_____________________________
Była z siebie dumna. Zachichotała szaleńczo na tę myśl.
„Czy jestem zła?”
Siedziała na podłodze, oparta o swoje łóżko, a w rękach ściskała kielich z ciemnym płynem.
Zrobiła wszystko w tajemnicy przed elfami. To było duże osiągnięcie.
Leśne elfy nie miały w swoich składzikach dużej ilości ususzonych roślin, bo nie było takiej potrzeby. Jednak znalazła tam wszystkie potrzebne zioła do sporządzenia trucizny.
Zanim nadszedł ten dzień, była już bliska wieku, w którym powinna była zostać wydana za mąż. Zaręczono ja nawet z synem rządcy Ettinor. Chłopak był w porządku - całkiem przystojny, spokojny, miły i małomówny. Sybil miała nawet nadzieję na szczęście małżeńskie. Z kimś takim miłość mogłaby przyjść z czasem. Ale była pewna, że przede wszystkim czekałaby ją nuda.
Kiedy ogłoszono ich zaręczyny, kilka „życzliwych” kobiet było łaskawych zapoznać ją
z recepturą miesięcznej herbaty. „Tak na wszelki wypadek”. Nie uszło bowiem niczyjej uwadze, że cieszyła się powodzeniem wśród chłopców z okolicy, choć nie zawsze tak było. Kiedy zaczynała być zakompleksioną nastolatką, w ogóle nie cieszyła się sympatią płci przeciwnej. Ignorowali ją, ewentualnie z niej kpili.
Tylko tata mówił: Jesteś piękna, Sybil.
To się zmieniło, kiedy grupka chłopców podejrzała ją i brata w trakcie ich potajemnych treningów. Ona i Doiran wybierali się wtedy do pobliskiego lasu. Brat mówił jej, do czego ma strzelić, a ona to robiła. Na początku nauki, razem z Kilim, była kiepska. Jednakże nie poddawała się, nabierała wprawy i w tamtym czasie potrafiła urządzić już całkiem spektakularne widowisko ze swoim łukiem. Z mieczem natomiast zawsze była do niczego
i to się nie zmieniło. Była nienajlepszym partnerem do ćwiczeń i Dorian przeważnie bił się
z kukłą.
Tamtego dnia poszło jej wyjątkowo dobrze. Zastrzeliła biegnącą wiewiórkę prosto
w oko. Razem z bratem wracała do domu rozradowana. Wiewiórka była idealna na kolację. Tata był z niej bardzo dumny. Pod wieczór mama wysłała ją na wieś po coś jeszcze. Wtedy chłopaki otoczyli ją, powiedzieli, co widzieli, mówili, żeby pokazała im jeszcze raz, mówili, żeby poszła na z nimi, że chcieli się zabawić. Jednak ona wybroniła się - pobiła swoich napastników. Wieść się rozeszła, a Sybil została zmuszona do wystartowania w konkursie strzeleckim na najbliższym jarmarku. Pokonała nawet rządcę. Od tamtej pory chłopcy wprost ją oblegali, a ona ich wszystkich spławiała. Dlaczego? Po pierwsze, mama słusznie ją ostrzegała, że tak naprawdę chcieli tylko jednego. Po drugie, wszyscy byli nudni. Nie potrafili jej zaimponować. Mama chciała, żeby ona sama wybrała sobie męża, ale widząc, że jej córce nie spieszno do tego, wzięła „najlepszą partię”. Sybil nie kwestionowała tej decyzji - wiedziała, że powinna być wdzięczna. Udawała, całkiem przekonująco, że tak rzeczywiście było.
Ale potem nadszedł ten dzień. Do tej pory widziała w snach, jak Azog przebija tatę mieczem. Jego wzrok pełen bólu. Dźwięk przedzierającej się stali przez ciało. Jak bezwładnie upada. Jak leży w kałuży ciemnej krwi. Płacz mamy i jej rozpacz. Jej okrutna śmierć.
Zostali z niczym, a Dorian w ogóle nie pomagał. On też umierał. Sybil tak bardzo się bała. Nie wiedziała, co ma robić. Nie uczestniczyli w odbudowie Ettinor. Udała się z bratem do sąsiedniej wioski, sprzedała konie, a za zarobione pieniądze zdołała ich utrzymać przez jakiś czas, ale nie na długo. Potem próbowała pracować w gospodzie, jednak szybko ją zwolniono. Dokuczał jej głód, chłód i samotność. Pod koniec była tak zdesperowana, że aż gotowa sprzedać się. Do tego jednak nie doszło. Poszła razem z bratem tułać się w dziczy, a spotkanie z elfami zmieniło wszystko. Mieszkańcy Mrocznej Puszczy stali się ich rodziną.
Oczywiście, Dorian i Sybil mogli udać się do dalszej rodziny, ale nie była ona zbyt liczna. Tata nie miał rodzeństwa, a swoich rodziców praktycznie nie znał - większość czasu wychował się w sierocińcu. Mama pochodziła z bardzo bogatej kupieckiej rodziny. Poznała tatę, kiedy razem z matką, ojcem i siostrą - Karen, przejeżdżała przez Ettinor. Reszta historii mamy i taty, to, jak mówili z chichotem, „jedno wielkie splunięcie w twarz”. Dorian
i Sybil mieli dowiedzieć się szczegółów, gdy dorosną.
Sybil nie pamiętała swojej ciotki za dobrze. Ostatni raz widziała ją kilka miesięcy przed odejściem Dziedziców Durina z ich domu. Odwiedziła ich, żeby ogłosić smutne nowiny - rodzice mamy oraz małżonek Karen umarli.
- Jak na moje oko, to ona ma po prostu chrapkę na twojego męża - powiedziała Dis, dziarskim krokiem wkraczając do kuchni.
- Dis, co ty mówisz?! - syknęła mama.
- Prawdę - odparła. - Czy nie widzisz, jak Karen na niego patrzy?
- Moja siostra nie zrobiłaby mi czegoś takiego.
– Skoro tak twierdzisz - Dis westchnęła.
Na pożegnanie Karen podarowała mamie rzadkie owoce, które Kora ponoć uwielbiała - granaty. Kiedy po ich zjedzeniu Korę zaczęły dręczyć dziwne objawy, prawie doprowadzające ją do śmierci, okazało się, jak Dis niedaleka była od prawdy. Gdyby mama umarła, Karen w swojej wspaniałomyślności wyszłaby za tatę, zostając jednocześnie macochą Doriana i Sybil.
O nie. Z tamtą kobietą Sybil nie chciała mieć nic do czynienia. Karen była kolejnym powodem, aby nie ufać własnej rasie.
Wiedząc, co zaraz zrobi, Sybil sama ze sobą nie chciała mieć nic wspólnego.
„A może jednak jestem usprawiedliwiona?”
Bękart. Tak będą nazywać jej dziecko. Nawet jeżeli Fili włączy jego… albo ją do linii Durina, dziecko nie będzie społecznie akceptowane. Dziedzicem Durina może być tylko czystej krwi krasnolud, to nie podlegało dyskusji.
„Czystej krwi krasnolud. O Yvanno, jak to brzmi”.
Jeśli wierzyć Gilraen, nigdy nie spotkano jeszcze takich stworzeń - potomstwa człowieka i krasnoluda. Nic o nich nie wiadomo.
A co jeżeli dziecko urodzi się chore? Albo upośledzone? Czy wtedy Fili będzie tak samo skory do zaakceptowania maleństwa?
A co jeżeli będzie cudowne? Co jeżeli będzie najwspanialszą, najpiękniejszą istotą jaką kiedykolwiek spotka? Mama mówiła, że każda kobieta czuje coś takiego do swojego dziecka.
- W takim razie ja jestem potworem, mamo - mruknęła. - Nie czuję nic oprócz niechęci.
Zamknęła oczy i przywołała wspomnienia.
Jego futro, a zaraz potem skórzana tunika wylądowały na ziemi. Zaczęła rozwiązywać mu koszulę, kiedy on podniósł fałdy jej sukni i przesunął szorstką dłonią po wewnętrznej stronie jej uda.
Poczuła niechęć.
- Fili, przestań.
- Hm? - mruknął tylko, zbyt zajęty całowaniem jej szyi.
- Przestań! - Zerwała się z ławki z krzykiem.
- Co się dzieje?- Był bardzo zaskoczony. - Zrobiłem coś nie tak? - Zaczęła się od niego oddalać. - Ej, gdzie idziesz?!
- Stój tam i ani kroku dalej. Jeżeli się ruszysz, to ucieknę, choć na razie nie mam takiego zamiaru.
Prychnął ze zdenerwowaniem, ale ani drgnął.
Skierowała się w miejsce, gdzie blask księżyca rozświetlał kawałek polany. Stanęła
w świetle, odwróciła się do krasnoluda i powiedziała:
- Mam obawy. Boję się, nie, jestem niemal pewna, że zawiodę twoje oczekiwania.
- Nie mów tak! - zaprzeczył gwałtownie.
- Nie przerywaj mi! Chcę po prostu powiedzieć, że… - Nie mogła znaleźć odpowiednich słów, więc jednym szybkim ruchem zrzuciła z siebie suknię. Była teraz całkiem naga.
- Spójrz na mnie, Fili.
Odgarnęła wszystkie swoje włosy na plecy, żeby mógł dokładniej ją zobaczyć.
Z największym wysiłkiem powstrzymała się przed zakryciem się rękami i zacisnęła pięści. Zamknęła oczy i czekała, czując na sobie jego wzrok.
Zawsze uważała, że jej ciało nie należało do atrakcyjnych. Nie miała kobiecych kształtów - nie mogła się pochwalić obfitym biustem ani szerokimi biodrami. Była wychudzona i koścista. To, co ją wyróżniało z wyglądu od Doriana bardzo wyraźnie, to jej mlecznobiała skóra. Miała jasną karnację, co jeszcze bardziej uwidaczniało blizny na całym ciele. Najgorsze były te na brzuchu. Kiedy Azog ją torturował, rozkazał przywiązać wiadro do jej brzucha denkiem do góry i uwięzić szczura w środku. Gdy ona uparcie nie odpowiadała na pytania, wiadro podgrzewano, a przerażony gryzoń torował sobie jedyną drogę ucieczki - podkopanie się pod nim. Ponadto była z, jeżeli można to tak określić, finezją nacinana w czułych miejscach, ostrzami o kształtach dziwacznych, ale stworzonych do zadawania bólu. Jej skóra była kiedyś ładna i gładka, lecz stała się poryta okropnymi szramami. Wyglądało to bardzo odpychająco. Płakała, kiedy pierwszy raz zobaczyła siebie w takim stanie. Tak samo płakała, gdy właściciel gospody, w której pracowała, ją dotykał. Naszedł Sybil pewnego dnia i bardzo nalegał. Wiedziała, że nie było sensu się bronić,
a mimo to próbowała. W końcu jednak poddała się. Jeżeli chciała mieć za co wykarmić siebie oraz brata, musiała utrzymać posadę kelnerki. Gruby, podstarzały mężczyzna dostał więc, czego chciał. Niestety, nakryła ich jego żona. Sybil wyrzucono z hukiem, a ona została z niczym oprócz uczucia upokorzenia. Ono z resztą zawsze towarzyszyło jej, gdy przychodziło do tych spraw. Spała z kilkoma innymi mężczyznami, ale oni nigdy nie wydawali się być z niej zadowoleni. Kiedy z nią kończyli, porzucali jak zniszczoną zabawkę. Czuła się wtedy wykorzystana.
Straciła szacunek do samej siebie. Dlatego myśl o sprzedawaniu się przyszła z taką łatwością.
W końcu jednak pomyślała sobie, że straciła wszystko, ale nie pozwoli odebrać sobie honoru.
Wybrała dla siebie oraz Doriana tułaczkę.
Panowała cisza, dokuczliwa i nieznośna. Odważyła się otworzyć oczy i ujrzała, że Fili zbliżał się powoli w jej kierunku. Zrobiła krok do tyłu, gotowa do ucieczki. On natychmiastowo zatrzymał się, po czym powiedział:
- Jesteś piękna, Sybil.
A potem zatracili się w sobie.
Łza popłynęła po jej policzku.
Jej dziecko będzie uważane za bękarta, a ona za ladacznicę. Jej też nie zaakceptują. Zwykła ludzka kobieta ze Wschodu. Nie była godną żoną dla dziedzica Durina. „Królewska k…” albo inne gorsze wyzwiska. Przychodziły jej do głowy straszne rzeczy, które będą
o niej mówić. Będzie żyła w hańbie razem z dzieckiem, nawet Dorian na tym ucierpi.
„Nie”.
Poświęciła Filiemu wszystko. Życie i serce.
Ale nie odda mu swojego honoru.
„Kiedy namierzyłaś już cel, nie czekaj na odpowiedniejszą chwilę. Skąd wiesz czy taka nadejdzie? Jeżeli wyczuwasz, że nadszedł ten moment, nie wahaj się. Strzelaj” - tak ją uczył Kili.
Nie wahaj się.
Wypiła miesięczną herbatę jednym haustem.
Obrzydliwy w smaku płyn powoli spływał w dół przełyku i…
Nic.
Nie czuła kompletnie nic.
Wstała, odłożyła kielich na stół i położyła się do łóżka. Zasnęła, tak po prostu.
Mamie brakowało dwa miesiące do rozwiązania. Bliźnięta stawały się coraz bardziej rozbrykane i dokuczały jej nawet przy śniadaniu. Twarz mamy wykrzywiła się w grymasie wielkiego bólu. Sybil wymieniła z Dorianem zaniepokojone spojrzenia.
- Mamo? Wszystko w porządku? - spytał.
- N-nie, to nic, nic - wyszeptała z trudem.
Podeszła do mamy i przytuliła ją.
- Ja nigdy nie będę mieć dzieci - oświadczyła.
- Dlaczego tak mówisz, córeczko?
- Bo widzę jak cierpisz.
Mama spoważniała. Wzięła kilka głębokich oddechów i powiedziała:
- Sybil, bez cierpienia nie można dostrzec piękna.
- Co przez to rozumiesz?
- Zapamiętaj to sobie, córeczko: możliwość dania życia jest największym z honorów, nawet wtedy,a może szczególnie wtedy, gdy dochodzi do tego w bólach. Dlatego każda matka powinna być traktowana z najwyższym szacunkiem. Sybbie, posłuchaj… posiadanie dziecka to największy zaszczyt jaki może kogokolwiek spotkać w życiu. Dziecko to dar. Wymagający dar, o który trzeba dbać i pielęgnować go. Kiedy sama zostaniesz matką, zrozumiesz, że nie ma nic wspanialszego od patrzenia, jak twoje maluchy rosną, stają się mądrzejsze i doroślejsze.
- W szczególności, jeżeli ma się takie dzieci jak wy. - Tata pojawił się znikąd i dał jej całusa w policzek, potargał czuprynę Doriana, po czym pocałował mamę w usta. Następnie porwał ze stołu jabłko i zabierał się do wyjścia.
- Tato, ty jeszcze nie w pracy? - zapytała Sybil.
- A ty nie ze swoim narzeczonym? - Zachichotał na widok jej rumieńca. - Przecież dzisiaj miałaś spędzić calusieeeńki dzień ze swoją przyszłą teściową…
- Tato!
Parsknął śmiechem.
- Lepiej śpiesz się, mówię to dla twojego dobra, nie chcesz w jej oczach wyjść na spóźnialską.
Już miał wychodzić, kiedy Dorian stanął u jego boku, także gotowy do wymarszu.
- A ty gdzie, synku? - spytała zaskoczona mama.
Już miał coś powiedzieć, ale tata trącił go łokciem. Sybil spojrzała na miny tych dwóch
i od razu nabrała podejrzeń.
- Co wy knujecie?
- To tajemnica, drogie panie - odarł tata z szelmowskim uśmieszkiem i mrugnął. Poklepał Doriana po ramieniu, po czym wyszli, życząc miłego dnia.
- Nie mogę cię zostawić samej, mamusiu.
Mama westchnęła.
- Nie martw się, nasza sąsiadka ma zaraz przyjść. Będziemy razem piec chleb na sprzedaż. Idź już, wierz mi, naprawdę nie chcesz wyjść na spóźnialską w oczach żony rządcy.
- Nie ruszę się z miejsca, dopóki Rosaline się nie pojawi.
- Ależ jesteś uparta! - Mama zaśmiała się tak ładnie. - Jesteś wspaniałą osobą, córeczko.
Sybil obudziła się i zerwała na nogi. Zobaczyła, że krew spływała po jej udach. Spanikowała.
„Przecież to tylko krew”.
Gdy siedziała wtedy z Dorianem na drzewie, rozważając wszystkie za i przeciw odwiedzenia Beorna, brat próbował coś zrobić z jej krwawiącymi plecami. Ona bagatelizowała sprawę. Przecież to tylko trochę krwi.
Niewyobrażalny ból przygiął ją do ziemi. Niemal straciła świadomość na moment.
W szaleńczym porywie zerwała się do biegu. Schodami w dół i w dół, aż do źródła podziemnej rzeki, gdzie elfy zażywały kąpieli. Teraz nie było tam nikogo - wszyscy
z pewnością śpiewali wieczorne pieśni. Zrzuciła z siebie ubrania i wskoczyła do lodowatej wody. Wszędzie wokół zobaczyła krew. Zaczęła cała się trząść i czuć, że traci zmysły. Targnął nią szloch.
- Spóźniłaś się, mamo - załkała. - Jestem potworem, jestem potworem, jestem potworem! - wykrzykiwała. - TCHÓRZ, ZDRJCZYNI, MORDERCZYNI!
Wyczołgała się na brzeg i skuliła się przy samym źródełku, naga na twardych skałach. Płakała. Cały czas traciła krew i coraz bardziej słabła.
- Jestem tchórzem.
- Jestem zdrajcą.
- Jestem mordercą.
Szeptała te zdania w kółko, wciąż i wciąż, jak w amoku szaleńca.
- Men gajmu, men gajmu, men gajmu, men gajmu - zaczęła cały czas powtarzać to zdanie, kiwając się w przód i w tył, jakby była niespełna rozumu.
Nagle poczuła dokuczliwy chłód, który ją otrzeźwił. Wstała, ale zakręciło jej się w głowie i wpadła do wody. Zaczęła krzyczeć jak ranne zwierzę, nie dbając już, czy ktoś ją zobaczy. Niemal rwała sobie włosy z głowy i płakała, płakała, płakała, drżąc.
- Co ja narobiłam? - wyszeptała. - Kim ja się stałam?
- To dobre pytanie, Sybil, córko Kory - powiedział Thranduil chłodno, stając nad brzegiem strumienia.
Pytanie „ile widziałeś?” nie miało oczywiście sensu. Momentalnie zasłoniła się rekami, próbując zakryć swoją nagość. Kolejny raz poczuła się upokorzona.
- Czy naprawdę uważasz, że skoro przejrzałem twój umysł to nie wiem, jak wygląda twoje ciało?
Nuta kpiny w jego głosie sprawiła, że Sybil znalazła w sobie odwagę. Podniosła się
i podeszła do Króla elfów tak blisko, że czuła na sobie jego oddech. Chciała wprawić Thranduila w zakłopotanie, lecz tylko on patrzył jej w twarz, nieporuszony. Mierzyli się wzrokiem, kiedy elf niespodziewanie wysunął dłoń przed siebie i musnął opuszkiem palca jej bliznę po, jak to określał Azog, „zabawie ze szczurem”.
To było leciutkie dotknięcie, a Sybil poczuła, jak przetaczała się przez nią potężna fala energii, która niemal zwaliła ją z nóg. To było niesamowite. Jakby uderzono ją czymś składającym się z gwałtowności ognia, opanowania wody, stałości ziemi oraz zmienności powietrza. Każdy cal jej umęczonego ciała pobierał łapczywie tę moc i wchłaniał. Poczuła się silniejsza, ponownie natchniona życiem. Spojrzała Królowi w oczy raz jeszcze
i z przerażeniem odkryła w nich jedynie chłód gwiazd oraz zimną furię.
- Zapłacą mi za to - wyszeptał, po czym odwrócił się do niej plecami, a następnie powiedział:
- Zarzuć coś na siebie, jesteś wychłodzona i osłabiona.
Szybko ubrała bluzę. Zauważyła, że krwotok ustał i nie było jej już tak zimno. Stała przez jakiś czas w milczeniu, wpatrując się w lśniące włosy Króla elfów. Czekała na jego wyrok.
- O wiele bym cię podejrzewał - przemówił w końcu. - Ale nie o brak odwagi… bak odwagi do ponoszenia, zgoła nieoczekiwanych co prawda, konsekwencji swoich czynów. Faktycznie, stchórzyłaś. I tak, tym razem naprawdę zdradziłaś. Nie tylko Filiego, rzecz jasna. Matkę i ojca także. Oddali życie za ciebie, a ty wzgardziłaś ich naukami. Życie to najcenniejszy z darów, a ty odmówiłaś przekazania go niewinnej istocie w twoim łonie. Chcąc ją zabić.
Odwrócił się, a jego oczy pełne gwieździstego blasku przeszyły ja na wskroś.
- Widzę w tobie niejedną walkę… Zwierzęta przepadają za twoim towarzystwem,
a rośliny nachylają się nieznacznie ku melodii twego głosu. Nie zachowują się tak przy kimś o złym sercu. Zabicie niewinnych zwierząt, nawet jeżeli oznacza to twoje własne przetrwanie, jest dla ciebie trudne. Nie jesteś morderczynią. Albo przynajmniej ta dobra część ciebie. Toczy się bowiem w tobie walka między dobrem a złem. Znajdujesz przyjemność w zabijaniu orków, co jest zrozumiałe. Ale jest coś jeszcze… zło cię pociąga. Ty je rozumiesz. Pojmujesz samolubność, złośliwość i zawiść swoich wrogów. Sprawia to, że sama to wszystko odczuwasz. To dlatego z taką łatwością manipulujesz orkami.
I dlatego nie masz trudności w dosiadaniu warga ani w rozumieniu Czarnej Mowy. Co więcej, jesteś też przebiegła. Kiedy usłyszałaś, że Dorian wyrusza, nie wahałaś się ani chwili dłużej… zrobiłaś to wieczorem, kiedy wszyscy są na pieśniach…
Przestał nad sobą panować, a w jego oczach zalśniła wściekłość.
- Za to, czego się dopuściłaś, powinienem wygnać cię z mojego królestwa i wyrzec się wszelkich związków z tobą, przekląć cię na wieki, a także ogłosić całemu światu, co zrobiłaś! - Zrobił krótką pauzę. - Jednak nie zrobię tego. Toczy się w tobie jeszcze jedna walka, dokładnie w tej chwili. Twoje dziecko walczy o życie. Jak powiedziała już uzdrowicielka…
„Gilraen, ma na imię Gilraen, do cholery”.
- …ta istota jest niezwykle uparta i kurczowo trzyma się życia. Wisiało ono na włosku, aż do momentu, w którym cię dotknąłem. Zrobiłem do specjalnie. Dziecko dostało moje… błogosławieństwo. Stało się jeszcze silniejsze niż przedtem. Teraz nic już na nie nie podziała. Jeżeli dane mu będzie umrzeć, to jedynie ze starości, a jeżeli miałoby to się jakimś tajemniczym sposobem stać w twoim łonie, to wiedz, że dziecko zginie tylko razem tobą.
Świat zawirował.
- Myślę, że patrzenie jak twoje dziecko rośnie z nieustającym poczuciem winy będzie wystarczającą karą. Nie zaznasz szczęścia. Strach przed prawdą będzie cię trawił bez przerwy. I wiedz, że pewnego dnia wszystko wyjdzie na jaw, a dopiero wtedy poznasz, co to hańba.
Zrobiło jej się słabo.
- Ponadto, jako że cechuję się większą przenikliwością niż uzdrowicielka, domyślam się, jak będzie wyglądało twoje dziecko, czy będzie zdrowe na ciele i umyśle, ale… nic ci nie powiem.
Poczuła bezsilną wściekłość na widok jego władczego spojrzenia. Zacisnęła pieści
i milczała.
- Tak, nic nie mówisz… będziesz z kamienną twarzą milczała o całej sytuacji. Dosyć zabawne…
- Co takiego?
- Nadajesz się na wojownika bardziej od twojego młodszego brata. Potrafisz mocnej
i skuteczniej zagłuszyć swoją wrażliwość, która, muszę przyznać, jest niemała. To spowodowało, że, jako, że na Wschodzie byliście bliżej powstającego Mroku, zaczęłaś odwracać się w jego stronę. Kim się staniesz zależy teraz tylko od ciebie, od twojej siły woli oraz tego, jak bardzo ich kochasz.
- Nad życie.
- Bardzo szlachetnie. Masz coś na punkcie szlachetności, honoru oraz dobrego imienia. Zdaje mi się, że to właśnie cenisz ponad wszystko… przynajmniej wnioskując po tym, co przed chwilą zrobiłaś… A co na to twój brat? Pomyślałaś o tym?
- Błagam cię, panie - przerwała mu. - Nie mów Dorianowi.
Kąciki jego ust uniosły się lekko.
- Nie, nie powiem.
Odetchnęła z ulgą
- Chroń tego chłopca, on jest tego warty.
Zabolało.
- Czy wolisz jego ode mnie, panie?
- Być może…
- Dlaczego go faworyzujesz?
- Można rzec, że oddaję mu pewną sprawiedliwość. Wasz ojciec zawsze wyróżniał ciebie, więc teraz ja wywyższam jego. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaki ma o to żal.
- Ja sama mam o to żal do taty. Thranduil westchnął.
- Z pewnością żal będziesz miała też o to, że dosłownie przed chwilą zamknąłem Kompanie Thorina Dębowej Tarczy w lochach…
- CO?!
- Z pewnych źródeł dowiedziałem się, że krasnoludy będą przechodzić przez moje ziemie… zarządziłem ucztę niedaleko trasy ich podróży… cóż, jako że umierali z głodu
i pragnienia, pobiegli w stronę światła, zakłócając spokój mój oraz moich poddanych…
- Dowiedziałeś się… od nas! - Nie mogła w to uwierzyć. - Jak mogłeś?! I dlaczego, tak naprawdę, ich pojmałeś?
- Mogłem, ponieważ… mogłem. To sprawa miedzy mną a przywódcą krasnoludów.
Prychnęła.
- Coś jeszcze, mój panie? - zapytała, z trudem kryjąc wściekłość.
- Możesz odejść - zezwolił łaskawie.
Szybkim ruchem chwyciła resztę swoich ubrań, po czym zaczęła wspinać się schodami w górę, do swojego pokoju. Nie dbała o to, że miała na sobie samą bluzę. Gwałtownie porzuciła trzymane rzeczy przy wejściu do pokoju i zakopała się w miłej pościeli.
To była długa, bezsenna noc, samotna i nieprzyjemna, pełna ponurych rozmyślań
i płaczu.
„Czy można bardziej spieprzyć sobie życie?”
Rozpacz dopadła ją w godzinach przedpołudniowych. Zachciało jej się krzyczeć, więc zawyła długo, przeciągle, aż prawie straciła głos. Momentalnie zjawiła się Gilraen i bez słowa ją przytuliła. Potem elfka wstała, wzięła do ręki kielich i powąchała resztki woni, jakie pozostawiła będąca w nim ostatnio ciecz. Zrozumiała wszystko. Spojrzała na Sybil
z niedowierzaniem, po czym cisnęła naczyniem o ziemię, tłukąc je na drobne kawałeczki.
- Czy mi wybaczysz? - spytała z żalem.
- Jeszcze nie wiem - odparła Gilraen chłodno i wyszła.
Kto raz zdradził, nie zawaha się zrobić tego po raz kolejny.
- Przecież ty się nigdy nie mylisz, mój królu - wycedziła, rzucając krzesłem.
_____________________________
Jeżeli ktoś tu dotarł...
Men gajmu - przepraszam po krasnoludzku.
Copyright - psychoanaliza Sybil by Thranduil The Elvenking...
Być może szerzej opiszę historię Brandona i Kory w osobnym opowiadaniu.
Jakby ktoś do tej pory nie zaczaił - miesięczna herbata to zioła na poronienie.
Sybil wybierze dobro czy zło? Odpowiedź jest raczej oczywista... (a może nie?)
Thranduil taki badass - mógł, bo mógł. xD
Jeżeli kogoś uraziłam erotyką, to uroczyście błagam o wybaczenie. I przysięgam, że knuję coś niedobrego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz