środa, 12 lutego 2014

Rozdział 7.

     Ogień i dym.
     Wszędzie. 
     Płomienie zamykały się wokół niego coraz ciaśniejszym pierścieniem. 
     Czuł żar na swojej skórze i ból w klatce piersiowej.
     To nie był zwykły pożar.
     Ten ogień był zdolny stopić dosłownie wszystko.
     Ponadto zdawał się mieć własną, mroczną i potężną wolę.

     Ja jestem ogień… Ja jestem… śmierć.
     Ten głos odbijał się echem w jego umyśle, gdy zrozumiał, że jest  w Rivendell, bezpieczny.
     Cóż to miało znaczyć?
     Jakkolwiek koszmarny był ten sen, podziałał na niego oczyszczająco. Dorian czuł się
o wiele lepiej w porównaniu z dniem, kiedy tu przybył. Częste przechadzki po jego pokoju nie sprawiały mu już większego problemu. Zadziwiające, ale gościł tu z siostrą już od sześciu dni. Sybil rzadko go odwiedzała, a z tego co powiedziała mu Ireth, poza tym
w ogóle nie wychodziła ze swojego pokoju.

     Dorian zachichotał. Pewnie obawiała się spotkania z którymś z członków Kompanii.
     Kiedy Dorian podziwiał widoki ze swojego okna, do pokoju weszła jego opiekunka, niosąc tacę wypełnioną jedzeniem. Piękne aromaty zaczęły unosić się w powietrzu.
     - Jak dobrze widzieć cię w lepszym stanie - powiedziała Ireth z ciepłym uśmiechem. - Przyniosłam obiad i leki dla ciebie, jednak zanim zabierzesz się za ucztowanie - Dorian
o niczym innym nie marzył. - musisz wiedzieć, że Lord Elrond chce widzieć cię
w godzinach popołudniowych w jego komnacie.

     Syna Brandona przeszedł dreszcz. Elfka dodała:
     - W twojej szafie znajdują się rzeczy, które mój pan pragnie, abyś na siebie włożył. Jeśli będziesz potrzebował pomocy, zawołaj mnie. - Powiedziawszy to, wyszła.
     Cóż za łaska. Czym zasłużył sobie na takie wyróżnienie?
     Podarowane mu ubrania były godne bez mała księcia. Były to komplety, jakie mężczyźni nosili w Imladris - wysokie buty, długie tuniki i specyficzne peleryny. Dorian nie mógł sie napatrzeć. Miał wielce kobiecy dylemat - co na siebie włożyć?
     W końcu wybrał chyba najskromniejszy komplet, złożony z czarnych skórzanych butów, spodni oraz prosto skrojonej tuniki w kolorze grafitowym, naszywanych  drobnymi srebrnymi nićmi.
     W lustrze prezentował się na tyle przyzwoicie, aby pokazać się reszcie Eldarów na oczy.
     Wyruszył ze swojego pokoju i przyglądał się z rosnącym zachwytem mijanym pokojom, korytarzom, salom, dziedzińcom, altanom. Towarzyszyły mu ciekawskie spojrzenia oraz szepty elfów, ale także ich miłe pozdrowienia. Dorian z szokiem odkrył, że nie wszystkie efly tutaj były dostojne i poważne. Duża część była rozchichotana i niepoważna, zupełnie jak dzieci.
     Nogi same prowadziły go do komnaty Elronda.
     Nigdy nie będzie gotowy na tę rozmowę. Serce podskoczyło mu do gardła, kiedy usłyszał:
     - Witaj Dorianie
     - Panie - skłonił się nisko.
     - Jestem pewien, że zastanawia cię o czym chcę z tobą porozmawiać. Otóż, całe Rivendell mówi tylko o dzieciach Brandona i Kory. Moi ludzie są was niezwykle ciekawi
i nie mogą się doczekać, aby was bliżej poznać. Widząc, że stan twój i twej siostry wystarczająco się polepszył, pragnę, abyście przyszli na dzisiejszą wieczerzę, jeśli oczywiście czujecie się na siłach.

     Dorian nie wiedział, co rzec, kompletnie zaskoczony. Długo panowała cisza, zanim wykrztusił:
     - Będziemy zaszczyceni. - W myślach natomiast obawiał się spotkania z Thorinem. Było jeszcze na to za wcześnie.
     - Nie martw się, syn Thraina nie przepada za towarzystwem elfów. Zapewne wymknie się z wieczerzy zanim zdążycie przyjść - powiedział Elrond i uśmiechnął się lekko na widok szoku na twarzy chłopca.
     - Panie… ja… i moja siostra… chcemy, aby Król pod Górą jak najdłużej był nieświadomy naszej obecności. Od tego w dużej mierze zależy, czy uda się nam go ochronić. Jeżeli nas rozpozna, zmusi do dołączenia do Kompanii, a jeśli odkryje to Biały Ork… - urwał. Lepiej było zostawić te słowa niewypowiedziane.
     - Wasze związki z orkami są zastanawiające - stwierdził Elrond. Uratowanie życia matce i ojcu to chwalebny czyn, ale rodzeństwo nie chroniłoby Thorina i jego Kompanii tak szaleńczo tylko i wyłącznie z tego powodu… za całą sprawą kryło się coś więcej.
     Znacznie więcej. 

     Jednak dzieciom Brandona i Kory zależało na dyskrecji. Jeżeli syn Thraina wytrzyma na uczcie na tyle długo, że zobaczy rodzeństwo, Elrond  postanowił, że nie będzie zwracał uwagi krasnoluda na tę dwójkę, uprzedzi też o tym swoich ludzi. Być może Król pod Górą ich nie rozpozna. Jeżeli Elrond trafnie odczytał ścieżki, jakie rysowały się w mgłach przyszłości przed Dorianem i Sybil, mógł się pocieszyć tym,że postępował właściwe. Lepiej będzie, jeżeli Thorin na razie nic się nie dowie. 
     Czekają ich trudne momenty. Elrond wątpił, czy rodzeństwo zdoła podołać wyzwaniom, jakie zostaną przed nimi postawione. Ogarniał go smutek, widząc z związku z nimi jedynie dalsze cierpienie.
     I niewiele mógł na to poradzić.

***
     Wszędzie elfy. Otaczały go ze wszystkich stron. Wszystko dookoła było elfickie. Jedzenie, picie, sala. Zewsząd napierały na niego szeleszczące szaty, śmiechy i rozmowy, których nie rozumiał.
     Co za horror
.
     Thorin wpatrywał się w swój kielich z winem. Tylko ten znakomity trunek pozwalał mu przetrwać udrękę tkwienia tutaj i udawania, jak znakomicie się bawi.
     Siedział na podwyższeniu tuż obok Gandalfa i nie odzywał się.
     Zerknął na swoich ludzi siedzących pośrodku wielkiego, długiego stołu. Przynajmniej oni miło spędzali czas. Nawet Fili i Kili, którzy ostatnio zachowywali się wielce podejrzanie, teraz śmiali się i rozmawiali ze wszystkimi. Może byli po prostu zmęczeni, jak każdy
w Kompanii.

     Przy wejściu do Sali rozległy się podniecone szepty. Nawet Elrond  mówił coś do ucha wspaniałego Glorfindela. Do uczty dołączyły dwie osoby. W miarę jak szli wzdłuż stołu
w poszukiwaniu miejsca, wszystkie elfy patrzyły na tych dwoje i mówiły coś cicho między sobą.

     To wzbudziło ciekawość Thorina.
     - Wiesz kim oni są? - spytał Gandalfa.
     - Nie mam pojęcia - odparł czarodziej, zręcznie kryjąc kłamstwo.
     Kiedy Thorin przyjrzał się nieznajomym, momentalnie prychnął:
     - Przecież to tylko elfickie dzieci!
     I znowu zajął się winem.
     Jednakże kilka chwil potem dotarła do niego niedorzeczność tego, co powiedział.
     Elfickie dzieci?
     Z tego co wiedział, nie widywano ich od wieków. Kim oni zatem byli?
     Jego szafirowe oczy wpatrywały się intensywnie w miejsce, w którym ta dwójka siedziała - parę krzeseł dalej od jego Kompanii. Niestety, nie mógł dojrzeć wyraźnie ich twarzy, gdyż elfy otoczyły ich ze wszystkich stron, pragnąc porozmawiać.   
     I znowu zajął się winem.


***
     Po prostu pięknie. Tylko tych szeptów było im potrzeba. Miała wrażenie, że gapiło się na nich całe Rivendell.
     Po co, och, po co się tak ładnie ubierali?
     Spojrzała na podwyższenie. Serce jej zamarło, a sekundę później zaczęło kołatać się
w piersi. Nie widziała go od tak dawna, ale z wyglądu 
się nie zmienił... Jak zawsze wspaniały Thorin Dębowa Tarcza... Który nie miał ty być
     - Dorian…- szepnęła, nie zatrzymując się. - Thorin tu jest! Siedzi na podwyższeniu, po lewej stronie Elronda, tuż obok jakiegoś starca z długą, siwą brodą.
     - O jasna cholera! - usłyszała w odpowiedzi.    
     Kiedy usiedli, Sybil odetchnęła z ulgą. Zostali otoczeni przez elfy, chcące koniecznie poznać ją i brata.


***
     Kili właśnie podziwiał piękne twarze elfek, kiedy ich zobaczył. Zachłysnął się winem.
     Spodziewał się ujrzeć Doriana i Sybil na tej lub najbliższej wieczerzy, ale nie spodziewał się tego.
     - Fi… - szturchnął brata łokciem. Blondyn prowadził właśnie jakąś wielce zabawną konwersację z Bofurem i rzucił tylko:
     - Zaraz. - Nie spojrzał nawet na młodszego brata. 
     Kili spojrzał jeszcze raz na zbliżającą się dwójkę, potem kopnął Filiego z całej siły pod stołem.
     Poskutkowało.
     - Aaa! Ki, co ty wyrabiasz?! Czy ty zawsze musi… -  starszy bart urwał swoją wściekłą przemowę, gdy tylko jego wzrok spoczął na Dorianie i Sybil.
     - Co na Durina? - szepnął.
     Dorian ubrany był w wysokie skórzane buty, sięgającą mu do połowy łydki złotą tunikę,
z kołnierzem na stójce i rozcięciem z przodu na wysokości pasa, która ładnie opinała jego szerokie ramiona. Miał na sobie także wspaniałą, szkarłatną elficką pelerynę dotykającą ziemi.  Nawet włosy miał uczesane na elfią modłę, a na jego głowie widoczny był delikatny złoty diadem

     Sybil była ubrana powłóczystą szkarłatną suknię z ciężkiego materiału, całą wyszywaną w złote kwieciste wzory. Suknia miała gorset podkreślający wąską talię dziewczyny oraz rękawy sięgające ziemi, a także dość śmiały dekolt. Jej włosy spływały delikatnymi falami po jej plecach. Na głowie miała identyczny jak jej brat diadem, który wyglądał, jakby zrobiony został z cienkich gałązek.
     Prezentowali się wspaniale. Wyglądali tak dostojnie, jakby byli z królewskiego rodu. Nie chodziło już nawet o to, co mieli na sobie. Trzymali się dumnie, jakby naprawdę byli szlachetnej krwi.
     Fili i Kili byli w szoku. Czystym, wszechogarniającym, potężnym szoku. 
     - Ale się odstrzelili - wykrztusił w końcu Kili
     - Nigdy nie mówiłeś prawdziwiej, bracie - przytaknął Fili. Nie mógł oderwać oczu od Sybil. Może Kora miała rację, chcąc uczynić swoja córkę damą? Dziewczyna wyglądała teraz tak pięknie.
     - Coś czuję, że mają nam duuużo do powiedzenia - powiedział Kili ze złowieszczym uśmiechem.
     - Ki, lepiej nie kombinuj, przecież my ich nie znamy, nie pamiętasz? - odparł starszy brat.
     - A dlaczego nie możemy chcieć ich poznać?
     - To zwróci uwagę naszych przyjaciół, a przede wszystkim Thorina!
     - Najwyższy czas, żeby się o nich dowiedzieli, nie uważasz?
     - No nie wiem…
     - Chodź! Zróbmy przedstawienie!
     Tak więc, kiedy wszystkie elfy odeszły od młodych ludzi, krasnoludy dały im trochę czasu na spokojne posilenie się, a potem wstały od stołu, zaszły od tyłu Doriana i Sybil
i wyszeptały im do ucha, Kili Sybil, a Fili Dorianowi, jednocześnie:

     - Nie znałem cię od tej strony, wasza wysokość.
     Młodzi ludzie podskoczyli w swoich krzesłach, łapiąc się za serca i dysząc ciężko.
     - Fi, Ki, ale z was głupcy! Przecież my się nie znamy, ja i Sybil nie istniejemy dla was, Thorin nie może o nas wiedzieć i tak dalej- syknął cicho Dorian.
     - Na naszej głowie będzie odwrócenie jego uwagi w razie potrzeby - odparł Kili
     - A co z resztą Kompanii? Patrzą na nas - warknęła Sybil
     - Nie martw się o to - odpowiedział cicho Fili, a potem dodał na głos:
     - Od kiedy pierwszy raz was ujrzałem, wiedziałem, że musimy się poznać. Pozwólcie mi się zatem przedstawić. Fili...
     - … i Kili…
     - … do usług - powiedzieli, kłaniając się nisko.      Ludzie błyskawicznie podchwycili wątek. Wstali od stołu.
     - To dla nas zaszczyt. Dorian, syn Brandona i…
     - …Sybil, córka Kory. Do usług waszych i waszych rodzin.
     Obydwoje się ukłonili. Nie zobaczyli, jak krasnoludy spoważniały na chwilę.
     Do usług waszych i waszych rodzin - jakże trafne były te słowa.

***
     Thorin przewrócił oczami, gdy zobaczył swoich siostrzeńców rozmawiających z tą niezwykłą dwójką.
     „Oczywiście. Chłopcy mają naturalną, fizjologiczną i nieodzowną potrzebę lubić i być lubianym przez wszystkich. Nie mogli sobie odmówić zapoznania się” - pomyślał.
     Niespodziewanie rozbrzmiała wesoła, porywająca muzyka. Elfy, te z rodzaju niepoważnych z pewnością, złapały się za ręce i utworzyły taneczny korowód. Zaczęły posuwać się w rytm melodii wzdłuż stołu. Dołączali do nich inni. Korowód był już całkiem pokaźny, kiedy po raz pierwszy okrążał podwyższenie. Potem została do niego wciągnięta część Kompanii. Następnie reszta, siedząca po drogiej stronie stołu. Teraz wokół stołu zamknął się pierścień. Gandalf, Lord Elrond, Glorfindel oraz wszystkie dostojne elfy patrzyły na to z radością i uśmiechem. Thorin nie mógł zrobić nic więcej, jak się przyglądać.
     Nagle zdał sobie sprawę, że ta dwójka, trzymająca się za ręce z Filim i Kilim, zbliżała się do podwyższenia.

     Gdy tylko chłopak, a potem dziewczyna, spojrzeli mu prosto w oczy, serce w nim zamarło.
     Jego pierwszą myślą było: „Ja znam te twarze. Te oczy. Te uśmiechy”.
     Potem skarcił się - „niby skąd?".   
    Wino zmąciło mu umysł.
     Kiedy otrząsnął się z szoku, ci dwoje zniknęli. Wypatrywał ich w tanecznym korowodzie.
     W miarę jak się zbliżali, Thorin utwierdzał się w przekonaniu, że skądś zna tych młodych ludzi! Szczególnie, gdy usłyszał ich śmiechy.
     Będąc z nim twarzą w twarz, patrzyli na niego niemal bezczelnie.
     Gdy byli tuż za nim, usłyszał głos chłopaka:
     - Thorinie Dębowa Tarczo…
     A później dziewczyny:
     - … jak miło znów cię zobaczyć.
     Oddalili się z chichotem.
     Thorin był gotów zrobić wszystko, byleby tylko z nimi porozmawiać. Ale muzyka się skończyła. 
     A chłopak i dziewczyna rozpłynęli się w powietrzu.
     Od teraz nie opuści ani jednej uczty.

______________________________

#Ktoś tu ma prorocze sny... 
Smućmy sie razem z Elrondem. Thorin niepokojąco przepada za winem. Tak, Kili odczuwa pociąg do elfek. Fili i Kili to geniusze zła, a nasze kochane rodzeństwo nieźle zaszalało.
#Jeżeli ktoś nie odgadł, wieczerza odbywa się w Sali, którą znamy z "Władcy Pierścieni".
To ta sama Sala, w której ucztował Frodo po swoim przybyciu do Rivendell.
#Nie wiem, czy elfy mogłyby utworzyć ten taneczny korowód... To był impuls mojej weny twórczej, któremu nie mogłam się oprzeć.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz