wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 3.

     Zastał drzwi domu Beorna otwarte, a kiedy wszedł do środka, ujrzał, że krasnoludy siedziały na swoich śpiworach i rozmawiały o czymś.
     „Niespodzianka!” - pomyślał ze zdumieniem czarodziej. 
     Wśród Kompanii znajdował sie również Dorian. Gandalf, musiał przyznać, był zaskoczony. Nie spodziewał się, że rodzeństwo się ujawni. Przynajmniej w końcu zrobili coś, co pochwalał.
     - Gdzie jest Fili i Sybil? - usłyszał pytanie Noriego.
     Kili odchrząknął.
     – No, cóż, oni… ymm…
     Czarodziejowi zachciało się śmiać na widok skrępowania na twarzy młodego krasnoluda. Przeczuwał, że nadchodząca sytuacja będzie komiczna, dlatego stał cicho
w miejscu tak, aby nikt go nie zauważył. 
   
     Z rogu domu dobiegł wściekły krzyk. 

     - DORIAN! - wrzasnęła Sybil.
     - KILI! - ryknął Fili.
     Chłopcy zachichotali. 
     - Coo? - zapytał Dorian niewinnym tonem.
     - JUŻ TY DOBRZE WIESZ CO! - odparła jego siostra.
     - Dlaczego się tak złościcie? - zapytał Kili. - Od teraz możecie być nierozłączni - dodał cicho.    
     - SŁYSZAŁAM TO, KI!   
     Młodzieńcy zaśmiali się ponownie.

     - No i co z tego? - spytał Dorian.
     Fili i Sybil wyłonili się zza parawanu.
     - To był bardzo uroczy gest - stwierdziła przesłodzonym tonem. - Ale…
     - Lepiej uciekajcie - dokończył Fili.
     Fili i Sybil zerwali się do biegu. Dorian i Kili za późno zrozumieli, co im grozłio, i zostali, ku uciesze całej Kompanii, spektakularnie powaleni na ziemię. Rozpętała się regularna bójka między starszym a młodszym rodzeństwem. Obserwujące to krasnoludy miały nie lada uciechę. Kibicowały swoim faworytom i były bliskie stawiania zakładów, kto wygra. Wszyscy widzowie musieli przyznać, że cała czwórka wiedziała, jak się bić. To było widowisko, które jednakże szybko dobiegało końca. Fili i Kili po krótkim czasie uspokoili się i uściskali na zgodę. Natomiast ludzkie rodzeństwo wyraźnie nie miało zamiaru przestać. Sybil leżała na ziemi, przygnieciona siedzącym na jej klatce piersiowej bratem. Dorian przyciskał jej ramiona kolanami. 
     - I co, poddajesz się? - Uśmiechnął się tryumfalnie. 
     - Nigdy.
     Sybil próbowała się wyswobodzić, ale bez skutku.
     - To niesprawiedliwe! - fuknęła. - Mam bardzo mocno zawiązane bandaże i nie mogę się normalnie ruszać.
     - Sama zaczęłaś.
     - Dorianie, synu Brandona, przywołuję cię do porządku! W każdej chwili moje rany mogą się jeszcze raz otworzyć. Byłoby ci smutno, gdybym wykrwawiła się na śmierć.
     - Ani trochę.
     Dziewczyna prychnęła. Zarzuciła nogami, oplotła je wokół ramion brata i zrzuciła go
z siebie. Obydwoje momentalnie podnieśli się z ziemi i już mieli zacząć dalsze zapasy, kiedy Sybil dostrzegła wysoką 
sylwetkę kryjącą się w cieniach u wejścia domostwa. 
     - Dorian…
     Odwrócił się we wskazywanym przez siostrę kierunku.
     - Och! - wykrzyknął.
     Młodzi ludzie zaczerwienili się. Wpatrywali się w czarodzieja z wytrzeszczonymi oczami. Zaniemówili na dłuższą 
chwilę. Patrzyli raz na siebie, potem na Gandalfa, na siebie, na Gandalfa, znowu na siebie i znowu na Gandalfa.
     - Czy ty jesteś tym, którego zwą Mithrandir? - w końcu wykrztusił chłopak. 
     - Jestem znany pod wieloma imionami, ale tak, elfy zwykły nazywać mnie Szarym Pielgrzymem - czarodziej odparł Dorianowi.
     - To dla nas zaszczyt - powiedziała Sybil i razem z bratem skłoniła się nisko. 
     Gandalf uśmiechnął się i podszedł bliżej. Kompania od razu zasypała go pytaniami. 
     - Gdzie ty się podziewałeś tak długo?
     - Dlaczego nas zostawiłeś bez słowa? 
     - Co ci zajęło tyle czasu? 
     - Litości, przyjaciele! - wykrzyknął czarodziej. - Dajcie mi najpierw posilić eis i odpocząć.
     Niedługo potem kolacja została podana i wszyscy zasiedli do stołu. W czasie posiłku Gandalf uważnie, choć ukradkiem, przyglądał się ludzkiemu rodzeństwu.
     - Ai, mellon! - powiedziała Sybil wesoło, kiedy podszedł do niej wielki kasztanowy pies.
     - Mellon? - spytał Dorian z niedowierzaniem.
     - Daj spokój! - prychnęła. - Nie mów mi, że nadal boisz się dużych psów!
     - Nie! - chłopak zaprzeczył gwałtownie. - Tylko… zastanawiająco dobrze dogadujesz się ze zwierzętami.
     - Co w tym złego? - warknęła, rzucając psu trochę jedzenia.
     - Nie, nic! Ale, jak ty to robisz?
     - Po pierwsze, mówię po elficku, geniuszu. Po drugie… - ale tutaj przerwała, bo na ramiona wdrapała jej się srebrzystoszara kocica. - Daro, bain! - zachichotała dziewczyna.
     - Bain é - przyznał Dorian i pogłaskał kocicę po łbie. Zwierzę momentalnie przeszło na jego barki i zaczęło się łasić o jego głowę. Chłopak zaśmiał się.
     - Widzisz? To nie takie trudne - rzekła Sybil, spoglądając na brata z delikatnym, czułym uśmiechem. Potem pogłaskała siedzącego u jej stóp, warczącego z zazdrości psa, szepcząc coś do niego uspokajająco.
     Gdyby Gandalf nie miał wystarczająco własnych zmartwień, spytałby, skąd ci dwoje tak dobrze znali elficki. Domyślał się tego jedynie, jak wielu rzeczy. I w tych domysłach chciał się w spokoju pogrążyć, kurząc fajkę i wydmuchując z ust najróżniejsze koła. Minęło trochę czasu, zanim wrócił myślami do rzeczywistości. Kiedy trzeźwo rozejrzał się dookoła, jego oczom ukazał się ciekawy widok.
     Krasnoludy usadowiły się wokół paleniska, podczas gdy Fili, Kili, Sybil i Dorian siedzieli w kółku blisko ognia, a każdy czesał każdemu włosy - Sybil Kiliemu, Kili Dorianowi, Dorian Filiemu, Fili Sybil. Czarodziej uśmiechnął się.
     „Może jest nadzieja dla świata, skoro taka przyjaźń i miłość między rasami nadal istnieje”.
     - Sybil? - zapytał Kili ni stąd, ni zowąd.
     - Hmmm?
     - Zaśpiewacie coś?
     - Eee, no nie wiem… - odparła niepewnie. - Wiesz, większość pieśni jakie znamy są elfickie… Chyba niektórym tu obecnym to by się nie spodobało… - powiedziała, zerkając na Thorina.
     - Ci niektórzy przekonają się zatem, jaki popełniają błąd - stwierdził Fili.
     Sybil westchnęła, zastanowiła się przez moment, po czym zaczęła pieśń. 

Zielone liście, zieleń traw, 
Wysoki jasny szalej -
A na polanie światło gwiazd
Na tle cienistych alej.
Tinuviel wiedzie tutaj tan
(Ton fletni - słyszysz - bliski), 
A na jej włosach światło gwiazd
I w sukni gwiezdne błyski. 

     Kolejną zwrotkę śpiewał Dorian. 


Beren tam przyszedł z mroźnych gór, 
Wędrował wciąż pod liśćmi-
Aż ujrzał Rzeki Elfów brzeg
I rzek: gdzież dalej iść mi? 
I spojrzał przez szaleju liść: 
Na płaszczu złoto słońca
I fala włosów niby cień
Za głową szła - tańcząca. 

     Potem rodzeństwo śpiewało wspólnie swymi pięknymi, czystymi głosami, które idealnie wypełniały się i splatały w jeden, o niezwykłym brzmieniu.

Zmęczonym stopom jakiż lek! 
Wędrówek dość bez końca! 
Więc ruszył naprzód poprzez bór,
Chwytając blask miesiąca. 
A ją przez elfów mroczny las
Tańcząca stopa niesie-
A on samotny tak jak wprzód
W milczącym błądzi lesie. 

A czasem słyszy szelest stóp
Wśród liści lip leciutki-
A czasem jak z podziemnych grot
Melodii cichej nutki. 
Szaleju liść już dawno zwiądł
A z bukowego drzewa
Czerwone liście lecą w krąg
I zimny wiatr je zwiewa. 

Szukał jej wszędzie, szukał wciąż, 
Gdzie leżał liść pokotem, 
Gdy w mroźnym niebie księżyc lśnił
I gwiazdy przy nim złote. 
W miesięcznym blasku lśnił jej płaszcz, 
Gdy na pagórku, w dali
Tańczyła mając u swych stóp
Srebrzystą mgłę z opali. 

Wróciła, gdy był zimy kres,
By przyjście głosić wiosny, 
Swym śpiewem jak skowronka lot
jak rzeki plusk radosny
U stóp jej - patrz - rozkwita kwiat, 
Już Beren urzeczony
Z nią tańczyć chciałby pośród traw
I z kwiatów pleść korony. 

I znów uciekła - Beren w głos
"Tinuviel - woła - miła".
Myślała, że to może elf, 
Więc główkę odwróciła. 
Ten głos snadź rzucił na nią czar-
Stanęła urzeczona, 
I wtedy spełnił się jej los,
Gdy padła mu w ramiona. 

A gdy w jej oczu spojrzał toń, 
Jak na niebieskim łanie, 
Oczarowany ujrzał gwiazd
Srebrzyste migotanie. 
Tinuviel, najpiękniejsza wśród
Odwiecznych elfów grona-
Zarzuca nań swych włosów sieć
I srebrne swe ramiona. 

I długą drogą los ich wiódł
Przez grozę gór Północy,
Żelaznych sal i czarnych wrót
Przez puszcze wiecznej nocy
Choć ich rozdzielił bezkres Mórz, 
Raz jeszcze się spotkali... 
I w las odeszli, dawno już,
Ze śpiewem - i bez żalu. 
               
     Kiedy skończyli, zapadła głęboka cisza. Zdawało się, że krasnoludy,
o dziwo, 
pragnęły usłyszeć więcej elfickich ballad.
     - Teraz wasza kolej - rzekł Dorian. Spojrzał błagalnie na Thorina. - Zaśpiewaj, proszę. Twój głos jest taki niesamowity - zwrócił się do niego błagalnie. 
     Kompania wymieniła zszokowane spojrzenia na tak śmiałe wyznanie w stosunku do Króla, ale on uśmiechnął się tylko i zanucił. 

Ponad gór omglony szczyt
Lećmy, zanim wstanie świt, 
By jaskiniom, lochom, grotom
Czarodziejskie wydrzeć złoto!

     Młodzi ludzie wlepili oczy w Thorina i zdawało się, iż chłonęli każdą nutę. Gdy do śpiewu włączyli się inni członkowie Kompanii, błogie uśmiechy wstąpiły na ich ładne twarze. Wsłuchując się w słowa pieśni, wszyscy przenieśli się do odległych krain, pełnych bogactwa, niemal ujrzeli je na własne oczy, zapragnęli ich... 
     Po długim i pięknym czasie pieśń dobiegła końca. 
     - Dziękuję - Sybil wyszeptała cicho. 
     Wstała na równe nogi i ziewnęła.
     - Robi się późno. Dorian, chodźmy już spać - spojrzała na leżącego na ziemi brata. - Doooriaan!- zawołała głośno. Kiedy nie otrzymała odpowiedzi, parsknęła śmiechem. - Twój głos zawsze go usypiał Thorinie.
     - Dobrze, że chociaż to się nie zmieniło - odparł Król. Patrzył na śpiącego chłopca
z rozczuleniem przez moment. - Może go nie budź… Jakoś zaniesiemy go na jego posłanie…

     - Och nie, nie! - przerwała mu szybko, a jej uśmieszek zdradzał łobuzerskie zamiary. - Jeszcze mu się nie odwdzięczyłam za jego poprzedni kawał…- Z tymi słowami nachyliła się nad bratem i dmuchnęła mu w ucho.
     Dorian obudził się z krzykiem. Gdy zobaczył śmiejącą się siostrę, spojrzał na nią wyraźnie zdegustowany. Jego wzrok sprawił, że dziewczyna zaśmiała się jeszcze głośniej.

     - Ty… - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Pożałujesz tego!
     W mgnieniu oka obezwładnił ją i zaczął łaskotać po brzuchu. Udaremniał wszelkie jej histeryczne próby uwolnienia się.
     - I co? Hm..? - syczał cicho z sadystyczną przyjemnością w głosie. - Miło ci?
     - Prze… hahaha… Dorian, nie… haha… Przest…. aaaań! Aaa, PRZESTAŃ! - ryknęła, kopiąc i  machając rękami.
     - Najpierw przysięgnij, że już mnie tak więcej nie obudzisz!
     - Chciałbyś! - warknęła i zdjęła brata z siebie, tak samo jak w trakcie ich poprzedniej bójki. Już miała mu się odwdzięczyć…
     - Dzieci! - krzyknął Thorin. Obydwoje zamarli w bezruchu. - Już wystarczy! Lepiej idźcie wypocząć.
     - No dobra… - mruknął Dorian. Dyszał głośno razem z siostrą, a kiedy już się uspokoili, przytulili się z Filim i Kilim, a Sybil pocałowała blondyna w policzek dyskretnie. Potem, wedle ludzkiego zwyczaju, ściskali każdemu krasnoludowi dłoń. Ukłonili się Gandalfowi
i złożyli szybki, przelotny ukłon przed Królem, po czym j
uż odchodzili w kierunku parawanu. 
     - Dobranoc wszystkim! - rzucił Dorian na pożegnanie.
     - Słodkich snów, Bilbo! - dodała Sybil z uśmiechem.
     - A o mnie zapomnieliście?
     Natychmiastowo się zatrzymali. Odwrócili się i zobaczyli, że Thorin patrzył na nich wyczekująco, jakby zawiedziony. Dorian i Sybil wymienili niepewne, pytające spojrzenie. Potem jednocześnie kiwnęli głowami i zaczęli biec w kierunku Thorina. Wpadli krasnoludowi w objęcia, niemal go przewracając. Król pod Górą sapnął głośno, na poły
z zaskoczenia, a także z powodu siły uderzenia. Na początku wyraźnie widać było, że nie wiedział, co ze sobą zrobić. Jednak po chwili objął dwójkę ludzi powoli, ujmując ich
w mocny uścisk. 

     - Moje drogie dzieci… tak mi przykro. - Jego szept dotarł do nielicznych uszu. 
     - Wiemy, Thorinie, wiemy -  Dorian odparł załamującym się głosem.
     Sybil zaszlochała cicho, a zaraz po niej jej brat. Thorin zaczął głaskać rodzeństwo po głowach i szeptać kojąco:
     - Szsz… Już wystarczająco płakaliście. Od teraz już wszystko będzie dobrze, zobaczycie. - Dziewczyna załkała jeszcze głośniej. - No już, cśś…
     Po kilku chwilach Dorian i Sybil uspokoili się. Kiedy Thorin uwolnił ich ze swoich objęć, cała trójka uśmiechała się do siebie smutno. Król wytarł łzy z policzków dzieci. 
     - Idźcie już, i żeby chociaż wasze sny były przyjemne - powiedział. 
     Dorian i Sybil przytulili go jeszcze raz, a potem bez słowa, nie patrząc na nikogo, odeszli szybko. 
     - Ach, Dorianie! - zawołał Thorin.
     Chłopak odwrócił się błyskawicznie.
     - Twój miecz - powiedział Król i podał oręż chłopakowi, gdy ten podszedł.
     Dorian wysunął miecz z pochwy powoli. Piękno przedmiotu oczarowało wszystkich dookoła.
     - Mój? - wykrztusił, lustrując wzrokiem każdy cal klingi, jakby ujrzał ją po raz pierwszy. - Przecież należał do mojego taty, a skoro on poległ, oddałem go tobie…
     - Wiem, że to był podarunek dla Brandona, ale niech od teraz przechodzi w waszej rodzinie z ojca na syna, jako symbol tego, co nas połączyło - ogłosił Thorin uroczyście.
     Dorian uściskał krasnoluda jeszcze raz.
     - No już, zmykaj chłopcze - zaśmiał się Król.
     Dorian podbiegł do siostry, cały podekscytowany. Sybil, z wyrazem ogromnej dumy na twarzy, otoczyła brata ramieniem i razem odeszli za parawan.
     W tamtym momencie Gandalf przyjrzał się Thorinowi. Król wpatrywał się w miejsce, gdzie młodzi ludzie zniknęli za parawanem. Uśmiechał się, ale w kącikach jego pełnych żalu oczu zbierały się łzy.
     - Mithranirze!
     Galadriela jaśniała zachwycająco w promieniach słońca.
     - Dlaczego Niziołek?
     - Nie wiem. Saruman uważa, że tylko wielka moc zdoła trzymać w szachu wielkie zło. Ja jestem innego zdania. Odkryłem, że to małe rzeczy, codzienne starania zwykłych ludzi,  nie dopuszczają złego
. Proste dowody miłości i dobroci.

***
     Wsłuchiwała się w spokojnych oddech śpiącego brata.
     „Co ja tu jeszcze robię?” - zastanowiła się z paniką. 
     Wstała i uklękła przy bracie.  
     - Dorian, wyruszamy - szepnęła, potrząsając nim.
     - Csooo? - jęknął, po czym zagrzebał się głębiej w sianie.
     Zerwała z niego koc.
     - Musimy tam jechać w tej chwili.
     - Ogarnij się Sybil! - burknął. - Jest środek nocy! Daj normalnym spać!
     Siłą postawiła go na nogi.
     - Wyjeżdżamy. Pakuj się, już!
     - Co ty wyprawiasz?! Dlaczego akurat teraz?
     - Muszę się z nim zobaczyć.
     - I powiedzieć mu o Panu w Dol Guldur? Daj spokój! - prychnął. - On przecież doskonale o nim wie! Jego las pogrąża się w mroku i on aż za dobrze zdaje sobie z tego sprawę! Tak jak cała reszta. W sumie to nie wiem, po co upierasz się, aby tam w ogóle jechać… To są elfy, one wiedzą wszystko!
     - Właśnie… Dorian, muszę się zobaczyć z Gilraen.
     - Co? To z Gilraen czy z nim? Z kim w końcu? - Jej brat świdrował ją wzrokiem.
     - No dobra - przyznała. - Wcale nie z nim. Z Gilraen.
     - Dlaczego? Sybil, co się dzieje? - Zmartwił się. - Źle się czujesz? Jesteś chora?
     - Czy to, co mi dolega to choroba,  jest kwestią sporną. Ale od zarania dziejów wzbudza strach u niezliczonej ilości kobiet. To jest ich największe błogosławieństwo i zrazem przekleństwo…
     - O czym ty mówisz? - zmarszczył brwi. 
     - Dorian, nie wiedziałam, że jesteś aż takim idiotą! Lubisz zagadki, czyż nie? Pomyśl! Musiałeś zauważyć…  wilczy apetyt, huśtawka nastrojów…
     - Nadal nie załapałem. - Pokręcił głową. 
     - Błagam cię, nie każ mi tego mówić wprost! - Po wyrazie twarzy brata widziała, że nie odgadł. - Dobra! - warknęła z irytacją. - Ostatnia wskazówka: powiedzmy, że…
w najkrótszą noc roku nie tylko… rozmawialiśmy
z Filim.
     Dorian głośno wypuścił powietrze z płuc i aż usiadł z wrażenia.
     - Nie…  Sybil… jaja sobie ze mnie robisz!
     - No oczywiście - parsknęła. - To jest wprost idealny temat do żartów.
      - Ale jesteś tego pewna? Przecież to w gruncie rzeczy… niemożliwe.    
     - Dlatego właśnie muszę porozmawiać z Gilraen.

     - A jeżeli się okaże, że to prawda to…  co z tym zrobisz?
     - Nie wiem… - Westchnęła ze znużeniem. - Nie mówmy o tym, na razie. Trzeba się upewnić.
     Spakowali się w pośpiechu i wymknęli z Drewnianego Dworu najciszej jak potrafili, zostawiając po sobie tylko list. Gdy pędzili przez ciemność na pożyczonych bez pytania koniach, Dorian ciągle chichotał.
     - Co jest takie zabawne, braciszku?- zapytała jadowitym tonem, kiedy pokłady jej cierpliwości się w końcu wyczerpały.
     - Sybil, znam cię całe życie, a ty nadal nie przestajesz mnie zaskakiwać! Wbrew wszelkim oczekiwaniom, kiedy trzeba, zachowujesz się jak należy, jak dama. Potem okazuje się, że potrafisz manipulować orkami! Nagle umiesz jeździć na wargu…  A teraz to! Mam ciarki, jak sobie pomyślę, co będzie dalej!
______________________________
TAK, wiem, że Gandalf tak naprawdę przyszedł, kiedy Kompania spożywała kolację, no ale... fikcja literacka.
Dorian i Sybil darzą Gandalfa słusznym szacunkiem. Pewnie nasłuchali się od elfów o tym, jaki to on wielki. Bo faktycznie był wielki. Miał rację... proste gesty dobroci i miłości. Oto, co oczarowało Króla pod Górą. Oto, dlaczego tak bardzo pokochał zwyczajnych ludzi. Przez rok mieszkał z nimi
i posmakował ciepła rodzinnego domu... proste gesty dobroci i ciepła okazywane przez Brandona i 
Korę podziałały na niego najbardziej...
Mellon znaczy przyjaciel
Bain é. - Beautiful indeed. - Rzeczywiście, piękna. 

Mój wybór Ballady o Luthien i Berenie nie jest przypadkowy. Wczytajcie się, ona jest TAKA wspaniała!
Sybil nie chciała powiedzieć tego wprost, wiec ja to zrobię: jest w ciąży!
AAAA, już słyszę te piski i okrzyki radości. (sarkazm) Ale wstrzymajcie się z toastami.
Przecież to niemożliwe, czyż nie? Ludzie i elfy mogą mieć potomstwo, aczkolwiek uznawano to za dosyć... nieprzyzwoite, aby Pierworodni mieli potomków z Drugimi Dziećmi Iluvatara.
A skoro krasnoludy to dzieci Aulego... no nie, to normalnie by 
się nie zdarzyło. Ale... fikcja literacka.
Dobra. Możecie hejtować.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz