„Ja was skądś znam!”.
Gdy coraz dłużej wpatrywali się w swoje twarze, ludzkie rodzeństwo opuściło broń,
a potem, ze łzami w oczach i uśmiechami na ustach, wykrzyknęli:
- FILI?! KILI?!
Zanim krasnoludy zdążyły zareagować, nieznajomi wpadli im w objęcia. Zbyt zszokowani, by cokolwiek zrobić, Fili i Kili dali się ująć w długi i mocny uścisk.
- Nie mogę oddychać - jęknął Kili.
Po chwili Fili ryknął:
- PUŚĆCIE NAS! - To też ludzie uczynili. - Co to ma znaczyć? Czy jesteście szpiegami? Skąd nas znacie? Jak śmiecie mówić w ten sposób o Thorinie Dębowej Tarczy?! - starszy z braci zachował rozsądną dozę nieufności.
- Właśnie! I skąd wiecie o Azogu, a tym bardziej, jego planach?! - dopytywał dalej Kili. - Przecież Biały Ork nie żyje! O jakim pościgu mowa? Życie za życie?! Co to ma być?
Na twarzach ludzi odmalował się smutek.
- A więc nie pamiętacie nas - stwierdził chłopak.
- Niby skąd? - Fili prychnął.
- Otóż, osiem lat temu nasza rodzina miał zaszczyt poznać waszą, o potomkowie Durina - odparł tamten. - Sam Thorin Dębowa Tarcza razem z siostrą Dis i jej synami zatrzymał się w naszej wiosce, aby świadczyć usługi kowala. Gościliście w naszym domu przez przynajmniej rok. Potem musieliście odejść. Wiele złego przydarzyłoby się naszej rodzinie, gdyby nie wy. Thorin uratował życie naszemu ojcu i naszej matce. W dodatku… wykuł ten wspaniały miecz.
Krasnoludy wytrzeszczyły oczy.
- To nie może być prawda! - szepnął Kili, powoli zdając sobie sprawę z kim właśnie rozmawiał.
- Pamiętam czas spędzony w wiosce Ettinor, ale nie pamiętam was - ciągnął uparcie Fili, nie przyjmując prawdy do wiadomości.
- Jesteśmy zwykłymi ludźmi, Fili, synu Dis - odpowiedziała dziewczyna. - W naszych żyłach nie płynie krew Numénoru. Rośniemy, starzejemy się i umieramy szybko. Osiem lat temu ja miałam wiosen dziesięć, mój brat osiem. Pamiętacie nas pewnie jako dzieci Brandona i Kory.
Brandon i Kora! Fili i Kili pamiętali doskonale tych ludzi! Byli bardzo uprzejmi, życzliwi
i gościnni, ponadto bardzo dobrze wykształceni jak na zwykłych mieszkańców wsi. Brandon był ciężko pracującym, inteligentnym mężczyzną o ogromnym poczuciu humoru oraz ciągłej chęci robienia sobie żartów ze wszystkiego i wszystkich. Jego żona - Kora - była damą, doskonałą gospodynią, przemiłą, mądrą kobietą i wspaniałą matką. Aż ciężko było uwierzyć, że w ich żyłach nie płynęła szlachetna krew. Synowie Dis uwielbiali ich dom. Czuli się tam tak bezpiecznie i dobrze jak nigdzie indziej na świecie. Uwielbiali też ich dzieci. Nie dało się ich nie kochać. Dzieciaki były tak bardzo ciekawe świata, waleczne, miały hart ducha. Nic tylko chciałyby uczyć się posługiwania bronią i wyruszać na przygody! Jednocześnie były przy tym tak rozkosznie niewinne. Fili i Kili doskonale pamiętali wielkie brązowe oczy tych dzieci, pełne uwielbienia, wlepione w nich, kiedy opowiadali im te wszystkie historie na dobranoc. Przez osiem lat rozłąki to wspomnienie wywoływało uśmiech na twarzach braci. Po odzyskaniu Ereboru mieli nadzieję zajrzeć do Ettinor i zobaczyć, co u rodziny, jak się mają te kochane urwisy.
Ale teraz ci młodzi ludzie deklarowali, że byli tymi małymi łobuzami.
- DORIAN?! SYBIL?! - krzyknęły krasnoludy, jednak nie rzuciły się im w objęcia.
Fili i Kili stali w miejscu, zszokowani. Jak to możliwe? Jak przez tak krótki czas, jakim jest osiem lat, ktoś może tak bardzo się zmienić?
I po pierwsze i najważniejsze - jakim cudem znajdowali się akurat tutaj i teraz? Co się mogło dziać z Dorianem i Sybil przez ten czas, że podróżowali tak daleko od domu, będąc tak bardzo... zmienieni?
Kili spojrzał na Doriana. Chłopak miał dopiero szesnaście lat, więc według krasnoludzkich miar wiekowych byłby jeszcze maleństwem. Ale nie, Dorian był już praktycznie mężczyzną, niskim jak na człowieka i krępym, dobrze zbudowanym,
o przystojnej twarzy z pierwszym zarostem. Gdzie podział się ten mały chłopiec, który przez cały dzień, zamiast pomagać ojcu, wolał wymigiwać się od obowiązków niezwykle kreatywnymi wymówkami, jak na przykład konieczność ratowania świata przed firankowym potworem? Uczyć się od Filiego walki na miecze? Gdzie ten chłopczyk, który był wyjątkowo wrażliwy i mądry? Który wzbudzał opiekuńcze instynkty u każdej napotkanej osoby? Mały, słodki Dorian wyglądał groźnie z tym mieczem. Bardzo podobny stał się do swojego ojca - od pierwszego wejrzenia zdawał się być elokwentny, a jednocześnie skory do żartów, bez wątpienia był również odważny i silny. Jedyne, co się w nim nie zmieniło, to błysk inteligencji w jego brązowych oczach.
Fili przyjrzał się Sybil. Pragnął zobaczyć małe uparte dziewczę, cały czas rozczochrane
i umorusane, które za nic w świecie nie chciało zostać małą damą i spełnić tym samym pragnień matki. Chciał zobaczyć dziewczynkę, która z przejęciem czytywała księgi
i marzyła o wyruszeniu w świat. Pragnął ujrzeć dziecko, które z takim zapałem uczyło się strzelania z łuku od Kiliego. Ale nie. Zobaczył bardzo ładną młodą kobietę, niskiego wzrostu, o szczupłej sylwetce. Nie chciał myśleć w ten sposób, ale pociągającej sylwetce. Z twarzy stała się bardzo podobna do swej matki. Lecz jej matka była damą, a Sybil była wojowniczką. Sybil była atrakcyjna i niebezpieczna. Jednakże, jej ciemnobrązowe oczy niemalże promieniowały dobrocią i ciepłem, zupełnie jak oczy Kory, po których za nic
w świecie nie można by się spodziewać zagrożenia.
- Urośliście… - mruknął Kili
- Tak mi przykro zawieźć twoje oczekiwania - odparła Sybil kpiąco.
- Za to wy niewiele się zmieniliście… Może trochę urosły wam brody - Dorian zachichotał.
Reszta wybuchła śmiechem na ten komplement i wszyscy śmiali się do łez, tarzając na ziemi, nie wiedząc nawet dlaczego. Rozpierało ich tak ogromne szczęście!
Kiedy w końcu się uspokoili, Dorian powiedział:
- Nie macie pojęcia jak za wami tęskniliśmy, synowie Dis.
- My za wami też! - odpowiedział Fili. - Nawet wuj wspomina o was od czasu do czasu, nasza matka częściej… zdarza się, że mówi do nas: ,,dlaczego nie możecie być posłuszni jak dzieci Kory?”.
Młodzi ludzie wytrzeszczyli oczy.
- Naprawdę?! - wykrzyknęli jednocześnie.
Kili uśmiechnął się i rzekł:
- Och tak, nasza matka uwielbia was do tej pory, jestem tego pewien. Wuj Thorin także, ale ani myśli tego po sobie pokazać...- Kili zerwał się na nogi. - Jakże on się ucieszy, kiedy się z wami zobaczy! - wykrzyknął z ekscytacją .
Sybil i Dorian spojrzeli po sobie.
- My… nie chcemy, żeby o nas wiedział.
- CO?! - krasnoludzccy bracia krzyknęli jednocześnie.
- My mamy zadanie do wykonania - odparła Sybil, ściszając głos. - Musimy zatrzymać Azoga. On wie, że Thorin jest tutaj. On chce go zabić - wyszeptała.
Zaległa martwa cisza. Fili i Kili pomyśleli, że Sybil i Dorian oszaleli.
- Przecież Biały Ork nie żyje! Thorin zabił go w bitwie o Morię - sprzeciwił się Kili.
- Nie, Kili - odpowiedział Dorian stanowczo. - Widzieliśmy go na własne oczy, słyszeliśmy, jak wydaje rozkazy w tej plugawej Czarnej Mowie… - chłopaka przeszedł dreszcz.
Fili już miał coś powiedzieć, ale…
Rozległ się przeszywający krzyk. Orkowie byli blisko.
- To oni! - jęknęła Sybil. - Musicie iść - rozkazała synom Dis, którzy nie zwykli słuchać rozkazów.
- Ale… - zaczął Kili.
- Nie rozumiecie, zabiją was, jeśli was z nami zobaczą! - Dorian przerwał mu szybko.
- Co?! - krzyknął Fili, mrugając z niedowierzaniem.
- To nie jest czas na wyjaśnienia, liczy się tylko wasze bezpieczeństwo! Na Aulëgo, proszę was, odejdźcie! - błagała Sybil.
Prośbie na Aulëgo krasnolud odmówić nie może, dziewczyna dobrze o tym wiedziała. Gdy Fili i Kili odchodzili, Dorian zagrodził im drogę mieczem.
- Nic nie widzieliście, jasne? - mruknął ostrzegawczo.
Widząc pełne sprzeciwu spojrzenia braci Sybil nałożyła strzałę na cięciwę.
- JASNE?!
W trakcie ich krótkiego spotkania Fili i Kili nauczyli się, że lepiej było jej nie denerwować.
- Tak, ale chcemy się z wami jeszcze raz zobaczyć! - Kili nie ustępował.
- Zgoda… za siedem dni, po północy - Dorian wyszeptał nerwowo, opuszczając miecz.
- Już ich widzę! UCIEKAJCIE! - głos Sybil był pełen takiego przerażenia, że Fili i Kili posłuchali od razu. Biegli przed siebie bez tchu aż znaleźli się po środku doliny. Gdy spojrzeli za siebie, ognia już nie było.
Tylko krzyki.
Kiedy wrócili do obozu, czekała na nich porządna reprymenda.
- Jesteście wreszcie! Co wy do licha robiliście tak długo?! - syczał Hobbit. - Martwiłem się! Słyszałem krzyki orków! Thorin obdarłby mnie żywcem ze skóry, gdyby coś wam się stało! Znaleźliście cokolwiek przynajmniej?
- Nie - Fili odparł ze złością.
Coś w jego tonie sprawiło, że Bilbo mu nie uwierzył, lecz nie drążył tematu.
***
Dorian był wściekły. Posłańcy przybyli w tak szczęśliwej chwili. Czy oni zawsze
musieli zjawiać się w najmniej dogodnym momencie?
Otaczali ich ze wszystkich stron ciasnym kręgiem, dosiadając wargów. Gdy Dorgh zsiadał ze swojego monstrum, Dorian miał ochotę go po prostu zgładzić.
Spotkanie z Filim i Kilim zmieniło wszystko. Chłopak był zmęczony ciągłym udawaniem, że jest po stronie tych potworów. Był zmęczony ciągłym strachem o życie swoje i siostry, gdy podawał im nieistotne informacje albo zwodził na manowce. Koniec z tym. Czas, żeby Azog przekonał sie, kim dzieci Brandona i Kory były naprawdę.
Dorian stanął twarzą w twarz z obrzydliwym dowódcą orków, który warknął
w splugawionej Wspólnej Mowie:
- Co nowego powiecie mojemu panu?
„Broń podnoś w ostateczności” - usłyszał w głowie zdanie, które wpajała mu Sybil.
Nie powstrzyma się. Nie tym razem.
Dał znak. Trzy razy lekko uderzył mieczem w udo. Sybil zapewne właśnie kwestionowała słuszność jego decyzji, ale Dorian dobrze wiedział, że siostra podporządkuje się jej. Kaszlnęła lekko, przez co odpowiedziała, że rozumie, co jej brat zamierzał, i była na to gotowa.
Orkowie nie podejrzewali niczego.
Znakomity krasnoludzki miecz przebił się bez trudu przez lichą zbroję dowódcy.
- Przekaż Azogowi, że… - Dorian szepnął, patrząc jak z oczu Dorgha uchodzi życie. - zemsta jest zaiste słodka.
Potem zabijali jednego orka po drugim, dopóty żaden z posłańców nie mógł donieść ich wiadomości.
Dopiero długo później zdali sobie sprawę ze strasznych konsekwencji ich występku.
______________________________
Tak... oczywiście, Dorian i Sybil:
1) Nie są święci (bo postacie kryształowe są jak dla mnie niezbyt realistyczne, a także nieciekawe),
2) Byli bardzo blisko z dziedzicami Durina. Gdy niegdyś potężny lud tułał się po świecie, doszło do zawiązania niezwykłej miłości i przyjaźni miedzy rasami. W wymyślonym przeze mnie Ettinor, położonym na Wschód od Samotnej Góry, przeżywali szczęśliwe chwile. To był niewiele ponad rok, ale wyjątkowo się ze sobą zżyli. Być może zastanawiacie się jednak, jakim cudem Dorian i Sybil pamiętali twarze Dziedziców po tak długim czasie, zwłaszcza, że ostatni raz widzieli ich, kiedy byli jeszcze małymi dziećmi? Hm... Cóż, odpowiedź na to pytanie poznacie później.... dużo później. Szczerze, to odpowiedzi na to pytanie udzielę tak późno, że zapomnicie, że się w ogóle nad tym głowiliście. :D
Dorgh to postać przeze mnie wymyślona, tak samo jak to, że prośbie na Aulëgo krasnolud odmówić nie może. Imię Dorgh brzmi chyba wystarczająco plugawo jak na orka, a, jako, że Aulë był stworzycielem krasnoludów, to zupełnie jakby Sybil prosiła na samego Boga.
Witaj. Znalazłam twojego bloga przez całkowity przypadek i juz po tych dwóch rozdziałach jestem totalnie oczarowana. Świetnie się zapowiada, podobają mi się kreacje Sybil i Doriana. Sądząc po ilości wpisów opowiadanie jest już skończone lub ku temu się zbliża, więc nie wiem czy sensownym by było życzyć weny, ale ta może się przydać przy nowych tworach. Tak więc, życzę weny i pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWitaj! :)
UsuńNiesamowicie się cieszę, że moja historia Ci się podoba!!! Naprawdę, miałam dzisiaj raczej kiepski dzień, a Ty poprawiłaś mi humor. ;p Za niedługo wybije okrągły rok, od kiedy umieszczam posty na tym blogu, a "Życie za życie" nadal nie jest skończone. Wena przyda się bardzo, ale to bardzo, gdyż rozdział nad którym teraz pracuje jest bardzo dużym wyzwaniem, także dziękuję Ci. :D
Cóż, pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że dalsze rozdziały nie rozczarują.
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam,
~~Madeline.