czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 9.

     Thorin zaciekle walczył z ogarniającym go snem. Nie mógł zasnąć, gdyż postanowił sobie, że za wszelką cenę dowie się, co knują jego siostrzeńcy.
     Odkąd Kompania wyruszyła z Rivendell, ci dwaj co noc zgłaszali się na pełnienie warty. Nie było to dla nich normalne. Ponadto, za nic w świecie nie mógł wydusić z nich czegokolwiek prawdziwego o tych młodych ludziach. Wciskali mu tylko jakieś historyjki,
w które wyraźnie sami nie wierzyli, albo zbywali milczeniem.
     Minuty dłużyły się niemiłosiernie, a dookoła panowała jedynie spokojna cisza. Thorin już prawie zrezygnował, już praktycznie zapadł w sen, kiedy usłyszał szept Kiliego. 
     - Myślisz, że wszyscy śpią?

     - Nie mam pojęcia. Modlę się o to do Aulëgo - mruknął Fili.

     To, co Thorin usłyszał w następnym momencie, zaskoczyło go nawet bardziej niż fakt, że Fili się modlił. Strzała wbiła się w ziemię, gdzieś nieopodal.
      - Nareszcie! - westchnął Kili.
     Thorin słyszał, jak jeden z krasnoludów wstał i poszedł w kierunku strzały, a potem wrócił. Słychać było szelest pergaminu, a chwilę później cichy śmiech.
     - Co? Co napisali? - szepnął zniecierpliwiony Fili.
     - Sam przeczytaj - zachichotał jego młodszy brat.
     Jak wiele kosztowało teraz Thorina udawanie, że śpał!
     Po krótkim czasie Fili również zaśmiał się cicho, po czym zapytał:
     - Gdzie masz pióro i atrament?
     Rozległ się odgłos grzebania w plecaku.
     - Świetnie. Teraz, co im odpisać? - spytał starszy z braci.
     - Hmm… Może… Tej bitwy nie wygrają, a jeśli nadal się upierają, to będą mieli z nami do czynienia…
     - Dobre - zgodził się Fili, a potem słychać było dogłos pisania po pergaminie.
     - No i standardowo; wszyscy mają się dobrze, tęsknimy, musimy się jak najszybciej zobaczyć…

     - Tak, tak… Ach, trzeba jeszcze dopisać, że jutro się nie odzywamy.
     - Koniecznie - przytaknął Kili, po czym dodał:
     - Daj mi napisać końcówkę.
     - No dobra - mruknął Fili z niezadowoleniem.
     - Menu gamut khed, Dis - szepnął młodszy krasnolud, pisząc zapewne to, co mówił.     
     Jesteś wspaniałą osobą, Dis?
 Co to miało znaczyć, na miłość Mahal? Thorina z jednej strony zżerała ciekawość, a z drugiej nie chciał, aby siostrzeńcy odkryli, że nie śpi.

     Brzdęknęła cięciwa.
     - Chyba doleciało… - mruknął Kili, po czym ziewnął.
     - Nasza warta dobiegła końca - stwierdził Fili.
     - Taak, pora obudzić Oriego i Noriego.
     Zanim Thorin zapadł w sen, pomyślał, że jego siostrzeńcy teraz już nie wywiną się od wyjaśnień.


***
     Menu gamut khed, DiS.
     Dorian uśmiechnął się pod nosem. Zawsze tak pisali na koniec.
     To było dosyć zabawne - „Dorian i Sybil” układało się w „DiS”, zupełnie jak imię matki Filiego i Kiliego.  

     Menu tessu, Fili.   Menu tessu, Kili.

     Tymi słowami on i Sybil zawsze kończyli swoje wiadomości.

     Jesteś wszystkim, Fili.    Jesteś wszystkim, Kili.

     Na pomysł z „wystrzałowymi” liścikami wpadła Sybil. 
Kiedy żegnali się ze swoimi opuszczającymi Imladris krasnoludzkimi braćmi, wytłumaczyła im ich nowy sposób komunikacji. Gdy była pewność, że to Fili i Kili stali na warcie, krasnoludy dostawały strzałę z wiadomością. Później czytali i odpisywali na drugiej stronie pergaminu, a potem odstrzeliwali liścik w kierunku możliwie jak najbardziej zgodnym z tym, skąd przyleciał.
     Był to pomysł dosyć ryzykowny. Wśród kamiennych przełęczy strzała mogła nie znaleźć zaczepienia albo trafić aż za dobrze w ciemności. Ponadto była obwiązana pergaminem
i latała gorzej. Mimo wszystko, „wystrzałowe” liściki jak dotąd się sprawdzały. Były o wiele wygodniejsze i bezpieczniejsze niż cotygodniowe spotkania. W porozumiewaniu się korzystali trochę z szyfru. Gdyby ktoś niepowołany przeczytał liścik, mało by z niego zrozumiał. Taka forma komunikacji niestety nie była wystarczająca, aby zaspokoić tęsknotę. Nie po tym, co przeszli w Rivendell.
     Dorian posmutniał. Przypomniał sobie, jak odchodził stamtąd z siostrą. Dużo przyjaciół przyszło się z nimi pożegnać - Ireth, Lindir, Arien, Fingwid, Merenwen, Nessa, Dinendal, Culnamo… i wielu innych. Nawet Lord Elrond.
     - Żegnaj Dorianie. Żegnaj Sybil - powiedział wtedy. - Ostrożnie dokonujcie wyborów; tyle wam doradzę. A teraz idźcie, i niech towarzyszy wam błogosławieństwo wszystkich elfów. Oby gwiazdy świeciły wam z nieba!
     Patrząc na Ostatni Przyjazny Dom, jaśniejący delikatnym blaskiem lamp wśród ogarniającej świat nocy, Dorian zastanawiał się, co mieli w sobie z siostrą szczególnego. Elrond to nie pierwszy potężny władca, który niezwykle ich wyróżnił.
     A może elfy po prostu takie są?

     Dostali duże zapasy jedzenia, nieciążące jednak w plecaku, ciepłe ubrania i koce, nieprzemakalne peleryny, ekwipunek do wspinania się po górach oraz mnóstwo dobrych rad. Ponadto, ofiarowano im po jednym przepięknym sztylecie. Sybil dodatkowo dostała kołczan strzał, a Dorian nową pochwę do swojego miecza.
     Nigdy nie zdołają się odwdzięczyć za to wszystko.
     Dorian spojrzał na siostrę. Siedziała skulona, patrząc w ciemność niewidzącymi oczami. Pewnie za nim tęskniła. Dorian nie chciał wnikać, co zaszło między nią a Filim w najkrótszą noc roku. Domyślał się jedynie, że coś poważnego, bo pocałowali się na pożegnanie.
     Następnego ranka Dorian i Sybil wyruszyli po raz kolejny, by być cieniami. Odzywali się niewiele. Byli skupieni na tym, żeby nie przybliżać się zanadto do Kompanii oraz na tym, żeby wypatrywać wszelkich znaków obecności orków czy goblinów. Jak na razie - nikogo. Tylko wiatr hulał niemiłosiernie między skałami. Kiedy zaczęła szaleć burza, zrobiło się bardzo trudno. Ale, jako, że oczywiście zawsze może być gorzej, rozpętała się bitwa kamiennych olbrzymów. Piekło zdawało się nie mieć końca. Gdy już myśleli, że zaraz cały świat runie im na głowy albo spadną w przepaść, wszystko ustało.
     Ale nie było się z czego cieszyć.
     Kamienne olbrzymy w swoim szaleństwie zawaliły drogę, którą szły krasnoludy, ogromnymi głazami. Zostali, zdawałoby się, na dobre odgrodzeni od Kompanii.
     Sybil i Doriana ogarnęła beznadzieja. Cały dzień krążyli w kółko, próbując przejść przez to pobojowisko. Kiedy w końcu się poddali, usiedli na ziemi i zaczęło im się zbierać na płacz, usłyszeli krzyki orków.
     Coś trafiło Doriana w tył głowy. Zapadł się w ciemność i już nic nie pamiętał.

***
     Bicz smagnął ją po plecach. Poczuła, jak spływa po nich ciepła krew.   
     - Ruszaj się, zdrajczynio!

     „Jakbyś był przywiązany do warga i musiałbyś za nim nadążyć na piechotę, dawno byś zdechł” - pomyślała, lecz nie odważyła się powiedzieć tego na głos.
     Potknęła się i upadła. Dostała biczem, zanim zdążyła wstać.
     - Patrz jak chodzisz!
     „Nie”.
     Nie mogła patrzeć. Nie mogła otworzyć oczu. Widziała wtedy nieprzytomnego Doriana, przerzuconego przez siodło ciągnącego ją warga jakby był upolowanym jeleniem. 
Ten widok sprawiał jej nieopisany ból. Nie mogła tego znieść. A oni dobrze o tym wiedzieli.
     Została uderzona biczem po raz trzeci.
     - Azog! - wrzasnął Gorbag. - Ta dziewucha za bardzo się wlecze! Ci zdrajcy będą nas tylko spowalniać! Dlaczego nie zabijesz ich od razu?!
     Biały Ork podjechał na swoim Białym Wargu do dosiadającego czarnej bestii Gorbaga. Bury warg ciągnący Sybil momentalnie zaczął skomleć i kulić się. Zawsze tak robił
w pobliżu Białego Warga.
     - Sam wiesz, dlaczego jeszcze żyją - wycedził Azog. - Zabijając ich, zrobiłbym im tylko łaskę. Na twojej głowie jest, żeby nas nie spowalniali. Jeżeli faktycznie będą, to TY tego pożałujesz.
     Chciał odjechać, ale Biały Warg przestał słuchać komend. Zamiast tego uparcie wpatrywał się w Sybil, warcząc. Biały Ork zsunął się z siodła. Pogłaskał swoją bestię po łbie, a potem spojrzał na dziewczynę z diabelskim uśmieszkiem.
     - Mój przyjaciel wyraźnie za tobą przepada, zdrajczynio.
     Omal nie prychnęła. „Przyjaciel! To się nazywa żart roku!”.
     Wpatrywała się prosto w ślepia warga-albinosa. Dlaczego nie czuła strachu? Przecież to nienormalne, że wypełniała ją jedynie nienawiść i odraza.
     - A ja za nim nie - odparła.
     - NIE PYSKUJ! - ryknął Azog i wyrzucił ją w powietrze pacnięciem ręki. Upadła
z hukiem ze trzy metry dalej. Na więcej nie pozwalała lina.   

     „Bolało” - pomyślała, ale nawet nie jęknęła. Nie da mu tej satysfakcji.
     Biały Warg podskoczył i kłapnął szczękami, próbując ją złapać. Gdy się mu nie powiodło, w ataku złości ugryzł swojego burego poddanego w nogę. Mizerny warg nawet się nie bronił, tylko zaczął uciekać. Dorian wyleciał z siodła, a Sybil została przeciągnięta po ziemi kilka jardów. Biały Ork dosiadł swojego „przyjaciela” i odjechał na przód kolumny. Gorbag zagonił burego warga z powrotem do reszty, a Sybil biegła razem z nim. Skierowała się w stronę leżącego bezwładnie Doriana. Ku jej zaskoczeniu, mizerna bestia zrobiła to samo.
     Wzięła brata w ramiona z najwyższym wysiłkiem.
     „Kiedy on się zrobił taki ciężki?” - zdumiała się w myślach. 
     - Sybil? - jęknął.

     - Szszsz… Pojmali nas.

     - Znowu?

     - Udawaj, że jesteś nieprzytomny - szepnęła i przerzuciła go przez siodło.  

     Przyjrzała się bestii, na którą została skazana. Mniejszy od innych, kościsty, z rzadkim futrem 
i jakby łagodniejszy. Zdawało się, że reszta wargów uwzięła się na niego i wyżywa się na nim.
     „Słabeusz” - pomyślała Sybil. - „Tak, będę cię nazywać Słabeusz”.
     Bardzo się starała dotrzymać kroku biegnącemu Słabeuszowi. Reszta szajki poruszała się na wargach bardzo szybko i zwinnie. Mknęli niezmordowani wśród trudnych kamiennych szlaków.
     - Szybciej, zdrajczynio! - ryknął Gorbag, kiedy wywróciła się po raz nie wiadomo który.
     - To daj mi dosiąść warga, do jasnej cholery! - wrzasnęła. - Potrafię chodzić jeszcze wolniej, wiesz? Mogę się zapierać rękami i nogami… Jestem w stanie baaardzo spowalniać. Zgadnij, co wtedy zrobi Azog…
     Dostała biczem, tym razem w ramię.
     - Niech ci będzie - warknął. - Dosiądziesz tej miernoty, na której wisi twój tchórzliwy braciszek.  A jeśli spróbujesz jakiś sztuczek, to zgadnij, gdzie będę miał rozkazy…
     - Taa - burknęła. - Umowa stoi.
     Usadziła półprzytomnego Doriana przed sobą, podczas gdy Gorbag przywiązał Słabeusza do swojego warga. Kiedy dosiadł czarnej bestii, smagnął dziewczynę biczem po plecach.
     - Kochasz to, co? - syknęła, zwijając się z bólu.
     - Zamknij się i jedź - odpowiedział.
     Jazda na Słabeuszu była koszmarem. Sybil ciągle bała się, że Dorian osunie się
z siodła. Siedział przed nią, głowa się mu kiwała i mamrotał coś od czasu do czasu.
     Lecz najgorsze było to, co wszyscy dookoła mówili. Że zdrajcy jeszcze żyją.
     Jeszcze. 



***
     - Przyprowadźcie zdrajców - rozkazał.
     Nie musiał długo czekać. Już po chwili klęczeli przed nim, zakneblowani, ze skrępowanymi rękami i nogami. Chłopak wyglądał żałośnie - chyba za mocno oberwał
w głowę. Rozglądał się naokoło półprzytomnym, zdezorientowanym wzrokiem. Byłby pewnie i zemdlał, gdyby jego zuchy nie poczęstowały go trunkiem.
     Ale ta dziewczyna… ona doprowadzała go do szału. KAŻDY, na kogo Azog kierował swój wzrok, był śmiertelnie przerażony. Ona nie. Ona patrzyłą mu w oczy ze złością
i pogardą. Gdy tylko ją zobaczył,
z miejsca zapragnął skrócić ją o głowę. Ledwie się powstrzymał.
     Z tą zdrajczynią dopiero się zabawi. Kiedy wykończy Dębową Tarczę i jego siostrzeńców, wtedy zabije jej brata bardzo powoli i boleśnie, na jej oczach. A kiedy chłopak zginie, Azog będzie torturował dziewczynę. Sprawi, że będzie go kochała
i nienawidziła. Pragnęła i bała się. Będzie w jego władzy do końca swojego żałosnego życia... 
Napawał się przez chwilę tą wizją, po czym przemówił:
     - Zastanawiacie się pewnie, zdrajcy, dlaczego nie zabiłem was od razu. Cóż, na sam wasz widok ogarnia mnie żądza mordu. Ale… jest coś, co będzie okrutniejsze od uśmiercenia was… Otrzymałem wiadomość od Wielkiego Goblina… schwytał Dębową Tarczę i dwunastu innych krasnoludów. Chciałby dostarczyć mi jego głowę za odpowiednią zapłatą. Lecz ja pomyślałem sobie, że muszę zobaczyć na własne oczy śmierć tego śmierdzącego potomka Durina. A potem nagle pojawiliście się wy. I od tamtej pory mam dylemat - wy zginiecie na jego oczach, po tym jak dowie się, jak wiele dla niego zrobiliście, czy może to Dębowa Tarcza pierwszy straci głowę, a wy będziecie mogli jedynie patrzeć…
     Wybuchnął śmiechem na widok min zdrajców i poczuł czystą przyjemność na dźwięk ich okrzyku rozpaczy.

______________________________

Mam 
nadzieję, że zrobiło się ciekawiej.
Menu gamut khed - to po Khuzdulsku "jesteś wspaniałą osobą".
Mamy tu tego samego Gorbaga, którego znamy z "Władcy Pierścieni".
Pomyślałam sobie, dlaczego nie? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz