Fili owinął swoje wokół talii dziewczyny
i przysunął ją bliżej.
Ona uśmiechnęła się w pocałunku.
     W istocie, najkrótsza noc roku będzie bardzo długa.
_____________________________
Och tak, ta noc była baaardzo długa.
No i w końcu wiadomo, co z Gandalfem.
Fili i Sybil... jak powiedział Kili, to było do przewidzenia.
#Co do przechodzenia do Sali Ognia... skoro chodzono tam w jakieś ważne święta, to pomyślałam, że najkrótsza noc roku jest jednym z nich. 

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 7.

     Ogień i dym.
     Wszędzie. 
     Płomienie zamykały się wokół niego coraz ciaśniejszym pierścieniem. 
     Czuł żar na swojej skórze i ból w klatce piersiowej.
     To nie był zwykły pożar.
     Ten ogień był zdolny stopić dosłownie wszystko.
     Ponadto zdawał się mieć własną, mroczną i potężną wolę.

     Ja jestem ogień… Ja jestem… śmierć.
     Ten głos odbijał się echem w jego umyśle, gdy zrozumiał, że jest  w Rivendell, bezpieczny.
     Cóż to miało znaczyć?
     Jakkolwiek koszmarny był ten sen, podziałał na niego oczyszczająco. Dorian czuł się
o wiele lepiej w porównaniu z dniem, kiedy tu przybył. Częste przechadzki po jego pokoju nie sprawiały mu już większego problemu. Zadziwiające, ale gościł tu z siostrą już od sześciu dni. Sybil rzadko go odwiedzała, a z tego co powiedziała mu Ireth, poza tym
w ogóle nie wychodziła ze swojego pokoju.

     Dorian zachichotał. Pewnie obawiała się spotkania z którymś z członków Kompanii.
     Kiedy Dorian podziwiał widoki ze swojego okna, do pokoju weszła jego opiekunka, niosąc tacę wypełnioną jedzeniem. Piękne aromaty zaczęły unosić się w powietrzu.
     - Jak dobrze widzieć cię w lepszym stanie - powiedziała Ireth z ciepłym uśmiechem. - Przyniosłam obiad i leki dla ciebie, jednak zanim zabierzesz się za ucztowanie - Dorian
o niczym innym nie marzył. - musisz wiedzieć, że Lord Elrond chce widzieć cię
w godzinach popołudniowych w jego komnacie.

     Syna Brandona przeszedł dreszcz. Elfka dodała:
     - W twojej szafie znajdują się rzeczy, które mój pan pragnie, abyś na siebie włożył. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, zawołaj mnie. - Powiedziawszy to, wyszła.
     Cóż za łaska. Czym zasłużył sobie na takie wyróżnienie?
     Podarowane mu ubrania były godne bez mała księcia. Były to komplety, jakie mężczyźni nosili w Imladris - wysokie buty, długie tuniki i specyficzne peleryny. Dorian nie mógł sie napatrzeć. Miał wielce kobiecy dylemat - co na siebie włożyć?
     W końcu wybrał chyba najskromniejszy komplet, złożony z czarnych skórzanych butów, spodni oraz prosto skrojonej tuniki w kolorze grafitowym, naszywanych  drobnymi srebrnymi nićmi.
     W lustrze prezentował się na tyle przyzwoicie, aby pokazać się reszcie Eldarów na oczy.
     Wyruszył ze swojego pokoju i przyglądał się z rosnącym zachwytem mijanym pokojom, korytarzom, salom, dziedzińcom, altanom. Towarzyszyły mu ciekawskie spojrzenia oraz szepty elfów, ale także ich miłe pozdrowienia. Dorian z szokiem odkrył, że nie wszystkie efly tutaj były dostojne i poważne. Duża część była rozchichotana i niepoważna, zupełnie jak dzieci.
     Nogi same prowadziły go do komnaty Elronda.
     Nigdy nie będzie gotowy na tę rozmowę. Serce podskoczyło mu do gardła, kiedy usłyszał:
     - Witaj Dorianie
     - Panie - skłonił się nisko.
     - Jestem pewien, że zastanawia cię o czym chcę z tobą porozmawiać. Otóż, całe Rivendell mówi tylko o dzieciach Brandona i Kory. Moi ludzie są was niezwykle ciekawi
i nie mogą się doczekać, aby was bliżej poznać. Widząc, że stan twój i twej siostry wystarczająco się polepszył, pragnę, abyście przyszli na dzisiejszą wieczerzę, jeśli oczywiście czujecie się na siłach.

     Dorian nie wiedział, co rzec, kompletnie zaskoczony. Długo panowała cisza, zanim wykrztusił:
     - Będziemy zaszczyceni. - W myślach natomiast obawiał się spotkania z Thorinem. Było jeszcze na to za wcześnie.
     - Nie martw się, syn Thraina nie przepada za towarzystwem elfów. Zapewne wymknie się z wieczerzy zanim zdążycie przyjść - powiedział Elrond i uśmiechnął się lekko na widok szoku na twarzy chłopca.
     - Panie… ja… i moja siostra… chcemy, aby Król pod Górą jak najdłużej był nieświadomy naszej obecności. Od tego w dużej mierze zależy, czy uda się nam go ochronić. Jeżeli nas rozpozna, zmusi do dołączenia do Kompanii, a jeśli odkryje to Biały Ork… - urwał. Lepiej było zostawić te słowa niewypowiedziane.
     - Wasze związki z orkami są zastanawiające - stwierdził Elrond. Uratowanie życia matce i ojcu to chwalebny czyn, ale rodzeństwo nie chroniłoby Thorina i jego Kompanii tak szaleńczo tylko i wyłącznie z tego powodu… za całą sprawą kryło się coś więcej.
     Znacznie więcej. 

     Jednak dzieciom Brandona i Kory zależało na dyskrecji. Jeżeli syn Thraina wytrzyma na uczcie na tyle długo, że zobaczy rodzeństwo, Elrond  postanowił, że nie będzie zwracał uwagi krasnoluda na tę dwójkę, uprzedzi też o tym swoich ludzi. Być może Król pod Górą ich nie rozpozna. Jeżeli Elrond trafnie odczytał ścieżki, jakie rysowały się w mgłach przyszłości przed Dorianem i Sybil, mógł się pocieszyć tym,że postępował właściwe. Lepiej będzie, jeżeli Thorin na razie nic się nie dowie. 
     Czekają ich trudne momenty. Elrond wątpił, czy rodzeństwo zdoła podołać wyzwaniom, jakie zostaną przed nimi postawione. Ogarniał go smutek, widząc z związku z nimi jedynie dalsze cierpienie.
     I niewiele mógł na to poradzić.

***
     Wszędzie elfy. Otaczały go ze wszystkich stron. Wszystko dookoła było elfickie. Jedzenie, picie, sala. Zewsząd napierały na niego szeleszczące szaty, śmiechy i rozmowy, których nie rozumiał.
     Co za horror
.
     Thorin wpatrywał się w swój kielich z winem. Tylko ten znakomity trunek pozwalał mu przetrwać udrękę tkwienia tutaj i udawania, jak znakomicie się bawi.
     Siedział na podwyższeniu tuż obok Gandalfa i nie odzywał się.
     Zerknął na swoich ludzi siedzących pośrodku wielkiego, długiego stołu. Przynajmniej oni miło spędzali czas. Nawet Fili i Kili, którzy ostatnio zachowywali się wielce podejrzanie, teraz śmiali się i rozmawiali ze wszystkimi. Może byli po prostu zmęczeni, jak każdy
w Kompanii.

     Przy wejściu do Sali rozległy się podniecone szepty. Nawet Elrond  mówił coś do ucha wspaniałego Glorfindela. Do uczty dołączyły dwie osoby. W miarę jak szli wzdłuż stołu
w poszukiwaniu miejsca, wszystkie elfy patrzyły na tych dwoje i mówiły coś cicho między sobą.

     To wzbudziło ciekawość Thorina.
     - Wiesz kim oni są? - spytał Gandalfa.
     - Nie mam pojęcia - odparł czarodziej, zręcznie kryjąc kłamstwo.
     Kiedy Thorin przyjrzał się nieznajomym, momentalnie prychnął:
     - Przecież to tylko elfickie dzieci!
     I znowu zajął się winem.
     Jednakże kilka chwil potem dotarła do niego niedorzeczność tego, co powiedział.
     Elfickie dzieci?
     Z tego co wiedział, nie widywano ich od wieków. Kim oni zatem byli?
     Jego szafirowe oczy wpatrywały się intensywnie w miejsce, w którym ta dwójka siedziała - parę krzeseł dalej od jego Kompanii. Niestety, nie mógł dojrzeć wyraźnie ich twarzy, gdyż elfy otoczyły ich ze wszystkich stron, pragnąc porozmawiać.   
     I znowu zajął się winem.


***
     Po prostu pięknie. Tylko tych szeptów było im potrzeba. Miała wrażenie, że gapiło się na nich całe Rivendell.
     Po co, och, po co się tak ładnie ubierali?
     Spojrzała na podwyższenie. Serce jej zamarło, a sekundę później zaczęło kołatać się
w piersi. Nie widziała go od tak dawna, ale z wyglądu 
się nie zmienił... Jak zawsze wspaniały Thorin Dębowa Tarcza... Który nie miał ty być
     - Dorian…- szepnęła, nie zatrzymując się. - Thorin tu jest! Siedzi na podwyższeniu, po lewej stronie Elronda, tuż obok jakiegoś starca z długą, siwą brodą.
     - O jasna cholera! - usłyszała w odpowiedzi.    
     Kiedy usiedli, Sybil odetchnęła z ulgą. Zostali otoczeni przez elfy, chcące koniecznie poznać ją i brata.


***
     Kili właśnie podziwiał piękne twarze elfek, kiedy ich zobaczył. Zachłysnął się winem.
     Spodziewał się ujrzeć Doriana i Sybil na tej lub najbliższej wieczerzy, ale nie spodziewał się tego.
     - Fi… - szturchnął brata łokciem. Blondyn prowadził właśnie jakąś wielce zabawną konwersację z Bofurem i rzucił tylko:
     - Zaraz. - Nie spojrzał nawet na młodszego brata. 
     Kili spojrzał jeszcze raz na zbliżającą się dwójkę, potem kopnął Filiego z całej siły pod stołem.
     Poskutkowało.
     - Aaa! Ki, co ty wyrabiasz?! Czy ty zawsze musi… -  starszy bart urwał swoją wściekłą przemowę, gdy tylko jego wzrok spoczął na Dorianie i Sybil.
     - Co na Durina? - szepnął.
     Dorian ubrany był w wysokie skórzane buty, sięgającą mu do połowy łydki złotą tunikę,
z kołnierzem na stójce i rozcięciem z przodu na wysokości pasa, która ładnie opinała jego szerokie ramiona. Miał na sobie także wspaniałą, szkarłatną elficką pelerynę dotykającą ziemi.  Nawet włosy miał uczesane na elfią modłę, a na jego głowie widoczny był delikatny złoty diadem

     Sybil była ubrana powłóczystą szkarłatną suknię z ciężkiego materiału, całą wyszywaną w złote kwieciste wzory. Suknia miała gorset podkreślający wąską talię dziewczyny oraz rękawy sięgające ziemi, a także dość śmiały dekolt. Jej włosy spływały delikatnymi falami po jej plecach. Na głowie miała identyczny jak jej brat diadem, który wyglądał, jakby zrobiony został z cienkich gałązek.
     Prezentowali się wspaniale. Wyglądali tak dostojnie, jakby byli z królewskiego rodu. Nie chodziło już nawet o to, co mieli na sobie. Trzymali się dumnie, jakby naprawdę byli szlachetnej krwi.
     Fili i Kili byli w szoku. Czystym, wszechogarniającym, potężnym szoku. 
     - Ale się odstrzelili - wykrztusił w końcu Kili
     - Nigdy nie mówiłeś prawdziwiej, bracie - przytaknął Fili. Nie mógł oderwać oczu od Sybil. Może Kora miała rację, chcąc uczynić swoja córkę damą? Dziewczyna wyglądała teraz tak pięknie.
     - Coś czuję, że mają nam duuużo do powiedzenia - powiedział Kili ze złowieszczym uśmiechem.
     - Ki, lepiej nie kombinuj, przecież my ich nie znamy, nie pamiętasz? - odparł starszy brat.
     - A dlaczego nie możemy chcieć ich poznać?
     - To zwróci uwagę naszych przyjaciół, a przede wszystkim Thorina!
     - Najwyższy czas, żeby się o nich dowiedzieli, nie uważasz?
     - No nie wiem…
     - Chodź! Zróbmy przedstawienie!
     Tak więc, kiedy wszystkie elfy odeszły od młodych ludzi, krasnoludy dały im trochę czasu na spokojne posilenie się, a potem wstały od stołu, zaszły od tyłu Doriana i Sybil
i wyszeptały im do ucha, Kili Sybil, a Fili Dorianowi, jednocześnie:

     - Nie znałem cię od tej strony, wasza wysokość.
     Młodzi ludzie podskoczyli w swoich krzesłach, łapiąc się za serca i dysząc ciężko.
     - Fi, Ki, ale z was głupcy! Przecież my się nie znamy, ja i Sybil nie istniejemy dla was, Thorin nie może o nas wiedzieć i tak dalej- syknął cicho Dorian.
     - Na naszej głowie będzie odwrócenie jego uwagi w razie potrzeby - odparł Kili
     - A co z resztą Kompanii? Patrzą na nas - warknęła Sybil
     - Nie martw się o to - odpowiedział cicho Fili, a potem dodał na głos:
     - Od kiedy pierwszy raz was ujrzałem, wiedziałem, że musimy się poznać. Pozwólcie mi się zatem przedstawić. Fili...
     - … i Kili…
     - … do usług - powiedzieli, kłaniając się nisko.      Ludzie błyskawicznie podchwycili wątek. Wstali od stołu.
     - To dla nas zaszczyt. Dorian, syn Brandona i…
     - …Sybil, córka Kory. Do usług waszych i waszych rodzin.
     Obydwoje się ukłonili. Nie zobaczyli, jak krasnoludy spoważniały na chwilę.
     Do usług waszych i waszych rodzin - jakże trafne były te słowa.

***
     Thorin przewrócił oczami, gdy zobaczył swoich siostrzeńców rozmawiających z tą niezwykłą dwójką.
     „Oczywiście. Chłopcy mają naturalną, fizjologiczną i nieodzowną potrzebę lubić i być lubianym przez wszystkich. Nie mogli sobie odmówić zapoznania się” - pomyślał.
     Niespodziewanie rozbrzmiała wesoła, porywająca muzyka. Elfy, te z rodzaju niepoważnych z pewnością, złapały się za ręce i utworzyły taneczny korowód. Zaczęły posuwać się w rytm melodii wzdłuż stołu. Dołączali do nich inni. Korowód był już całkiem pokaźny, kiedy po raz pierwszy okrążał podwyższenie. Potem została do niego wciągnięta część Kompanii. Następnie reszta, siedząca po drogiej stronie stołu. Teraz wokół stołu zamknął się pierścień. Gandalf, Lord Elrond, Glorfindel oraz wszystkie dostojne elfy patrzyły na to z radością i uśmiechem. Thorin nie mógł zrobić nic więcej, jak się przyglądać.
     Nagle zdał sobie sprawę, że ta dwójka, trzymająca się za ręce z Filim i Kilim, zbliżała się do podwyższenia.

     Gdy tylko chłopak, a potem dziewczyna, spojrzeli mu prosto w oczy, serce w nim zamarło.
     Jego pierwszą myślą było: „Ja znam te twarze. Te oczy. Te uśmiechy”.
     Potem skarcił się - „niby skąd?".   
    Wino zmąciło mu umysł.
     Kiedy otrząsnął się z szoku, ci dwoje zniknęli. Wypatrywał ich w tanecznym korowodzie.
     W miarę jak się zbliżali, Thorin utwierdzał się w przekonaniu, że skądś zna tych młodych ludzi! Szczególnie, gdy usłyszał ich śmiechy.
     Będąc z nim twarzą w twarz, patrzyli na niego niemal bezczelnie.
     Gdy byli tuż za nim, usłyszał głos chłopaka:
     - Thorinie Dębowa Tarczo…
     A później dziewczyny:
     - … jak miło znów cię zobaczyć.
     Oddalili się z chichotem.
     Thorin był gotów zrobić wszystko, byleby tylko z nimi porozmawiać. Ale muzyka się skończyła. 
     A chłopak i dziewczyna rozpłynęli się w powietrzu.
     Od teraz nie opuści ani jednej uczty.

______________________________

#Ktoś tu ma prorocze sny... 
Smućmy sie razem z Elrondem. Thorin niepokojąco przepada za winem. Tak, Kili odczuwa pociąg do elfek. Fili i Kili to geniusze zła, a nasze kochane rodzeństwo nieźle zaszalało.
#Jeżeli ktoś nie odgadł, wieczerza odbywa się w Sali, którą znamy z "Władcy Pierścieni".
To ta sama Sala, w której ucztował Frodo po swoim przybyciu do Rivendell.
#Nie wiem, czy elfy mogłyby utworzyć ten taneczny korowód... To był impuls mojej weny twórczej, któremu nie mogłam się oprzeć.