czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 10.

ACHTUNG! THILBO BAGGINSSHIELD!
_____________________________

     „To jest czas na ucieczkę” - pomyślał Dorian.

     Wszystko dookoła ogarniały płomienie. Zapanował chaos. Teraz mieli szansę wydostać się z niewoli. 
     Ale najpierw musiał się wyswobodzić z więzów. Razem z siostrą byli zakneblowani, ich ręce były mocno związane, a nogi przywiązane do siodła. Dorian nie miał czym przeciąć grubych lin, jednak ogień zrobił swoje. Chłopak zbliżył skrępowane ręce do pobliskiej płonącej gałęzi. Sznur zaczął się przepalać i Dorian w końcu go rozerwał. Potem przepalił też sznur na rękach Sybil.
     Ich warg zaczął biegać niespokojnie w tę i we w tę. Jego również ogarnęło szaleństwo. Już dawno oderwał się od czarnego wierzchowca Gorbaga. Ork zdawał się tym nie przejmować. Bardziej dbał o własną skórę niż o więźniów.  
     Rzeczywiście zaczęło się robić niebezpiecznie. Napierał na ich ogień, robiło się bardzo gorąco, ledwo byli w stanie oddychać. Dorian zerwał knebel z ust.
     - Umiałabyś tym kierować? - szepnął do ucha siedzącej przed nim siostry.
     Ona błyskawicznie uwolniła swoje usta.
     - Spróbuję - odparła, po czym uderzyła warga piętami w boki.
     Bestia skoczyła i wydostała się z pierścienia ognia.
     Doriana ogarnęła ekscytacja. Mogli uciec, właśnie w tej chwili!

     Ale wtedy to zobaczył.
     Thorin biegł na Azoga z uniesionym Orkristem. Płomienie nadawały mu niesamowity wygląd. Emanował potęgą oraz gniewem.
     „No tak, jeszcze pieprzona dębowa tarcza” - pomyślał Dorian, zobaczywszy,
co krasnolud dzierżył 
w drugiej ręce.
     Thorin nie miał szans, to było oczywiste.   
     Dorian wydał z siebie krzyk bólu i rozpaczy, gdy bezradnie patrzył, jak jego Król otrzymywał poważne ciosy w nierównym pojedynku.
     - THORIN, JEŻELI ZGINIESZ, TO CIĘ ZABIJĘ! - wrzasnęła Sybil z płaczem.

     Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie, chyba specjalnie po to, żeby boleśnie wryć mu się w pamięć.
     „Hohoho, ktoś się tutaj wysoko ceni”, stwierdził Dorian w myślach, po tym, jak Azog rozkazał podkomendnemu przynieść mu głowę krasnoluda. Biały Ork wyraźnie nie uważał się za rzezimieszka. Nie parał się ścinaniem głów jak zwykły kat.
     Dorian prychnął. Rozpalający trunek, którym częstowali go orkowie, przywrócił mu jasność umysłu, ale ani trochę nie polepszył samopoczucia. Pomimo koszmarnego bólu głowy, chłopak mógł się już utrzymać w siodle i wyraźnie widzieć otaczającą rzeczywistość.
     Ileż by dał, żeby być teraz nieprzytomnym!
     Kiedy ork wzniósł miecz, by pozbawić głowy jego Króla, Dorian zrozumiał, że jego świat się skończył.
     Pomoc nadeszła, oczywiście, z najmniej oczekiwanej strony.

***
     Bilbo wstał, wyciągnął swój mieczyk i zbierał całą odwagę, jaką mógł odnaleźć w sercu.
     Thorin nie mógł zginąć. Nie mógł. Bilbo musiał go uratować, musiał.
      Życie takiego prostego hobbita jak on jest warte o wiele mniej niż życie takiego wspaniałego, dostojnego krasnoluda. Bilbo może swoje poświęcić.
     Poza tym, świat bez Thorina Dębowej Tarczy nie był światem, w którym Bilbo chciałby dalej istnieć.
     Na koniec pomyślał o Sybil i Dorianie. Gdziekolwiek teraz byli, ich misja nie mogła spełznąć na niczym.
     To wystarczyło.
     Poczuł strach, dopiero gdy znalazł się sam na sam z Białym Orkiem dosiadającym Białego Warga.
     Pomoc nadeszła, oczywiście, z najmniej oczekiwanej strony.

***
     Kiedy nadleciały orły, zabierając jego niedającego znaku życia Króla, nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Czuł pustkę. Było mu obojętne, czy on sam zginie, czy przeżyje.
     Jakie to miało znaczenie, skoro Thorin prawdopodobnie poległ?
     Prawdopodobnie.
     - Dorian, nie możemy się poddać - 
powiedziała Sybil z zapałem. - Musimy się dowiedzieć czy ten cholerny idiota żyje czy nie. Gdy okaże się, że tak, to przysięgam, walnę go w tę przystojną twarz.

     - Kuszące - odparł Dorian. Rozumiał rozgoryczenie siostry, z drugiej strony rozumiał też, dlaczego Thorin zaatakował Azoga. On sam miał ochotę zrobić to przez cały czas. Posiekałby Białego Orka na drobne kawałeczki swoim mieczem…
     - Miecz… Sybil, miecz! Gdzie on jest?! Nigdzie się bez niego nie ruszę! - stwierdził rozgorączkowany.
     - Gorbag go ma - burknęła siostra. - Tak jak wszystkie nasze rzeczy. Plecaków, sztyletów, kołczana i mojego łuku nawet nie tknął, bo - tutaj prychnęła - „cuchną elfami”. Ma je przywiązane do siodła. Miecz jest na jego plecach. Nawet pochwę zmienił, bo twoja była elficka.  
     Dorian wzdrygnął się z obrzydzeniem na myśl, że będzie musiał dotknąć Gorbaga.
     - Niech tego pożałuje - rzekł.    
     A zatem ruszyli i zaczęli szukać orka wśród ogólnego szaleństwa. Dorian rozglądał się bacznie dookoła, jednocześnie zastanawiając się, skąd u licha Sybil wiedziała, jak jeździć na wargu.
    - Tam jest! - krzyknął, gdy tylko zauważył oddalającego się Gorbaga. - Na trzeciej! Ucieka!

    Sybil momentalnie zawróciła bestię i skierowała ją w tamtą stronę. Zajechali Gorbaga od tyłu. Ork usłyszał ich zbyt późno, by odpowiednio zareagować. Dorian zerwał mu miecz
z pleców. Potem go wyprzedzili.  Sybil zawróciła warga i biegli prosto na niego. Bura bestia skoczyła, strącając orka z siodła. Czarny warg wdał się w bójkę ze Słabeuszem, ale Dorian ugodził go mieczem w brzuch. Wierzchowiec Gorbaga upadł z żałosnym kwikiem. Ork podniósł się na równe nogi ale został przygnieciony do ziemi przednimi łapami burego warga. Dorian przeciął więzy łączące go z siodłem. Zeskoczył na ziemię, podszedł do wzruszanego konwulsjami czarnego cielska 
i szybko podał siostrze jej plecak,  łuk, kołczan i sztylet, zabrał także swoje rzeczy. Odzyskał nawet pochwę od Elronda.
     Później zbliżył się do Gorbaga. Zapragnął go skrócić o głowę, gdy przypomniał sobie, jak bił Sybil.
     - Dorian, nie ma czasu, musimy uciekać - powiedziała szybko, odgadując zamiary brata.
     - Ale…
     - Bez dyskusji, wsiadaj!
     Ani myślał. Najpierw musi go zabić…
     W pobliżu zawaliło się ogarnięte ogniem drzewo.   
     - JUŻ! - krzyknęła.
     Zanim posłuchał, lekko drasnął odrażającą facjatę Gorbaga.
     Gdy pędzili na oślep przed siebie, usłyszeli daleki wrzask:   
     - POŻAŁUJECIE TEGO, ZDRAJCY!


***
     Gdy otworzył oczy, zobaczył zatroskaną twarz Gandalfa.
     - Niziołek?
     - W porządku. Bilbo jest cały i zdrowy - odparł z uśmiechem czarodziej.
     Kiedy wstawał, przepełniał go ból i złość. Złość związana z tym, że Azog żyje i niemal go zabił.
     Ale przede wszystkim był zły na samego siebie. Jak on mógł? Jak on mógł oceniać Bilba tak surowo? Jak śmiał uważać go za żałosnego słabeusza? Jak śmiał myśleć o nim jak o wielkiej pomyłce?
     Być może ta wściekłość oraz ból fizyczny sprawiły, że przemówił takim tonem.
     - Ty… Co ty wyprawiasz? Życie ci niemiłe? Mówiłem, że będziesz jedynie ciężarem…  Że nie przetrwasz w dziczy… Że nie pasujesz do nas.
     Zobaczył, jak sprawia Hobbitowi ból tymi niesprawiedliwymi oskarżeniami. 
Jak on mu to wszystko wynagrodzi? Tak bardzo się mylił.
     - Nigdy w życiu bardziej się nie myliłem.
     To, że przytulił Bilba było impulsem.
     Nie miał bladego pojęcia, jak inaczej wyrazić swoją bezgraniczną wdzięczność.
     Jak inaczej mógłby go przeprosić.
     Jak inaczej pokazać, że wysoko go cenił.

***
     Bilbo był nic więcej niż w szoku.  Nie wierzył, że to się dzieje naprawdę.
     Król pod Górą właśnie go przytulał.
     Przepełniało go szczęście.Bilbo zdawał sobie sprawę, jak wielkie to wyróżnienie.
     Ponadto zastanawiał się… Czyżby Thorin też…
     Kiedy krasnolud się odsunął, Hobbit wypatrywał w twarzy swojego Króla jakiegoś znaku, czegokolwiek, co potwierdziłoby jego głupią, naiwną nadzieję…
     Ale Thorin przemówił tylko z niezwykłą, jak na niego, życzliwością:
     - Przepraszam, że w ciebie wątpiłem.
     Cóż mógł na to odpowiedzieć?
     - Sam bym w siebie wątpił. Żaden ze mnie bohater, wojownik…  ani nawet włamywacz.
     Jego Król uśmiechnął się tak pięknie i ciepło.
     Kiedy patrzyli na Samotną Górę majaczącą w oddali, Bilbo pomyślał, że może jednak polubi przygody.


***
     Słabeusz rozchlapywał wodę na wszystkie strony, brnąc przez strumień.  
     Zadziwiało ją, dlaczego jest jej do tej pory posłuszny. Przecież mizerny warg musiał padać ze zmęczenia. Biegł bez ustanku całą noc, niosąc ją i Doriana przez niebezpieczne górskie szlaki.
Zmusiła bestię do wejścia do wody, żeby Azog, jeżeli jeszcze się nimi interesował, zgubił ich trop.
     Słabeusz zatrzymał się nagle.
     „Oho, zaczyna się” - pomyślała. Ale zamiast się zbuntować, warg węszył niespokojnie, zaczął skomleć i cofać się powoli.
     Nie rozumiała dlaczego tak się zachowywał, dopóki nie zobaczyła ogromnego czarnego niedźwiedzia przemykającego między niedalekimi drzewami.
     „No cudnie”.
     Niedźwiedź wyskoczył z lasu i zaczął biec prosto na nich.
     Zawróciła Słabeusza i popędziła go. Niestety, nie mieli szans na ucieczkę. Kiedy usłyszała tupot potężnych łap tuż na nimi, krzyknęła:
     - Dorian, skacz!
     Brat uczynił momentalnie, co kazała. Ona zrobiła po chwili to samo.
     Nie wiadomo czy niedźwiedź to zauważył - jedyne co zrobił, to skoczył na Słabeusza.
     Sybil podbiegła do gapiącego się na walczące bestie Doriana, złapała go za rękęi pociągnęła w stronę drzew pobliskiego lasu. Wypatrzyła odpowiednią wierzbę. Razem
z bratem znalazła 
się pod nią w tempie błyskawicy.
     - Właź - powiedziała szybko do Doriana.
     Kiedy znajdowali się na w miarę bezpiecznej wysokości, zatrzymała się i ujrzała, że niedźwiedź trzymał warga za gardło. Słabeusz szamotał się słabo przez chwilę, a potem na dobre znieruchomiał.
     Sybil posmutniała. W jakiś sposób polubiła tego warga.
     Kiedy to zrozumiała, z niedowierzaniem zastanowiła się, czy ma wszystko w porządku
z głową.

     Ucieszyła się też trochę, że ktoś wyręczył ją w zabiciu Słabeusza.
     Niedźwiedź obwąchiwał cielsko pokonanego przez dłuższy czas. Potem ruszył w ich kierunku. Ale, co było szokujące, zaczął się zmieniać.
     Pod wierzbą stanął ogromny mężczyzna i rzekł:
     - Zejdźcie na dół i opowiedzcie mi swoją historię. I lepiej módlcie się, żeby była ciekawa.
Najlepsze, co mogli zrobić, to to, czego życzył sobie Beorn.
     Tak więc zeszli na dół. I opowiedzieli mu wszystko, począwszy od przybycia Thorina do Ettinor. O tym jak się zaprzyjaźnili z Dziedzicami Durina. O tym, jak  krasnoludy nagle odeszły. O napadzie na ich wioskę. O tułaczce. O tym, jak odkryli spisek Azoga. Jak musieli wybrać między szpiegostwema śmiercią. Jak byli cieniami Kompanii. O gościnie w Imladris. Jak ich schwytano (znowu). Jak uciekli.  Jak trafili właśnie tutaj. Nie ukryli niczego ważnego przed zmiennoskórym. Zachowali dla siebie jedynie szczegóły pobytu w Rivendell. Znali Beorna tylko z opowieści innych. Wiedzieli z nich, że jeśli im życie miłe, lepiej go nie okłamywać.   
     - Ha! To była dobra historia! - wykrzyknął Beorn. - Bardzo ciekawa! Jeżeli to co mówicie jest prawdą, muszę przyznać, że jesteście niezwykli… Uważacie, że zabiliście dużo orków i nienawidzicie Azoga Plugawcy… Hmm,  możecie się schronić w moim domu i gościć w nim przez czas jakiś. Moje zwierzęta się wami zajmą. 
Z tego co opowiadacie, znacie te okolice całkiem dobrze, więc powinniście trafić tam bez większego problemu. Ja tymczasem wyruszam, żeby dopaść Białego Orka. Również mam z nim porachunki - powiedział zmiennoskóry, po czym przemienił się w niedźwiedzia i zniknął.
     Była noc, kiedy zbliżali się do Drewnianego Dworu. Na swojej drodze napotkali szajkę Azoga. OczywiścieSchronili się na drzewie i czekali, błagając Elbereth, żeby orkowie ich nie wyczuli.
     Wtedy przybył posłaniec.
     - Zebranie w Dol Guldur. Pan cię wzywa - powiedział do Azoga.
     Sybil zawsze była dobra w poznawaniu nowych języków. Może i nie było nic chwalebnego w znajomości Czarnej Mowy, ale…
     Gdy orkowie się oddalali, w jej głowie kotłowały się tylko te słowa.
     Zebranie w Dol Guldur. Pan cię wzywa.
     Pan cię wzywa…
     Chyba nie ten Pan…

     Ostrożnie dokonujcie wyborów
. Tak powiedział Elrond.
     To był właśnie ten moment, w którym trzeba było się poważnie zastanowić, co robić.
     Odnaleźć Thorina albo pójść dalej.
     Było bowiem tylko jedno miejsce, gdzie mogli się udać z informacją o Panu w Dol Guldur.

KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ

2 komentarze:

  1. "świat bez Thorina Dębowej Tarczy nie był światem, w którym Bilbo chciałby dalej istnieć." *-* przepraszam, czy to już niebo?
    Nie zniose tej kanonicznej miłości Bilba, przez którą nigdy nie zdecydował się na założenie rodziny, a jego dom chronił dąb posadzony na szczycie pagórka, ten z żołedzia z ogrodu Beorna. Thorin, zauważ go, bo jak nie to masz jak w banku, że zaraz po Sybil "kopne cie w tę przystojna twarz". Beorn książkowy aż miło! Świetnie się czyta, pedze dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thorin W KOŃCU zobaczy Bilba. Tak... naprawdę zobaczy.
      Chociaż i tak nigdy nie będzie na tego mojego kochanego Hobbita zasługiwał.
      Pędź dalej, leć, i przygotuj się na niespodzianki... ;p
      ~~Madeline

      Usuń