sobota, 15 marca 2014

Rozdział 7.

TAK, TAK, TAK!!! Wena nadeszła! W najmniej odpowiednim momencie, oczywiście. Coś czuję, że moje oceny przez to ucierpią… albo zarwę klika nocy (znowu).
Gdzie się podział nasz drogi Bilbo? Osobiście stęskniłam się za tym poczciwym hobbitem…


__________________________________

      Uważniej nadstawił uszu. Zdawało mu się, że usłyszał znajome głosy.
     - Dzisiejsza wieczerza będzie wyjątkowa. Thranduil oficjalnie ogłosi twoje małżeństwo.
     - Niech się pocałuje w ten swój królewski tyłek. Nie zmusi mnie do wyjścia za Relliasa.
     - Sybil… - Dorian zniżył głos do szeptu. - Jesteśmy w samym środku okropnych kłopotów, nie utrudniaj tego…
     Kiedy do Bilba dotarło, co i kogo właśnie słyszał, natychmiast zaczął iść w kierunku dźwięków.
     - My?! - wysyczała z furią. - My?!
     Przez moment słychać było szarpaninę, po czym znowu usłyszał  wściekłą dziewczynę:
     - To ja mam zostać do końca życia związana z elfem, za którym nawet nie przepadam! A dlaczego? Dzięki tobie! Bo na wczorajszej uczcie łaskawie udzieliłeś mu pozwolenia!
     - Byłem pijany - jęknął Dorian.
     Hobbit był już bardzo blisko. Miał na sobie czarodziejski pierścień, więc nie obawiał się odkrycia. Zobaczył, że rodzeństwo znajdowało się w jakimś mrocznym korytarzu. Gdy zakładał pierścień świat stawał się zamglony, ale zdawało mu się, że widział, jak Sybil przygniatała Doriana do ściany, trzymając go za gardło.
     - W tym rzecz, wiesz? - szepnęła jadowicie. - Raz spuścić cię z oczu, raz! Wypiłeś za dużo, ojej, nic wielkiego, ale… znowu! Nie zaczynaj tego, co mama… 
     - Ja nie mam problemu z alkoholem! - zaprzeczył gwałtownie, odrzucając siostrę od siebie.
     - Nie, w ogóle… - wycedziła. - Dlaczego, och dlaczego nie poszłam z tobą na tę ucztę!
     - Mówiłaś, że źle się czujesz…
     - Zamknij się, dobra? Teraz to nie ma znaczenia. Liczy się to, że Rellias chce uczynić mnie swoją żoną. Idiota - prychnęła.
     - Fakt, to głupie. Przecież zestarzejesz się i umrzesz zanim on zdąży zmrużyć oczy!
     - Co ty nie powiesz? - zadrwiła. 
     - Rellias to nie ktoś, kogo posądzałbym o brak rozsądku. Dlaczego to zrobił?
     - Bo jestem panią jego serca - zapiała, wyraźnie kpiąc z miłosnego uniesienia. - Tak naprawdę to dostał rozkazy.
     - CO?!
     - Zrobię wszystko, żeby zatrzymać was przy sobie… Mówi ci to coś?
     - Nie! - wykrzyknął. Zaczął chodzić w tę i we w tę, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Niemożliwe… Przecież to nie ma sensu!
     - Czyżby? Rellias cieszy się opinią jednego z najwierniejszych i najbardziej zaufanych sług Pana Lasu. Zrobiłby dla niego wszystko. Biorąc pod uwagę to, że będzie żył wiecznie, a ja niezbyt długo, nie skazuje się nawet na zbyt wielkie męczarnie. Uwolni się ode mnie bardzo szybko, a zdobędzie najwyższe uznanie Króla…
     - Thranduil nie zrobiłby ci czegoś takiego!
     - Nie byłabym tego taka pewna…
     - Sybil, dlaczego stawiasz go w takim złym świetlne?
     - A dlaczego ty tak zaciekle go bronisz? On nawet specjalnie wybrał Relliasa, bo wiedział, że niezbyt go lubię!
     - Skąd możesz to wiedzieć? 
     - Dorian, gdyby Rellias kochał mnie prawdziwie, przyszedłby oświadczyć się prosto do mnie. Odmowa byłaby wtedy możliwa, a on musiałby się z tym pogodzić. Tymczasem on pyta o moją rękę, o ironio, ciebie, mojego młodszego brata, w dodatku kompletnie pijanego. To cuchnie spiskiem na mile!
     Bilbo wprost nie mógł uwierzyć, i to w kilka rzeczy.
     Po pierwsze, że oni w ogóle byli tutaj. Thorin, Fili i Kili nie chcieli nic powiedzieć o ich zniknięciu, tak jak Gandalf. Oczywiście, każdy słyszał kłótnię  Króla i jego siostrzeńców. Kogo nie obudziłby krzyczący Thorin? Nikt z Kompanii nie odważył się jednak zadawać pytań. Dorian i Sybil stali się tematem tabu. Wszyscy polubili to rodzeństwo, Bilbo nawet za nimi tęsknił i martwił się o nich, ale nikt nic nie mówił.
     Następnie - jak swobodnie się tutaj czuli. Obserwował Doriana i Sybil przez dłuższy czas pobytu w Pałacu. Widział, że cieszyli się ogólną sympatią oraz względami Króla. Dodatkowo łamał sobie głowę, dlaczego opuścili Kompanię, by przybyć właśnie tutaj.
     I jeszcze - w co się właśnie wplątali. Wyglądało na to, że byli w poważnych tarapatach. A już sam fakt, co Sybil sądziła o rzekomej intrydze Panu Lasu! Ze względu na to zechciał im pomóc, jednak bardzo obawiał się ujawnić, więc czekał, jak rozwinie się sytuacja.  
     Dorian prychnął.
     - Dobra, nie będę się z tobą wykłócał. Nie zgadzam się z twoją teorią, ale tak się przy niej uparłaś, że… - Westchnął. - Lepiej powiedz mi, co robimy?
     - Nie dopuszczamy do ślubu - odpowiedziała, jakby to było coś oczywistego.
     - Ale on ma się odbyć już w przyszłym tygodniu! Trzeba by było wywołać ogromne zamieszanie!
     - Tak, tak… - mruknęła. - Musisz ruszyć głową…
     - Ja? - syknął. - Dlaczego ja?
     - Bo to wszystko przez ciebie oraz twoją głupotę! Wymyśl coś szybko albo uruchom ten swój dyplomatyczny język i odwołaj tę komediancką farsę!
     - Nie odwołam danego słowa – odparł hardo.
     Sybil parsknęła śmiechem.
     - Cholerny honor! - zachichotała, po czym diametralnie zmieniła ton:
     - Dorian, jesteśmy zdrajcami, my go nie mamy! - warknęła groźnie.
     - Nie jesteśm… dobra, nieważne. Potrzebujemy pomocy…
     - Do czego? – zapytała, zaintrygowana.
     - Do zasiania totalnego chaosu, dzięki któremu uciekniemy. Cicho, nic nie mów, staram się myśleć…
     Panowała długa cisza.
     - Ach, to by było dobre! - wykrzyknął w końcu.
     - Co?
     - Thranduil kazał nam wybrać, po której jesteśmy stronie, pamiętasz? - Prychnął. - Tyle, że jedyną stroną przeciwną jest zło, nie krasnoludy, ale on tego nie widzi… No ale skoro sam nam tak rozkazał… Pomyślałem sobie, żeby uwolnić Kompanię i uciec razem z nimi.
      Dziewczyna aż zagwizdała z wrażenia.
     - Wysoko mierzysz, bracie! Do tego potrzebowalibyśmy nie tylko pomocy, ale też cudu.
     Hobbit odważył się zdjąć pierścień ten jeden jedyny raz. 
     - Oto więc nadszedł - powiedział Niziołek, stając tuż obok.
     Jak oni podskoczyli!  
     Kiedy rozpoznali Bilba, złapali się za serca i dysząc ciężko, wybuchli śmiechem.
     - Na mą duszę, Bilbo! - krzyknął Dorian. - Zastanawiałem się nie raz, co się z tobą stało, ale tego bym się w życiu nie spodziewał!  
     Potem chłopak uściskał go serdecznie, zaraz po nim jego siostra.
     - Macie mi sporo do wyjaśnienia - rzekł pan Baggins.
     - Jak i ty - odparła Sybil. - Tak po prostu pojawiasz się i znikasz?
     - Wcale nie, cały czas byłem w cieniu, po prostu mnie nie zauważyliście! - bronił się. Nie miał najmniejszej ochoty mówić o pierścieniu.
     - Jestem pewien, że cię tam nie było - stwierdził Dorian. - Poza tym, nie dałbyś rady żyć tutaj, nie będąc złapanym!
     Bilbo czuł na sobie świdrujące spojrzenia rodzeństwa i w końcu dał za wygraną. Niechętnie wyjął pierścień z kieszeni, po czym podniósł go wysoko, żeby wyraźnie zobaczyli złoty przedmiot. Następnie wsunął go na palec i po chwili zdjął. Ujrzał zdumione miny młodych ludzi.
     - Niewiarygodne… - szepnął chłopak, po czym zadumał się na moment. Zmarszczył brwi. - Dziwne…
     - Nigdy nie mówiłeś prawdziwiej bracie - przytaknęła dziewczyna ponuro. - Czarodziejski pierścień! W dodatku wyczuwam, że nie taki zwykły, jeżeli rzecz tego typu można nazwać zwyczajną…
     - Co masz na myśli? - przerwał zdziwiony Bilbo.
     - Nieważne… schowaj go, już! No już!
     Jeszcze bardziej zaskoczony, Hobbit zrobił co kazała, po czym rzekł:
     - Sekret za sekret. Co wy tu robicie? Dlaczego nas opuściliście? I jak to możliwe, że macie względy u Thranduila i czujecie się tu jak w domu?
     Sybil zachichotała.
     - Szpiegowałeś nas!
     - Nieprawda! - zaprzeczył. - Ja tylko… obserwowałem.
     - Niech ci będzie - zaśmiał się Dorian i wytłumaczył mu, co ich łączyło z leśnymi elfami. To była długa opowieść, ale Bilbo nadal nie zaspokoił ciekawości.
     - No dobrze, ale nadal nie odpowiedzieliście na jedno pytanie: dlaczego nas zostawiliście?
     Tym razem to on świdrował rodzeństwo wzrokiem. Ich twarze były pełne napięcia. Wyraźnie chcieli uniknąć odpowiedzi za wszelką cenę. W końcu Dorian powiedział:
     - Och, po prostu...
     - … zachorowałam i potrzebowałam pomocy pewnej elfiej uzdrowicielki - wtrąciła szybko Sybil.
     - Ojej! - Hobbit zatroskał się. - Co ci jest?
     - Wolałabym nie mówić, to dosyć… osobiste.
     - Rozumiem… ale czujesz się już lepiej?
     - O tak, znacznie lepiej, dziękuję.
     Zapanowała cisza, którą po paru chwilach przerwał Bilbo:
     - Macie kłopoty?
     - Mało powiedziane - burknęła dziewczyna.
     - Co robimy?- spytał pan Baggins.
     - Nie martw się - zachichotał Dorian. - Mam pewien plan… 
*** 
     Wszystko, co trzymał, wypadło mu z rąk. Wpatrywał się w kłęby dymu unoszące się ku czystemu niebu  i przeszyło go lodowate ostrze strachu. Potem puścił się biegiem. Gdy dotarł na miejsce, zobaczył tłum gapiów stojący przed płonącym budynkiem. Usłyszał krzyki oraz zawodzenia.
     - Wody!
     - Trzeba to jak najszybciej ugasić!
     - Straż, gdzie jest straż ogniowa?!
     - On jest w środku!
     Serce w nim zamarło.
     „Czy ja nigdy nie uwolnię się od ognia?” - pomyślał, ale bez dalszego zastanowienia wszedł do kuźni. Słyszał za sobą nawoływania innych. Próbowali go powstrzymać, ale nie zważał na to. Musiał uratować swojego przyjaciela.
     Rozejrzał się dookoła, ale nie zauważył nic oprócz płomieni i duszącego dymu.
     - Brandon!
     Cisza.
     - Bran, gdzie jesteś?! - krzyknął najgłośniej jak potrafił.
     Tuż obok upadła belka z walącego się stropu.
     Gdzieś w oddali rozległ się słaby jęk.
     - Thorinie…
     - Bran, Bran, powiedz mi, gdzie jesteś!
     - Tutaj… - wykrztusił z wysiłkiem.
     Schował się pod stołem, skulony.
     „Ty poddajesz się bez walki?”
     Zachowanie jego przyjaciela było zadziwiające, ale brakło czasu na dalsze zastanowienie. Podbiegł szybko do niego.
     - Ogień, Thorinie - wyszeptał. - Ogień… on…
     - Cii, nic nie mów! Najpierw musimy się stąd wydostać albo zginiemy obaj. Dasz radę wstać?
     Pokiwał głową, wyczołgał się spod stołu, po czym dźwignął się na nogi. Upadł. Thorin podał mu rękę i pomógł wstać. Razem brnęli do wyjścia. Gdy byli tuż przed drzwiami, zauważył, że z sufitu odrywała się kolejna deska. Wypchnął Brandona na zewnątrz, a sam został odgrodzony od jedynej drogi ucieczki.
     „Przeklęty ogień”.
     Cofnął się kilkanaście kroków do tyłu, nabrał rozbiegu i przeskoczył przez słup ognia zagradzający wyjście. Znalazł się na poza płonącym budynkiem. Usłyszał gromkie brawa 
i wiwaty. Poczuł, że jego ubranie się pali. Ktoś krzyknął i Thorin został schlustany wiadrem wody. Zaraz po tym podszedł do swojego przyjaciela, który leżał nieprzytomny na ziemi.
     Scena się zmieniła.
     Brandon został ułożony na kuchennym stole. Był w niezbyt dobrym stanie - trawiła go gorączka, a rany były rozległe. Dis zmieniała mu właśnie okład na czole, a Kora drżącymi rękami przemywała jego oparzenia, szlochając cicho. Nie mógł patrzeć na nią zrozpaczoną. Podszedł bliżej.
     - Koro…
     Podniosła obłąkany wzrok znad ciała męża. Kiedy ich oczy się spotkały, musiało minąć trochę czasu, zanim odzyskał zdolność mówienia.
     - On wyzdrowieje, zobaczysz. Jest silny. Wszystko będzie dobrze.
     - Wiem, jestem pewna, że przeżyje. Niech by tylko spróbował umrzeć… - Zapłakała. - Nie, nic nie będzie dobrze.
     Usiadła na krześle i ukryła twarz w dłoniach. Wybuchła ogromnym płaczem. Dis podbiegła do niej, po czym przytuliła bez słowa. Kora płakała długo, nie mogąc wydobyć
z siebie słowa. 
W końcu wykrztusiła:
     - Kuźnia doszczętnie spłonęła, Thorinie… Nie rozumiesz?  Nie mamy teraz z czego żyć. Nie mamy wystarczająco pieniędzy na odbudowę… Czeka nas nędza. - Załkała.
     - Nieprawda - zaprzeczył.
     Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
     - Dam wam pieniądze na zbudowanie nowej - oświadczył.
     Kobiecie opadła szczęka. Wyraźnie nie wiedziała, co powiedzieć.
     - Nie przyjmę tego - stwierdziła po chwili. - Nie mogę …
     - Możesz - przerwał szybko. - I przyjmiesz.
     Posłała mu zakłopotane spojrzenie.
     - Thorinie, to będzie kosztowało bardzo dużo.
     - Stać mnie - odparł.
     Przewróciła oczami.
     - Ależ ty jesteś uparty - jęknęła, po czym, niespodziewanie, wpadła mu w ramiona.
     Przeszedł go dreszcz.
     - Jak ja ci się odwdzięczę? - szepnęła.
     „Już to zrobiłaś”.  
     Thorin obudził się zdyszany. W celi było ciemno i cicho, co wcale nie pomagało mu
w uspokojeniu 
się. Minęło dużo czasu, zanim udało mu się to. Nawiedzały go coraz dziwniejsze i straszniejsze sny. Albo to przez jakieś kolejne czary elfów, albo on po prostu wariował. Tkwienie w niewoli doprowadzało go do szału. Świadomość, że Dzień Durina zbliża się nieubłaganie, a on i jego ludzie bezradnie tkwili w niewoli rozwścieczała go. Czasem starał się o tym nie myśleć i powspominać coś miłego.
     To nie był jego pierwszy raz w Ettinor. Pp raz pierwszy był na samym początku, jeszcze w roku ataku Smauga na Erebor. To było zanim on sam został Dębową Tarczą. Dziad wtedy żył i był Królem, ojciec i Frerin tam byli,  Dis także, jako młodziutka panienka. Thrór udał się z prośbą o udzielenie pomocy do rządcy Ettinor i okolicznych wiosek. Spotkał się
z odmową. Wybuchły zamieszki i polała się krew, a po stronie ludzi, jak i krasnoludów. padły ofiary śmiertelne. Krasnoludy odeszły stamtąd jak najprędzej. Przez pewien czas rodzina Thorina oraz lud mieszkali w Dunladzie, ale na stałe osiedlili się w Ered Luin. Throin został królem, jego plemię rozrosło się 
i wzbogaciło. Wcale nie chciał opuścić nowego domu. Jednak myślami coraz częściej zwracał się w stronę Samotnej Góry, Arcyklejnotu i sosen płonących niczym pochodnie…
     Zapragnął się zorientować, jak się miały sprawy na Wschodzie. To miała być krótka wycieczka, na którą, do tej pory nie wiedział jakim cudem, namówił też Dis. Filiego i Kiliego nie trzeba było przekonywać. Wybrali się po cichu, nawet potajemnie. Coś podkusiło jego oraz jego siostrę, żeby zajrzeć do Ettinor. Zjawili się tam pod przykrywką - „zwykła rodzina krasnoludów, chcąca zarobić trochę pieniędzy”.  Chciał świadczyć usługi kowala, więc skierowano go do Brandona, który cieszył się opinią najlepszego w okolicy. I tak wszystko się zaczęło.
     Nie wyjawił tej rodzinie swojego prawdziwego pochodzenia od razu. Z resztą, sami się tego domyślili, po jego postawie oraz manierach, zaraz po tym, jak Thorin udał się na prywatną rozmowę z rządcą. Chciał się przekonać, czy pamiętano jeszcze o dawnych wydarzeniach. Ludzie nic nie mówili o tamtej tragedii - historia stała się legendą, legenda stała się mitem, mit został zapomniany. Okazało się jednak, że rządcom ta opowieść była przekazywana, ale w tajemnicy. Kiedy Król pod Górą wrócił po ponad stu trzydziestu latach, rządca Ettionr, o dziwo, nie starał się rozdrapywać dawnych ran. Thorin, Dis, Fili
i Kili poznali, co to szczęście, lecz musieli odejść.
     Thorin potrząsnął głową. Nie... to nie było do końca miłe wspomnienie.
     Pomyślał więc o Arcyklejnocie oraz Ereborze… wielkich kamiennych salach świecących blaskiem złota…
     Nie… to wspomnienie go zasmucało.
     Dlatego właśnie wróciłem. Bo wy nie macie domu. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by pomóc go wam odzyskać.
     Uśmiechnął się. Wspominanie Bilba było miłe. Hobbit był niezwykle zaskakującą istotą. Thorin łamał sobie głowę, gdzie się teraz podziewa. Bilbo był ich ostatnią nadzieją na wydostanie się z niewoli.   
     I oczywiście nie zawiódł. 
______________________________
Dorian, Sybil i Bilbo... tacy spiskowcy... być może już ktoś się domyśla, co wykombinują. Już wiadomo, jak Thorin uratował Brandona.
Płonąca kuźnia… można mi zarzucić, że to zbyt proste i mało oryginalne, ale proszę mi wierzyć, to, w jaki sposób Brandon prawie zginął będzie miało duże znaczenie. 
I być może, że taki potajemny wypad Dziedziców Durina z Ered Luin byłby niemożliwy, no ale w mojej fikcji literackiej tak zrobili.
Pierwszy pobyt w Ettinor nie był zbyt miły. Tak, Thorin to ukrywa.
Nie tylko on ma wiele tajemnic. 
Szykuje się zorganizowana akcja uwolnienia Kompanii. Na to wena mi jeszcze jakiegoś powalającego pomysłu nie podsunęła, więc nie wiem, za ile będzie kolejny rozdział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz