z powodu pogorszenia się ocen… Mam nadzieje, że tym razem będzie wystarczająco długo i ciekawie.
______________________________
- Nie jesteśmy zbyt blisko? - szepnął Dorian.
- Zamknij się - syknęła. - Staram się czegoś dowiedzieć o ich przywódcy.
Orkowie zarządzili właśnie krótki postój. Ona i jej brat wspięli się na drzewo, jakieś sto jardów od bandy. Wsłuchiwała się w Czarną Mowę, próbując wyłapać coś przydatnego wśród plugawych krzyków oraz wulgaryzmów.
Niestety, orkowie byli niezmordowani. Ruszyli w dalszą drogę już po kilku minutach. Odwróciła się do brata.
- Coś nowego?
- Nic - westchnęła.
Zrobił zawiedzioną minę i zadumał się na czas jakiś. Zmarszczył brwi.
- Nadal nie mogę rozgryźć, co się stało z naszym kochanym Azogiem. Co takiego wydarzyło się w Dol Guldur?
Znała odpowiedź, ale bała się ją wypowiedzieć na głos. Prawda była straszna. Czuła, jak zalewała ją fala gorąca, gdy bart świdrował ją wzrokiem. Nie potrafiła ukrywać przed Dorianem wiele. Wystarczyło, że jakoś wykręciła się od jednoznacznej odpowiedzi, dlaczego Gilraen zerwała z nią przyjazne stosunki.
- Ty wiesz! - wykrzyknął.
- Noo... - jęknęła.
- Powiedz!
Wzięła głęboki oddech.
- Azog dostał awans - wyrzuciła szybko.
- CO?! - parsknął.
- To nie jest śmieszne! - krzyknęła na widok chichoczącego brata. - On został generałem! Poprowadzi armię!
Dorian natychmiast umilkł i spoważniał.
- Czyją? - spytał, pomimo, że znał odpowiedź.
- Ich pana. Nie mówią o nim inaczej, tylko „Pan”. Domyślam się, że to Czarnoksiężnik.
Głośno wypuścił powietrze z płuc.
- Co z tym z zrobimy?
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Wojna kiedyś musiała nadejść.
- To nie ostrzeżemy nikogo?
- Dorian, czy uciekając z Pałacu nie dokonaliśmy wyboru? Czy nie jest przesądzone, że wybraliśmy ochronę Kompanii?
- Jak chcesz tego dokonać? Sybil, orków jest ze czterdziestu! Sami nie damy im rady.
- Raz już podołaliśmy takiej liczbie - odparła.
- Tak, ale prawie nas zabili, a uciekliśmy tylko dzięki wargowi. Teraz nie mają ani jednego.
- Co w takim razie poczniemy? - zapytała z beznadzieją w głosie.
- Na razie ich śledźmy. Jeżeli zaatakują naszych kochanych, wtedy wkroczymy.
- Dobrze.
Gdy upewnili się, że znajdowali się w odpowiedniej odległości od szajki, wyruszyli. Bezszelestnie przemykali przez gęsty, trudny do przebycia las. W przeciwieństwie do orków robili to z klasą, nie niszcząc ani jednej gałązki. Znaleźli się niebezpiecznie blisko wrogów - mogli usłyszeć, jak orkowie tratowali wszystko na swej drodze. Czas upływał im w napiętym milczeniu. Sybil nie potrafiła odgonić się od ponurych myśli i wyrzutów sumienia związanych z dzieckiem. Ponadto ciągle bała się o Kiliego. Miała nieodparte wrażenie, że widziała strzałę z lotką charakterystyczną dla tych zatrutych. Zastanawiała się też, co się działo z Kompanią. Czy byli cali? Czy dostali się do Miasta na Jeziorze? Jeżeli tak, to kiedy wyruszą do celu?
Samotna Góra… Jej widok nie był Sybil obcy. Ettinor znajdowało się pięćdziesiąt mil lotem ptaka od niej. Wystarczyło wyjść na zewnątrz i spojrzeć na zachód, żeby zobaczyć ją majaczącą w oddali. Dziewczynę zawsze fascynował ten szczyt. Marzyła, że pewnego dnia wyrwie się z rodzinnej wioski i wstąpi do legendarnych hal Ereboru. Thorin tak pięknie o nich mówił, a zwłaszcza o Arcykamieniu. Chciała ujrzeć Królewski Klejnot na własne oczy. Teraz to pragnienie mogło się spełnić.
Pogoń za marzeniami oraz strach dodawały jej sił, któredziwnie traciła. Zaczynała szybko się męczyć, a tempo, które niegdyś nie powinno sprawiać problemu, teraz ją wykańczało.
Zasłabła.
- Dorian…
Nie zareagował. Był jedynie kilka metrów przed nią. Czyżby powiedziała jego imię aż tak cicho?
- Dorian!
Zanim zdążył się odwrócić, ona upadła na ziemię. Ruszył w jej stronę z krzykiem. Nie wiedziała, dlaczego w jego głosie było tyle strachu, dopóki nie zaczęła staczać się w głąb jakiegoś dołu. Krzaki jeżyn raniły ją boleśnie, w dodatku mocno poobijała się o ostre kamienie. Kiedy w końcu się zatrzymała, jęknęła głośno. Zamknęła oczy i dyszała ciężko. Wszystko ją bolało i było jej niedobrze. Po dłuższym czasie brat zjawił się obok. Zejście ze zbocza zajęło mu całe wieki. Uklęknął przy niej i szepnął z niepokojem:
- Co się dzieje, Sybil?
- Nie wiem, nie rozumiem…
- Szszsz, mów ciszej.
- Hę?
- Bardzo głośno krzyczałaś, gdy spadałaś.
- Naprawdę?
- Tak…
Miał coś powiedzieć, ale nieopodal rozległ się wrzask, który mógł należeć tyko do orka.
Z trudem podniosła się na nogi i nałożyła strzałę na cięciwę. Dorian uniósł miecz
w gotowości.
Nadeszli ze wszystkich stron, zacieśniając krąg wokół nich. Ich przywódca wystąpił naprzód i powiedział:
- To znowu wy, zdrajcy.
***
- Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.Ta uwaga wyrwała go z zamyślenia i wspomnień. Spojrzał na Bilba. Zalała go fala ciepła na widok kompana. Darzył go coraz większym szacunkiem oraz podziwem, lecz mimo to nie miał najmniejszej ochoty mówić mu o dniu, w którym stracił wszystko. Spojrzenie Hobbita było bardzo ciekawskie i Thorin miał wrażenie, że był zmuszony do udzielenia mu odpowiedzi. Niechętnie odwrócił wzrok od miłych, przyjaznych oczu. Wpatrywał się w krasnoludzką kuszę obronną i milczał. Na szczęście Balin wyręczył go
w wyjaśnieniu Bilbu całej sytuacji.
- Gdyby tamtego dnia ludzie celowali lepiej- szepnął załamującym się głosem. - Historia potoczyłaby się inaczej.
„Wszystko potoczyłoby się inaczej”.
Cała podróż w stronę Samotnej Góry była jednym wielkim rozdrapywaniem dawnych raz oraz gdybaniem.
Dziad, Frerin i mąż Dis żyliby, tak jak mnóstwo niewinnych poddanych. Ojciec by nie zaginął. Królestwo nie zostałoby zniszczone, a Arcykamień…
Arcykamień, Akrcykamień… Zajmował jego myśli coraz częściej. Klejnot był kluczem do sukcesu. Przepiękne Serce Góry… było w dużej mierze także jego własnym.
***
Ostrze coraz bardziej wgłębiało się w jego gardło. Zaczął się szarpać, ale ork trzymał go bardzo mocno swoimi łapskami. Dorian klęczał bezbronny na ziemi. Został zaatakowany tak niespodziewanie, że aż dał się obezwładnić. Wszystko dlatego, że orkowie uciekli się do szantażu. Przywódca powiedział, że nazywa się Bolg, syn samego Azoga. Później stwierdził, że najwyższa pora, aby on i siostra zginęli. Sybil odparła na to, żeby ich nie zabijał, ponieważ są cenni dla Thorina. Dorian przeklinał ją w duchu za to, jaka z niej kretynka. Dowódca spytał, dlaczego. Ona milczała. Jego złapano i przyłożono mu sztylet do gardła. Ona milczała. Bolg zapytał, czy Sybil powie, dlaczego. Ona milczała. Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna.
W miarę jak Sybil uparcie milczała, nóż mocniej wpijał się w jego szyję.
Widział, jak bardzo jego siostra jest rozdarta. Patrzyła raz na niego, raz na przywódcę, lecz nadal milczała.
- No to jak będzie? - warknął Bolg.
Strużka krwi zaczęła płynąć po jego szyi.
Sybil z przerażeniem spojrzała Dorianowi w oczy, bez słów pytając, co robić.
„Nie mów, błagam cię, nic nie mów!” - prosił ją w myślach.
Otrze wbiło się już tak głęboko, że na moment stracił oddech. Zaczął się krztusić.
- Powiem, tylko puśćcie mojego brata, a powiem! - krzyknęła.
Ork odrzucił Doriana od siebie. Chłopak wylądował na kamieniach. Odruchowo chwycił miecz. Przejrzał się w klindze - miał mocne nacięcie na tchawicy, które dość obficie krwawiło.
Lecz w tej chwili mieli inny problem.
- A teraz wytłumacz się - rozkazał przywódca szajki. - Dlaczego miałbym was nie zabijać Dlaczego jesteście niby tacy cenni dla Dębowej Tarczy?
- Użyj węchu - odparła Sybil.
Bolg wyraźnie wściekł się na tak śmiałą odzywkę, ale zaczął intensywnie wciągać powietrze nosem. Musiał wyczuć coś interesującego, bo podszedł bliżej jego siostry i ją obwąchiwał. Nagle przestał i wybuchnął szyderczym śmiechem.
- Dziwka! - wykrzyknął. - Puściła się z krasnoludem i teraz nosi w sobie jakiegoś mutanta!
Chichotał jeszcze przez jakiś czas, po czym nagle urwał i warknął groźnie:
- I co z tego, że jesteś w ciąży z jakimś śmierdzącym karłem? Jaki to ma związek
z Dębową Tarczą? - zamilkł na moment, a później spytał, jakby olśniony:
- Czyżbyś to z nim się przespała?
- Lepiej - odparła z uśmieszkiem. - Z jego umiłowanym siostrzeńcem.
Dowódca orków prychnął.
- No i co z tego?
- A to, że Thorin nas oraz synów swojej siostry kocha nade wszystko, a ci z kolei kochają mnie i brata. Wszyscy trzej są gotowi oddać życie za nas… A kiedy usłyszą, że jestem w ciąży…
- Rozumiem - mruknął Bolg. - Chcecie być kartą przetargową?
-Tak.
- Hmm… a jaką mam gwarancję, że Dębowa Tarcza odda się w moje ręce w zamian za was? Skąd mogę mieć pewność, że nie łżesz? Może nawet nie widziałaś tych trzech na oczy, co?
W odpowiedzi Sybil szczegółowo opisała wygląd Thorina, Filiego i Kiliego, w jakim byli wieku, skąd pochodzili, z jakiej rodziny się wywodzili, opowiedziała wszystko o ich upodobaniach, typowych zachowaniach, nawet o tym, jaką broń mieli zawsze przy sobie.
- Mój ojciec mówił mi o tobie co nieco, zdrajczynio - rzekł Bolg. - Opowiadał, jak długo opierałaś się torturom, żeby tylko nie wyjawić nic o tych krasnoludach. Mówił, że tobie
i twojemu tchórzliwemu bratu zależy na nich najbardziej na świecie… tymczasem teraz sprzedajesz ich tak łatwo…
Sybil, tak jak Dorian, z pewnością wyczuła groźbę ukrytą w tych słowach. Przerwała mu szybko:
- Może w końcu zrozumiałam, że należy stać po wygranej stronie?
Bolg spojrzał na jego siostrę z… uznaniem?!
- Jakie stawiasz warunki?
- Nie tkniecie mojego brata i pozwolicie nam zatrzymać broń.
Ork parsknął śmiechem.
- Chyba kpisz! Naprawdę uważasz, że zgodzę się na to, żebyście pozostali uzbrojeni?
- Tak - odpowiedziała.
- Niby dlaczego? - warknął.
W mgnieniu oka nałożyła strzałę na cięciwę. Zdawało się, że celowała prosto
w dowódcę. Uwolniła strzałę, która świsnęła obok ucha Bolga, przebijając głowę orka stojącego za nim.
- Bo odebranie nam jej dużo by was kosztowało.
„Może za niedługo ona przejmie rolę negocjatora?” - pomyślał Dorian.
- I tak wam nie uciekniemy - przekonywała dalej.
Zapanowała napięta cisza.
- Umowa stoi - wycedził syn Azoga w końcu.
Siostra kiwnęła głową, po czym podbiegła do Doriana i bez słowa ucięła sobie sztyletem kawałek rękawa. Obwinęła ranę na jego szyi skrawkiem materiału.
Nie mieli jak otwarcie porozmawiać o tym, co zaszło. Dlatego użyli swojego systemu znaków.
- Jak my się z tego wyplączemy? - zapytał.
- Czas pokaże - odparła. - Na razie grzecznie im towarzyszymy. Jeżeli nadarzy się jakakolwiek okazja, uwalniamy się od razu.
- Oczywiście… ach, jeszcze jedno…
- Tak?
- Czy ty grałaś?
- Nie.
Fili nadal nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
Thorin nie pozwolił Kiliemu wyruszyć w ostatni etap podróży.
Jego brat był bezbrzeżnie zawiedziony, rozczarowany i zły. Widział to. Fili poczuł narastający w nim gniew.
- Wuju… Wychowaliśmy się na legendach o Górze. Sam nam je opowiadałeś. Nie możesz mu teraz tego odebrać!
- Fili!
- Będę go niósł, jeżeli będzie trzeba! - Nie mógł znieść myśli o rozłące z bratem na dłużej niż parę chwil.
Teraz to ja jestem waszym ojcem.
„Sam tak mówiłeś! Dlaczego teraz go zostawiasz?!”
Przysięgał nad grobem ich ojca. Obiecał, że będzie się nimi opiekował i pewnego dnia zabierze ich do Ereboru. Thorin obiecał. Ale czy teraz stoi przed nim ten sam Thorin? Czy ten sam, którego razem z Kilim traktowali jak ojca? Coś się w nim zmieniło.
- Fili, pewnego dnia będziesz królem, a wtedy zrozumiesz. Nie mogę ryzykować powodzenia tej wyprawy przez wzgląd na jednego krasnoluda. Nawet mojego krewniaka.
„Myślisz już tylko o bogactwach, władzy i Arcyklejnocie”.
Teraz to Thorina zabierała choroba złota. Fili był rozdarty. Z jednej strony zapragnął zostać przy wuju i zrobić wszystko, by zapobiec rozwoju choroby, ale…
Kili cierpiał. Z jego raną było coraz gorzej, już tego nie ukrywał.
Nie mógł tak zostawić swojego małego braciszka.
- Fili, nie bądź głupcem. - Thorin próbował go zatrzymać. - Twoje miejsce jest
w Kompanii.
„Nie”
- Moje miejsce jest przy bracie.
Wuj już go dalej nie powstrzymywał. Z pewnością rozpierała go złość na tak jawny akt nieposłuszeństwa, lecz tego po sobie nie pokazywał. Mieszkańcy Miasta na Jeziorze najpewniej zaraz wezmą go na języki, drwiąc z tego, jakim to cieszył się posłuchem.
Fili nie dbał o to.
Kili umierał, tylko to się liczyło.
Znaleźli się właśnie przy moście łączącym Esgaroth z brzegiem Jeziora.
Bolg podszedł do Doriana i Sybil, po czym burknął:
- Zostaniecie z połową moich zuchów. Reszta idzie ze mną, sprawdzić, gdzie jest Dębowa Tarcza. Gdy go znajdziemy, dostaniecie przyprowadzeni i dojdzie do wymiany. Lepiej nie próbujcie żadnych sztuczek, jasne? - warknął.
Pokiwali głowami, nic nie mówiąc. Fuknął na nich, a później zabrał ze sobą około dwudziestu orków.
Poczuli się zagrożeni jak nigdy wcześniej. Do tej pory tylko dowódca powstrzymywał mordercze zapędy swoich podkomendnych. Ich obawy sprawdziły się po niedługim czasie.
Dwóch orków podeszło do wykończonej Sybil i siłą postawiło ją na nogi. Potem zaczęli się do niej dobierać.
- Zostawcie mnie! - krzyknęła.
- Bo co? - syknął jeden.
- Sprzedałaś się krasnoludowi, to dlaczego nie nam? - spytał drugi.
Szarpała się, ale przestała po niedługim czasie.
- W sumie to… czemu nie? - mruknęła.
Wydawało się, że jest nawet chętna, dopóki nie przebiła dyskretnie sztyletem pierwszego orka, a potem poderżnęła gardło drugiemu. To rozwścieczyło pozostałych. Zaatakowali naraz, ze wszystkich stron. Lecz dwudziestu orków to nie czterdziestu.
Dorian i Sybil osunęli się zmęczeni na kolana, gdy było już po wszystkim. Udało im się zabić wszystkich wrogów bez poważniejszych obrażeń.
- Och nie - jęknął Dorian. - Znowu to zrobiliśmy.
- Jesteśmy zdrajcami, mówiłam ci - wydyszała Sybil.
Milczeli przez chwilę, rozglądając się po polu potyczki. Gleba nasiąkła krwią, a naokoło zaczął roznosić się jej zapach.
Musieli uciekać, natychmiast. Jeżeli Bolg ich tak nakryje…
Do ich uszu dobiegł niespodziewany hałas. Ujrzeli, jak nikt inny, a sam książę Legolas konno gonił potomka Azoga. Ominięto ich bez zaszczycenia ani jednym spojrzeniem.
Opadły im szczęki. To było co najmniej… nieoczekiwane. Skąd się u licha wziął tutaj syn Tharnduila?
- Co robimy? - spytała zdezorientowana Sybil.
- Musimy sprawdzić, co się stało - odparł jej brat.
Popędzili do Miasta na Jeziorze z szybkością wiatru. Znaleźli się w dziwnym labiryncie kanałów, mostów i wąskich uliczek. Nie było widać ani żywej duszy.
Sybil jęknęła.
- Jakim cudem ich znajdziemy?
- Trupy nam pomogą - odpowiedział Dorian.
Zaczął przeczesywać teren dookoła. W końcu natrafił na martwe ciało orka. Później na kolejne, i jeszcze jedne, i następne. Zwłoki były jak tropy prowadzące do celu.
Nagle oboje doznali tego samego przeczucia - ich ukochani byli niedaleko, rodzeństwo wyczuwało ich obecność. Wiedzieli już dokładnie, do którego domu musieli się udać. Biegli co sił w nogach. Byli już tak blisko, już widzieli budynek dokładnie, nie dalej jak kilkanaście jardów przed nimi.
I wtedy nadszedł smok.
Azog serio miał syna Bolga... wolę nie wnikać w szczegóły.Ostrzegałam, że Sybil zwraca się
w stronę zła.
Thorina zaczyna trawić choroba, niestety.
Ogólnie, szykuje się rzeź.
„Może za niedługo ona przejmie rolę negocjatora?” - pomyślał Dorian.
- I tak wam nie uciekniemy - przekonywała dalej.
Zapanowała napięta cisza.
- Umowa stoi - wycedził syn Azoga w końcu.
Siostra kiwnęła głową, po czym podbiegła do Doriana i bez słowa ucięła sobie sztyletem kawałek rękawa. Obwinęła ranę na jego szyi skrawkiem materiału.
Nie mieli jak otwarcie porozmawiać o tym, co zaszło. Dlatego użyli swojego systemu znaków.
- Jak my się z tego wyplączemy? - zapytał.
- Czas pokaże - odparła. - Na razie grzecznie im towarzyszymy. Jeżeli nadarzy się jakakolwiek okazja, uwalniamy się od razu.
- Oczywiście… ach, jeszcze jedno…
- Tak?
- Czy ty grałaś?
- Nie.
***
- Chodź przystojniaku, zajmę się tobą. Fili nadal nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
Thorin nie pozwolił Kiliemu wyruszyć w ostatni etap podróży.
Jego brat był bezbrzeżnie zawiedziony, rozczarowany i zły. Widział to. Fili poczuł narastający w nim gniew.
- Wuju… Wychowaliśmy się na legendach o Górze. Sam nam je opowiadałeś. Nie możesz mu teraz tego odebrać!
- Fili!
- Będę go niósł, jeżeli będzie trzeba! - Nie mógł znieść myśli o rozłące z bratem na dłużej niż parę chwil.
Teraz to ja jestem waszym ojcem.
„Sam tak mówiłeś! Dlaczego teraz go zostawiasz?!”
Przysięgał nad grobem ich ojca. Obiecał, że będzie się nimi opiekował i pewnego dnia zabierze ich do Ereboru. Thorin obiecał. Ale czy teraz stoi przed nim ten sam Thorin? Czy ten sam, którego razem z Kilim traktowali jak ojca? Coś się w nim zmieniło.
- Fili, pewnego dnia będziesz królem, a wtedy zrozumiesz. Nie mogę ryzykować powodzenia tej wyprawy przez wzgląd na jednego krasnoluda. Nawet mojego krewniaka.
„Myślisz już tylko o bogactwach, władzy i Arcyklejnocie”.
Teraz to Thorina zabierała choroba złota. Fili był rozdarty. Z jednej strony zapragnął zostać przy wuju i zrobić wszystko, by zapobiec rozwoju choroby, ale…
Kili cierpiał. Z jego raną było coraz gorzej, już tego nie ukrywał.
Nie mógł tak zostawić swojego małego braciszka.
- Fili, nie bądź głupcem. - Thorin próbował go zatrzymać. - Twoje miejsce jest
w Kompanii.
„Nie”
- Moje miejsce jest przy bracie.
Wuj już go dalej nie powstrzymywał. Z pewnością rozpierała go złość na tak jawny akt nieposłuszeństwa, lecz tego po sobie nie pokazywał. Mieszkańcy Miasta na Jeziorze najpewniej zaraz wezmą go na języki, drwiąc z tego, jakim to cieszył się posłuchem.
Fili nie dbał o to.
Kili umierał, tylko to się liczyło.
***
Padli na ziemię, ciężko dysząc. Byli nie do zdarcia, to trzeba orkom przyznać. Znaleźli się właśnie przy moście łączącym Esgaroth z brzegiem Jeziora.
Bolg podszedł do Doriana i Sybil, po czym burknął:
- Zostaniecie z połową moich zuchów. Reszta idzie ze mną, sprawdzić, gdzie jest Dębowa Tarcza. Gdy go znajdziemy, dostaniecie przyprowadzeni i dojdzie do wymiany. Lepiej nie próbujcie żadnych sztuczek, jasne? - warknął.
Pokiwali głowami, nic nie mówiąc. Fuknął na nich, a później zabrał ze sobą około dwudziestu orków.
Poczuli się zagrożeni jak nigdy wcześniej. Do tej pory tylko dowódca powstrzymywał mordercze zapędy swoich podkomendnych. Ich obawy sprawdziły się po niedługim czasie.
Dwóch orków podeszło do wykończonej Sybil i siłą postawiło ją na nogi. Potem zaczęli się do niej dobierać.
- Zostawcie mnie! - krzyknęła.
- Bo co? - syknął jeden.
- Sprzedałaś się krasnoludowi, to dlaczego nie nam? - spytał drugi.
Szarpała się, ale przestała po niedługim czasie.
- W sumie to… czemu nie? - mruknęła.
Wydawało się, że jest nawet chętna, dopóki nie przebiła dyskretnie sztyletem pierwszego orka, a potem poderżnęła gardło drugiemu. To rozwścieczyło pozostałych. Zaatakowali naraz, ze wszystkich stron. Lecz dwudziestu orków to nie czterdziestu.
Dorian i Sybil osunęli się zmęczeni na kolana, gdy było już po wszystkim. Udało im się zabić wszystkich wrogów bez poważniejszych obrażeń.
- Och nie - jęknął Dorian. - Znowu to zrobiliśmy.
- Jesteśmy zdrajcami, mówiłam ci - wydyszała Sybil.
Milczeli przez chwilę, rozglądając się po polu potyczki. Gleba nasiąkła krwią, a naokoło zaczął roznosić się jej zapach.
Musieli uciekać, natychmiast. Jeżeli Bolg ich tak nakryje…
Do ich uszu dobiegł niespodziewany hałas. Ujrzeli, jak nikt inny, a sam książę Legolas konno gonił potomka Azoga. Ominięto ich bez zaszczycenia ani jednym spojrzeniem.
Opadły im szczęki. To było co najmniej… nieoczekiwane. Skąd się u licha wziął tutaj syn Tharnduila?
- Co robimy? - spytała zdezorientowana Sybil.
- Musimy sprawdzić, co się stało - odparł jej brat.
Popędzili do Miasta na Jeziorze z szybkością wiatru. Znaleźli się w dziwnym labiryncie kanałów, mostów i wąskich uliczek. Nie było widać ani żywej duszy.
Sybil jęknęła.
- Jakim cudem ich znajdziemy?
- Trupy nam pomogą - odpowiedział Dorian.
Zaczął przeczesywać teren dookoła. W końcu natrafił na martwe ciało orka. Później na kolejne, i jeszcze jedne, i następne. Zwłoki były jak tropy prowadzące do celu.
Nagle oboje doznali tego samego przeczucia - ich ukochani byli niedaleko, rodzeństwo wyczuwało ich obecność. Wiedzieli już dokładnie, do którego domu musieli się udać. Biegli co sił w nogach. Byli już tak blisko, już widzieli budynek dokładnie, nie dalej jak kilkanaście jardów przed nimi.
I wtedy nadszedł smok.
______________________________
Azog serio miał syna Bolga... wolę nie wnikać w szczegóły.Ostrzegałam, że Sybil zwraca się
w stronę zła.
Thorina zaczyna trawić choroba, niestety.
Ogólnie, szykuje się rzeź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz